Właśnie jadłem jakieś śmieci dwunożnych, gdy dosiadła się do mnie Milcząca Łapa. Posłałem jej pytające spojrzenie, jednak ona mnie zignorowała. Jej wzrok ślizgał się po otoczeniu, nie skupiając się na niczym szczególnym. Uczennica schyliła się, wybierając sobie z stosu zwierzyny srokę. Udając, że w ogóle się nią nie interesuję, wgapiałem się w moje jedzenie, raz za razem odłamując od niego małe kęsy, które zaraz łapczywie połykałem.
— Pszczela Łapo? — odezwała się Milcząca, przerywając posiłek. Uniosłem głowę, posyłając jej pytający wzrok. — Skoro jesteś klanowym psem, na pewno dokładnie wszystko rozumiesz… — westchnąłem. Ona nadal się nie zaaklimatyzowała? Jest głupia, czy co? — Chciałabym posłuchać waszej historii i dokładnie obejrzeć tereny, może przez to lepiej was zrozumiem.
No i, co z tego? — cisnęło mi się na pysk.
— Aha — odparłem, na powrót interesując się moim posiłkiem. Milcząca nie pokazała po sobie żadnych emocji, jednak łatwo można było się domyśleć, że spodziewała się innej odpowiedzi.
Po dłuższej chwili stwierdziłem jednak, że skoro chcę zostać wojownikiem, powinienem pokazać innym, że jestem wychowanym pieskiem, mówię miłe rzeczy, kocham przyrodę i tego typu sranie w banie, a udzielenie nowej kilku wskazówek chyba byłoby dobrym krokiem w tę stronę. Podjąłem jednak decyzję, że na razie nic nie powiem. Zwolniłem tempo jedzenia, myśląc jeszcze nad słowami Milczącej. Łażenie z nią to totalne marnowanie czasu, ale z drugiej strony pokazałbym jej moje umiejętności i przekonałaby się, że jestem zaje-, wspaniały.
Milcząca Łapa oblizała się po zakończonym posiłku, po czym wstała, chcąc odejść. Błyskawicznie połknąłem resztę mojego jedzenia, niemal się krztusząc i wstałem w tej samej chwili co ona. Poczułem jak jej wzrok pali mi sierść.
— Chciałaś się czegoś dowiedzieć o klanie, co nie? Masz okazję — szczeknąłem.
— Yyy… dziękuję, ale ja-
— Nie ma za co. Chodź za mną.
Musi się mnie posłuchać. Przecież przed chwilą sama to proponowała.
Machnąłem ogonem, kierując się w stronę wyjścia z obozu. Brązowo-biała suczka szła za mną, trzymając ode mnie kilkumetrowy odstęp.
Gdy wyszliśmy z obozu, wchodząc do sadu, zacząłem rozmowę.
— Tutaj jest sad. — zauważyłem błyskotliwie, przybierając pewną siebie minę.— W porze nowych liści kwitną tutaj drzewa. I, ee… z tym miejscem nie wiążą się żadne historie.
A nawet jeśli jakieś poznam, to zatrzymam je dla siebie. Czekałem na pochwały.
Zdziwiony obejrzałem się za siebie, wlepiając wzrok w lawirująca pomiędzy drzewami suczkę. Milcząca, jak wskazywało jej imię, milczała, ze sztucznym zainteresowaniem oglądając ośnieżoną korę jabłoni. Prychnąłem. Dlaczego ona mnie nie docenia? Chyba wypróbuję nową metodę, taką jak dla głupiutkich szczeniaczków.
— Dobra, wiesz co, mam lepszy pomysł. Chodźmy na Gwiezdny Szczyt, tam odbywają się zgromadzenia. Tam rośnie takie fajne drzewo, co na niego wchodzą liderzy i gadają, siedząc na jego gałęziach. Bombowe zajęcie.
Milcząca niemal niezauważalnie kiwnęła głową, na co syknąłem. Może trochę zainteresowania okaże? Zachowuje się jak moje rodzeństwo.
— Chciałabyś być liderką, co?
— Nie mogłabym.
— Masz rację — zgodziłem się z nią. Ależ ja jestem szczery, to naprawdę jedna z moich największych zalet. Milcząca, cóż, szczera nie jest, a przynajmniej taka się nie wydaje, ale za to jest dorosła. — A! Mam pomysł! — krzyknąłem po chwili, merdając ogonem. — Może się pobawimy w przywódców klanów? Będziemy skakać po zboczach Gwiezdnego Szczytu, wejdziemy na te Srebrzyste Drzewo, wywołamy wojnę pomiędzy klanem Groźnej Pszczelej Gwiazdy, czyli moim, a pomiędzy klanem… — przyjrzałem się jej, próbując wymyślić jakąś pasującą do niej nazwę. — klanem… Milczących Pieszczoszków, co ty na to?
Milcząca Łapa spiorunowała mnie wzrokiem, na co wystawiłem jej język.
— Jak ci coś nie pasuje, to sama sobie wymyśl nazwę — obraziłem się, przyspieszając kroku. Gwiezdny Szczyt był jeszcze daleko przed nami.
Śnieg trzeszczał mi pod poduszkami, a łagodne pagórki przed nami były przykryte grubą warstwą białego puchu. Uparcie kierowaliśmy się do przodu, przedzierając się przez łyse i zamarznięte chaszcze nieznanych mi roślin. Ich nieprzyjemne gałęzie waliły mnie po pysku, zaplątywały się w sierść i kłuły w poduszki łap. Sapnąłem w skupieniu, gdy przede mną, na jednej z gałązek krzewów usiadł kos. Po krótkiej chwili zaskoczenia, skoczyłem na niego, chcąc zadać mu śmiertelny cios. Ptak jednak odleciał, a moje szczęki zacisnęły się na pustej przestrzeni, a ciało zaplątało się w jeszcze gęstsze zarośla. Szarpnąłem z furią, próbując się wyrwać z roślinnej pułapki. Z pomocą musiała mi przyjść Milcząca Łapa.
— Dzięki.
Lekko zażenowany wyczyściłem mój pysk z resztek ptasich piór i wylizałem parę zadrapań, które zadały mi zarośla. Oczywiście, suka wpatrywała się we mnie pogodnym wzrokiem, po czym, jak gdyby nigdy nic, ruszyła dalej.
Po kilkuminutowej wędrówce dotarliśmy do celu; Gwiezdny Szczyt wznosił się nad nami wysoko, a ja zadarłem głowę, próbując dostrzec Srebrne Drzewo.
Ukradkiem spojrzałem na Milczącą. Suczka odwzajemniła moje spojrzenie, po czym zaczęła się wspinać łagodnym zboczem na szczyt. Wybrała udeptaną, sprawdzoną i oczywistą ścieżkę, wyobrażacie to sobie?!
— Ej! — warknąłem w jej stronę. — Nie idźmy tamtędy! Po drugiej stronie jest bardziej stromo. Przywódcy ważnych klanów nie wybraliby takiej łatwej dróżki.
Uczennica obeszła za mną wzniesienie, podchodząc do Gwiezdnego Szczytu od drugiej strony. To dopiero było wyzwanie!
Zadowolony, merdając ogonem, wybiłem się, zaczynając moją wędrówkę w górę. Kilka drobnych, zamarzniętych kamieni osunęło mi się spod łap i zachwiałem się, jednak udało mi się zachować równowagę. Wbiłem pazury w oszronione podłoże, a serce biło coraz szybciej i szybciej. Niepewnie spoglądnąłem za siebie, szukając wzrokiem tej głupiej suczki.
— No chodźże!
Milcząca Łapa popatrzyła się na mnie z dołu, pełnym wątpliwości wzrokiem. Czemu nie zaczęła wspinaczki? Co jest z nią nie tak? Naprawdę, czy tylko ja umiem się poruszać po czymś innym niż wygodna, często uczęszczana ścieżka?
Zanim zdążyłem rzucić w jej stronę kolejny szczery komentarz, suczka niepewnie postawiła pierwszy krok.
— Jako przywódcy dwóch nowych klanów udeptamy własną ścieżkę, taką dla nas, prywatną — zacząłem, skacząc przed siebie, w miejsce na stromym zboczu, które wyglądało na stabilne. — Ojej, ale stromo tutaj jest! Naprawdę zaczyna mi się podobać!
— Mysi móżdżek — usłyszałem z dołu ciche warknięcie Milczącej. Zmierzyłem ją pełnym wściekłości wzrokiem, dostrzegając, że suczka utknęła na początku drogi, nie wiedząc, gdzie ma iść.
— JAK TY MNIE NAZWA-
— Jeśli mamy iść dalej na złamanie karku, to schodzę stąd — zakomunikowała uczennica. — Albo idziemy bezpieczną ścieżką, którą uczęszczają klany, alb-
Milcząca zaczęła się cofać, ale nieuważnie wpadła na przyprószony śniegiem fragment skały, pod którym znajdował się lód. Zachwiała się, rozpaczliwie wczepiając się w oblodzoną powierzchnię. Nie zdążyłem nawet zareagować, gdy usłyszałem trzask lodu i skrzypiący odgłos jechania pazurami po kamiennej powierzchni. Zgrzytanie, opadające w dół kamienie, krzyk i głuchy odgłos ciała spadającego na ziemię. Znieruchomiałem, tknięty nagłym, złym przeczuciem. Nadstawiłem uszu, jednak jedyne co wychwyciłem to trel ptaka z oddali.
— Milcząca Łapo?
Odpowiedziała mi cisza. Zaschło mi w gardle.
— Poczekaj, już schodzę!
Całe szczęście, że była tak głupia i niezdarna, przez co nie wspięła się tak wysoko. Całe szczęście. Na pewno jej się nic nie stało, przecież spadła z małej wysokości. Gwiezdni, nie planuję być mordercą! Ostrożnie i możliwie najszybciej zszedłem na ziemię, szukając przerażonym wzrokiem ciała Wietrznej.
<Milcząca Łapo?>
[1114 słów: Pszczela Łapa otrzymuje 11 Punktów Doświadczenia i 2 punkty treningu + 10 Punktów Doświadczenia za przygodę]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz