— Ale super! — mój ogon lekko zamerdał, kiedy pomyślałam o wszystkim, co mogło się zdarzyć podczas tej przygody. — Czego szukamy? Jak to wygląda?
— To krowi kwiat — oznajmił, a następnie położył roślinę, którą niósł w pysku, abym mogła się jej lepiej przyjrzeć. Oglądałam kwiat z nieukrywanym zainteresowaniem. — Peter powiedział, że rośnie w okolicach miasta.
Ale ten gość jest zajebisty! Serio, kocham go. Będziemy najlepszymi przyjaciółmi, nierozłącznymi i skoczymy za sobą w ogień. Wreszcie ktoś, kto gada normalnie i nie chce mnie zabić (jak jego brat, na przykład?). Serio, zaimponował mi. Ta przemowa o tym, jaki powinien być wojownik, była strasznie prestiżowa i profesjonalna. Myślę, że zostanie przywódcą. Byłoby fajnie mieć przyjaciela-przywódcę, nie?
Wróćmy do tematu.
— Super! A za ile dojdziemy na miejsce? — spytałam z entuzjazmem.
— Niedługo — oznajmił po chwili, węsząc w powietrzu. — Za jakiś czas powinniśmy wyczuć zapach rośliny. Myślę, że możemy udać się w okolice jeziora.
Powąchałam roślinę, aby dobrze zapamiętać woń. Zaraz, kiedy tylko się odsunęłam, Ciepła Łapa podniósł kwiat i wyruszył żwawym krokiem. Wiedziałam, że będę musiała dobrze wyciągać łapy, aby go dogonić. To jednak mnie nie zniechęciło. Cieszyłam się, że uczeń nie odesłał mnie do obozu. To byłby dopiero koszmar! Wiecie, tak wrócić, kiedy wszyscy inni się na ciebie patrzą, odpowiadać na pytania tłumu, i czuć na sobie powątpiewające spojrzenia rodzeństwa. Nie wyruszyła na wyprawę! Była zbyt słaba, aby Ciepła Łapa mógł ją przy sobie zatrzymać!
Chyba znów odbiegamy od tematu.
Przytaknęłam głową, nie chcąc być irytująca lub zawadzać w poszukiwaniach. Ale trochę bolały mnie łapy.
Szliśmy chwilę w ciszy, która jednak nie była niezręczna. Oboje zajęci byliśmy próbowaniem wyłapania woni krowiego kwiatu (chociaż ja musiałam co chwilę wąchać roślinę, a i tak po kilku sekundach na nowo zapomniałam, jak pachnie). Nie ujrzeliśmy ani nie wyczuliśmy jednak niczego. Nie chciałam po sobie poznać, że trochę mnie to zniechęciło. Chociaż trochę to zbyt mało powiedziane. Zaczęłam wątpić w realność ukończenia misji. Albo raczej znalezienia tego badyla. Czy my na serio potrzebujemy tego gówna? Nie możemy wrócić do obozu? Peterowa Skała da sobie radę, wierzę w niego.
Nie mówię jednak tego na głos i szukamy dalej.
— Hej, może nauczysz mnie kodeksu wojownika? — zapytałam się Ciepłej Łapy, chcąc zrobić coś ciekawego. Nie wyglądał na przekonanego, ale po chwili kiwnął głową.
— Skoro chcesz — stwierdził. Zapewne pomyślał, że nie ma nic do stracenia. — Pierwsza zasada brzmi, aby bronić swojego klanu, choćby za cenę życia.
— Broń swojego klanu za cenę życia — powtórzyłam, lekko zaniepokojona. Serio mam oddawać swoje życie dla jakichś granic? — Ale chyba można przyjaźnić się z psami z innych klanów? — zapytałam się, aby zataić prawdziwy obiekt mojego dyskomfortu.
— Tak. Tylko trzeba się liczyć, że może zostaniesz wezwany do walki z przyjacielem.
Ze zrozumieniem pokiwałam głową, ukradkowo patrząc się na Ciepłą Łapę. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że zaczęłam traktować go z autorytetem, i dbać, aby nie zrazić go do siebie. Jednym zdaniem: miałam do niego szacunek. Trudno kogoś takiego nie szanować.
Powtórzyłam jeszcze parę razy na głos punkt pierwszy. Zdałam sobie sprawę, że jest on (Ciepły, nie punkt) podobny do Jazgotka. Zaraz jednak odrzuciłam te myśli. Nie są do siebie podobni! Jazgot jest płochliwy i bardziej wnerwiający. Ten za to ma jakieś argumenty, aby poprzeć swoją rację. Chociaż mój brat też ma. Lać to!
— Należy trzymać się granic swojego klanu i nie polować na obcą zwierzynę — powiedział, wciąż nie odrywając się od poszukiwania kwiatu. Odezwał się cicho, sam do siebie: — …gdzie on jest?
— Nie przekraczaj granic klanu. Nie poluj na zwierzynę na innych terytoriach niż twoje — częściowo zmieniłam jego wypowiedź, aby uczynić ją bardziej swoją.
— Chodźmy w tamtym kierunku — postanowił Ciepła Łapa, odwracając się. — Chyba czuję nikły zapach krowiego kwiatu.
— Zaczekaj! — krzyknęłam, gdy do mojego nosa doleciał obcy mi zapach. — Co tak pachnie?
Uczeń zawęszył w powietrzu. Niepewnie machnął ogonem.
— Zdaje się, że to Bezgwiezdni. Logiczne. Jesteśmy w końcu dość blisko ich granicy.
— Idźmy tam! — poprosiłam. — Chcę zobaczyć, jak wygląda ich teren!
Ciepła Łapa nie był pewny, co do mojego pomysłu. Mruczał coś o tym, że powinniśmy jak najszybciej znaleźć roślinę, bo i tak droga powrotna zejdzie nam kawał czasu. Spojrzałam na niego proszącym wzrokiem.
— Tylko popatrzmy! Proooszę! Jeżeli nie pójdziesz ze mną, to pójdę sama — nie chciałam być niegrzeczna, ale czułam, że muszę w jakiś sposób przekonać psa do zmiany obranego kierunku. Nieśmiało merdałam ogonem, wciąż wwiercając się w niego spojrzeniem niebieskich oczu.
Ciepła Łapa wahał się, ale wobec takiej odzywki, nie mógł się nie zgodzić. W końcu właśnie po to z nim poszłam — aby nie spotkało mnie coś złego. Próbował jednak nadal przekonać mnie do zmiany zdania.
— Słuchaj, dostaliśmy ważne zadanie. Jeżeli przedłużymy te poszukiwania, twoi rodzice mogą się zacząć martwić. Nie wystawiajmy ich na stres, ponieważ zobaczenie terytorium Bezgwiezdnych z daleka nie ma większego sensu. Ich tereny nie są jakieś nadzwyczajne. Zresztą, w końcu i ty niedługo zostaniesz uczniem. Twój mentor oprowadzi cię po naszych terenach i pokaże granice — podjął próbę i bombardował mnie argumentami, jednak mój zapał nadal nie opadł. Już nie patrzyłam na to, czy jego gadki są sensowne. Liczyło się postawienie na swoim.
— A co, jeżeli to nie jest zapach ich części terenu, tylko jakiś patrol wdarł się na nasze terytorium? — odezwałam się, merdając ogonem. — No chodź, to nie zajmie nam długo! Tylko chwilkę! Popatrzymy i zaraz znikniemy.
Zrezygnowany Ciepełek poprowadził mnie w stronę nieznanego zapachu. Z nieukrywanym zachwyceniem rozglądałam się dookoła, chłonąc wszelkie wonie i widoki. Czułam się, jakbym była członkiem ekspedycji w nieznane.
Mojego przewodnika pochłonęły myśli, a po jego wyrazie pyska, poznałam, że nie są zbyt przyjemne. Nie chcąc, aby rozmyślał o czymś, co w obecnej chwili było daleko za nami (przynajmniej dla mnie, ponieważ jeden krok ucznia zastępowałam dwoma własnymi), odciągnęłam jego myśli najskuteczniej, jak umiałam od nieznanego obiektu. Wciąż bolały mnie łapy, jak kogoś to obchodzi.
— Jak brzmi trzecia zasada kodeksu? — postawiłam pytanie. Już po chwili otrzymałam odpowiedź.
— Uczniowie i wojownicy mogą pożywić się dopiero po starszych, szczeniętach, karmiących i ciężarnych suczkach. Uczniowie nie mogą jeść, dopóki nie otrzymają pozwolenia bądź nie nakarmią starszyzny. Jeżeli jednak ów czworonogi tą rangą, bądź wojownicy, zostają zranieni, mogą jeść wraz ze starszymi i karmicielkami.
Ze zdumieniem spytałam „Co to takie długie?”.
— Nie wszystkie zasady są krótkie i proste — uśmiechnął się delikatnie. Machnął ogonem, zachęcając, abym powtórzyła.
Oczywiście spróbowałam. Parę razy. I za każdym łamałam sobie język w połowie.
— Widzisz? — zadał notoryczne pytanie. — To trochę zbyt wcześnie.
— Wiek nie ma nic do rzeczy — zaprzeczyłam. — Po prostu nie jestem przyzwyczajona.
— Racja — uśmiechnął się znów, jednak tym razem szeroko. — A jakbyś była starsza, to zdążyłabyś się przyzwyczaić.
Prychnęłam, ale nie mogłam odebrać mu racji. Po chwili moje oczy rozszerzyły się, gdy do nosa doleciało mnóstwo zapachów. Większość była nieznana, a nawet za odczytywaniem znajomych nie nadążałam.
— Wow! Czuję ten obcy zapach! Jest wszędzie! — euforia zwyciężyła nad bolącymi mnie łapami. Bo bolały mnie nadal.
— Witamy na granicy — odpowiedział wesoło, na wpół opierając się i ocierając o najbliższe drzewo.
<Ciepła Łapo?>
[1131 słów: Drżąca Łapa otrzymuje 11 Punktów Doświadczenia i 3 Punkty Treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz