Przeciągnęłam się w żłobku, ziewając szeroko. Moje śnieżnobiałe zęby błysnęły krystalicznym blaskiem, wyraźnie odcinając się na tle zdrowych, czerwonych dziąseł. W rogu pomieszczenia leżało wiaderko napełnione do połowy wodą; dorośli zwykli mówić, że to jedyny przydatny wynalazek Dwunożnych, do którego mają dostęp w swoim obozie. Wierzyłam im.
W końcu, jak te łyse brzydole mogliby wpaść na jakikolwiek inny dobry pomysł niebędący wiaderkiem? Co innego, gdyby mieli moje umiejętności. O, wtedy byliby taaacy mądrzy.
Podeszłam do wiadra, przekręcając główkę. Lubiłam patrzeć na znajdującą się w przedmiocie wodę. Co prawda może zajmowałam miejsce przy nim i przeszkadzałam psom, które chciały się z niego napić, ale moja poranna toaleta była znacznie ważniejsza.
Zanurzyłam głowę w wodzie, energicznie nią potrząsając. Opłukałam także pysk od środka, dokładnie czyszcząc swoje zęby, chociaż dobrze wiedziałam, że były w świetnym stanie. Zaledwie półgodziny później kiwnęłam głową na rodziców i rodzeństwo, czym prędzej zmykając ze żłobka.
Szybko się uwinęłam, nie ma co.
Teraz tylko znaleźć jakąś czystą wodę, o, na przykład w głębokiej kałuży, i się umyć. Następnie wypadałoby wylizać łapy z drobinek słomy i kurzu, a potem wygrzać mokrą sierść się na wiosennym słońcu, by znów pięknie się kręciła.
Rozglądnęłam się z zapałem po obozie, a mój wzrok zatrzymał się gwałtownie na miejscu, w którym dwunogi zwykle kąpali swe konie. Teraz jednak nie stał tam żaden wierzchowiec, a i dwunożni się nie kręcili. Zadowolona i jakże uradowana, pobiegłam z powrotem do żłobka, ponieważ potrzebowałam pomocy drugiego psa w dokładnej kąpieli.
— Witajcie — szczeknęłam, zaglądając do żłobka. — Chciałabym się wykąpać… Ktoś z was przytrzyma mi ten żółty sznur i spróbuje odkręcić wodę, tak jak to robią Dwunożni?
Szczeniaki wlepiły we mnie wzrok; wszystkie co do jednego. Mile zaskoczona ich uwagą i zainteresowaniem zatrzepotałam rzęsami.
— Ja ci z chęcią pomogę! — cicho pisnęła Sarenka, wstając z posłania z zapałem.
Kiwnęłam zadowolona głową, uśmiechając się.
— Za mną.
***
— Wiesz co, Lilio… — nieśmiało zaczęła Sarenka, stojąc na tylnych łapach i usiłując odkręcić wodę.
— Jakieś problemy z wężem? — spytałam moim dźwięcznym, krystalicznym i czystym głosem, siedząc na środku myjki. Z obrzydzeniem dostrzegłam w rogu ściany kupkę końskich odchodów. Odsunęłam się jak najdalej od tamtego miejsca.
— Jakim wężem?! — pisnęła moja pręgowana siostra, posyłając mi przerażony wzrok. — Przecież w stajni nie ma żadnego węża, prawda?
Westchnęłam.
— Tak Dwunożni nazywają ten żółty sznur, przez który leci woda — wytłumaczyłam ze spokojem.
Siostra odetchnęła z ulgą i gwałtownie odbiła się z ziemi, łapiąc zębami kran. Szarpnęła raz i drugi, dyndając tylnymi łapami w powietrzu, aż nie słychać było szumu płynącej wody. Sarenka z triumfem, lecz i także przerażeniem popatrzyła za siebie, szukając wzrokiem miejsca, w które mogłaby zeskoczyć.
— Złaź stamtąd — krzyknęłam, próbując ukryć panikę.
Ciśnienie wody, którą odkręciła Sarenka, było wysokie, tak więc żółty wąż skakał po całej myjce, wypluwając z siebie skandaliczne ilości zimnego płynu. Raz za razem moczył mi futerko, a ja, piszcząc z przerażenia, uciekałam na drugi koniec myjki.
— Przecież próbuję! — w tonie siostry słychać było panikę. — Pomóż mi!
Podbiegłam do niej i skoczyłam, a moje zęby zacisnęły się na jej ogonie.
Powietrze przeszył jej krzyk.
Pociągnęłam ją w dół z całej siły, a ona na mnie spadła, przygniatając me idealne ciało.
Zanim zdążyłam ją ofuknąć, oblała nas kaskada lodowatej wody, mocząc nas od stóp do głów. Pierwszy raz w życiu przeklęłam, czując na sobie pełen paniki wzrok Sarenki i wodę, która najwidoczniej chciała zrobić mi dziurę w ciele.
<Sarenko?>
[551 słów: Lilia otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz