Nawłoć gwałtownie otworzyła szarawe ślepia, zaczerpnąwszy chwilę wcześniej równie burzliwego tchu. Przez jej grzbiet przeszedł miażdżący jej mentalny spokój, nietypowy dreszcz niepokoju, poprzedzony jakimś głośniejszym hałasem. Po kilku sekundach trwania w bezruchu, zdała sobie sprawę, że nie było to nic innego jak dziwny, wysoki dźwięk wydawany przez metalowe pudełka Dwunogich. Wniknął w jej uszy i wybudził ją z letargu tylko i wyłącznie dlatego, że ciągle był dla Szarej nowy. Nie było żadnego niebezpieczeństwa, a jedynie nieodłączna część dwunogich istot. Pomału odetchnęła z ulgą i rozejrzała się po ciemnej norze. Kilka psów z niemrawymi minami na pyskach cicho rozmawiało, część spała a dwóch czy trzech nie widziała. Zmrużyła oczy, próbując sobie przypomnieć, gdzie ostatnio ich widziała i których wysłała na patrol a kogo po pożywienie. Gdy dodała wszystkie fakty, otrząsnęła się lekko i wstała, starając się wydać jak najmniej hałasu. Z ukosa zerknęła na lidera, który rozłożony w kącie obserwował każdy jej ruch; w momencie kiedy ich spojrzenia się spotkały, pies posłał w jej kierunku bladą namiastkę uśmiechu. Ostatnio nie czuł się najlepiej i to Szara pełniła większość jego obowiązków, choć miała nadzieję, że jej lider wróci jak najszybciej do pełni sił. Odpłaciła się tym samym i wręcz wyskoczyła z nory wprost na żwirowaną dróżkę. Jej sierść od razu zaczęły pokrywać drobne krople wody, jednak samica nawet nie zwróciła na to uwagi. Musiała rozprostować łapy, gdziekolwiek i jak - nie potrafiła już wytrzymać w dusznym zamknięciu. O ile każdy dziękował Niebiosom, że zesłały im norę, z suchymi ścianami i podłożem, to Szara wolałaby wrócić na swe terytoria. Spojrzała się z utęsknieniem na północ, wyczuwając rześki podmuch wiatru z tamtej strony. Tam była las, jej dom. Natomiast to dziwne miejsce otaczała duża ilość równo rosnących drzew owocowych, zapewne będący dawnym spichlerzem Dwunogich. Czuła ich woń, jednak była ona stara i od kilkunastu dni nie było ich w tej okolicy. Nawłoć nie zamierzała z aprobatą przytaknąć myśli, że mają tu zostać na dłużej, ale chwilowo nie chciała się z nikim kłócić. Bała się, że zareaguje zbyt agresywnie i ześle na siebie nieprzychylność lidera, który w obecnej sytuacji już i tak popadał co chwilę w ogromny stres. Jej samej również go nie oszczędzono. Westchnęła głębiej i zniżyła łeb do ziemi, czując niepohamowaną potrzebę aby dokładniej przyjrzeć się mało kolorowej kałuży w ziemi. Ta była wyjątkowo normalna jak na tak bliską odległość od drogi Grzmotu. W tamtej okolicy małe jeziora mieniły się kolorami łuny na wieczornym nieboskłonie i powodowały choroby u psów; kilka dni temu wraz z liderem oficjalnie zakazała zbliżania się choćby na odległość dużego skoku do tej wody. W końcu ruszyła na obchód, nie bojąc się iść sama - nie pierwszy raz robiła to w tej okolicy. Tutejsze pieski Dwunogich bały się jej, najprawdopodobniej czując od niej zapach sfory lub po prostu ją widząc. Nie miałyby z nią najmniejszych szans, bo jak tu porównać do siebie psa wychowanego przez las a domowego pieszczoszka jedzącego to, co im Dwunożny podrzuci? Na samą taką myśl uśmiechnęła się krzywo. Ruszyła szybszym krokiem i w końcu znalazła się przy ciągnącym się aż po horyzont rzeczą nazywaną "płotem", o kolorze młodej brzozy. Podeszła do umówionej przez lidera granicy i zdała sobie sprawę, że czuję wyraźny i świeży zapach innego psa. Świeży, to mało powiedziane. Ktoś dosłownie przed chwilą oznaczył ten teren, mimo że dwójka wojowników Flumine oznaczała u wschodu słońca tę granicę! Czuła, jakby ktoś z całej siły uderzył ją czymś mocnym; na początku starała się uspokoić, jednak wiele dni w stresie i zmęczeniu skutecznie to uniemożliwiały. Emocje wzięły górę i gdy tylko usłyszała jakiś hałas, od razu rzuciła w jego stronę wściekłe spojrzenie. Nie czekała na reakcję ewentualnego psa, który pogwałcił święte zasady, wkraczając na teren jej sfory. Gdy wbiegła w kępę zieleniny, gałęzie i liście smagnęły ją po pysku, nie powodując jednak zniechęcenia a jeszcze większą zawiść w stronę nieznanego sprawcy. Nawłoć wiedziała, że jeżeli pozwoli temu psu uciec, to może uzna że są słabi i wezwie pobratymców, z chęcią ich zaatakowania. Oczywiście, nic nie budziło wątpliwości, że wygraliby tę potyczkę, ale na pewno znalazłoby się kilka rannych - a tego nie potrzebowali. Szczególnie teraz, w tak trudnych czasach.
— Kim jesteś i jak śmiałeś? — wręcz warknęła, nie zdając sobie sprawy, że pies umykający jej w chaszczach może nie być winny tego uchybienia — Wyjdź no, pokaż się! Skoro odważyłeś się wkroczyć na nasz teren, odważ się spojrzeć mi w ślepia!
Po kilkudziesięciu skokach nieznany Szarej pies zatrzymał się gwałtownie i szczerząc kły, obrócił się w jej stronę. Nie była w stanie stwierdzić, czy był to gest obronny czy nasiąknięty agresją. Nie bacząc na jego zachowanie, Nawłoć nie miała zamiaru zmieniać się nagle w potulnego szaraka, który wpadł i chce teraz uciec. Posłała mu pełne nienawiści spojrzenie i zamilkła, czekając na jakikolwiek znak od obróconego wobec niej potencjalnego przeciwnika.
<Ktoś chce wątek z zabójczą ciocią Nawłoćką?>
[788 słów: Nawłoć otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz