Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Puma †. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Puma †. Pokaż wszystkie posty

2 czerwca 2022

11 lipca 2021

Od Pumy CD Dymu

Dym złapał gołębia między przednie łapy, po czym zaczął go oskubywać z mięsa. Zostawił same kosteczki, następnie rzucił się biegiem w poszukiwaniu Jazgotu. Wróciłam samotnie do obozu i położyłam się do swojego legowiska. Przyznam, że przykro mi się zrobiło, gdy pies odbiegł bez pożegnania, ale zdawałam sobie sprawę z tego, że nie miał innego wyjścia. Strasznie mi się nudziło, tylko leżałam i gapiłam się w przestrzeń. Chciałam wrócić na swój patrol, ale niestety nie mogłam, ponieważ obiecałam Dymowi, że tego nie zrobię, zasnąć też nie mogłam, ponieważ setki myśli kłębiło mi się w głowie.
— Czy ja naprawdę tak wiele wymagam? Chcę tylko pójść spać i przestać rozmyślać — zaczęłam gadać sama do siebie. Nie lubię marudzić, ale to już przesada, naprawdę muszę tyle rozmyślać o jednym psie? Przecież nie zostawił mnie tam specjalnie, był umówiony z Jazgotem i przeze mnie się spóźnił. Muszę zacząć myśleć o czymś, co jest bezsensowne, wtedy powinnam się znudzić i zasnąć, tylko o czym mam pomyśleć? Nawet nie mogłam się skupić, aby wymyślić coś całkowicie bez sensu, ponieważ kłóciłam się sama ze sobą, ze swoimi myślami.
— Dymie! Dlaczego cały czas chodzisz mi po głowie!? — zaczęłam dosyć głośno burczeć pod nosem. Zasłoniłam łapami swój pysk, abym już nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Może gdybym pozwoliła swojemu mózgowi o nim myśleć, to szybciej by się to skończyło? Czy to tak działa? Dlaczego nie mogę po prostu wyrzucić go ze swojej głowy? Nigdy wcześniej tak się nie zachowywałam, dziwnie mi z tym, a co jeśli on mi się podoba? Niemożliwe, muszę być naprawdę nie w formie po tym podtopieniu, bo wygaduję same głupoty. Im więcej o tym wszystkim rozmyślałam, tym bardziej jestem przekonana, że Dym skradł mi serce. Nagle młody wróbelek podleciał bardzo blisko mnie i wtopił swoje małe czarne oczka prosto w moją osobę. Mogłabym go zjeść i dobrze o tym wiedział, ale nawet nie zamierzałam, wreszcie znalazłam kogoś, komu mogę się wyżalić i nie będzie mnie naciskał, ani szantażował, ani nic podobnego.
— Miło spędza mi się z nim czas, gdy go widzę, serce wyrywa mi się z klatki, a łapy robią się jak z waty, czuję się wtedy jakbym była w innej rzeczywistości. Mogłabym zrobić dosłownie wszystko, aby poświęcił mi swoją uwagę i cenny czas. Wcześniej tego wcale nie zauważałam, ale teraz gdy mam wolne od swoich obowiązków i mogę sobie wszystko przeanalizować, to właśnie tak ta sprawa wygląda. Jestem pewna tego, że czuję do niego coś innego niż przyjaźń, coś silniejszego. On mi się naprawdę podoba, to pewne. Tylko jak mu ja o tym powiem? Mam dwa wyjścia albo mu o tym powiedzieć, albo mu o tym nie mówić, ale to chyba logiczne. Mogę mu nie wyznać moich uczuć, ale wtedy sam to zauważy, przecież nie jest głupi, wręcz przeciwnie a do tego spostrzegawczy, ale jeżeli mu o tym powiem, to mogę się spodziewać tego, że mnie odrzuci, ponieważ mu się nie podobam, a poza tym zawsze znajdzie się jakaś wymówka, brak czasu lub cokolwiek innego, wątpię, żebyśmy czuli do siebie to samo. Dym mi odmówi, a ja będę chodzić ze złamanym sercem i nie wiadomo jak to się odbije na moich obowiązkach, z drugiej strony, jeżeli mu o tym nie powiem, to będę przez długi czas chodzić z głową w chmurach, więc to też nie będzie dobre rozwiązanie — żaliłam się ptaszkowi, który nadal nie spuszczał ze mnie wzroku, to wyglądało, tak jakby ten malutki stworek chciał mnie zahipnotyzować. Nie miałam pewności czy rozumiał to, co do niego mówię, czy wręcz przeciwnie, ale w sumie nie powinno mnie to interesować. Miałam się komu wygadać i to było najważniejsze.
— A ty jak myślisz ptaszku? — Przysunęłam się do niego, a on odskoczył dwa kroki w tył. — Więc się mnie boisz? — Wstałam i podeszłam do niego jeszcze trochę bliżej, ale on znów zaczął przede mną uciekać. — Nie znajdziesz tutaj jedzenia młody wróbelku, jeśli właśnie tego tutaj szukasz. — Odsunęłam się od niego i wróciłam na miejsce, wtedy on znów do mnie podszedł. — A więc lubisz mnie słuchać, czy wypatrzyłeś na mnie jakąś pchłę lub inne robactwo? — Zaśmiałam się głośno, pokazując białe zęby i w tym samym momencie wystraszyłam go, a on pozostawił mnie, odlatując nie wiadomo gdzie. Wcale nie chciałam go wystraszyć tylko go do mnie przyzwyczaić, ale jak widać, on nie szukał nowych znajomości. Postanowiłam kontynuować mój nieinteresujący nikogo dylemat, w sumie to ja nie miałam ochoty się z nikim tym dzielić, przynajmniej żadnym psem, bo wróbelek był całkiem dobrym słuchaczem do czasu, aż go przypadkiem nie odstraszyłam. Postanowiłam, że wyznam, mu co czuję w odpowiednim momencie, ale musi to być dziś bo nie wytrzymam, liczę się z tym, że może mnie wyśmiać, albo przestać utrzymywać ze mną kontakt, chociaż nie może go zerwać, bo jest zastępcą i jak będę chciała, to mogę mu truć dupę, a on będzie zmuszony słuchać moich zażaleń na byle gówno, może go ewentualnie ograniczyć. Najbardziej się boję tego, że go znienawidzę, gdy zareaguje niedojrzałe, ale to bardzo mało prawdopodobne, chociaż nic nigdy nie wiadomo, przecież ja też nie miałam pojęcia, że dzisiejszy dzień będzie taki pełen emocji i przemyśleń, a w dodatku muszę się liczyć, z tym że on może zmienić zdanie na mój temat a ja się będę palić ze wstydu za każdym razem, gdy go zobaczę, bo jeśli dałby mi potocznie tak zwanego „kosza” to ja się przecież załamię. To już się robi nudne, wciąż gadam o tym samym, po prostu go znajdę i mu o tym powiem, będę mieć głowy. Miałam się już zbierać, lecz niespodziewanie pojawił się Dym.
— Cześć, jak się czujesz? — spytał naprawdę zestresowany. Wyglądało to tak, jakby wiedział o wszystkim i nie miał pojęcia jak mi tu teraz powiedzieć, że ja nie jestem w jego typie, ale z tego, co wiem, to my nie rozumiemy ćwierkania wróbelków, chyba że tylko ja jestem niededukowana lub ptaszek umie po naszemu i ja nie miałam o tym zielonego pojęcia. Ja również byłam zestresowana i miałam wrażenie, że język mi się poplącze, gdy będę mu odpowiadać.
— Wszystko dobrze, jak było na patrolu? — udało mi się powiedzieć zdanie i nie jąkałam się przy tym, czyli nie jest tak źle, jak myślałam. Starałam się na niego za bardzo nie patrzeć, aby się nie rozpraszać, musiałam zachować jakikolwiek spokój i rozsądek, nawet najmniejszy, żeby nie palnąć czegoś głupiego.
— Jakiś włóczęga wdarł się na wysypisko, najgorzej, że gdy poszedłem za jego tropem, nagle wyparował, obszedłem jeszcze spory teren, ale już nie odzyskałem go. Dziwne, czyżby miały jakieś metody na kamuflowanie swojego zapachu.
— Słyszałam, że podobno są rośliny, które jak się w nich wytarzasz, neutralizują twój zapach. — Udało mi się powiedzieć coś mądrego, zachowując przy tym wewnętrzny spokój. Nie mam pojęcia, jak w tym momencie wyglądała moja mina, ale wiem, że na pewno było z nią coś nie tak, bo Dym dziwacznie mi się przyglądał. Nie chcę sobie nawet tego wyobrażać.
— Wiesz może, jak się nazywają? — Spojrzał na mnie pytająco.
— Nie, słyszałam tylko, że takie są — odpowiedziałam, spoglądając na niego ukradkiem oka.
— Chciałbym z tobą porozmawiać, ale na osobności.
— Jasne coś się stało? — Zaskoczył mnie. Pełno myśli przeleciało po mojej głowie, strasznie się bałam, że ptaszek jednak mógł coś wyćwierkać, ale to było jednak mało prawdopodobne, pewnie chcę omówić jakieś sprawy „zawodowe” zmianę patrolowanych terenów albo coś, może chcę przedyskutować to tylko ze mną? Włączy mnie do zarządu? Raczej mało prawdopodobne, ale szansa zawsze jest. W ogóle nie mogę się na niczym skupić, tylko gadam od rzeczy. Muszę się skontaktować! Kłóciłam się sama ze sobą myślami w sumie jak przez cały dzień, to ja chyba w życiu nie myślałam tyle, co dzisiaj w dodatku gadam tylko o jednym. Zakochani tak już chyba mają, nie chcę być taką nudziarą do końca życia.
— Nie spokojnie, ale dasz się zabrać na spacer?
— Tak. Dokąd idziemy? — powiedziałam, promieniejąc z radości. Naprawdę byłam bardzo szczęśliwa, wręcz nie wyobrażalnie, dobrze, że umiem zapanować nad swoim ogonem, bo naprawdę nie chciałam, aby Dym widział, jak bardzo się ucieszyłam na tę wyjście, muszę zachowywać się normalnie.
— Może na opuszczony dworzec kolejowy?
— No okey. — Lekko się skrzywiłam, nie było to jakieś cudowne miejsce na wyznawanie sobie uczuć, ale stwierdziłam, że skoro mam już mieć to za sobą to zrobię to jak najszybciej, właśnie na osobności. Wolałabym mu to powiedzieć na plaży przy zachodzie słońca czy coś takiego, aby serce mu trochę zmiękło, ale cóż tak też można. Ruszyliśmy spokojnym krokiem, Dym, się czymś stresował, nie rozumiałam tego, czy stało się coś aż tak poważnego? Zaczął nerwowo oblizywać wargi.
— Coś się stało Dymie? — Spojrzałam na niego lekko.
— Nie spoko nic mi nie jest — zapewniał mnie, ale i tak wiedziałam, że coś jest nie tak. Teraz to, zamiast się stresować tym, że zaraz życie może mi się zawalić, to stresuję się tym, że z nim coś jest nie tak. Wreszcie dotarliśmy na miejsce. Usiadłam naprzeciwko psa i zaciekawiona wlepiłam w niego swoje spojrzenie.
— To, co chciałeś mi powiedzieć? — zapytałam. Chciałam, aby najpierw powiedział, mi to o czym tak strasznie chciał mnie poinformować, a potem ja powiem to, co ja miałam mu do powiedzenia.
— Nie wyśmiejesz mnie?
— No nie, dlaczego miałabym to zrobić? — zapytałam zdziwiona. O co mogło chodzić? Wątpię w to, że zaraz mi powie coś w stylu „Puma nie mogę tego w sobie dłużej dusić, podobasz mi się". Pewnie chcę mi opowiedzieć jakiś swój sekret lub coś w tym stylu. A co jeśli podoba mu się Mięta? Albo ktoś inny? Chętnie się dowiem kto to, jego ukochana skończy... w sumie wykończę ją na początku psychicznie, a potem fizycznie aż sama się zabije. O czym ja gadam? Puma ogarnij się i nawet tak nie żartuj! Znów się zaczęłam kłócić z moimi myślami. To już poszło za daleko czy ja się staje psychopatką? Pewnie to przejściowe albo od tego cholernego stresu wygaduje głupoty. Dym wziął głęboki oddech, wiedziałam już, że to będzie coś poważnego.
— Chciałem, abyś wiedziała, to dziwne dla mnie, ale jak jesteś przy mnie, to czuję się szczęśliwy. Tylko nie przerywaj mi, proszę. Czuję, że żyję, lubię z tobą rozmawiać, i spędzać czas, jak Cię nie ma obok, to zaczynam tęsknić. Potrzebuję spędzać z tobą czas, bo to daje mi siłę. Nie wiem jak to nazwać, ale podobasz mi się, ja chyba się zakochałem w Tobie. Nie musisz odwzajemniać tego, nie chcę Cię zmuszać do niczego, chciałbym, abyś to wiedziała. — Odetchnął z ulgą, gdy w końcu to z siebie wyrzucił. Widać było po nim, że od razu stał się jakiś spokojniejszy, jakby kamień spadł mu z serca. W tym momencie zaniemówiłam, a gdyby nie to, że umiem panować nad swoim ciałem, to moja szczęka leżałaby na podłodze z wrażenia. Czułam się jakbym była we śnie, a może właśnie w nim jestem?
— Nic nie powiesz? Zrozumiem, jeśli ty nie czujesz tego samego co ja — zapewniał mnie, oczekując odpowiedzi.
— To jest żart? — zapytałam z niedowierzaniem.
— Nie po prostu wyznałem Ci moje uczucia, bo nie chciałem dusić tego w sobie, już mówiłem, że nie musisz tego odwzajemniać, tylko nie wyśmiej mnie. — Jego oczy nagle posmutniały. — Kazałeś mi dzisiaj odpoczywać co nie? — Przedłużałam rozmowę, aby poukładać na szybko swoją wypowiedź w głowie.
— Dokładnie.
— Odbiegłeś do Jazgotu bez pożegnania, musiałam wracać sama do obozu.
— Przepraszam, byłem z nim umówiony wcześniej, musiałem to zrobić, przecież wiesz, że bym Cię tam nie zostawił bez ważnego powodu — zapewniał mnie.
— Posłuchaj mnie do końca okej? Gdy wróciłam sama do obozu i położyłam się w swoim legowisku, próbując zasnąć, zaczęłam rozmyślać o naszych relacjach, o moich uczuciach do Ciebie, cały dzień kłóciłam się sama ze sobą czy mam Ci wyznać to, co czuję, czy raczej siedzieć cicho i dusić to w sobie. Chciałam Cię znaleźć i powiedzieć Ci o tym jak najszybciej, ale ty zjawiłeś się i chciałeś mi powiedzieć coś ważnego, więc postanowiłam Cię wysłuchać, a potem powiedzieć Ci o tym, jednak mnie wyprzedziłeś, kompletnie się tego nie spodziewałam, byłam przygotowana na odrzucenie czy coś podobnego — wyznałam, mając nadzieję, że ta wypowiedź miała ręce i nogi, a do tego pies zrozumiał, co miałam na myśli.
— Czyli ja się tobie też podobam? Podobamy się sobie nawzajem i chcieliśmy sobie o tym powiedzieć w tym samym czasie? — zapytał, patrząc na mnie z niedowierzaniem.
— Dokładnie — przytaknęłam.
Siedzieliśmy naprzeciwko siebie, gapiąc się jeden na drugiego, chyba obydwoje byliśmy w takim samym szoku. Mam nadzieję, że to nie jest sen i że zaraz nie obudzę się u medyka, który mnie jakoś uśpił, zahipnotyzował czy cokolwiek innego przecież mają pewnie jakieś tam ziółka na uspokojenie.
— Co tak siedzisz? — postanowiłam, że przerwę tę trochę długą chwilę ciszy.
— Mam zmieszane uczucia, cieszę się i nie dowierzam w to, że jesteśmy razem, przynajmniej tak mi się wydaje, bo czujemy do siebie w końcu to samo, więc wychodzi na to, że powinniśmy być parą — mówił niepewnie. Pierwszy raz widziałam go takiego niepewnego, jakby język miał mu się zaraz poplątać. Ten dzień jest taki dziwny, więc co mu się dziwić ja też nadal w to nie wierzę.
— Tak Dymie, jesteśmy parą. — Liznęłam go w nos cała podekscytowana tą sytuacją.
— To jest naprawdę najlepszy dzień w moim życiu. Musimy to jakoś uczcić — zadecydował, merdając ogonem.
<Dymie?>
[2149 słów: Puma otrzymuje 21 Punktów Doświadczenia]

10 czerwca 2021

Od Pumy CD Dymu

Byłam bardzo zmęczona po wczorajszym treningu, Dym dał nam wycisk, najchętniej położyłabym się na swoim legowisku i już z niego nie wstawała. Musiałam się ogarnąć, nie mogłam przecież zawieść swojego klanu i Dymu, wiedziałam, że jednak na mnie liczył. Postanowiłam czym prędzej podnieść się z posłania i tak też zrobiłam. Udałam się na wyznaczone miejsce, trening wyglądał prawie identycznie jak wczoraj, tylko tym razem zaraz czterech kółek trzeba było wykonać ich pięć. Po zakończonym treningu wszyscy udali się na przerwę, aby trochę odpocząć i się posilić, przecież nie możemy pracować bez energii na wykonywanie zadań. Po ukończeniu drugiego treningu rozeszliśmy się patrolować wyznaczone przez zastępcę strefy. Na moje nieszczęście wypadł mi najgorszy z możliwych terenów, czyli cmentarz, co prawda była tam cisza i spokój, ale uciążliwy zapach śmierci i dym wypalonych świec psuł całokształt tego miejsca. Miałam zamiar już niechętnie ruszać na moją cmentarną strefę i niespodziewanie ktoś mnie zatrzymał.
— Cześć, mogę Ci potowarzyszyć? — Pies uśmiechnął się w moją stronę.
— Cześć, pewnie, że możesz. — Oczywiście się zgodziłam. Nawet nikt nie ma pojęcia, jak się w tym momencie ucieszyłam. Po prostu wszystkie moje zmartwienia zniknęły. Nie przejmowałam się już tym, że idę w najgorsze dla mnie przynajmniej, możliwe miejsce do patrolowania, nawet odpychające zapachy nie będą już mi przeszkadzać. Czułam, że ten dzień będzie jednym z najgorszych, a w tej właśnie chwili okazuję się, że może być jednym z najlepszych.
Ruszyliśmy spokojnym krokiem w stronę cmentarza. Panowała niezręczna cisza, jednak czuję, że on tak samo jak ja chciał mi powiedzieć o wielu rzeczach, tylko nie wiedział jak się do tego zabrać. Nagle poczułam niemiły zapach, jednak to nie był zapach cmentarny, ponieważ byliśmy zbyt daleko, aby poczuć tamtą niemiłą woń. Schyliłam pysk ku ziemi, zaczęłam węszyć.
— Czego szukasz? — zapytał zaniepokojony Dym.
Szukałam dalej, nie odpowiadając mu na wcześniej zadane pytanie. Nie chciałam się rozproszyć i stracić tropu. W wysokiej trawie leżało zakrwawione ciało bez głowy, była odgryziona, więc ciężko było stwierdzić co to za zwierzę. Odwróciłam się w stronę mojego towarzysza, który od razu podbiegł do mnie, jakby wiedział, że go wołałam. Gdy ujrzał martwą istotę, zamarł na chwilę.
— Myślisz, że czyje to ciało? — Spojrzałam się na psa z nadzieją, że mi odpowie. Musiałam jednak sobie chwilkę poczekać, aż ochłonie.
— Miejmy nadzieję, że to nie jest żadne ze szczeniąt. Śmierć Szyszki nie daje mi spokoju, ten widok niewinnego rozszarpanego szczeniaka, był naprawdę przerażający — odpowiedział z załamaniem w oczach. Widać było, że nie jest mu łatwo zaakceptować zaistniałej sytuacji. Wiedziałam, że jest dobrym psem jak i zastępcą.
Podeszłam, aby obwąchać dokładnie ciało. Zapach był słaby, nie mogłam rozpoznać zabójcy, jednak wiedziałam, że jest to pies z naszego klanu. Wiedziałam, już do kogo należą te szczątki.
— Dym, uspokój się to tylko królik. — Spojrzałam się na niego. Widać było ulgę w jego oczach. Jednak nie zamierzał się do mnie odezwać, podszedł do ciała, ale nie z tego powodu, że mi nie ufał, tylko chciał sam to poczuć.
— To nie jest królik, tylko zając. Mają bardzo podobny zapach, ale jednak się czymś różni. Widać, że dałem wam za mały wycisk na treningu — zażartował w dosyć chamski sposób. Nie wiedział, jak to odbiorę, jednak myślał, że mam dystans do siebie i będę się z tego śmiać i tak też było. Dym postanowił, że musimy iść patrolować teren, a nie się obijać. Udaliśmy się we wcześniej wspomniane miejsce.
— Czujesz to? — zapytałam, próbując wstrzymać oddech, co nie zbyt mi wychodziło. W sumie wolałam już wdychać ten odór niż co jakiś czas łapać oddech, przecież głowa by mnie rozbolała i co wtedy? Może i ta woń jest nieprzyjemna, ale nie wywołuje czegoś typu migreny i osłabienia.
— Czy da się tego nie poczuć? — odpowiedział zniesmaczony. Odczuwał dokładnie to samo co ja, obydwoje byliśmy zdania, że nie warto narzekać, tylko trzeba to zaakceptować i wypełnić swoje obowiązki. Przyzwyczailiśmy się do zapachu po krótkim czasie i nie przeszkadzał nam tak bardzo jak na początku.
— Może się rozdzielimy? — zaproponowałam. Nie chciałam się wcale z nim rozstawać, jednak uznałam, że tak będzie rozsądniej i bezpieczniej. W końcu sama miałam patrolować, ale skoro Dym się przyłączy, to moglibyśmy to dobrze wykorzystać.
— Dobry pomysł, ale wolałbym, abyśmy się nie rozchodzili. W końcu zabrałem się z tobą, więc chcę, abyśmy spędzili razem ten czas. — Odrzucił moją propozycję. W sumie bardzo się cieszę, że właśnie tak postanowił. Dzięki temu lepiej się poznamy.
Stawialiśmy równe uważne kroki, bardzo dobrze spędzało się nam wspólnie czas. Chociaż tak naprawdę nie znamy się za dobrze, to czuję, jakbym znała go całe życie i myślę, że on odczuwał dokładnie to samo co ja, przynajmniej tak mi się zdaje.
Podczas patrolowania terenu nie wydarzyło się nic ciekawego. Prowadziliśmy rozmowy, mogliśmy porozmawiać praktycznie na każdy możliwy temat, jaki nam przyszedł do głowy.
Po skończonym patrolowaniu terenu planowaliśmy udać się w stronę obozu, aby odpocząć od obowiązków, chociaż na chwilę. Uważam i tak, że ten patrol był najlepszy w moim życiu, nie nudziłam się, a czas mi zleciał tak szybko.
Postanowiliśmy jednak przedłużyć sobie drogę powrotną i zahaczyć o plażę. Po pewnym czasie czuliśmy już piasek pod łapami i było czuć świeże powietrze. Miałam ochotę wskoczyć do wody i już z niej nie wychodzić i tak też zrobiłam.
Dym został na lądzie, tylko obserwując, co robię. Nagle coś dziwnego przyczepiło się do mojej tylnej łapy, zgaduje, że była to jakaś reklamówka, albo coś w tym stylu. Początkowo próbowałam to po prostu zignorować i wypłynąć na brzeg, ale nie mogłam. Łapa była nie sprawna, a przynajmniej nie tak jak powinna. Zaczęłam lecieć na dno, byłam wściekła, że nie mogę po prostu podpłynąć do góry, stanąć na własne łapy i poczuć pod nimi jakikolwiek grunt.
Czułam, że to będzie mój koniec, nawet nie mogłam wydać żadnego dźwięku, nawet najmniejszego pisku, aby zawołać o pomoc. Nagle poczułam czyiś dotyk, jednak nie miałam siły, sprawdzić nawet kto to był, usłyszałam tylko to zdanie.
— Nie zasypiaj, nie możesz zasnąć, słyszysz mnie!?
Po trochę długiej chwili przebudziłam się i ujrzałam Dyma. Stał i czuwał nade mną i to pewnie też on mnie uratował. Naprawdę cieszyłam się, że żyję i że mogę odetchnąć świeżym powietrzem.
— Puma! Żyjesz? — Uniósł się poddenerwowany, widział, że moje powieki się zaczynały otwierać i klatka się unosiła, więc logiczne, że żyję. Nie miałam siły się jednak odezwać.
<Dymie?>
[1028 słów: Puma otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia i zostaje wyleczona]

23 maja 2021

Od Pumy CD Dymu

 W dniu dzisiejszym pogoda była prawie idealna. Powietrze było takie świeże, a zarazem trochę wilgotne co było bardzo dobrym połączeniem. Co jakiś czas czułam lekki dreszczyk przez wiejący wiatr, jednak nie przeszkadzało mi to tak bardzo, jak mogło się wydawać. Widać było, że Dym był zadowolony z odpoczynku. Mieliśmy pełno tematów do rozmów, czas bardzo szybko nam leciał, ponieważ dobrze nam się go spędzało. Zadawaliśmy sobie różne pytania na nasz temat, aby się lepiej poznać. Dym zadał mi pytanie o moich marzeniach, czy jakieś posiadam. Przyznam, że nie posiadam ich zbyt wielu, ale jest jedno, które jako pierwsze wpadło mi do głowy.
— Chciałabym mieć dzieci i zależy mi na tym, aby były jak najbardziej wizualnie do mnie podobne — odpowiedziałam na wcześniej zadane pytanie, nie odrywając od niego wzroku nawet na sekundę, chciałam widzieć dokładnie jego zachowanie, nawet każdą najmniejszą reakcję, nie mogłam niczego przeoczyć. Chciałam być w stu procentach pewna, że Dym lubi spędzać ze mną czas.
— Myślisz, że nasz klan pomieści więcej takich ślicznotek? — zaśmiał się, spoglądając na mnie ukradkiem oka.
— Jesteś zabawny — odpowiedziałam śmiechem. Przyznam, że było to miłe z jego strony, ponieważ nazwał mnie ślicznotką, może nie dosłownie, ale wydaje mi się, że o to mu właśnie chodziło.
Zapadła cisza. Dym wtapiał wzrok w morze, nawet ani razu nie mrugnął, to wyglądało tak, jakby ktoś go hipnotyzował. Przyznam, że było to trochę dziwne.
— Dlaczego patrzysz cały czas w jeden punkt? — postanowiłam się zapytać. W końcu nie mogłam czekać do jutra, aż sam mi postanowi powiedzieć, albo — co gorsza — nic nie powie.
— Przypominam sobie swoje szczenięce lata, beztroskie życie, kiedy nie musiałem się niczym martwić, nie miałem tyku obowiązków, to jednak były najlepsze czasy. Teraz gdy patrze na te fale i czuję to powietrze, odczuwam spokój i harmonię, a zarazem gdzieś tam chęć zrobienie czegoś głupiego co bee mógł wspominać na stare lata. Teraz, nawet gdybym chciał, muszę zachować powagę i dawać jak najlepszy przykład innym. W końcu jestem zastępcą i nie mogę sobie pozwalać do drobne odstępstwa od obowiązków. — Zamknął oczy, biorąc głęboki oddech. Wiatr lekko przewiewał przez jego błyszczące futro, co go trochę relaksowało. Widać było, że odpoczynek trochę mu pomógł.
— Zawsze można powtórzyć zabawy z młodości i zrobić coś, z czego będziemy się później śmiać — zaproponowałam z pewnością, że się zgodzi. W końcu mało kto mi odmawia i zdarza się to naprawdę rzadko a Dym, był zawsze uległy na moje propozycje.
— Puma, przecież jestem zastępcą i mam swoje obowiązki. Dzisiaj odpoczywam, aby mieć siłę na następny dzień, a nie wykorzystywać ją na głupoty. Nie czuj się teraz źle, ale po prostu podświadomość mi na to nie pozwala.
— Czyli do końca życia chcesz być nudziarzem? Już nigdy nie zaznać smaku wolności? Mógłbyś chociaż raz odpuścić. — Chciałam go podpuścić, więc zaczęłam drążyć temat i nie miałam zamiaru odpuścić, dopóki się nie zgodzi.
— Nudziarzem? Wypełnianie swoich obowiązków to nudziarstwo? Byłaś może kiedyś na moim miejscu? Może wydawać się fascynujące i tak każdy Ci zazdrości do czasu aż nie poczuje tego na własnej skórze. Naprawdę, to nie jest takie proste, jak większości się wydaje. — Pies się zdenerwował. Chciał mi uświadomić, jak ważne jest to, aby nie popełniać głupstw w dodatku na jego bardzo ważnej pozycji w klanie.
— Czy ja powiedziałam, że jest proste? Uświadamiam Ci tylko, że przez to swoje męczące stanowisko tracisz radość z życia. — Ja też byłam już nerwowa. W końcu dzisiaj ma dzień wolny i może przestać już traktować to wszystko w ten sposób.
— Co jest według ciebie tą radością z życia? Szczeniackie łamanie zasad? — zaczął mówić coraz mniej przyjemnie. Jego głos zmieniał się, miał w nim coraz więcej nienawiści, ale nie do mnie tylko do mojej postawy.
— Powiedzmy, że wejście na teren innego klanu nie jest rzeczą niedozwoloną i będzie z tego niezły ubaw. — Cały czas nie dawałam za wygraną.
— Przepraszam Puma, ale ja tego nie zrobię. — Zaczął drżeć. Widać było, że nie ma zamiaru tam iść. Ciężko było wychwytać jego emocje, ale wydawało mi się, że to nie do końca jest strach, tylko bardziej coś w stylu martwienia się o innych, bał się po prostu tego, że inne psy mogłyby na tym ucierpieć.
— Jeśli chcesz marnować sobie całe życie, to ja nie nalegam w takim wypadku. — Zaczęłam iść w kierunku jednego z sąsiednich klanów z nadzieją, że Dym pobiegnie za mną.
— Ty też nigdzie nie idziesz. Dość się już dzisiaj nachodziliśmy. Wracamy — nakazał mi natychmiast zawracać. Mówił to bardzo poważnie i nie zbierało mu się na żarty.
— Ja nie zamierzam nigdzie wracać. — Dalej szłam w wymierzonym wcześniej kierunku, nie słuchając jego poleceń.
— To jest rozkaz i musisz go wykonać. Idziesz ze mną, bez dyskusji! — krzyknął tonem rozkazującym i przyznam, że przeszedł mnie lekki dreszczyk.
Byłam bardzo zdenerwowana, naprawdę bardzo go lubiłam, ale nie chciałam tolerować rozkazywania mi, jednak z drugiej strony miał rację, przecież on nie może sobie odpuszczać i się tak narażać dla moich zachcianek. Nie chciałam go dłużej dręczyć, więc zawróciłam i szliśmy do obozu.
— Trochę zimno się zrobiło i ciemno — postanowiłam przerwać nieustanną ciszę.
— Tak. Masz rację, gdybyśmy nie tracili czasu na kłótnie, to wracalibyśmy jeszcze, gdyby było cieplej i jaśniej. —Przewrócił oczami. Widocznie mu jeszcze nie przeszło.
— Czy musimy się nadal kłócić? Przecież jesteś zastępcą, musisz żyć ze mną w zgodzie czy chcesz, czy nie — zaśmiałam się i w sumie miałam trochę w tym racji.
— Trochę przesadziłem, nie powinienem się na ciebie tak złościć, ale ta nasza bezsensowna kłótnia była wykańczająca — ziewnął szeroko, otrzepując się z piasku, który leciał razem z wiatrem, zostając mu na sierści, o moim futrze, które wyglądało, jakbym tarzała się w mokrym piasku przez minimum kwadrans, już nawet nie wspomnę.
— Jesteś śpiący? — zapytałam.
— Bardziej trochę zmęczony, jest już późno. Ale muszę przyznać, że wyglądasz komicznie w swoim nowym wydaniu. Naprawdę, gdybym nie wiedział, że to ty pomyślałbym, że jakiś młody niedźwiedź po paru nieprzyjemnych przejściach się zabłąkał i chcę mnie nastraszyć — zażartował, powstrzymując się od śmiechu.
— Naprawdę jest aż tak źle? — Wiedziałam, że wyglądałam źle, ale porównując mnie do misia „po paru nieprzyjemnych przejściach” potwierdził moje zdanie. Chociaż nie wiedziałam, jak dokładnie wyglądam, miałam nadzieję, że jest trochę lepiej, niż sobie to wyobrażam.
— Otrzep się, powinno być trochę lepiej — poradził.
Postanowiłam go posłuchać, w końcu był ode mnie trochę mądrzejszy, ale nie mówię, że jakoś znacznie, ponieważ ja nie uważam się za głupią i jestem na pewno od niego sprytniejsza. Otrzepałam się i naprawdę poczułam się lżejsza, a ten piasek trochę ważył, nie zaprzeczam.
— Wyglądasz znacznie lepiej — stwierdził. Przez chwilę zastanawiałam się, czy mówi prawdę, ale w jego oczach pomimo ciemności było widać szczerość, więc nie miałam wątpliwości.
— Zaraz nie będziemy widzieć, w którą stronę iść, coraz mniej widać — próbowałam przekazać mu, że musimy szybko wracać do obozu.
— Spokojnie Puma, znam te tereny lepiej niż cokolwiek innego i ty też, ale masz rację, musimy już wracać, nie możemy tracić czasu. — Pies czym prędzej ruszył w stronę naszego obozowiska.
Po drodze rozmawialiśmy o różnych rzeczach, tematy się nam nie kończyły. Zapomnieliśmy już o wcześniejszej kłótni, ale w każdej znajomości są jakieś sprzeczki i to całkiem normalne. Dym był zmęczony, ale zadowolony co było widać. Miałam na początku sprzeczne myśli co do tego, czy on na pewno mnie lubi, ale teraz w stu procentach jestem przekonana, że jednak nasza relacja jest prawdziwa, a nie udawana. Czas nam bardzo szybko mijał. To spotkanie się jeszcze nie zakończyło, a ja nie mogłam się już doczekać następnego.
Weszliśmy na teren obozu i od razu zrobiło się nieciekawie. Cały nasz klan był w nerwach, a to wszystko przez dwójkę szczeniąt, z czego jedno zostało zamordowane. Było wielkie zamieszanie, gdy Dym o wszystkim się dowiedział, zorganizował zebranie Bezwzględnych. Teraz dokładnie rozumiem, o czym pies wtedy mówił. Czuję, że to nie koniec naszych problemów i będzie coraz gorzej.
<Dymie?>
[1274 słowa: Puma otrzymuje 12 Punktów Doświadczenia]

4 maja 2021

Od Pumy do Dymu

 Pierwszy Dzień
Weszłam na teren starego blokowiska, przynajmniej tak mi się zdaje. Przyznam, że przeszedł mnie lekki dreszczyk, nie wiedziałam, czy to strach, czy stres. Rozglądałam się uważnie po okolicy, przyznam szczerze, że teren nie wyglądał zbyt estetycznie, jednak to nie wyklucza tego, że był na swój sposób piękny. Stawiałam niepewne kroki, starałam się znaleźć lidera Bezwzględnych. Nie miałam nawet pojęcia, gdzie mogę zacząć szukać. Usiadłam na chwilę, by się zastanowić, co mam ze sobą w tym momencie zrobić. Wszystkie zapachy tutaj były mi obce. Czułam różne psy, lecz żaden nie był mi znajomy, co jest raczej logiczne, ale mniejsza z tym. Siedzenie i użalanie się jest raczej nie w moim stylu, więc postanowiłam szukać, dopóki nie znajdę. Wstałam i pomaszerowałam przed siebie, tym razem moje kroki były dużo pewniejsze niż na samym początku. Z każdą chwilą stawałam się coraz bardziej zdecydowana. Chciałam już wszystkich poznać, zobaczyć z kim będę mieć do czynienia. Wiedziałam, że na pewno idę w dobrą stronę, ponieważ zapachy były coraz intensywniejsze, zwłaszcza jeden i postanowiłam się kierować głównie do niego. W pewnym momencie trop się skończył, miałam przeczucie, że ktoś tu jest, ale nadal nikogo nie mogłam dostrzec.
— Czy jest tu jakaś żywa dusza? — zapytałam z nadzieją, że ktoś mi odpowie. Zaczynałam już powoli wierzyć, że duchy istnieją i byłam trochę przerażona tym faktem.
— Oczywiście, że tak. — Ku moim oczom ukazał wysoki pies mierzący około 65 cm wzrostu o mocnej, muskularnej budowie ciała, ale harmonijnej sylwetce. Wyglądał na rasowego psa, można było stwierdzić to po sylwetce i charakterystycznym umaszczeniu. Jego sierść wyglądała na twardą, była przylegająca i zadbana. Uzębienie było mocne i pełne.
Szczerze nie spodziewałam się tak zadbanych psów w tym zakątku, liczyłam bardziej na zwykłe przybłędy, jak widać, się myliłam.
— Wreszcie kogoś znalazłam — odetchnęłam z ulgą, merdając lekko ogonem ze szczęścia. Naprawdę się cieszyłam, miałam nadzieję, a raczej przeczucie, że jest to ktoś, kto mi pomoże.
— Przepraszam, że się nie przedstawiłem. Mów mi Dym — powiedział pies, spoglądając na mnie swoimi brązowymi oczami.
Wyglądał na takiego opanowanego i poważnego, więc również postanowiłam opanować emocje i zachować się „profesjonalnie”, aby zrobić dobre pierwsze wrażenie, o ile już nie wyszłam na idiotkę, chociaż nie schrzaniłam jeszcze tej rozmowy, więc jeśli będę się zachowywać normalnie, bez ekscytacji i wybuchów pytań, może będę uznawana za kogoś, kto jest wart uwagi.
— Nazywam się Puma — odpowiedziałam, cały czas nie spuszczając wzroku z psa. Bardzo się cieszyłam, że kogoś poznałam i chciałam, aby ta znajomość nie urywała się po paru sekundach.
— Wydaje mi się, że to właśnie ciebie miałem szukać z rozkazu Klematisa, lidera Bezwzględnych. — Widać było na jego pysku spokój, jakby spadł mu kamień z serca. Chyba się martwił, że nie mógł mnie znaleźć, co oznacza, że moje pierwsze wrażenie przegoniło nawet mnie.
— Czuję, że właśnie u niego miałam się zjawić, lecz zabłądziłam, nie wiedziałam, że ktoś po mnie przyjdzie i postanowiłam go szukać na własną łapę — próbowałam się usprawiedliwić, ale tak, żeby nie skłamać, chciałam być szczera od samego początku, ponieważ kłamstwo ma krótkie łapy, a nie chcę wyjść na kłamczuchę.
— Masz bardzo dobre przeczucie, już się martwiłem, że cię nie znajdę. Jeśli chcesz, mogę cię wdrożyć trochę w to i owo... — powiedział z dumą.
— Oczywiście, nie odmówię. — Uśmiechnęłam się szeroko, merdając ogonem. Miałam trzymać emocje na wodzy, ale po prostu nie mogę powstrzymać mojego szczęścia.
— Pewnie nie znasz terenów Bezwzględnych. Nie będę Cię oprowadzać, bo to strata czasu, więc streszczę to w paru zdaniach. Aktualnie znajdujemy się na Starym blokowisku, to jest nasz dom, następnie jest cmentarz, tam raczej nie lubi nikt przebywać z powodu uciążliwego zapachu śmierci i dymu wypalonych świec, następnie zaraz obok cmentarza znajduje się kościół i ostatnie jest wysypisko śmieci, można się domyślić, że odór jest tam do zenitu i część odważniejszych psów się tam zapuszcza — starał się to powiedzieć krótko i zrozumiale dla mnie. Nadal nie miałam pojęcia, gdzie to się znajduję, ale przynajmniej wiedziałam, gdzie legalnie mogę się poruszać.
— Ja jestem bardzo odważna! Żaden odór nie jest w stanie mi w niczym przeszkodzić. Może się wybierzemy na wysypisko, to Ci to udowodnię? — zaproponowałam. Uważam, że wyzwań się nie odrzuca, więc mam nadzieję, że Dym da się podpuścić.
— Dobra i tutaj mnie masz, skoro jesteś taka pewna siebie, nie ma czasu do stracenia — zaakceptował moje wyzwanie, chociaż przyznam, że w mojej nadziei była garstka niepokoju.
— No to prowadź — powiedziałam z ekscytacją w głosie. Chciałam już pędzić przed siebie, ale przecież miałam panować nad emocjami. Muszę się po prostu wyluzować.
Żwawym krokiem Dym przeprowadził mnie przez blokowiska. Te budynki od wielu lat były opuszczone przez ludzi. Po chwili można było już wyczuć wstrętny zapach.
— Trafiłabyś tutaj bez problemu, wystarczy iść za tym smrodem — oznajmił z pewnością w głosie. Mówił, to tak jakby był tego pewny i założę się, że był.
Gdy na przeszkodzie stanęła nam siatka, zatrzymałam się i pytająco spojrzałam w stronę Dymu.
— Kopiemy? — spytałam niepewnie, patrząc mu w oczy. Podobno gdy patrzysz komuś w oczy, łatwiej jest go przekonać i nie oszukujmy się, ta sztuczka wychodziła mi bardzo dobrze.
— Możemy zrobić podkop, a możemy iść kawałek dalej, bo brama i tak jest rozwalona, poza tym mamy sporo dziur w siatkach, gdyż wielu z nas chodzi na skróty. Więc wybieraj.
Rozejrzałam się w koło, ale już po sekundzie energicznie zaczęłam robić podkop. Dym szybko zaczął mi pomagać. Gdy dziura była idealnej wielkości kulturalnie pies przepuścił mnie przodem. Sam już po chwili był, po tej właściwej stronie ogrodzenia, stając obok mnie.
— Co o tym sądzisz? — Spojrzał w moją stronę, oczekując szybkiej i racjonalnej odpowiedzi.
— Super, na pewno znajdujecie tutaj sporo skarbów. — Uśmiechnęłam się niepewnie.
— Poza resztkami ludzkiego jedzenia, jakimiś starymi szmatami, które szczególnie przydają się w zimowym okresie. Nie ma tutaj nic specjalnego — oznajmił.
— Musi coś tutaj być, jestem tego pewna — powiedziałam z nadzieją w głosie.
— Możemy poszukać, tylko uważaj — ostrzegł mnie.
— Dobrze — przytaknęłam.
Na chwilę się rozdzieliliśmy. Każde z nas szukało skarbów w innym obszarze. Co prawda pies miał rację, nie trafiliśmy na nic ciekawego. Gdy powoli zaczęło się ściemniać, Dym zaprowadził mnie do lidera. Stresowałam się nieco, jednak okazał się nie być tak bardzo straszny, jak mi się wydawało.
I właśnie tak oto zaczęła się moja przygoda w klanie Bezgwiezdnych.
Czasy Teraźniejsze
Czas mijał nieubłaganie szybko. Wiele się zdążyło wydarzyć i pozmieniać. Klematis opuścił Bezgwiezdnych. Jego miejsce zajęła Miękka, a zastępcą został Dym. Bezgwiezdni przetrwali epidemię, choć nadal borykaliśmy się z włóczęgami. Poruszałam się już swobodnie po terenach klanu. Choć nadal nie miałam, wielu przyjaciół. Spacerując po obozie, zobaczyłam jak Dym, rozmawia z Miętą. Nie miałam pojęcia, jak to działa, cały czas łaził z nią albo z Jazgotem, ale bywały też dni gdy w ogóle się nie pojawiał. Zgromadzenie klanów wydawało się idealnym tematem, by odświeżyć naszą znajomość. Gdy Mięta się oddaliła nieśmiało, podeszłam do psa.
— O cześć Puma, dawno się nie widzieliśmy. — Dym zareagował dość entuzjastycznie na mój widok, co mnie zaskoczyło.
— Miałeś sporo na głowie, nie chciałam Ci zabierać czasu — powiedziałam. Nie ukrywam, że chciałam wzbudzić w nim poczucie winy.
— Spokojnie, teraz w końcu będę miał więcej czasu — uspokajał mnie.
— Jak wrażenia po zgromadzeniu? — zapytałam.
— Wiesz... nic ciekawego, ale jedno jest pewne, epidemia się skończyła. — Zamerdał ogonem, musiał być zadowolony z tego faktu, na pewno odeszło mu wraz z tym wiele obowiązków.
— Bardzo mnie to cieszy, to może wyskoczymy gdzieś razem? Skoro mówisz, że masz czas — zaproponowałam spotkanie. Byłam prawie pewna, że zgodzi się na tę propozycję.
<Dymie?>
[1213 słów: Puma otrzymuje 12 Punktów Doświadczenia]