Szczerze mówiąc, Jaskółcza Burza talentów miał niewiele. Przede wszystkim, potrafił żreć bez końca, a jego waga nie ruszała się ani o milimetr. Miał też talent do najdłuższego siedzenia w legowisku ze wszystkich wojowników w klanie, a jego snu nie mógłby zaburzyć nawet atak Quintusu czy chrapanie Kaczego Plusku.
Był jednak jeden talent, za który wszyscy go przeklinali, a Jaskółcza Burza go wręcz uwielbiał. Miał wyjątkowe umiejętności, jeśli chodziło o ukrywanie się przed innymi psami. Chełpił się tym na lewo i prawo na zgromadzeniach, a Gwiezdni jedni wiedzieli, o co mu chodziło.
Aż do tej pory.
Pora nowych liści płynęła potokiem szerszym niż deszcz łez Pszczelej Łapy. Początkowo Brązowa Blizna i Pszczela Łapa nie wiedzieli, o co Jaskółczej Burzy chodzi z tymi niemrawymi, usatysfakcjonowanymi uśmieszkami, które rzucał im z każdym kolejnym: „Jaskółcza Burzo, jutro idziemy na patrol”, „Jaskółcza Burzo, kiedy zajmiesz się treningiem?”.
A potem cholerny Jaskółcza Burza zniknął na księżyc.
Mógł wykorzystać swój talent do ukrywania się przed wrogami, bycia asasynem wojny, ale postanowił obsrać zbroję przed własnym uczniem i własnym zastępcą. Ale, bądźmy szczerzy, kto do chuja wychodzi z domu zimną, deszczową porą?
Pierwsza znalazła go Bananowa Skórka. Skurczybyka wyśledziła po tym, jak w terenie zwierzęcych nor przy polach zaczęło brakować zwierzyny i sprytna suczka prędko domyśliła się, że żaden lis nie miał aż tak niedoścignionego apetytu. Znalazła go chrapiącego w rozkopanej, króliczej norce i wytargała za ucho z taką siłą, że Jaskółcza Burza zwątpił, że wojowniczka jest niższa niż jego łapy.
— Myślałem, że się przyjaźnimy — wyjęczał żałośnie, zapierając się tylnymi łapami, żeby spowolnić Bananową Skórkę. Nic z tego.
— Wythłumaczysz się pszhed Błązową Błizną i Pszczełą Łapą — mruczała, chociaż pies wiedział, że w jej sercu nie było ani krztyny złości.
Więc stał tam, naprzeciwko Brązowej Blizny, który rugał go samym spojrzeniem i Pszczelej Łapy, który wyglądał, jakby nie do końca wiedział, o co chodzi.
— Zdajesz sobie sprawę z tego, co zrobiłeś, Jaskółcza Burzo?
Brązowa Blizna brzmiał jak jego matka, ale w przeciwieństwie do niej nie był MILF-em.
— Wyspałem się?
Odpowiedziało mu głuche westchnięcie. Brązowa Blizna człapał smętnie, pysk zasłaniając własną łapą, jakby wstydził się samego patrzenia na Jaskółczą Burzę.
— Jaskółcza Burzo, pójdziemy na trening? — Pszczela Łapa zamerdał ogonem.
— Eee…
— Czy ty wiesz, jakie mamy tu zamieszanie z nowymi? — kontynuował Brązowa Blizna, kręcąc głową. — Brakuje nam wszystkiego. Zapasów, bo nowi nie potrafią jeszcze dobrze polować. Mentorów, bo Bryzowa Gwiazda-... — urwał — mentorów, po prostu. Pszczela Łapa za księżyc powinien być wojownikiem! Nie możecie się obijać z treningiem!
— Czy ja kiedykolwiek odmówiłem treningu Pszczelej Łapie? — sapnął Jaskółcza Burza, odgarniając swojego ucznia na bok łapą.
— Jaskółcza Burzo, jakieś-...
— Ciiicho, trzymaj fason, Pszczółek.
Szczeniak skrzywił się na stare imię, posyłając mu gromiące spojrzenie spod przymrużonych powiek, ale Jaskółcza Burza go zignorował, mierzwiąc meszek na jego głowie, jakby był dopiero noworodkiem.
— Widzisz, Brązowa Blizno? Młody będzie wojownikiem jak ta lala.
Wylądował, opierając grzbiet o korę i ze szczeniakiem miażdżącym mu oczodoły.
— Jaskółcza Burzo, dobrze to robię?
— W lewo, jeszcze trochę w lewo.
— Taaak?
Jaskółcza Burza odchylił łeb. Pszczela Łapa na jego czubku zachwiał się, a przednie łapy dosięgające najniższej gałęzi straciły rezon. Gniazdo zaszeleściło, a parę gałązek zsunęło się psom na nos.
— Eee i teraz uważaj, bo cię dziabnie. Uważasz?
— Zawsze uważa-... Gwiezdni! Lisie Łajno! Ałć, kurw-... Ałć! Zostaw! Zły ptaszek!
Wojownik spróbował po raz kolejny podnieść łeb, żeby zerknąć na rzucającego się jak flądra uczniaka, ale poruszenie spowodowało, że Pszczółek stracił grunt pod łapami i z trzaskiem wylądował na własnej dupie tuż przy korzeniach. Syknął, przez dłuższą chwilę nie otwierając oczu, a z jego gardła wydobył się zduszony szloch bólu.
— Ej… ej — mruknął Jaskółcza Burza, spanikowany podkulając ogon — ty, no, mlekożłopie, żyjesz tam? Gwiezdni, nie płacz, nie znoszę, jak dzieci płaczą, też będę płakać… Kurwa, jak się z dziećmi w ogóle obchodzi? Dać ci robaka? Nie?
Pszczela Łapa pociągnął nosem, otwierając brązowe oczka.
— Jest dobrze — burknął. — Wcale nie płakałem.
Zbierające się w jego oczach łzy mówiły coś innego, ale Jaskółcza Burza nie kwestionował słów swojego ucznia. Zamiast tego zajrzał w górę, gdzie szarawy ptak panoszył się po swoim gnieździe, próbując naprawić wyrządzone przez psy szkody.
— Mogę spróbować jeszcze raz — sapnął Pszczela Łapa, podnosząc się na chwiejnych łapach.
— Nie, nie trzeba — westchnął Jaskółcza Burza, opierając łapy o drzewo. — Znajdziemy na to inny sposób.
— Przecież mówiłeś, że to trzeba delikatnie. Żeby nie uszkodzić jajek.
— Na borsuczy ogon, w dupie mam już to, czy te jajka będą stłuczone, czy nie, ważne, żeby trafiły do mojego pyska. Gwiezdni, nie powtarzaj tego matce, bo mnie zabije.
Odsunął się kilka kroków w tył, po czym rzucił do przodu i barkiem zarył o drzewo. Zachwiało się jak delikatna jabłonka, a gniazdo wyrzuciło w powietrze i poszybowało tuż nad głowę Pszczelej Łapy.
— Pszczela Łapo! Łap to!
Piesek spanikował, tupiąc w miejscu i patrząc w górę. Slow motion momentalnie przyspieszyło, a w akcie paniki uczeń położył się na ziemi i zamortyzował upadek gniazda prosto na swój łebek, skąd stoczyło się na grzbiet.
— Tak jest! To mój uczeń!
Trzy jajka niewielkich rozmiarów wyjrzały zza ściółki do uśmiechniętych pysków dwóch psów. Pszczela Łapa merdał ogonem i przez parę minut wpatrywali się w jaja jak skończeni debile, dopóki uczniowi ogon nie opadł, a on sam nie wymamrotał ponuro:
— Jaskółcza Burzo… będziemy się na to tak patrzeć?
— To sztuka kulinarna, nie widzisz?
— Mieliśmy polować na ptaki, tak przynajmniej mówiłeś…
— To — Jaskółcza Burza stuknął pazurem o skorupę — jest, mój drogi, ptak. Albo raczej jego płód, ale kogo to obchodzi. Próbowałeś kiedyś tego?
— Nie. Nie sądzę.
— Więc będziesz czynił honory. — Jaskółcza Burza odchrząknął, jęzorem zamiatając ślinę z warg. — Teraz słuchaj. Najpierw stukasz w to jajko, kilkukrotnie, pazurem. Delikatnie, bo je rozwalisz! A jak już skorupka pęknie, to bierzesz w zęby, ale delikatnie, znowu, bo tak właśnie traktuje się sztukę. Wsysasz najpierw środek, a na koniec zostawiasz skorupkę. Rarytas.
— Tak, Jaskółcza Burzo?
Pszczela Łapa zmiażdżył ptasie jajo łapą i wylizał puste miejsce po jajku z gniazda.
— Wiesz co, Pszczela Łapo? Cofam to. Przekaż swojej matce wiadomość: „Kurwa, jebać, pieprzyć, zajebiście, chuj. Podpisano, Jaskółcza Burza”. Wolę umrzeć z jej łap, niż patrzeć, jak jej syn w taki sposób traktuje sztukę.
[1000 słów: Jaskółcza Burza otrzymuje +1 do siły, Pszczela Łapa 2 Punkty Treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz