14 kwietnia 2022

Od Rumiankowego Ziela

To była ich szansa. Ich świt.
Od kiedy Piaskowa Gwiazda odebrała Podgrzybkowej sierści tytuł medyka (i jednocześnie życie, myślało zgorzkniale Rumiankowe Ziele, wpatrując się w małe brązowe grzybki wciśnięte w futro na swoim prawym boku), co i rusz wynajdowała nowemu medykowi całkowicie nowe, absurdalne zajęcia. Rumianek spędzało swoje dnie już nie tylko na leczeniu potrzebujących i odbieraniu porodów, ale też wymienianiu legowisk starszym i innych iście uczniowskich zadaniach. Co prawda Rumianek nie miało z tym żadnego problemu — każdy sposób, w jaki mogło przysłużyć się klanowi, był mile widziany — ale dobrze wiedziało, że Piaskowa nie robi tego, bo nagle zabrakło jej w klanie łap do pracy.
Nie miało pojęcia, czy ta nagła zmiana zachowania oznaczała, że liderka wiedziała o konspirantach kryjących się w nadmorskiej grocie, czy była tylko skutkiem jej daleko idącej paranoi — tak czy siak, niosła za sobą te same konsekwencje, maksymalne ograniczenie czasu Rumianku na spotkania z ojcem i resztą wygnańców. Na szczęście Flumine nie było głupie i w większości nie poddawało się rządom Piaskowej. Chociaż część wojowników unikała jakichkolwiek form sprzeciwu, by nie spotkała ich kara (a znajdowali się i tacy, co żywo ją popierali), Rumianek dobrze znało swoich sprzymierzeńców, którym gdy tylko była okazja, podsuwało potrzebne zioła do przetransportowania grupie Klematisa, w zamian szeptem otrzymując nowe informacje.
Poprzedniego dnia dostało wieść, na którą jednocześnie oczekiwało jak i się obawiało — Flumine miało dziś zostać odbite.
Gdy promienie słońca odbiły się od okien opuszczonego domu, Rumianek podniosło się i nerwowo przejechało pazurami po swoim legowisku. Na sztywnych łapach wyszło z obozu.
Wiał lekki wiatr, ale Rumiankowe Ziele nawet go nie czuło. Wszystkie otaczające jągo dźwięki wydawały się być przytłumione, jakby medyk znajdowało się pod taflą wody, tonął w błękitnych wodach rzeki.
Jeszcze kilka kroków, kilka wymuszonych oddechów, by nie zemdleć…
Ojciec. Był tu.
Stali tu wszyscy, ramię w ramię, wygnani Wodni i trzech wojowników z Ventusu. Bananowa Skórka, choć najmniejsza i najbardziej puchata, wyglądała chyba najgroźniej.
Brązowe oczy Klematisa napotkały niespokojny wzrok Rumianku. Nie wymienili ani słowa. Nie musieli.
Rumiankowe Ziele kiwnęło tylko głową i mocniej ustawiło łapy na ziemi, przepuszczając każdego z nich po kolei na terytorium Flumine. Klematisowy Korzeń, przechodząc ostatni, na uderzenie serca przycisnął nos do barku Rumianku i poszedł dalej, powoli, ale pewnie.
Medyk wzięło głęboki oddech i podążyło za nimi.
Zanim wkroczyli do ogrodu przed obozem, w myślach jeszcze raz przestudiowało listę posiadanych ziół. Zbierało je już od jakiegoś czasu; dobrze wiedziało, że w tym przypadku pytanie nie brzmiało „czy ktoś ucierpi”, ale „ile osób”. Musiało mieć zapasy wszystkiego, co konieczne, by wyleczyć rany wydrapane brudnymi pazurami i poszarpane przez wbite kły.
— Piaskowa Maro. — Wybudził jągo z zamyślenia głos Klematisowego Korzenia. — To koniec twoich rządów.
Piaskowa stała w drzwiach opuszczonego domu, za plecami mając wszystkich swoich popleczników. Nie rzucała się do ataku od razu, czekała. W końcu miała czas. Nie wierzyła w swoją porażkę.
— Myślałam, że zapomnieliście już o swoim klanie! Jeżeli ktokolwiek podniesie łapę na mnie, wysłanniczkę Coelum, może liczyć się z tym, że już niedługo postawi ją w Infernum!
— Mogę trafić i tam, jeśli tylko będę mieć pewność, że ty już tam jesteś! — warknął Klematis i rzucił się na Wilczy Blask, który skradał się do buntowników.
Rumianek do tej pory jeszcze nigdy nie widziało bitwy.
Jedna wielka plątanina sierści i kłów, warcząca i rzucająca się po zielonej trawie wprowadzała jągo w panikę, ale niezależnie od swojego wewnętrznego pacyfizmu, nie mogło stać bezczynnie. Jejgo klan był w potrzebie; nie mogło pozwolić, by kolejne osoby zginęły.
Mglisty Ogień zaatakował od tyłu, próbując powalić Rumiankowe Ziele na ziemię. Otworzył pysk, by szarpnąć za rudy ogon, a w Rumianku coś pękło.
Jeszcze jako uczeń pomagało przy jego cholernym narodzeniu, gdy Podgrzybek próbował uspokoić Rozżarzony Język przed wykrzykiwaniem wielu nie do końca cenzuralnych słów przy świeżo urodzonych szczeniętach. Teraz jedno z tych szczeniąt próbowało wyrwać jejmu sierść z ogona i wybić z równowagi.
Odbiło atak, celując tak, by nie uszkodzić żadnych istotnych organów. Nie miało dużo siły, ale jako medyk posiadało wiedzę — Mglisty celował na oślep. To była jejgo przewaga.
Odpychając go łapami, spojrzało na niego z bólem. I wciąż nie wie, czy powodem było to, czy raczej fakt, że jeden z sojuszników z Ventusu ugryzł go w tyłek, by odciągnąć go od Rumianku, ale Mglisty Ogień uciekł z pola walki, zabierając ze sobą Tojadową Mowę.
Walka trwała dalej. Mała Bananka z wielką werwą szarpała Wilczego Blaska, wisząc mu na ogonie i podgryzając łapy. Całkiem sprawnie unikała wszystkich jego ataków, jednak ostatnim podszedł ją z zaskoczenia, zatapiając kły pośród miękkiej, brązowej sierści na jej szyi. Ciało Bananki w jednej chwili zwiotczało, zwisając smętnie z pyska Wilczego Blasku, który nawet nie zdążył odłożyć go na ziemię, zaatakowany przez Pszczeli Taniec. Wydał z siebie zduszony krzyk, puszczając małe zwłoki i próbując się bronić. Pszczeli jednak niezmordowanie gryzł go, brudząc krwią leżącego obok już martwego Leśnego Pyła, zabitego nawet nie wiadomo kiedy i przez kogo.
W tym samym czasie Piaskowa Gwiazda i Borowikowa Nóżka kotłowali się na ziemi, raz po raz na nowo przegrywając lub zyskując przewagę. Borowikowy dumnie stanął nad Piaskową, już szykując się do zadania ostatecznego ciosu, gdy ta nagle przestała stawiać jakikolwiek opór. Rumianek chciało ostrzec brata, krzyknąć, żeby uważał, ale zanim z jejgo pyska wydostał się jakikolwiek dźwięk, było już za późno. Borowikowy swój końcowy atak wycelował w ziemię, w którą moment później wgniotła go Piaskowa, pozbawiając go życia. Na miejsce zaraz wpadł Klematis, drapiąc i gryząc ciało rudej. Osłabiona po potyczce z Borowikiem nie miała już tyle siły, by skutecznie odpierać wszystkie jego ataki: coraz więcej jej uników doprowadzało ją tylko do nabycia kolejnych ran. Z jej poszarpanego ucha płynęła krew, brudząc jej pysk i spływając do nosa. Oddychała ciężko, ostatkiem sił próbując odepchnąć Klematisowego Korzenia, gdy ten zakończył sprawę.
— Zabiliście — kaszel przerwał jej wypowiedź i zmusił do wyplucia z pyska zbierającej się krwi na sierść rudowłosego. — zabiliście wysłannika Gwiezdnych. I poniesiecie za to karę.
— Dla mnie nigdy nie będziesz Piaskową Gwiazdą — wycharczał i łapą przycisnął ją do podłoża.

***

Ilość grzybów w futrze Rumianku zwiększyła swoją liczbę dwukrotnie.
Medyk krzątało się po swoim legowisku, zajmując się kolejnymi poranionymi — nie pamiętało jeszcze sytuacji, w której byłoby ich aż tylu. Rząd cierpiących wojowników ciągnął się od ściany do ściany, ledwo zostawiając miejsce dla większej ilości potrzebujących. Rumianek wyjęło ze składziku i przeżuło dokładnie liście dębu, po czym nałożyło powstałą papkę na udo jednego z leżących na podłodze psów.
— Jak się dziś czujesz, Mglisty Ogniu?
Wojownik nie odpowiedział — Rumiankowe Ziele nie spodziewało się niczego innego. Położyło przed nim kilka ziaren maku, by mógł uśmierzyć ból i w milczeniu udało się po kolejne medykamenty.
Mglisty Ogień i Tojadowa Mowa po bitwie wrócili do klanu, prosić Klematisowego Korzenia — teraz już Klematisową Gwiazdę, poprawiło się w myślach Rumianek — o wybaczenie. A że byli zmanipulowanymi młodziakami, a Klematis nigdy nie umiał być szczególnie okrutny, pozwolił im zostać; mogli to jednak zrobić tylko, jeśli zgodzili się na kilka księżyców nie być pełnoprawnymi wojownikami klanu i przyjmować na siebie najbardziej niewdzięczne zadania. Mglisty jeszcze leczył swoje rany, więc przysługiwała mu mała taryfa ulgowa, ale Tojadowa Mowa już jakiś czas zajmował się wszystkim, co tylko zlecał mu lider i inni wojownicy.
Rumianek zabrało się za roznoszenie mniszków lekarskich dla wojowników, gdy do legowiska weszła Słoneczny Pysk, posyłając jejmu uśmiech. Jej złota sierść błyszczała w promieniach słońca.
— Jak idzie, Rumiankowe Ziele?
— Rany goją się dobrze, już niedługo większość z nich będzie zdrowa — odparło, omiatając wzrokiem leżące wokół niejgo psy.
— Cieszę się. Dobrze, że możemy na ciebie liczyć.
— A ty, nie potrzebujesz może jeszcze złocieniu? — Rumianek wiedziało, że zastępcznię męczyły bóle głowy. — Myślę, że jeszcze jedna dawka by ci nie zaszkodziła.
— Dam sobie radę. — Kiwnęła głową w geście wdzięczności. — A teraz muszę już iść, obowiązki wzywają. Pewnie tak samo, jak ciebie.
Już po chwili Rumianek usłyszało odgłos stukających na schodach pazurów i bliżej nieokreślone słowa wypowiadane przez ojca do zastępczyni. Po raz pierwszy od księżyców odnalazło w sobie choć ułamek nadziei, że wszystko mogło się ułożyć.

[1340 słów: Rumiankowe Ziele otrzymuje 13PD + Piaskowa Gwiazda umiera + Wilczy Blask umiera + Bananowa Skórka umiera + Leśny Pył umiera + Borowikowa Nóżka umiera + Owcze Serce ucieka]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz