— Wiewiórki? — zapytałam z zachwytem. Moje oczy przypominały dwa koła. — Co to są wiewiórki?
— Nigdy nie jadłaś wiewiórek? Chodź — powiedział, widocznie lekko rozbawiony. — Pokażę ci.
Pokiwałam głową, jednocześnie próbując przypomnieć sobie psa o imieniu Ciepła Łapa. Nic nie przyszło mi do głowy, ale dzięki mojemu intelektowi (nie, nie pamięci) domyśliłam się, patrząc na jego umaszczenie, że jest bratem Omszonej Łapy. Zadowolona z rozpoznania tożsamości tego psa podreptałam za nim na stertę zdobyczy.
— To ta. — Wskazał nosem rude stworzenie.
— Wygląda na szybką — powiedziałam ostrożnie, wciąż przypatrując się zwierzęciu.
— Jest całkiem szybka — oznajmił, a mi oczy o mało nie wyszły z orbit. Co za gość! Umie złapać takie szybkie stworzenie! Wierzę mu na słowo, że jest bardzo szybka! Ale mu zazdroszczę!
Ostrożnie złapałam zwierzynę i postanowiłam, że będzie to mój dzisiejszy obiad. Nieporadnie próbowałam zabrać się do zwierzęcia, co wywołało lekki uśmiech na twarzy ucznia. Zastanawiałam się w tym czasie nad rozwiązaniem problemu przedwczesnego mentora. Owszem, spotkałam bardzo interesującego i prestiżowego psa, jednak nadal nikt mnie nie będzie dodatkowo szkolił.
A jeżeli ktoś nie chce mnie szkolić w ogóle? Zostanę bez mentora? Miałam mieć dwóch!
— Co się stanie, jak nikt nie będzie chciał szkolić jakiegoś szczeniaka? — spytałam się zaintrygowana Ciepłego, z obawą o swój los.
— Ee… Chyba nigdy nie było takiej sytuacji. Zawsze ktoś się znajdzie.
Podziękowałam mu za informację (i wiewiórkę) oraz poszłam zająć się swoimi sprawami. W zasadzie to były one dość nudne. Zaczaiłam się koło legowiska wojowników i słuchałam narzekania Fenkułowej Plamki na temat naszej ilości w miocie. Rozumiem ją, bo sama wolałabym być jedynaczką, ale rozmowa ta nie była zbyt miła.
— Szkoda, że nie urodziły się trzy — moja matka żaliła się Pustynnemu Wiatrowi. — Jazgot byłby przywódcą, bo ma zajebiste zdolności przywódcze. Pochwalić się może nimi jednak też Kruczek. On byłby zastępcą. Na medyka kogoś też potrzeba… Kurde, Piasek będzie ok. Co o tym sądzisz? Reszta też jest super, ale myślałam, że będzie ich mniej…
— Lepiej, aby była piątka — wtrącił się mój ojciec, a ja otworzyłam pysk, przyswajając sobie to, że matka mnie nie uwzględniła jako przywódcę. — Więcej roboty, ale też więcej dumy. Każdy rządziłby dwadzieścia księżyców, a potem się usuwał w cień i dawał stanowisko kolejnemu. W ten sposób wszyscy po kolei byliby na najwyższym stanowisku, a Promyk najpierw. Potem może być Jazgot.
— Też dobre — westchnęła i zabrała się do jedzenia pożywienia dwunożnych. Mlaskała ze smakiem, przez co zaburczało mi w brzuchu. Niby jadłam wiewiórkę, ale… No…
— Wiem — odpowiedział jej mój ojciec. — Pomyśl o tym, jak by to wpłynęło na naszą reputację.
— Sam fakt, że mam szczenięta polepszył moją reputację.
— Twierdzisz, że jesteś ze mną, aby lubiły cię koleżanki?!
— Przecież tak nie powiedziałam!
Coraz częściej się kłócą, ale to chyba normalne. Wychowywanie piątki szczeniąt to nie lada wyzwanie. Współczuję im. Na szczęście, ja nie będę mieć młodych, bo to trochę żenujące. Wiecie, głupio jest mieć partnera i szczeniaki z nim… Tak jakbyś sam nie mógł sobie poradzić i nie umiał przysłużyć się klanowi w inny sposób niż rodzenie szczeniąt. Dziwnie, nie? Ja poradzę sobie sama. Zresztą, moi rodzice utwierdzają mnie w przekonaniu, że związki oznaczają tylko kłopoty. Znaczy, nie mówią tak, ale zachowują się, jakby to było prawdą.
Zaczęłam bawić się śniegiem. Mój wzrok skierował się w stronę młodych dwunożnych lepiących jakąś śnieżną figurę. Podeszłam do nich, obwąchując ją. Zaskomlałam z uznaniem. Dzieci zaczęły piszczeć z uciechy. „Pewnie dziękują mi za tak szczodrą opinię”.
Próbowałam pomóc im, więc zaczęłam turlać kulkę śniegu. Kiedy była odpowiednio twarda, wzięłam ją w zęby i przylepiłam do całości. „Ominęliście to miejsce. Zaraz się zawali”.
Nic się jednak nie zawaliło, a dzieci budowały dalej. Postanowiłam zostawić je w spokoju i wrócić do moich rodziców. Albo znów przykleić się do Ciepłej Łapy. Chociaż w sumie mogę porozmawiać z rodzeństwem… Uznają, że się na nich obraziłam czy coś.
— Witajcie. — Weszłam do żłobka, a mój wzrok skierował się w stronę Kruczka. — Co zmajstrowałeś?
— Nic. Zostaw mnie — mruknął.
— Co cię ugryzło? Dawno cię zostawiłam w spokoju. Nie marnuję dla ciebie mojego cennego czasu.
— Ale na podsłuchiwanie dorosłych to już tak — dotknął mnie jego zimny ton. Jazgotek i Piasek wpatrywali się w nas w ciszy.
— Kłamca. Zamknij się.
Obrażona wyszłam, nie zastanawiając się, gdzie podziała się reszta mojego rodzeństwa: Promyczek. Wyruszyłam, aby oglądnąć trening uczniów.
Szczerze, to nie były one zbyt interesujące. W zasadzie nie był, bo trening prowadzony był jeden. Jakiś randomowy uczeń ćwiczył z mentorem podstawy walki, a kiedy śledziłam jego ruchy, zachciało mi się spać. Jak oni dają radę nie umrzeć z nudów? Z tym mentorem to chyba nie był dobry pomysł. Nie ma sensu zaczynać czegoś takiego szybciej niż potrzeba…
Ale mentor to mentor. Ciepły to Ciepły. Idę go znaleźć.
Zobaczyłam go, idącego na polowanie. Do głowy wpadł mi wprost genialny pomysł: przecież mogę iść za nim i na własne oczy zobaczyć, jak poluje! W sumie to nie ma sensu, bo przecież dzisiaj już upolował zwierzynę… Ee… Kto się przejmuje takimi szczegółami? Równie dobrze mogę zobaczyć zaznaczenie terenu albo jego wypad na łono natury. Lub zobaczę jak łamie kodeks wojownika, zgłoszę to Rzepakowej, a ona mnie wybierze na zastępcę. Dobra, nieważne. Znajdę go i nauczy mnie walczyć. O to właśnie go poproszę.
Zmotywowana wymknęłam się obozu wraz z uczniem.
<Ciepła Łapo? Sorry, że wrobiłam cię w bezsensowne wychodzenie z obozu>
[854 słowa: Dreszczka otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz