26 lipca 2021

Od Dreszczki CD Jazgotka i Kruczka

— Myślę, że możemy wracać do obozu — odpowiedział Jazgotek, ignorując mój nieprzyjemny ton głosu. — Zobaczyliśmy wszystko i tak dalej… — dodał z niepewnością, a wprost paniką.
Zanim zdążył wcielić w życie swój plan, z potwora wysiadło młode dwunożnego, a następnie rzuciło się w naszą stronę. Odbiegliśmy przerażeni, skowycząc głośno i plątając nogi. Dorosła przedstawicielka obcego gatunku zaczęła krzyczeć i próbowała złapać potomka, jednak ten uparcie parł do nas. Wkrótce udało mu się złapać mnie za ogon. W powietrzu dało się wyczuć narastającą panikę.
— Zwiewamy! — wrzasnęłam, jednocześnie próbując wcielić swój rozkaz w życie. Zacisnęłam zęby na łapie napastnika (chociaż niechętnie, bo mali dwunożni są spoko), co przywitał głośnym okrzykiem bólu. Zaraz też Jazgot dostał kopniaka od jego matki, która wściekła wymachiwała rękami.
Biliśmy łapami o podłoże ile sił, byleby szybko stracić ich z oczu. Kiedy tylko to się udało, wyhamowaliśmy ostro, rozrzucając grudki ziemi w powietrze. Sapiąc, poświęciliśmy chwilę, aby złapać oddech.
— Co to było?! — Promyczek nie mógł dojść do siebie po tym nagłym wypadku. Przerażony wodził wzrokiem po otoczeniu, nie wiedząc, gdzie ma się podziać. — Nikomu się nic nie stało? Piaseczek? Jazgoteczek? Dreszczczka?
Zdezorientowani oglądaliśmy się nawzajem. Na pierwszy rzut oka nic nie wydawało się problemem.
— Chodźcie — powiedział Jazgotek. Był widocznie roztrzęsiony i próbował zmusić mózg do logicznego myślenia. Owocem tych starań było następujące polecenie: — Poszukajmy, czy w pobliżu są nasze kamienie.
Zaczęliśmy więc ich szukać. Najpierw węchem, potem wzrokiem — niczego nie znaleźliśmy. Pełen przerażenia Promyczek chodził nerwowo w kółko, sprawdzając raz za razem te same miejsca. Również Jazgot nie najlepiej radził sobie ze stresem. Z poirytowaniem wynurzyłam nos z paproci.
— Nic tutaj nie ma. Uciekliśmy w przeciwnym kierunku, do którego zwiewać powinniśmy — oznajmiłam to, co wszyscy wiedzieliśmy.
Zapadła cisza.
— Więc… Co teraz zrobimy? — spytała się cicho Piasek.
— Odpoczniemy — powiedziałam jednocześnie wraz z Jazgotkiem, co nie wywołało uśmiechu na naszych pyskach.
— Zapewne oddaliliśmy się od dwunożnych na wystarczającą odległość — dokończył mój brat. Obserwowałam go spod przymrużonych powiek.
Twardo opadłam na ziemię, wciskając pysk w łapy. Ucieczka z obozu nie wydawała mi się tak zabawna, jak wtedy, kiedy planowałam ją w bezpiecznym miejscu. W moim opracowaniu znajdywałam co raz to więcej błędów, luk oraz fragmentów bez sensu. Dlaczego mieliśmy chodzić z kamieniami, skoro mogliśmy normalnie zaznaczać trasę? Po co nam wiedza, jak wyglądają dwunożni? Spotkamy ich prędzej czy później, a raczej prędzej! Przecież i my zostaniemy uczniami... o ile mój idiotyczny pomysł nie zabije któregoś z nas.
Nieszczęśliwa obserwowałam Promyczka i Piasek, którzy wydawali się uważać naszą lokalizację za bezpieczną. Mój brat gawędził wesoło z siostrą, merdając ogonem. Żałowałam, że nie mogłam pozbyć się wątpliwości i strachu. Wyglądali na takich zrelaksowanych... Skuliłam się ciasno w kłębek, uświadamiając sobie, że rodzice w tym momencie martwią się o nas. Szukają nas. My natomiast narażamy się na niebezpieczeństwo bez powodu. „Czy naprawdę będę musiała popełniać błędy, zanim uświadomię sobie, to, czego NIE powinnam robić?” 
***
— Zróbmy głosowanie — oznajmiłam po krótkim odpoczynku, raźno stając na nogi. Po zmartwieniu nie pozostało śladu. — Ja chcę i zamierzam kontynuować trasę i dotrzeć na targ. Nie po to tyle planowa-... liśmy, aby poddać się w połowie drogi — dodałam energicznie. — Zostawmy tu jeden z kamieni. O ile jeszcze je mamy — jedno spojrzenie wystarczyło, abym upewniła się, że moje rodzeństwo upuściło przedmioty podczas ucieczki. — Możemy też moczem, jeżeli macie co wysikać. Ale wolę kamienie. Trochę nie miało to sensu, ale fajnie…
Przerwałam. Szczenięta popatrzyły się na mnie w ciszy. Piasek zamachnęła się ogonem.
— Ja chyba wolę wrócić do domu…
— Mi to obojętne — oznajmił Promyczek, jednak jego niepewny ton wydawał się zdradzać, że szczeniak ma już wyrobioną opinię.
Wszyscy spojrzeliśmy na Jazgotka. Teraz to do niego należała ostateczna decyzja — szanse były wyrównane. Przygotowywałam się jednak psychicznie na podróż powrotną, gdyż wątpiłam, że wstawi się za mną. Piasek natomiast niepewnie przebierała z nogi na nogę, jakby zastanawiając się, czy dobrze postąpiła. Nasz brat przełknął ślinę.
— Myślę, że…
Przerwał. Do naszych nosów doszedł zapach obcego psa.
— Kłopoty — mruknęłam i się wyprostowałam. Musiałam sprawiać wrażenie opanowanej, mimo że w środku cała drżałam.
Skinęłam na kaszojady i weszłam w kałużę błota. Miałam nadzieję, że dzięki temu, chociaż odrobinę nasza woń zelży na intensywności. Inni zrobili to samo, nerwowo zerkając na boki. Zaraz po zakończonej operacji wskoczyliśmy w najbliższe chaszcze, modląc się, aby pies nas nie zauważył.
Niebo stawało się pomarańczowe. Niecierpliwie czekaliśmy. „Być może nam się przesłyszało” — próbowałam siebie pocieszyć.
Mieliśmy już odejść, kiedy naszym oczom ukazała się potężna, czarna sylwetka psa. Promyczek cicho zawył z przerażenia. Zanim zdążyliśmy uciszyć go, nieznajomy odwrócił się w naszym kierunku. Na ciemnym ciele świtały brązowe znaczenia, a uwagę zwracały nienaturalnie postawione uszy oraz ogon-kikut. Ukazał swój wachlarz zębów, a następnie odbił się do podłoża, żeby wylądować tuż obok. Odsunęliśmy się w popłochu. Jego krzyki rozdzierały powietrze.
— Przepraszam, przepraszam! — sprawca tego zamieszania, Promyczek (nie że go obwiniam, ale jakby stulił pysk, nic by się nie wydarzyło) mówił, próbując jednocześnie uciec od zgniecenia. — To moja wina!
Nikt nie oponował. Mieliśmy ważniejsze sprawy na głowie, niż pocieszać smutnego szczeniaka. Wróg zaszarżował na mnie. W ostatnim momencie uciekłam bestii sprzed pyska, czym bardziej go rozzłościłam. Pełen furii miotał się na oślep, gdy my próbowaliśmy nadążyć z unikami. Jazgotek w tym czasie panikował jak mała samica dwunożnego, której wyrwie się lizaka (sorry, bracie. Taka prawda).
— Uciekajcie! — któryś z nas krzyknął.
— Pomocy! — anonim wrzasnął.
— Promyczek?! Gdzie jest Promy… — prawdopodobnie był to panikujący Jazgotek. Zaśmiałam się cicho, patrząc na maluszka, któremu ze strachu plątały się nogi. Może nie powinno, ale dodało mi to otuchy. Może ja też wyrosnę na przywódcę.
— Pomocy! — wrzasnął ponownie anonim, czyli zapewne Promyczek.
Nasz wzrok skierował się w stronę brakującego brata, przygwożdżonego łapami bestii.
Uups.
<Panikujący Jazgotku?>
[921 słów: Dreszczka otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz