5 sierpnia 2021

Od Mżawki (Mżystej Łapy)

 zlepek wydarzeń z pierwszych dni życia mżawki i dziwnych zachowań jego ojca
Śniade, niemalże bursztynowe liście wciąż pnących się w górę drzew, opadające na szorstką od dotyku suchej trawy ziemię, przysłaniały zdziwionemu wojownikowi widok jego nowych, jak z ekskluzywnego salonu samochodowego, ledwo co narodzonych, w większości brązowych szczeniąt. Mógł jednak słyszeć ich ciche, jednak rozlegające się na duże odległości piski, które począł w tamtej chwili nazywać okrzykami radości, wnoszącymi w jego życie jeszcze więcej drobin ciepła, niewinnej miłości, w których zakochał się niemal tak samo mocno, jak w partnerce, do tej pory trzymającej pod sercem jego maleńkie szkraby. Nie ściągając z nich wbitego z Gwiezdną siłą wzroku, próbował dyskretnie podejść, coby przyjrzeć się z bliska pyskom, które sam zdążył wcześniej stworzyć. Stawiał kroki coraz to dalej, nie potrafił wystarczająco się na nie napatrzeć. Do stojących na baczność uszu dochodziło coraz to więcej decybeli, powstałych poprzez wzmożenie się harmideru przy leżącej na posłaniu suce. Stanął dumnie w odległości pozwalającej na swobodny ruch zajętego medyka, samemu wszczynając dochodzenie w sprawie odbywających się na jego oczach narodzin. Jeden, drugi, trzeci… jejku, jeszcze czwarty! Ale co to, ten wygląda jakoś inaczej, taki bardziej brązowy, może to nie mój? Może to faktycznie nie jego? Nie, chyba Gwiezdni postanowili, że trochę pofiglują z sierścią, to normalne. Musiało być to normalne, ponieważ jak wytłumaczyć poród Muszelkowego Nosa? Wyczarowała ostatniego psa, czy to jeden z Bogów zstąpił na ziemię, aby go wręczyć? Z nimi to nic już nie wiadomo, bo zawsze potrafią stworzyć psa w taki sposób, żeby pojawił się chociaż jeden wojownik, który zacznie kwestionować jego pochodzenie. To normalne — mruknął raz jeszcze, wciąż nie mogąc opanować samoistnie unoszących się w górę kącików pyska, nader zachwyconych zaistniałą sytuacją. Brzozowy Kieł był naturalnie stworzony do roli ojca.
 
Mimo znikających niemalże tak szybko, jak twoja kanapka z talerza pogodnych dni, tego jednego, w którym nasza akcja zaczęła się magicznie rozwijać, warunki meteorologiczne chyba zechciały zabawić się w wodne psy i najzwyczajniej w świecie przywołały dalekie, kłębiaste chmury i coby nie było, na ziemię lunęła potężna ulewa i nie, tym razem nie były to gejowskie pary, a chłodny deszcz, orzeźwiający nudny poranek, lecz równocześnie narażający podopiecznych Kła na złapanie jakiegoś straszliwego choróbska już w pierwszych dniach życia, mogącego przykuć energiczne szkraby do legowiska na długi czas, który lepiej byłby spędzony na zabawie, czy ogólnej nauce, choćby chodzenia, bo przecież nikt nie powiedział, że można od razu urodzić się z opanowanymi zdolnościami manualnymi. Zatroskany opiekun obiecał sobie samemu, iż nie pozwoli doprowadzić do opisanej sytuacji, choćby sam miał zmoknąć, poślizgnąć się na jakimś kamieniu i w wyniku łańcucha zdarzeń złamać jedną z łap, wyprowadzić na spacer kawałek wnętrzności brzucha, czy wybić parę niepotrzebnych nikomu zębów. Za cenę wszelkich wyrzeczeń, znaczy się odmowy leżenia z partnerką, czy pójścia na rutynową drzemkę, starał się, ażeby to któryś z maluchów nie wystawił chociażby końcówki ogona poza osłonione legowisko, co chwilę upewniał się, że każdy z nich jest na swoim miejscu, a także starał się nie przysypiać zbyt długo, albowiem dżdżysta pogoda utrzymywała się przez następne parę dni. Nic też dziwnego nie można znaleźć w zachowaniu Muszelkowego Nosa, która bez skutku powtarzała mu, że ociupinę przesadza, że przecież ma wszystko pod kontrolą i to chyba jest już ten czas, żeby odpoczął i dotknął trawy. Jednak ten wiedział lepiej. Chyba z czasem zdążył sobie wmówić, iż jeśli nie dopilnuje czegokolwiek, to nastąpi niemożliwa katastrofa, przyczyniająca się do czynów niewyobrażalnie strasznych, o których nikt nigdy nie zapomni i na zawsze zostanie zapamiętany jako wyrodny ojciec, który nie potrafi upilnować paru szkrabów, co w zasadzie nie ma najmniejszego sensu i wcale a wcale nie pokrywa się z rzeczywistością. Czy tak właśnie wygląda życie pośród klanowych piesków?
 
— Dlaczego ostatnio tak trudno jest nawiązać z tobą kontakt? Cały czas siedzisz w domu, Kle? Czyżby Muszelkowy Nos nie pozwalała ci opuszczać go choćby na krok? — zadrwił Borowikowa Nóżka, ówcześnie przychodząc pod pełen niewielkich kulek sierści oddzielny teren należący do wspomnianej wyżej suki i jej rozdrażnionego wizytą znajomego partnera. — Postarałbyś się czasem z nami spotkać, przecież nic takiego by się nie stało, prawda?
— Oczywiście, że nic by się nie stało — wtrąciła Tulipanowy Płatek, towarzyszka Borowikowego, chcąca wyciągnąć kolegę zapewne na niebezpieczne i nader ekstremalne chodzenie po wybrzeżach plaży, czy zaczepianie przypadkowych psów i wciąganie ich do wspólnej zabawy w ten sposób, w jaki robi to podczas nudnych chwil. — Oj proszę cię Brzozowy Kle, przecież nikt cię tu na siłę nie trzyma! Chodź, trochę z nami odpoczniesz!
O ile dla przeciętnych kundli nieposiadających żadnych aspiracji, marzeń czy zobowiązań wobec rodziny taka oferta wydawałaby się nieprzeciętnie kusząca, to mózg Brzozowego Kła chyba nie załapał ogólnego sensu wypowiedzi martwiących się o jego samopoczucie znajomych, toteż zakodował ich słowa jako „cholera, przecież oni chcą mnie zmusić do porzucenia moich dzieci w imię pociągającej rozrywki, co robić?!”, co w zasadzie kompletnie nie miało sensu (mniej więcej tak samo, jak to opowiadanie, jednak coś trzeba po takiej nieobecności w końcu z siebie wydusić), mimo tego stary wojownik z niezliczoną przez nikogo liczbą potomków szybko podjął decyzję wedle swych wierzeń i przeobrażonej wizji rzeczywistości, rozczarowując przybyłych znajomych, zawodząc ich oczekiwania, jednak zadowalając samego siebie, co tak naprawdę jest najważniejszą wartością, którą każdy z nas powinien się kierować przy dokonywaniu wyborów. Tak, właśnie tego chcę was wszystkich dzisiaj nauczyć — musicie dbać o siebie i swoje potrzeby, przeciwnie niezadowolenie będzie się za wami ciągnąć krętymi, zarośniętymi przez pleśń i kolczaste pnącza ścieżkami, będącymi w stanie w szybki i bolesny sposób zniszczyć wam życie, albowiem tak, gdyby Brzozowy Kieł w tej chwili odpowiedział „no dobra, jakoś sobie te dzieci poradzą” nie byłby sobą przez resztę spotkania, naruszałoby to jego kręgosłup moralny, że on, idealny ojciec, kochający do bólu swoje malutkie, nieznające świata dzieci, zostawił je na pastwę losu, wychodząc na piwo z kolegami. Oczywiście sytuacja jest bardzo mocno przerysowana, dlatego nie polecam brać jej sobie do serca, gdyż Muszelkowy Nos tego dnia wylegiwała się w swoim legowisku, mogła w każdej chwili przejąć nad maluchami opiekę i nawet zachęcała partnera do wzięcia wolnego od brudnej roboty. Brzozowy Kieł był po prostu debilem.
Wszakże gdy tylko dumny ze swojej silnej woli ojciec opuścił towarzyszy i udał się w stronę bawiących się ze sobą kurdupli, Borowikowa Nóżka oraz jego zaskoczona wszelako nadzwyczajnie dziwnym zachowaniem koleżanka spojrzeli się po sobie, zapewne zastanawiając się, gdzie w swoim życiu popełnili błąd.
— Niech tylko Gwiezdni go mają w opiece, bo chyba serio coś mu odbiło przez te dzieci — Rzucone słowa odbiły się echem, co niestety nie pomogło w dostarczeniu ich brzmienia do uszu obłąkanego, lecz zadowolonego z podjętego wyboru psa.
 
Czytając opowiadanie siedzące na ekranach waszych urządzeń, na twarzach zapewne ze sto razy zdążył pojawić się niezły mindfuck, albowiem do tej pory w żadnym akapicie nie został wspomniany niejaki Mżawka, który jak po tytule widać, jest jego głównym bohaterem. Cóż mogę powiedzieć, ta akcja nie była zamierzona, albowiem mały brzdąc, zamiast ruszyć swój zaspany zad na środek planu filmowego, siedział przez ten czas w jednym miejscu, zastanawiając się, gdzie też podziewa się jego stary. Umówili się wcześniej na urządzenie ekscytujących zawodów na złapanie własnego ogona, na co energiczny noworodek nieźle się nastawił. Nie tylko przez to, iż byłaby to wspaniała forma rozładowania nabuzowanej w nim energii, lecz także zapewne świetnie spędzony czas z ukochanym ojcem, który jak dotąd chyba jako jedyny nie irytował go swoim zachowaniem (nawet mimo ciągłej nadopiekuńczości, czy nadmiernej ostrożności). Był to wtedy jedyny członek rozgałęzionej rodziny, który faktycznie zadał sobie choć trochę więcej trudu, aby nawiązać głębszą relację, niż tylko „ale z ciebie uroczy bąbelek, jak dobrze, że jesteś moim synem”. Za każdym razem, gdy tylko Mżawka otrzymuje dwie opcje do wyboru zawsze, ale to zawsze postanowi pójść ścieżką, na której Brzozowy Kieł może mu towarzyszyć. Mimo dorastania z prędkością światła zdążył się do niego przywiązać na tyle mocno, ażeby martwić się o tego starego piernika, gdy ten nie wraca od pięciu minut, co gwoli ścisłości chyba nie wyjdzie mu na dobre, jeśli utrzyma się na dłuższą metę.
— No to co, gotowy na przegraną w naszych mega superduper niesamowicie spektakularnych zawodach w łapaniu własnego ogona? — Mżawka usłyszał pytanie wychodzącego zza rogu wojownika, jednak mogę się założyć, że nie zrozumiał połowy wypowiedzianych przez niego przed chwilą słów.
[1338 słów: Mżysta Łapa otrzymuje 13 Punktów Doświadczenia i 1 Punkt Treningu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz