Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rumiankowe Ziele. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rumiankowe Ziele. Pokaż wszystkie posty

14 kwietnia 2022

Od Rumiankowego Ziela

To była ich szansa. Ich świt.
Od kiedy Piaskowa Gwiazda odebrała Podgrzybkowej sierści tytuł medyka (i jednocześnie życie, myślało zgorzkniale Rumiankowe Ziele, wpatrując się w małe brązowe grzybki wciśnięte w futro na swoim prawym boku), co i rusz wynajdowała nowemu medykowi całkowicie nowe, absurdalne zajęcia. Rumianek spędzało swoje dnie już nie tylko na leczeniu potrzebujących i odbieraniu porodów, ale też wymienianiu legowisk starszym i innych iście uczniowskich zadaniach. Co prawda Rumianek nie miało z tym żadnego problemu — każdy sposób, w jaki mogło przysłużyć się klanowi, był mile widziany — ale dobrze wiedziało, że Piaskowa nie robi tego, bo nagle zabrakło jej w klanie łap do pracy.
Nie miało pojęcia, czy ta nagła zmiana zachowania oznaczała, że liderka wiedziała o konspirantach kryjących się w nadmorskiej grocie, czy była tylko skutkiem jej daleko idącej paranoi — tak czy siak, niosła za sobą te same konsekwencje, maksymalne ograniczenie czasu Rumianku na spotkania z ojcem i resztą wygnańców. Na szczęście Flumine nie było głupie i w większości nie poddawało się rządom Piaskowej. Chociaż część wojowników unikała jakichkolwiek form sprzeciwu, by nie spotkała ich kara (a znajdowali się i tacy, co żywo ją popierali), Rumianek dobrze znało swoich sprzymierzeńców, którym gdy tylko była okazja, podsuwało potrzebne zioła do przetransportowania grupie Klematisa, w zamian szeptem otrzymując nowe informacje.
Poprzedniego dnia dostało wieść, na którą jednocześnie oczekiwało jak i się obawiało — Flumine miało dziś zostać odbite.
Gdy promienie słońca odbiły się od okien opuszczonego domu, Rumianek podniosło się i nerwowo przejechało pazurami po swoim legowisku. Na sztywnych łapach wyszło z obozu.
Wiał lekki wiatr, ale Rumiankowe Ziele nawet go nie czuło. Wszystkie otaczające jągo dźwięki wydawały się być przytłumione, jakby medyk znajdowało się pod taflą wody, tonął w błękitnych wodach rzeki.
Jeszcze kilka kroków, kilka wymuszonych oddechów, by nie zemdleć…
Ojciec. Był tu.
Stali tu wszyscy, ramię w ramię, wygnani Wodni i trzech wojowników z Ventusu. Bananowa Skórka, choć najmniejsza i najbardziej puchata, wyglądała chyba najgroźniej.
Brązowe oczy Klematisa napotkały niespokojny wzrok Rumianku. Nie wymienili ani słowa. Nie musieli.
Rumiankowe Ziele kiwnęło tylko głową i mocniej ustawiło łapy na ziemi, przepuszczając każdego z nich po kolei na terytorium Flumine. Klematisowy Korzeń, przechodząc ostatni, na uderzenie serca przycisnął nos do barku Rumianku i poszedł dalej, powoli, ale pewnie.
Medyk wzięło głęboki oddech i podążyło za nimi.
Zanim wkroczyli do ogrodu przed obozem, w myślach jeszcze raz przestudiowało listę posiadanych ziół. Zbierało je już od jakiegoś czasu; dobrze wiedziało, że w tym przypadku pytanie nie brzmiało „czy ktoś ucierpi”, ale „ile osób”. Musiało mieć zapasy wszystkiego, co konieczne, by wyleczyć rany wydrapane brudnymi pazurami i poszarpane przez wbite kły.
— Piaskowa Maro. — Wybudził jągo z zamyślenia głos Klematisowego Korzenia. — To koniec twoich rządów.
Piaskowa stała w drzwiach opuszczonego domu, za plecami mając wszystkich swoich popleczników. Nie rzucała się do ataku od razu, czekała. W końcu miała czas. Nie wierzyła w swoją porażkę.
— Myślałam, że zapomnieliście już o swoim klanie! Jeżeli ktokolwiek podniesie łapę na mnie, wysłanniczkę Coelum, może liczyć się z tym, że już niedługo postawi ją w Infernum!
— Mogę trafić i tam, jeśli tylko będę mieć pewność, że ty już tam jesteś! — warknął Klematis i rzucił się na Wilczy Blask, który skradał się do buntowników.
Rumianek do tej pory jeszcze nigdy nie widziało bitwy.
Jedna wielka plątanina sierści i kłów, warcząca i rzucająca się po zielonej trawie wprowadzała jągo w panikę, ale niezależnie od swojego wewnętrznego pacyfizmu, nie mogło stać bezczynnie. Jejgo klan był w potrzebie; nie mogło pozwolić, by kolejne osoby zginęły.
Mglisty Ogień zaatakował od tyłu, próbując powalić Rumiankowe Ziele na ziemię. Otworzył pysk, by szarpnąć za rudy ogon, a w Rumianku coś pękło.
Jeszcze jako uczeń pomagało przy jego cholernym narodzeniu, gdy Podgrzybek próbował uspokoić Rozżarzony Język przed wykrzykiwaniem wielu nie do końca cenzuralnych słów przy świeżo urodzonych szczeniętach. Teraz jedno z tych szczeniąt próbowało wyrwać jejmu sierść z ogona i wybić z równowagi.
Odbiło atak, celując tak, by nie uszkodzić żadnych istotnych organów. Nie miało dużo siły, ale jako medyk posiadało wiedzę — Mglisty celował na oślep. To była jejgo przewaga.
Odpychając go łapami, spojrzało na niego z bólem. I wciąż nie wie, czy powodem było to, czy raczej fakt, że jeden z sojuszników z Ventusu ugryzł go w tyłek, by odciągnąć go od Rumianku, ale Mglisty Ogień uciekł z pola walki, zabierając ze sobą Tojadową Mowę.
Walka trwała dalej. Mała Bananka z wielką werwą szarpała Wilczego Blaska, wisząc mu na ogonie i podgryzając łapy. Całkiem sprawnie unikała wszystkich jego ataków, jednak ostatnim podszedł ją z zaskoczenia, zatapiając kły pośród miękkiej, brązowej sierści na jej szyi. Ciało Bananki w jednej chwili zwiotczało, zwisając smętnie z pyska Wilczego Blasku, który nawet nie zdążył odłożyć go na ziemię, zaatakowany przez Pszczeli Taniec. Wydał z siebie zduszony krzyk, puszczając małe zwłoki i próbując się bronić. Pszczeli jednak niezmordowanie gryzł go, brudząc krwią leżącego obok już martwego Leśnego Pyła, zabitego nawet nie wiadomo kiedy i przez kogo.
W tym samym czasie Piaskowa Gwiazda i Borowikowa Nóżka kotłowali się na ziemi, raz po raz na nowo przegrywając lub zyskując przewagę. Borowikowy dumnie stanął nad Piaskową, już szykując się do zadania ostatecznego ciosu, gdy ta nagle przestała stawiać jakikolwiek opór. Rumianek chciało ostrzec brata, krzyknąć, żeby uważał, ale zanim z jejgo pyska wydostał się jakikolwiek dźwięk, było już za późno. Borowikowy swój końcowy atak wycelował w ziemię, w którą moment później wgniotła go Piaskowa, pozbawiając go życia. Na miejsce zaraz wpadł Klematis, drapiąc i gryząc ciało rudej. Osłabiona po potyczce z Borowikiem nie miała już tyle siły, by skutecznie odpierać wszystkie jego ataki: coraz więcej jej uników doprowadzało ją tylko do nabycia kolejnych ran. Z jej poszarpanego ucha płynęła krew, brudząc jej pysk i spływając do nosa. Oddychała ciężko, ostatkiem sił próbując odepchnąć Klematisowego Korzenia, gdy ten zakończył sprawę.
— Zabiliście — kaszel przerwał jej wypowiedź i zmusił do wyplucia z pyska zbierającej się krwi na sierść rudowłosego. — zabiliście wysłannika Gwiezdnych. I poniesiecie za to karę.
— Dla mnie nigdy nie będziesz Piaskową Gwiazdą — wycharczał i łapą przycisnął ją do podłoża.

***

Ilość grzybów w futrze Rumianku zwiększyła swoją liczbę dwukrotnie.
Medyk krzątało się po swoim legowisku, zajmując się kolejnymi poranionymi — nie pamiętało jeszcze sytuacji, w której byłoby ich aż tylu. Rząd cierpiących wojowników ciągnął się od ściany do ściany, ledwo zostawiając miejsce dla większej ilości potrzebujących. Rumianek wyjęło ze składziku i przeżuło dokładnie liście dębu, po czym nałożyło powstałą papkę na udo jednego z leżących na podłodze psów.
— Jak się dziś czujesz, Mglisty Ogniu?
Wojownik nie odpowiedział — Rumiankowe Ziele nie spodziewało się niczego innego. Położyło przed nim kilka ziaren maku, by mógł uśmierzyć ból i w milczeniu udało się po kolejne medykamenty.
Mglisty Ogień i Tojadowa Mowa po bitwie wrócili do klanu, prosić Klematisowego Korzenia — teraz już Klematisową Gwiazdę, poprawiło się w myślach Rumianek — o wybaczenie. A że byli zmanipulowanymi młodziakami, a Klematis nigdy nie umiał być szczególnie okrutny, pozwolił im zostać; mogli to jednak zrobić tylko, jeśli zgodzili się na kilka księżyców nie być pełnoprawnymi wojownikami klanu i przyjmować na siebie najbardziej niewdzięczne zadania. Mglisty jeszcze leczył swoje rany, więc przysługiwała mu mała taryfa ulgowa, ale Tojadowa Mowa już jakiś czas zajmował się wszystkim, co tylko zlecał mu lider i inni wojownicy.
Rumianek zabrało się za roznoszenie mniszków lekarskich dla wojowników, gdy do legowiska weszła Słoneczny Pysk, posyłając jejmu uśmiech. Jej złota sierść błyszczała w promieniach słońca.
— Jak idzie, Rumiankowe Ziele?
— Rany goją się dobrze, już niedługo większość z nich będzie zdrowa — odparło, omiatając wzrokiem leżące wokół niejgo psy.
— Cieszę się. Dobrze, że możemy na ciebie liczyć.
— A ty, nie potrzebujesz może jeszcze złocieniu? — Rumianek wiedziało, że zastępcznię męczyły bóle głowy. — Myślę, że jeszcze jedna dawka by ci nie zaszkodziła.
— Dam sobie radę. — Kiwnęła głową w geście wdzięczności. — A teraz muszę już iść, obowiązki wzywają. Pewnie tak samo, jak ciebie.
Już po chwili Rumianek usłyszało odgłos stukających na schodach pazurów i bliżej nieokreślone słowa wypowiadane przez ojca do zastępczyni. Po raz pierwszy od księżyców odnalazło w sobie choć ułamek nadziei, że wszystko mogło się ułożyć.

[1340 słów: Rumiankowe Ziele otrzymuje 13PD + Piaskowa Gwiazda umiera + Wilczy Blask umiera + Bananowa Skórka umiera + Leśny Pył umiera + Borowikowa Nóżka umiera + Owcze Serce ucieka]

27 marca 2022

Od Rumiankowego Ziela

Chociaż irysy i gałązki pieczołowicie wplecione w jejgo miedziano rudą sierść ważyły tyle, co nic, Rumiankowe Ziele miało wrażenie, że jeszcze jedna strata, i futro zacznie ciążyć jejmu tak bardzo, jak wydające się ważyć tonę obolałe serce. Nie chciało — nie mogło — tęsknić za kolejną osobą.
Od śmierci siostry, gdy jeszcze było małym, rudym smrodem, życie ponownie stało się łaskawe — głowę Rumianku zaprzątały błahostki, jak zbieranie ziół dla Podgrzybkowej Sierści i niezamierzone budzenie swoim wrzaskiem połowy obozu, gdy chciało przywitać się z matką. Prędzej czy później jednak ten limit dobrych chwil musiał zostać wyczerpany; pewnego dnia wszystko zaczęło się sypać niczym zamki z piasku budowane przez dzieci dwunogów na plaży. Piękną, wypolerowaną, piaskową budowlę Rumiankowego Ziela podmywały kolejne fale i nieważne, jak szybko zagarniało łapami kolejne garście piasku, woda była szybsza. Zanim miało czas odbudować pierwsze zniszczenia, już pojawiały się kolejne.
Gdyby Rumianek miało określić, kiedy dokładnie świat po raz pierwszy pokazał jejmu wielki, środkowy palec i z uśmiechem poinformował, że wykorzystało już swój życiowy limit szczęścia, pewnie westchnęłoby tylko i poprawiło fioletowe kwiaty wplecione w futro na piersi.
Kiedy dokładnie Irysowe Serce została wyrzucona z klanu? Nie miało pojęcia — raz wydawało się, że minął ledwo dzień, i już za chwilę matka na nowo stanie na granicy klanu, a ono mimo swojego wieku wtuli się w jej kojąco ciepłą sierść najmocniej, jak tylko umie; w innych chwilach było pewne, że minęła już wieczność, a ono samo dawno przeżyło całe swoje życie i teraz niczym duch pałętało się po obozie Wodnych, wciąż bez Irysowego Serca przy sobie.
Z początku wszyscy wierzyli, że Irysowe Serce wróci. Była przecież zastępczynią, a cały klan traktowała jak najbliższą rodzinę. Nakrapiana Gwiazda nie mogła wiecznie odmawiać jej tam miejsca! Na pewno prędzej czy później na nowo obdarzyłaby ją zaufaniem i pozwoliła, chociażby spać pod mostem niedaleko rzeki.
Problem w tym, że Irysowe Serce nie wróciła.
Kiedy liderka kazała jej opuścić terytorium klanu, miedzianowłosa nie powiedziała ani słowa. Nie prosiła, nie płakała, nie krzyczała. Stała na sztywnych łapach w błotnistej od deszczu ziemi i kierowała swój wzrok w nicość. Ostatecznie posłała swoim dzieciom i Klematisowi zbolałe spojrzenie i wyszła, na oczach całego klanu, który stał bez ruchu i cicho, niczym zaczarowany.
Ten wzrok miał chyba nawiedzać Rumiankowe Ziele już do końca życia.
Przez pierwsze dni cały klan funkcjonował tak, jak zwykle, nie licząc ukradkowych szeptów wymienianych za plecami Nakrapianej Gwiazdy.
Z każdym tygodniem jednak Rumianek widziało, jak oczy ojca powoli gasną wraz z gasnącą w jego sercu nadzieją.
Nikt nigdy nie powiedział Rumiankowi wprost twoja matka nie żyje, ale Rumianek nie było takie głupie, za jakie niektórzy je brali. Czuło na sobie palące spojrzenia i słyszało głosy współklanowiczów. I jak mogło ich winić? Po tylu księżycach, gdy Irysowego Serca nikt nie spotkał nawet na patrolu, wszyscy uznali, że była zastępczyni była martwa. Nikt nie znalazł ciała, ale jakie mogło być inne wyjaśnienie? Może Dwunożni zabrali ją do schroniska, albo zaatakował ją jeden z potworów; może rozszarpał samotny niedźwiedź albo wilk. To było nieważne — niezależnie od tego, Irysowego Serca już nie było.
Tak właśnie Rumianek znienawidziło swoje wizje.
Kiedyś były jejgo największym marzeniem, symbolem zaufania Gwiezdnych i bycia wybranym na następnego medyka Flumine. Gdy jako uczeń przeżyło swój pierwszy proroczy sen na Płyciźnie, wydawało jejmu się, że w jejgo ciele buzuje rój pszczół, niepozwalający usiedzieć spokojnie ani na chwilę. Ze szczęścia i dumy miało ochotę gonić własny ogon niczym nieświadome swojego ciała szczenię.
Od zniknięcia Irysowego Serca, wizje przynosiły jedynie lęk.
Jedyną rzeczą, której Rumiankowe Ziele bało się bardziej, niż nie zobaczenia matki już nigdy w życiu, było to, że zobaczy ją we śnie. Nie chciało słyszeć jej uspokajającego głosu, mówiącego, że już wszystko dobrze, nie chciało czuć znanego od urodzenia zapachu. To wszystko byłoby dowodem na to, że matki już nie było, a jej ciało rozłożyło się pewnie gdzieś w rowie, przemoczone od deszczu i krwi.
Traktowane przez niągo do tej pory wyłącznie rekreacyjnie psychodeliczne zioła stały się jedyną ucieczką przed obrazami zsyłanymi przez Gwiezdnych, pseudo-terapią, choć na chwilę uśmierzającą przytłaczającą Rumianek panikę, gdy tylko zdawało jejmu się, że w kącie pola widzenia majaczy mu ruda sierść.
Odpowiednio łączone zioła i grzyby na jakiś czas zapewniały całkowitą wolność umysłu od wizji i pozwalały przejść do krainy spokoju. Niestety, nie pozbawiały Rumianku ciężaru poczucia winy za dobrowolne odmawianie kontaktowania się z Coelum. By pozbyć się go, chociaż w małym stopniu i nie pozostawiać Flumine bez tak ważnej jak medyk osoby, rzucało się w wir pracy, wszystkie wolne chwile poświęcając na zbieranie ziół i leczenie rannych oraz chorych. Podgrzybkowa Sierść mógłby praktycznie zrezygnować ze stanowiska, tak bardzo Rumiankowe Ziele rwało się do każdego czekającego na niągo zadania, nieważne czy było to odebranie porodu, czy pozbywanie się kleszczy za pomocą mysiej żółci.
A potem umarł Krzaczasty Cień.
Rumiankowe Ziele nigdy nie nazwałoby swojej relacji z Krzakiem szczególnie bliską — różnica charakterów i wartości między rodzeństwem wcale tego nie ułatwiała. A mimo to, oboje darzyli się pewnego rodzaju szacunkiem (nazwanie tej specyficznej bliskości podziwem byłoby już nadinterpretacją).
Tego dnia leżało w trawie, spokojnie. Wszyscy chorzy we Flumine byli już zaopatrzeni, a magazynek na zioła wręcz uginał się od obfitości całego tego zielstwa — Rumianek miało chwilę, by zrobić sobie reset i schować się przed własnymi histerycznymi myślami. Kilka liści sałaty jadowitej spoczywało pod jejgo łapą, mocząc ją ostatnimi kroplami białego mleczka.
Gdy zaczynało dopiero czuć pierwsze efekty działania rośliny, do jejgo uszu dobiegł przytłumiony wrzask. I zanim umysł zdążył przetworzyć zasłyszane słowa, ciało już porwało się do biegu, jakby podświadomie czuło, że brat jest w niebezpieczeństwie.
Rumiankowe Ziele gnało, potykając się o własne łapy, byle jak najszybciej dotrzeć na miejsce. Ostre powietrze paliło jejmu płuca, a łapy pędziły po kamieniach szybciej, niż powinny, mimo że z poduszek powoli zaczynała sączyć się krew.
Ale nieważne, jak szybko Rumianek by nie biegło, wszystko i tak stałoby się tak samo.
Ciało Krzaka leżące między liśćmi, wygięte w nienaturalny kąt po upadku. Strużka krwi spływająca po jego pysku wzdłuż szyi. I uśmiech, ten cholerny uśmiech, który posłał Rumiankowemu Zielu zaraz przed tym, jak nie zakrztusił się krwią w próbie wypowiedzenia ostatnich słów.
Rumiankowe Ziele mogło odmawiać tysiąc modlitw na raz, błagać Krzaczasty Cień, by poczekał choć chwilę, poczekał na niągo, poczekał na pomoc… Mogło w histerycznym szale wyrywać pobliskie rośliny, próbując choć trochę ulżyć bratu i zwiększyć jego szanse na przeżycie. To wszystko działo się na marne, co Rumianek w środku dobrze wiedziało już w momencie, gdy jeszcze przed chwilą błyszczące oczy Krzaka zmętniały i zszarzały.
A mimo to jeszcze kilkanaście minut biegało nad jego martwym ciałem, próbując przekonać się, że jeszcze nie jest za późno.
Znienawidzone już po zniknięciu matki wizje teraz sprawiały jejmu fizyczny ból. Jak Irysowe Serce nie zjawiła mu się jeszcze ani razu, utrzymując tym samym nadzieję, tak Krzaczasty Cień nie miał podobnych obaw. Rumianek czuło jego zapach za swoimi plecami i nieustannie odwracało się, by nie widzieć wlepionych w nie bursztynowych oczu. Za każdym razem czuło, jak całe jego ciało płonie żywym ogniem. Miało ochotę rzucić sobą o ścianę z wściekłości, gdy tylko jejgo nos znowu lokalizował tak dobrze znany zapach. Brak było jejmu sił, by krzyczeć, więc wrzeszczało tylko we własnej głowie.
Dlaczego znowu tu jesteś?
Ucieczki w narkotyczny ciąg stały się elementem, bez którego nie mogło już funkcjonować, choć od śmierci Krzaka poczucie winy za to wzrosło do maksimum. Nieważne, jaką decyzję by podjęło, i tak było skazane na porażkę.
Los najwidoczniej uznał jednak, że rzucanie kłód pod nogi samego Rumianku było zbyt nudne i niesatysfakcjonujące. Zamiast się rozdrabniać, tym razem zesłał nieszczęście na całe Flumine. Nieszczęście owo miało zaśmierdniętą zapachem Industrii rudą sierść i prawie o połowę mniej księżyców niż Rumianek, a mimo to z powodzeniem przejęło władzę w Flumine, zabiło ich poprzednią liderkę i wygnało Klematisa.
Piaskowa Gwiazda się nie certoliła, nie ma co.
Jedynym, co ratowało Rumianek z tej beznadziei, był fakt, że tym razem wygnany rodzic utrzymywał z niąnim jakikolwiek kontakt. Wiedziało, że Klematisowy Korzeń żyje i jakoś sobie radzi, co więcej — że planuje wyzwolić Flumine spod rządów tej rudej psychopatki.
Następne księżyce spędzało, próbując nie wzbudzić podejrzeń samomianowanej liderki, która coraz bardziej panoszyła się na terytorium Wodnych, i wraz ze swoim mentorem niosąc pomoc konspirantom. Wymykali się wspólnie lub osobno pod pretekstem treningów oraz zbierania ziół. Regularnie odwiedzali nadmorską grotę, gdzie leczyli zbiegłych z klanu i wymieniali informacje.
Potem zawsze tarzali się w szczególnie intensywnie pachnących ziołach, które przyprawiały Rumianek o ataki niekontrolowanego kichania, ale to było lepsze, niż ryzykowanie gniewu Piaskowej Gwiazdy. Trzeba było działać cicho; tylko to mogło ich uratować.
Gorzej zaczęło iść, gdy rzekoma przywódczyni mianowała Rumiankowe Ziele na medyka.
Ileż razy wyobrażało sobie tę chwilę! Miało stać na Płyciźnie obok już starego i jeszcze bardziej, niż teraz posiwiałego Podgrzybka, który łamiącym się głosem wygłaszał przed pozostałymi medykami znaną im wszystkim formułkę. Miało dzielić z Gwiezdnymi sen, już nie jako Rumiankowa Łapa, lecz…
— Rumiankowe Ziele… — wymruczało cicho.
Nie tak to miało wyglądać, na Gwiezdnych, nie tak! To, co robiła, było sprzeczne z wszelkim prawem ustanowionym przez Coelum — jedynym, na które Rumianek zwracało jakąkolwiek uwagę. Choć widziało wszystkie okrutne rzeczy, które robiła Piaskowa, nigdy nie spodziewało się, że odwoła ze stanowiska Podgrzybkową Sierść. Mimo że medyk lata młodości miał już dawno za sobą, nadal znakomicie radził sobie w swojej roli, a tytuł medyka dałoby sobie wyrwać chyba tylko spod martwych łap, do czego zresztą Rumianek wcale się nie paliło. Już teraz było traktowane niczym po prostu drugi medyk, mianowanie było tylko formalnością, o którą ani trochę nie prosiło, bo samo życzyło Podgrzybkowi jak najdłuższej pracy.
A teraz Piaskowa najzwyczajniej w świecie mu to odebrała.
Po całej irracjonalnej sytuacji mentor powiedział tylko, że dobrze wie, że Flumine może polegać na Rumianku i nigdy nie w niągo nie zwątpił, ale świeżo mianowane medyk dobrze widziało w oczach Podgrzybkowej Sierści głęboki ból. Nie zasłużył na to, nie po latach, które spędził, służąc Wodnym najlepiej, jak tylko mógł.
Ale cierpienie Podgrzybka śpiącego samotnie w legowisku starszyzny nie trwało długo i już po paru dniach Rumianek musiało wpleść kolejną roślinę w ubłoconą sierść.

[1655 słów: Rumiankowe Ziele otrzymuje 16PD]

9 lipca 2021

Od Rumiankowej Łapy do Omszonej Łapy

Rumiankową Łapę obudził chłód. Rozpaczliwe zimno dmuchające wiatrem prosto w nos przez niezamknięte okno. Rudy uczeń medyka głębiej zagrzebał się w miękkich materiałach Dwunożnych, chowając się przed nagłą zmianą temperatury. Po chwili jednak puchata łapa Rumianku niechętnie wyjrzała z ciepłego schronienia. Zadrżała, dotykając zimnej, drewnianej podłogi, ale pozostała na niej niewzruszona. Rumiankowa Łapa nie miało najmniejszej ochoty wstawać, ale ustaliło już plany na dziś, i nie zamierzało ich odpuścić. Poza tym śnieg na zewnątrz był naprawdę ładny!
Najpierw zapytało jednak zaspanego Podgrzybka, czy ten potrzebował dziś jejgo do czegoś. Gdyby tak było, Rumianek musiałoby nieco przesunąć w czasie wyznaczone przez siebie samo zadania i zająć się obowiązkami ucznia. Nie, żeby Podgrzybkowa Sierść specjalnie ich przestrzegał. Mentor świetnie uczył i przekazywał całą swą wiedzę rudemu potomkowi zastępczyni, ale nigdy nie miał parcia na to, by wszystko robić od razu. Jeśli Rumianek chciało gdzieś iść, zazwyczaj mogło to zrobić, a w segregowaniu ziół pomóc nieco później. Irysowe Serce patrzyłaby na takiego mentora dla swojego dziecka z dezaprobatą, gdyby nie jej świadomość, że Rumiankowa Łapa i tak nie wykorzysta tej szansy do żadnych niecnych celów (jak jejgo, nie przymierzając, bracia), a poza tym samo wystarczająco chętnie wybierało spędzanie czasu w legowisku medyka.
No, chyba że za niecny cel uważalibyśmy dzisiejsze plany Rumianku; ono zdecydowanie stroniło od tej opinii, a głównym tego powodem był fakt, że Podgrzybkowa Sierść równie chętnie, co ono, korzystał z wszelkich zalet ziół. Słowa, że mentor przekazał jejmu całą swoją wiedzę, nie mogły być bliższe prawdy: z tego powodu Rumiankowa Łapa posiadało niezwykłą wiedzę w kwestii nie tylko leczniczych, ale także psychoaktywnych ziół.
Czy matka Rumiankowej Łapy o tym wiedziała? Cóż, możliwości był dwie: albo pozostawała w stanie błogiej niewiedzy, albo zwyczajnie postanowiła się nie wtrącać. W gruncie rzeczy miała ważniejsze sprawy na głowie, niż jej najmniej problematyczne dziecko rekreacyjnie korzystające z narkotyków (o ile można tak było nazwać banalnie dostępne w okolicy rośliny).
— Nie, Rumiankowa Łapo. Ale pamiętaj, że jutro idziemy zbierać zapas ziół, zanim Pora Nagich Drzew rozwinie się na dobre. — odpowiedział w końcu na pytanie bury, szczurowaty pies i na nowo zakopał się w kocyku. Ziewnął przeciągle, jeszcze raz obracając się w stronę swojego ucznia. — Dobranoc.
— Dobranoc, Podgrzybkowa Sierści! — zawołało Rumianek i popędziło po schodach w stronę wyjścia z obozowiska.
Wściekle tupotało po schodach, nie zaprzątając sobie głowy aktualną porą, przez co spotkał się ze zmęczonym (i nieco zirytowanym, choć wciąż pełnym miłości) spojrzeniem wujka Burzowego.
— Na Gwiezdnych, trochę ciszej! — Syknął. — A myślałem, że to ja tu najwcześniej wstaję i budzę tych wszystkich śpiochów.
Rumiankowa Łapa gwałtownie wyhamowało, aż stara, drewniana podłoga jęknęła pod jejgo pazurami. Jak mogło zapomnieć… nie pożegnało się z mamą!
Czym prędzej władowało się do legowiska wojowników, pilnując, by nie przydepnąć niczyjego ogona — z mizernym skutkiem, bo ruda kita ojca nieco oberwała — i wylądowało tuż przed nosem Irysowego Serca, która leniwie otworzyła oczy.
— Cześć, mamo! — Rumianek dotknęło nosem jej nosa, nie zwracając uwagi na otaczających ich wojowników. Czy miało już ponad dwadzieścia księżyców? Tak. Czy mimo to każdego dnia czule witało i żegnało się z matką? Być może. Wiek nic nie znaczył, jedynie to, jak długo Rumiankowa Łapa dało radę nie umrzeć gdzieś w krzakach, dlatego rudy uczeń nie przejmował się ani nie wstydził, za to tak samo chętnie, jak za szczeniaka, okazywał czułość.
Mama spojrzała na niągo zaspana.
— Jutro trochę później, błagam. — Rumianek zaśmiało się i przytuliło do jej miękkiego futra.
— Postaram się, ale nic nie obiecuję! — Krzyknęło, co skwitowało dziesięć spojrzeń zirytowanych wojowników, więc obniżyło głośność o pół tonu. — Jutro zbieram zioła z Podgrzybkiem, pa, mamo!
— Podgrzybkową Sierścią. — Uśmiechnęła się ciepło i wróciła do snu.
— Pa, tato! — Wrzasnęło Rumianek, na nowo zapominając o stwarzanym przez siebie hałasie, i niemal wywróciło się o grzbiet Klematisowego Korzenia, po czym pędem wybiegło z domu.
W legowisku wojowników dwójka rodziców rudej kulki futra gnającej właśnie przez śnieg rzucała skruszone spojrzenia i ciche przeprosiny współtowarzyszom.
***
W teorii wyprawa z opuszczonego domu w okolice plaży nie powinna była zająć wiele czasu, ale czas działał nieco inaczej, gdy było się Rumiankową Łapą. Na ten przykład, dodatkowe pół godziny zajmowało ci obserwowanie okrytych białym puchem listków leżących na ziemi i pełne zachwytu łapanie śnieżynek na własny język. Po drodze zdarzały się też pokryte lodem kałuże, nie można więc było zmarnować okazji i nie poślizgać się na nich choć przez chwilę (a także nie przylepić do lodu języka na dłużej, niż chciałoby się przyznać).
Po wielu zaobserwowanych ptakach, otrzepaniach się od wszechobecnego śniegu i złapanych do pyska ładnych kamieniach Rumiankowa Łapa w końcu dotarło do celu.
Okolice plaży miały do siebie to, że były dobrym środowiskiem dla wszelkich roślin. Było tam wilgotno i zazwyczaj dość ciepło, choć teraz ta temperatura ustąpiła typowym dla Pory Nagich Drzew mrozom. A poza tym, bardzo łatwo było tu znaleźć jedno z ulubionych ziół Rumianku.
Mentor i uczeń w kwestii zaspokajania swoich narkotycznych upodobań różnili się nieco bardziej, niż można by się spodziewać. Podgrzybkowa Sierść zgodnie z imieniem preferował grzybki, a Rumiankowa Łapa również niesprzecznie ze swoim mianem zazwyczaj wybierało roślinki. Dlatego też głównym celem rudego szybko stała się plaża, a raczej jej otoczenie: tam jejmu ich nie brakowało. Z zazdrością spoglądało na wielkie jezioro znajdujące się na terenach Industrii, obrośnięte potężnymi chaszczami. Oni nawet z nich nie korzystali!
Ale Rumianek po matce przejęło niezrozumiałą miłość do zasad kodeksu, więc nie przekraczało granicy Industrii choćby o milimetr i ograniczało się do terenów neutralnych — bo obszary należące do Flumine zdecydowanie roślinnością nie grzeszyły. Że też wybrali to przeklęte miasto! Rumiankowa Łapa zdecydowanie wolało obcowanie z naturą niż deptanie po szorstkim asfalcie.
W końcu uczeń medyka wpadł wprost w wielką kępę roślin o długich łodygach i wąskich liściach. Z błogością przyjął ich znany już dobrze zapach i zabrał się do ostrożnego zrywania. Nie chciał uszkodzić korzeni ani reszty roślin; i tak miały już wystarczająco ciężko w tym zimnie.
Obserwowało małą biedronkę powoli wspinającą się po jednym z liści, gdy usłyszało szelest. Obróciło się szybko, by sprawdzić, co chciało przeszkodzić jejmu w planowanej od dłuższego czasu wyprawie — nie, żeby było przeciwko niespodziewanym gościom — i zauważyło psa.
Nie byłoby w tym nic niezwykłego (biorąc pod uwagę, ile psów poza Rumiankiem żyło w mieście), poza faktem, że w pysku psa znajdował się potężny pęk tej samej rośliny, którą przyszedł zebrać przyszły medyk. Do tej pory Rumiankowa Łapa nie widziało nikogo, poza swoim mentorem, kto zbierałby zioła inne, niż lecznicze. A tym bardziej nie widział nikogo, kto robiłby to, jednocześnie śmierdząc Industrią.
Oczywiście Rumiankowa Łapa szanowało wszystkie klany! Ale Industria zawsze wydawała mu się dość nieprzyjemna, większość jej członków sprawiała wrażenie, jakby połknęła olbrzymi patyk, który później zatrzymał się gdzieś pod koniec przewodu pokarmowego. W skrócie: jeśli myśleliście, że Flumine jest nudne i konserwatywne, nigdy nie widzieliście Industrii. Według Rumianku, ma się rozumieć.
Ten nieznajomy tymczasem mimo typowego dla Ognistych zapachu targał właśnie za sobą sporawy zapas narko– znaczy się, ziółek. Dlatego Rumiankowa Łapa przestało zajmować się tym, co wcześniej, i posłało nieznajomemu szeroki uśmiech. W jakim on mógł być wieku? Oszacowało go na niewiele mniejszy od własnego, może z dwadzieścia księżyców. Nie było pewności, a niższy wzrost obcego psa wcale nie pomagał: w końcu Podgrzybkowa Sierść był o wiele mniejszy, a jednak zdecydowanie przewyższał Rumiankową Łapę w spędzonych na świecie księżycach.
Niezależnie od wieku, mieli ze sobą minimum jedną cechę wspólną: było nią ćpanie. I właśnie dlatego Rumianek postanowiło, że doradzi nowemu (jeszcze nie)koledze. W końcu nie każdy ma w swoim życiu takie szczęście, żeby otrzymać od losu medyka-mentora, który nauczy go wszystkiego o psychoaktywnych ziołach. Co więcej, z pełną pewnością mogę założyć, że aktualnie Rumiankowa Łapa było jedyną osobą w takiej sytuacji ze wszystkich psów rozsypanych po pięciu mieszkających w mieście klanach.
— Hej! — krzyknęło do psa, merdając ogonem, i wskazało pyskiem na rosnące niedaleko niewielkie kwiatki. — Weź też trochę tego! Będziesz się czuł lepiej już po.
<Omszona Łapo?>
[1288 słów: Rumiankowa Łapa otrzymuje 12 Punktów Doświadczenia i 3 Punkty Treningu]

23 kwietnia 2021

Od Rumiankowej Łapy

Rumianek nie miało wyraźnego powodu, żeby być w dobrym humorze, ale w niczym jejmu to nie przeszkadzało. Świecące słońce było wystarczającym argumentem za, choć powietrze wciąż było zimne. Na Porę Nowych Liści musieli jeszcze trochę poczekać.
Siedziało wśród traw rosnących gdzieś na torach, a wokół niejgo krzątał się Podgrzybkowa Sierść. W ciągu tych kilku księżyców, które minęło od mianowania jejgo na ucznia, zdążyło nawiązać z mentorem więź i nabyć nieco wiedzy. Choć ciało medyka nie było wielkie (Rumiankowa Łapa mimo swojego wieku już przewyższało go wzrostem), miał ogromne serce, a sporą część miejsca w nim przeznaczał swojemu nowemu uczniowi.
Na chwilę wróciło myślami do swoich początków na drodze medyka. Gdy tylko Podgrzybkowa Sierść przybiegł zaaferowany, swoim wysokim głosem opowiadając o otrzymanych znakach, małe Rumianek od razu się ucieszyło. Lubiło medyków, a czas spędzany w pachnącym ziołami legowisku Podgrzybka należał do jednego z jejgo ulubionych zajęć. Od bycia wojownikiem zawsze odrzucała jejgo konieczność zabijania, ale dopóki nie przyszedł czas mianowania, starało się o tym nie myśleć.
Na szczęście przodkowie wybrali dla niejgo ścieżkę medyka, którą przyjęło z rozkoszą. Koniec końców, mama miała rację — Gwiezdni zawsze wiedzieli, co robią. Teraz mogło uczyć się właściwości ziół ze swoim szczurowatym mentorem, wybierać się na wycieczki krajoznawcze, to znaczy się, wyprawy po zioła i rozmawiać z Gwiezdnymi. Co prawda rozmowy te ograniczały się do usłyszenia monologu przodków raz w miesiącu, ale Rumiankowa Łapa wiedziało, że w przyszłości jego rola będzie znacznie ważniejsza. I choć na klanowej pozycji jejmu nie zależało, bo niczym nie różniło się od pobratymców, to własnych, osobistych wizji nie mogło się doczekać. Zawsze z zachwytem słuchało opowieści Irysowego Serca o przodkach przebywających wśród gwiazd i nie pozwalało sobie wtedy na ani chwilę nieuwagi.
Gdy przyszedł czas na jejgo pierwsze zgromadzenie medyków, nie posiadało się ze szczęścia. Praktycznie nie spało w nocy, utrzymywane na nogach buzującą w niejnim ekscytacją. I choć Podgrzybkowa Sierść tamtej nocy powtórzył idź spać dobre dwadzieścia razy, te dwa słowa wcale nie pomagały. Rumianek zasnęło na ledwo godzinę i zerwało się wczesnym rankiem. Radość nie pozwalała spać dłużej.
Niedługo później dreptało już z Podgrzybkową Sierścią w stronę Płycizny, usilnie próbując nie wyprzedzać go co chwilę. To było jedno z niewielu wyjść Rumianku, w trakcie których szczenię nie rozpraszało się każdym napotkanym motylem i kolorową rośliną. Tym razem miało ważniejsze sprawy na głowie! Ale kątem oka pozwalało sobie docenić pięknie śpiewające na starym dębie ptaki.
Na zgromadzeniu po raz pierwszy spotkało psy z innych klanów — do tej pory znało je tylko z opowieści. Wszyscy wydawali się wyjątkowo mili (nie, żeby Rumiankowa Łapa zwracało uwagę na inne cechy społeczeństwa), choć Lisia Łapa co chwila rzucał zbędnym komentarzem. Zauważyło, że wszyscy medycy mieli już swoich uczniów. Pozostałe szczeniaki były starsze od niejgo i widać było, że nie było to ich pierwsze zgromadzenie. Gdy dwa z nich otrzymywały już dojrzałe imiona, oczy Rumianku zalśniły. Ciekawiło je, jakie ono otrzyma miano, gdy przyjdzie już na to pora.
Umysł Rumianku nie był już na trawiastych terenach okolic Dworca. Znajdował się daleko stąd, wśród piasku Płycizny. Z przeżywania po raz kolejny swego pierwszego medycznego snu wybudził je jednak głos Podgrzybka. Musiało wrócić do rzeczywistości.
— Rumiankowa Łapo, widziałoś gdzieś miętę? Musimy uzupełnić braki w składziku.
— Tak, zauważyłam ją niedaleko brzozy! — Otrzepało się, na dobre wybudzając z fantazji i pobiegło do mentora, by znaleźć więcej niezbędnych ziół.
[549 słów: Rumiankowa Łapa otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia i 2 Punkty Treningu]

6 lutego 2021

Irysowe Serce rodzi

Nowe szczenięta Flumine, kolejno: Krzaczek, Miodek, Rumianek, Dynia, Borowik, Gorzka, nie wydają się posiadać większych uszczerbków na zdrowiu (poza głupawymi imionami nadanymi przez ojca w postaci przypadkowych słów, foliowej czapeczki drugiego z miotu i wrażliwości czwartego na zwracanie jego uwagi wołaczem: „spójrz!”). Niech Gwiezdni mają ich w opiece, żeby nie powybijali siebie wzajemnie... i klanu przy okazji.