8 października 2019

Od Nawłoci

Nawłoć gwałtownie otworzyła szarawe ślepia, zaczerpnąwszy chwilę wcześniej równie burzliwego tchu. Przez jej grzbiet przeszedł miażdżący jej mentalny spokój, nietypowy dreszcz niepokoju, poprzedzony jakimś głośniejszym hałasem. Po kilku sekundach trwania w bezruchu, zdała sobie sprawę, że nie było to nic innego jak dziwny, wysoki dźwięk wydawany przez metalowe pudełka Dwunogich. Wniknął w jej uszy i wybudził ją z letargu tylko i wyłącznie dlatego, że ciągle był dla Szarej nowy. Nie było żadnego niebezpieczeństwa, a jedynie nieodłączna część dwunogich istot. Pomału odetchnęła z ulgą i rozejrzała się po ciemnej norze. Kilka psów z niemrawymi minami na pyskach cicho rozmawiało, część spała a dwóch czy trzech nie widziała. Zmrużyła oczy, próbując sobie przypomnieć, gdzie ostatnio ich widziała i których wysłała na patrol a kogo po pożywienie. Gdy dodała wszystkie fakty, otrząsnęła się lekko i wstała, starając się wydać jak najmniej hałasu. Z ukosa zerknęła na lidera, który rozłożony w kącie obserwował każdy jej ruch; w momencie kiedy ich spojrzenia się spotkały, pies posłał w jej kierunku bladą namiastkę uśmiechu. Ostatnio nie czuł się najlepiej i to Szara pełniła większość jego obowiązków, choć miała nadzieję, że jej lider wróci jak najszybciej do pełni sił. Odpłaciła się tym samym i wręcz wyskoczyła z nory wprost na żwirowaną dróżkę. Jej sierść od razu zaczęły pokrywać drobne krople wody, jednak samica nawet nie zwróciła na to uwagi. Musiała rozprostować łapy, gdziekolwiek i jak - nie potrafiła już wytrzymać w dusznym zamknięciu. O ile każdy dziękował Niebiosom, że zesłały im norę, z suchymi ścianami i podłożem, to Szara wolałaby wrócić na swe terytoria. Spojrzała się z utęsknieniem na północ, wyczuwając rześki podmuch wiatru z tamtej strony. Tam była las, jej dom. Natomiast to dziwne miejsce otaczała duża ilość równo rosnących drzew owocowych, zapewne będący dawnym spichlerzem Dwunogich. Czuła ich woń, jednak była ona stara i od kilkunastu dni nie było ich w tej okolicy. Nawłoć nie zamierzała z aprobatą przytaknąć myśli, że mają tu zostać na dłużej, ale chwilowo nie chciała się z nikim kłócić. Bała się, że zareaguje zbyt agresywnie i ześle na siebie nieprzychylność lidera, który w obecnej sytuacji już i tak popadał co chwilę w ogromny stres. Jej samej również go nie oszczędzono. Westchnęła głębiej i zniżyła łeb do ziemi, czując niepohamowaną potrzebę aby dokładniej przyjrzeć się mało kolorowej kałuży w ziemi. Ta była wyjątkowo normalna jak na tak bliską odległość od drogi Grzmotu. W tamtej okolicy małe jeziora mieniły się kolorami łuny na wieczornym nieboskłonie i powodowały choroby u psów; kilka dni temu wraz z liderem oficjalnie zakazała zbliżania się choćby na odległość dużego skoku do tej wody. W końcu ruszyła na obchód, nie bojąc się iść sama - nie pierwszy raz robiła to w tej okolicy. Tutejsze pieski Dwunogich bały się jej, najprawdopodobniej czując od niej zapach sfory lub po prostu ją widząc. Nie miałyby z nią najmniejszych szans, bo jak tu porównać do siebie psa wychowanego przez las a domowego pieszczoszka jedzącego to, co im Dwunożny podrzuci? Na samą taką myśl uśmiechnęła się krzywo. Ruszyła szybszym krokiem i w końcu znalazła się przy ciągnącym się aż po horyzont rzeczą nazywaną "płotem", o kolorze młodej brzozy. Podeszła do umówionej przez lidera granicy i zdała sobie sprawę, że czuję wyraźny i świeży zapach innego psa. Świeży, to mało powiedziane. Ktoś dosłownie przed chwilą oznaczył ten teren, mimo że dwójka wojowników Flumine oznaczała u wschodu słońca tę granicę! Czuła, jakby ktoś z całej siły uderzył ją czymś mocnym; na początku starała się uspokoić, jednak wiele dni w stresie i zmęczeniu skutecznie to uniemożliwiały. Emocje wzięły górę i gdy tylko usłyszała jakiś hałas, od razu rzuciła w jego stronę wściekłe spojrzenie. Nie czekała na reakcję ewentualnego psa, który pogwałcił święte zasady, wkraczając na teren jej sfory. Gdy wbiegła w kępę zieleniny, gałęzie i liście smagnęły ją po pysku, nie powodując jednak zniechęcenia a jeszcze większą zawiść w stronę nieznanego sprawcy. Nawłoć wiedziała, że jeżeli pozwoli temu psu uciec, to może uzna że są słabi i wezwie pobratymców, z chęcią ich zaatakowania. Oczywiście, nic nie budziło wątpliwości, że wygraliby tę potyczkę, ale na pewno znalazłoby się kilka rannych - a tego nie potrzebowali. Szczególnie teraz, w tak trudnych czasach.
— Kim jesteś i jak śmiałeś? — wręcz warknęła, nie zdając sobie sprawy, że pies umykający jej w chaszczach może nie być winny tego uchybienia — Wyjdź no, pokaż się! Skoro odważyłeś się wkroczyć na nasz teren, odważ się spojrzeć mi w ślepia!
Po kilkudziesięciu skokach nieznany Szarej pies zatrzymał się gwałtownie i szczerząc kły, obrócił się w jej stronę. Nie była w stanie stwierdzić, czy był to gest obronny czy nasiąknięty agresją. Nie bacząc na jego zachowanie, Nawłoć nie miała zamiaru zmieniać się nagle w potulnego szaraka, który wpadł i chce teraz uciec. Posłała mu pełne nienawiści spojrzenie i zamilkła, czekając na jakikolwiek znak od obróconego wobec niej potencjalnego przeciwnika.
<Ktoś chce wątek z zabójczą ciocią Nawłoćką?>
[788 słów: Nawłoć otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz