Ciepły był bardzo zadowolony, że udało mu się wybrnąć z tej nietypowej dla niego sytuacji. Co prawda miał wrażenie, że Dreszczka przeceniała jego umiejętności, ale nie do końca wiedział jak z błędu ją wyprowadzić. Szybkość chyba jest dość subiektywna, prawda? Skinął jej głowa, słysząc słowa podziękowania, a kiedy tylko suczka oddaliła się z wiewiórką, odetchnął cicho z ulgą. Niby poszło mu całkiem nieźle. Nie tylko szczeniaka nie odstraszył, ale wręcz czymś zainteresował. Uznał to za swego rodzaju sukces. Niemniej cały czas towarzyszyło mu jakieś dziwne uczucie. Nie był przyzwyczajony do przebywania wśród maluchów, ale musiał to zmienić. Industria powinna rosnąć w siłę, a do tego młode były potrzebne. Nie ważne jak nieprzewidywalne i roztargnione się samcowi wydawały.
Syn Rzepakowej kręcił się chwile w miejscu, zastanawiając, co dalej. Odpoczynek najwidoczniej mu nie służył, skoro myślał o swojej lekkiej niechęci do rozmawiania z innymi jako problemie. Tak być nie powinno. Potrząsnął łbem, chcąc odegnać od siebie te myśli, po czym ponownie zerknął w stronę reszty klanu. Ani mu się widziało tam wracać. Nagle pomysł rozmawiania z medykiem nie wydawał się aż taki głupi. Co więcej, na tyle dobry, aby też wykonalny. Ciepły westchnął i nadal z lekkim wahaniem skierował się do miejsca, w którym najczęściej przebywał Szara Skała wraz ze swoimi wszystkimi podejrzanymi substancjami. Zajrzał do niego niepewnie, jakby Peter miał wyskoczyć zaraz przed nim z nożem. Nic takiego jednak na szczęście nie miało miejsca.
— Przepraszam, Peter? — odezwał się, chcąc zwrócić uwagę starszego psa.
— Tak, Słoneczko, co tam? — usłyszał w odpowiedzi, a zaraz za nią przeniósł się na niego zachęcający wzrok.
Sznaucer tymczasowo oderwał się od swojego zajęcia, żeby w pełni skupić się na rozmowie z zaniepokojonym synem liderki.
— Więc... chciałem cię zapytać o stan zdrowia mamy... na zgromadzeniu wyglądała nieco lepiej, ale może jako medyk jesteś w stanie powiedzieć coś więcej — streścił, co chodziło mu po głowie.
Mimowolnie przebrał nieco nerwowo łapami, po czym usiadł na ziemi, żeby pozbyć się tego odruchu. Nie był już małym szczeniakiem, musiał zacząć zachowywać się poważniej.
— Twoja mama to bardzo silna suczka — uśmiechnął się przy tych słowach pokrzepiająco — Dobrze zauważyłeś, jest z nią trochę lepiej, ale to nie znaczy, że wszystko w porządku. Po prostu ona potrzebuje jeszcze trochę czasu.
Te słowa jednocześnie nieco go uspokoiły, jak i napełniły dumą. Już wcześniej był pewny, że Rzepakowa bez problemu sobie poradzi, ale usłyszenie tego od kogoś znającego się na medycynie znaczyło dla niego o wiele więcej.
— Mogę jej jakoś pomóc? — zapytał mimo wszystko, licząc na jakieś zalecenia.
— To nie jest ten typ choroby, gdzie trochę ziółek i syropków pomoże. Musi sobie z tym poradzić sama. Jesteś dobrym synem, prawda? To już robisz dla niej bardzo wiele.
— Nie, ja... Po prostu robię, co uważam za słuszne — zmieszał się uczeń, słysząc aż tak pozytywną opinię na swój temat.
— To wszystko, czego rodzic oczekuje — zapewnił go medyk, przez chwilę milczał, jakby rozważając, czy kontynuować temat, aż w końcu pojął dalej — Moje dzieci są dorosłe i mieszkają bardzo daleko stąd, można powiedzieć, że jestem autorytetem w kwestii rodzicielstwa. Jedyna rzecz, której chce twoja matka, to byś był zdrowy, szczęśliwy i jeszcze lepiej, dobry. A ty, jak mówisz, robisz to, co słuszne. Spełniasz wszystkie trzy. Nie powiem, byś się nie martwił, bo to nie zadziała, ale nie nakładaj na siebie dodatkowego ciężaru. Nie jesteś w stanie pomóc Rzepie w żaden inny sposób.
— Tak, chyba masz rację — przytaknął od razu Ciepła Łapa, analizując dokładnie jego słowa.
Zerknął za Petera, gdzie leżały zioła i dopiero to przypomniało mu, że może w czymś mu przeszkodził. Nie mógł nic na to poradzić, dlatego pomyślał bardziej o rekompensacie za zabieranie jego czasu.
— Potrzebujesz może w czymś pomocy?
— Hm... zawsze coś się znajdzie. Nie będę kazał ci sprzątać, ale może pobiegniesz mi zebrać trochę krowiego kwiatu? Taka ładna roślinka, wygląda jak ta na półce. Muszę się po nią udać, ale trochę nie miałem czasu. Powinieneś ją znaleźć w okolicy miasta.
— Jasne, załatwię to — odpowiedział mu szybko.
Poprosił jeszcze o jedną sztukę rośliny, by na pewno jej nie pomylić, a następnie praktycznie od razu ruszył w drogę. Nie było tutaj miejsca na ociąganie się, bo późne popołudnie niedługo miało zmienić się w wieczór. Wyszedł szybkim krokiem z obozu. Nie martwił się zbytnio, że jakiś dorosły pies zagrodzi mu drogę. Miał swoje zadanie i zamierzał się go trzymać, na pewno każdy zrozumiałby ten szczytny cel, jakim była pomoc ich medykowi w utrzymywaniu klanu w zdrowiu.
Minął granicę Industrii i właśnie wtedy usłyszał za sobą pękające gałęzie. W sekundzie się zatrzymał, po czym rozejrzał czujnie. Na tle białego puchu początkowo nic nie zauważył nikogo, ale prawdopodobnie dlatego, że wypatrywał wojownika. Dopiero po kilku sekundach, zwrócił uwagę na zbliżającą się do niego powoli małą, białą kulkę, którą zdążył poznać jakąś godzinę temu.
— Zaczekaj! — pisnęła suczka, jakby starszy kolega miał jej uciec.
Musiała nieźle się zmęczyć, gdy próbowała nadążyć za jego szybkim tempem. Syn Rzepakowej w ogóle nie myśląc o tym, że idzie z kimś, tym bardziej szczeniakiem, swoim marszem był bliżej truchtu niż spacerku. Teraz po prostu stał zaskoczony, przyglądając się Dreszczce.
— Co tu robisz? — zapytał ostrożnie, rozglądając się, za jakimś jej opiekunem.
— Naucz mnie walczyć! — wypaliła od razu w odpowiedzi, czym jeszcze bardziej zbiła z tropu ucznia.
— Walczyć? — przechył lekko głowę na bok.
— Tak. Walczyć — powtórzyła uparcie.
Ciepły chwilę się zamyślił. Oczywiście, nie w temacie, od czego zacząć trening malucha, a raczej, co z nim teraz zrobić. Byli daleko od obozu, on miał swoje zadanie, które wymagało skupienia. Nie miał czasu na naukę podstaw walki, a nawet jeśli było dla szczeniaka na to o wiele za wcześnie. Tak na pewno stwierdziłby jego mentor. Jakkolwiek Łapa twierdził, że przy nim ten system się nie sprawdzał, tak nie uważał go wcale za zły. Zwyczajnie nieco niedopasowany, ale może właśnie taki był cel? Może Lekkie Serce wiedział, że niezależnie od intensywności treningu jego uczeń dawał z siebie trzysta procent i dlatego wolał uczyć go innych, ważnych, a nie tak oczywistych cech? Taką optymistyczną wizję tego chciał mieć w głowie młody pies.
— Nie powinnaś zawracać sobie głowy walką — stwierdził, ale widząc zawód i niedowierzanie w jej oczach, szybko kontynuował — Widzisz, bycie wojownikiem to coś więcej niż umiejętności w biciu. A to najlepiej zostawić sobie na zajęcia z prawdziwym nauczycielem. Ja zaczynałem od pojęcia kodeksu oraz historii naszego klanu, żeby później nie musieć zaprzątać sobie tym głowy.
Po tych słowach zobaczył na jej pyszczku zarys zrozumienia. Chyba ujął to wystarczająco podniośle oraz przekonująco, by przynajmniej ten pomysł rozpatrzyła. Zdała się zmienić przez to nieco front. Początkowo jej postawa mówiła „Nawet nie zaczynaj gadać jak wszyscy dorośli!”, a skończyło się bardziej na „Faktycznie coś może w tym być”.
— No tak… o tym nie pomyślałam — stwierdziła, prawdopodobnie układając sobie dzięki temu w głowie jakąś myśl — Gdzie właściwie jesteśmy?
Jej towarzysz na te słowa zdębiał. No tak. Pewnie biegła za nim, jedyne co wiedząc to to, że opuszczają pobliskie tereny. Całkiem nie wpadł na to, że mogła czuć się tym zagubiona i podążać za nim od jakiegoś czasu tylko przez brak znajomości drogi powrotnej. Zostawienie szczeniaka w takiej odległości od obozu, bez żadnego nadzoru było nieodpowiedzialne. Kiedy spojrzał jednak na niebo, zauważył, że nie zdąży odstawić jej z powrotem i wrócić na poszukiwania przed zmierzchem.
— Idę do miasta. Peter prosił, bym dostarczył mu jedno ziele — wyjaśnił — Będziesz musiała pójść ze mną. Nie puszczę cię samej do domu.
<Dreszczko? Luzik, nawet mi to pasowało.>
[1207 słów: Ciepła Łapa otrzymuje 12 Punktów Doświadczenia i 2 Punkty Treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz