opowiadanie dzieje się kiedy obie suczki były szczeniakami
Jestem piękna.
Od zawsze o tym wiedziałam, ale usłyszenie tego od kogoś innego niż ja sama było prawdziwym miodem na moje serce. Rozpłynęłam się w samozadowoleniu.
Potrząsnęłam moimi białymi lokami, momentalnie przypominając sobie o ich zabrudzeniu. Bańka pękła. Jestem paskudnie brudna.
— Potrzebujemy wody — zaczęłam wyliczać ze spokojem. — Trochę, em, szamponu? W stajni widziałam coś takiego. Dwunożni myli tym konie, a teraz ty mnie w tym wykąpiesz, jeśli to znajdziemy oczywiście — przerwałam na chwilę, dumając w zamyśleniu. — Jakiejś czystej szczotki; często są porozrzucane obok myjki. Wyczeszesz moją sierść, gdy ta wyschnie po pachnącej kąpieli. Potem wypłuczę przełyk, język oraz zęby i voilà!, znów jestem pięknym, żywym posągiem bogini.
— Bogini? — Sarenka się strapiła. — Jakiej bogini? Przecież istnieją jedynie Gwiezdni! Nie wierzysz w nich…?
Zaśmiałam się niezręcznie, zdmuchując opadający mi na oko oblepiony, kręcony włos.
— Oczywiście, że wierzę, jak możesz tak myśleć, siostro — westchnęłam, jednak nie straciłam cierpliwości. — Jestem jednak pięknem stąpającym po ziemi. Gwiazdą błyszczącą srebrem wśród oszronionych pól. Złotym refleksem zachodzącego słońca na tafli jeziora. Wielką, perlistą muszlą, wśród zwyczajnych, słonych fal. Różowym kwiatem róży rosnącym wokoło chwastów. Nie można zapomnieć mojego ciała, gdy ujrzy się go raz na oczy.
Sarenka przybrała mało inteligentną minę.
— Nie bardzo rozumiem — szepnęła ze smutkiem. — Ale w jednym masz rację: Jesteś bajeczna. Musimy cię jedynie doprowadzić do porządku — na nowo się rozweseliła, a moje oczy zaszły mgłą szczęścia z powodu prawionych mi komplementów. — Poszukam wymienionych przez ciebie rzeczy!
Moja siostra zniknęła, merdając w szale ogonem. Miała energię. Wspaniale, że skoncentruje ją na mnie.
Czekałam cierpliwie na jej powrót. Usiadłam obok ściany, przedtem starannie zamiatając ogonem miejsce, w którym miałam położyć swój zadek. Normalnie w życiu nie dotknęłabym ogonkiem takiego kurzu, jednakże żyłam w nadziei, że za parę chwil już będę czysta, a i ogonek się umyje.
Sarenka wróciła z wszystkimi wymienionymi przeze mnie przedmiotami. Musiałam przyznać, że spisała się na medal.
— Zaczynamy — szczeknęłam w uniesieniu. — Przygotuj wiaderko!
Brązowa psina rozglądnęła się za pojemnikiem, a gdy dostrzegła dostatecznie czyste (chociaż miało na sobie jeden koński włos i po bokach, po zewnętrznej stronie zabrudzone było paroma drobinkami kurzu), zaciągnęła je na myjkę.
Wskoczyłam do wiaderka, a Sarenka, z większą wprawą, odkręciła wąż. Przez uderzenie serca myślałam, że rozwali całą stajnię, ale moja siostra, o dziwo, szybko się uczy. Nie tak szybko jak ja, ale jest w porządku.
Letnią wodą zrosiła moje loki, po czym zębami odkręciła szampon. Po jej minie widziałam, że wypiła trochę tego płynu. Jednakże nie rozumiałam, dlaczego tak się krzywi; przecież te wspaniałe mydło pachniało tak pięknie, niczym kwiaty!
Po chwili piana okryła moją sylwetkę. Sarenka sprawnymi ruchami wcierała szampon w moją sierść, a ja rozkoszowałam się chlupotem wody, upajającym zapachem i piękną, miękką pianką.
Odczekałyśmy parę minut, wesoło rozmawiając o tym, jaka będę czysta. Następnie moja siostra spłukała ze mnie koński szampon, a ja, ociekając wodą, roztaczając wokół siebie kwiecistą woń, wystąpiłam z wiadra.
Wielkimi susami pełnymi gracji wyszłam na zewnątrz stajni, na czystą, gęstą trawę.
Sarenka zaczęła mnie wyczesywać, delikatnie szarpiąc moją białą niczym śnieg sierść. Już było widać, że po wyschnięciu będzie idealna. Czysta, miękka, oszołamiająco wspaniała, kręcona, puchata…
— No i widzisz, jaka ja jestem pożyteczna — ziewnęłam, pozwalając, by słoneczko suszyło moje futerko. — Moje włosy są niczym mleko, gęste i jasne. Głos niczym miód. Jestem najcenniejszym obrazem w całej tej stajni.
Koniec wątku Sarenki i Lilii.
[562 słowa: Liliowa Łapa otrzymuje 5PD i 1PT]