Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Cień × Chaber. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Cień × Chaber. Pokaż wszystkie posty

6 maja 2021

Od Cienia CD Chabra

 Wstałem dzisiaj, czując dziwne swędzenie w nosie. Kichnąłem kilka razy i warknąłem z irytacją. Czyżbym miał katar? Nonsens. Przecież, ktoś taki jak ja nie może mieć kataru. Już dawno ustaliłem z rodzeństwem, że jesteśmy nieśmiertelni i wszechmogący.
— Cieniu, chodź, mam zaplanowany na dziś trening walki. — Usłyszałem w wejściu do legowiska głos Ostrokrzewu, mojego mentora.
Zastrzygłem uchem. Trening walki? Tego nie mogę przegapić. Muszę się uczyć. Muszę doskonalić moje umiejętności jako wojownika. Tak, będę najlepszym wojownikiem-bogiem na świecie i nikt nie waży mi się przeciwstawiać.
A... psik.
No właśnie, katar. Gdy Ostrokrzew zobaczy, że mam katar natychmiast odeśle mnie do medyka. A ja nie widzę powodu. W końcu katar to nic wielkiego.
Wygrzebywałem się z posłanie, kiedy podbiegł do mnie Chaber. On również był w słabym humorze.
— Cześć bracie — powiedział smutno.
— Cześć — przywitałem się. — Coś nie tak?
Nie wiem, czemu o to spytałem, ale coś złego musiało mnie podkusić. Właśnie, muszę w międzyczasie w naszej wierze wymyślić jakiegoś mrocznego bohatera. Takiego, który dążyłby wyłącznie do czynienia zła. Tak, może być nawet przez nas wymyślony, ale powinien niepokoić naszych wyznawców. Aby jeszcze bardziej się bali.
— Właściwie, to tak — przyznał. — Mięta się dziś źle czuła, więc ominie mnie dzisiejsze szkolenie. A ja chciałem się dziś czegoś nauczyć.
Przez myśl przeszło mi, aby zaproponować bratu wspólny trening. Ugryzłem się jednak w język. Nie mogę. Trudniej m mi będzie ukryć mój katar przy większej liczbie psów.
— Doskonale się składa — powiedział Ostrokrzew, przechodząc obok nas. — Cień powinien mieć partnera do ćwiczeń w swoim wieku. Przyłączysz się do nas, Chabrze?
— Mogę? — Nie mogłem nie zauważyć radosnych iskierek w oczach mojego brata. — Nie będziesz miał nic przeciwko temu, Cieniu?
— A dlaczego miałby mieć coś przeciwko? — Nie zrozumiał Ostrokrzew, ale Chaber go zignorował.
Rozumiałem przekaz. Teraz to wyłącznie moja decyzja. Chaber zrobi, co ja powiem, bo jest moim lojalnym prorokiem.
Mogę mu odmówić. Wystarczy, że powiem nie. Ale... widząc tę radość... Tak, możecie mnie za to potępić, ale nie potrafiłem go po prostu zbyć.
— No dobrze — westchnąłem i wzruszyłem ramionami.
— Dziękuję. — Chaber zamerdał szczęśliwie ogonkiem i odchylił głowę do tyłu.
* * *
— Dobrze Cieniu, pokaż teraz bratu ten manewr ze skokiem i unikiem — powiedział mój mentor.
Uśmiechnąłem się. Manewr był łatwy. Ruchem ogona kazałem Chabrowi stanąć naprzeciwko mnie, po czym zmrużyłem oczy, lustrując go wzrokiem.
— Teraz! — szczeknął Ostrokrzew, a ja, mając nieco za złe mojemu mentorowi, że ostrzegł Chabra.
Byłem już w locie, kiedy poczułem nagłą i silną chęć kichnięcia. Próbowałem ją stłumić, ale nie dałem rady jednocześnie tłumić kichnięcia, jak i utrzymać idealnego skoku, więc upadłem niezdarnie obok Chabra. Mój brat na mnie naskoczył, a ja przegrałem walkę. Kiedy było po wszystkim, po kryjomu kichnąłem przez ramię.
— No... — Ostrokrzew nawet nie starał się ukryć dezaprobaty w głosie — Cieniu, myślałem, że lepiej cię wyszkoliłem.
— Przepraszam. — Spuściłem głowę i udałem skruchę.
— Nie przeczę, że się nie wykazałeś — kontynuował mój mentor. — Rzadko widuję tak słabe ataki, ale...
— Zrozumiałem — warknąłem słabo.
— Kompletnie nie uważał. — Ostrokrzew nie przestawał, mimo że była to jedyna rzecz, której w tej chwili pragnąłem.
Przestałem słuchać jego kazania i odwróciłem głowę, patrząc na Chabra. Coś było nie tak z jego spojrzeniem. Też jest chory? Nie, lepiej się skupiłem i zrozumiałem, co mi się nie podoba w jego spojrzeniu. Nie było z nim dumy. Po raz pierwszy w życiu zobaczyłam w jego spojrzeniu żal i dezaprobatę. Nie mogłem tego zignorować.
— Nie — warknąłem przez zęby, po czym podniosłem głos. — To nie umiejętności. To choroba. Mam katar. Gdyby nie fakt, że akurat w tej chwili musiałem kichnąć, doskoczyłbym.
— Masz katar? — spytał Ostrokrzew. — Dlaczego nie mówiłeś? Powinieneś natychmiast udać się do medyka.
— Naturalnie. — Skinąłem z szacunkiem głową i się odwróciłem.
Pobiegłem przed siebie, wzdychając z ulgą. Wciąż uważałem, że to nie ma sensu, ale przynajmniej oczyściłem moje dobre imię i nie skompromitowałem się przed bratem.
Wbiegłem do legowiska medyka, od progu wołając Leonisa.
— Medyk, potrzebuję pomocy. Mam katar, a Ostrokrzew twierdzi, że od tego umrę, no to przyszedłem.
Leonis podszedł do mnie, obwąchał i uśmiechnął się pod nosem. Następnie poszedł do swojej spiżarni po jakieś zioła.
— Katar rzeczywiście może być groźny — stwierdził. — Jak się go za bardzo bagatelizuje, można za to słono zapłacić. Jak nie zdrowiem, to godnością.
Spojrzałem na niego z zainteresowaniem. Czyżby wiedział? Może tak, może nie. Jednak nie odważyłem się zapytać.
<Chaber?>
[701 słowa: Cień otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia i 2 Punkty Treningu]

12 kwietnia 2021

Od Chabra CD Cienia

Spojrzał pytająco na brata. Z jednej strony, wolał go nie zostawiać samego, ale z drugiej strony matulka zawsze powtarzała, że medyka należy się słuchać. Naprawdę nie mógł na przykład zostać tutaj i wspierać brata? Mimo wszystko wolał nie spierać się z medykiem. Jeszcze Szałwia go za to skarci, czego wolał uniknąć. Westchnął i liznął jeszcze szybko Cienia na pożegnanie.
— Do jutra! — Posłał mu ostatni uśmiech i odbiegł do żłobka.
Następnego dnia od razu pomaszerował żwawym krokiem w stronę legowiska medyka, sprawdzić co u swego boga. — Witaj! — Od razu rozweselił się i rzucił się biegiem na jego widok. Wyhamował tuż przed jego łapami. — Jak na obserwacji?
— Dobrze — odparł Cień, ziewając z wyraźnie niewzruszony.
— Co powiedział Leonis? Boli cię to? Wszystko w porządku? — Ułożył się wygodnie obok niego, wtulając pysk w jego miękka sierść.
— Jak już mówiłem, tylko trochę szczypie, nic wielkiego. Naprawdę nie rozumiem, na co mam tu siedzieć na jakiejś obserwacji — parsknął niezadowolony. Fakt, ta cała obserwacja wydawała się niezmiernie nudna, nawet jak dla Chabra. — Swoją drogą, czy nie powinieneś traktować swojego Boga z większym szacunkiem? — dodał, odsuwając się nieco od niebieskookiego.
— Ah, racja, wybacz, zapomniałem! — Skoczył na równe łapy, zakłopotany. — Najmocniej przepraszam... — skarcił się w myślach. Jak mógł o tym zapomnieć?
<Cień?>
[202 słowa: Chaber otrzymuje 2 Punkty Doświadczenia i 1 Punkt Treningu]

28 marca 2021

Od Cienia CD Chabra

 Spojrzałem ostrożnie na swojego brata. Z jednej strony nie planowałem wizyty u medyka, ale w końcu, Chaber jest moim prorokiem. A moją powinnością jako jego obiektu kultu jest udzielić mu wsparcia w tej jakże trudnej dla niego sytuacji.
— Zgoda. — Skinąłem głową. — Wiesz, kim jest nasz medyk?
— Mama mówiła, że nazywa się Leonis. — Zawahał się Chaber. — Ale to chyba jedyne, co o nim wiem.
Rozejrzałem się po obozie. Wciąż było ciemno. Zmrużyłem oczy, próbując zlokalizować legowisko psa, którego Chaber nazwał Leonisem. Noc to mój żywioł. W końcu nie bez powodu nazywam się Cień, prawda? Jeśli mój prorok cierpi, nawet najpotężniejszy mrok nie powstrzyma mnie przed sprowadzeniem go do medyka.
Ruchem ogona kazałem mu pójść za mną. Po chwili poczułem intensywny zapach. Nigdy wcześniej nie czułem czegoś takiego, nawet przy stercie zwierzyny. To muszą być zioła. A co za tym idzie, to musi być legowisko Leonisa.
— Zaczekaj chwilę — zwróciłem się do brata. — Zapowiem cię.
Chaber skinął głową, a ja zajrzałem ostrożnie. Na samym środku leżał pies. To musi być medyk. Powoli, aby go nie zdenerwować, podszedłem do niego i lekko szturchnąłem go łapą.
— Przepraszam, panie Leonisie — powiedziałem przymilnie. — Wiem, że to wczesna pora, ale mój brat jest chory. Mógłby pan go zobaczyć?
Nie chciałem, aby Chaber zobaczył mnie przymilającego się do jakiegokolwiek psa, ale jeśli czegoś zdążyłem się nauczyć, to tego, że numerem „na słodki pyszczek” można wiele zyskać.
— Co? — Leonis obudził się, wstał powoli i spojrzał w moją stronę. — Jak tak można, budzić porządnego psa, kiedy jest tak wcześnie, do stu Dwunożnych? Ach, to ty. Szczeniak Szałwii. Mówisz, że twój brat choruje, tak? Dobrze, przyprowadź go tu.
— Dziękuję. — Podskoczyłem, po czym wysunąłem łebek spoza legowiska medyka i zawołałem Chabra. — Chodź, Leonis cię przyjmie.
Gdy mój prorok wszedł do legowiska, spojrzałem jeszcze raz niepewnie na medyka Bezgwiezdnych. Zastanawiałem się, czy go nie poprosić, aby dołączył do naszej religii, ale zdecydowałem, że nie. Wiem, że nie należy tak szybko oceniać drugiego psa. Ale Leonis nie wyglądał mi na takiego, co szybko odrzuciłby swój ateizm.
Medyk obejrzał Chwasta, po czym spojrzał mi w oczy. Coś nie podobało mi się w jego spojrzeniu. Instynktownie się cofnąłem.
— Masz przekrwione oczy — stwierdził. — I zdecydowanie nie jest to objaw niewyspania.
Chciałbym móc powiedzieć, że to mój nadprzyrodzony znak specjalny, ale sam w to wątpiłem. Przypomniałem sobie, jak dotknąłem zgniłą zwierzynę, po czym przetarłem tą samą łapą oko, które mnie nagle zaszczypało. Ale to chyba nic wielkiego, prawda?
— Chabrowi przepiszę tylko trochę ziół — stwierdził Leonis, po czym zwrócił się do mnie. — Ty z kolei musisz zostać tu na dłużej na obserwacji
— Ja? — zawahałem się. Na obserwacji? A co ja? Pieszczoch, co tylko by chciał, aby go Dwunożni oglądali? — To nic takiego. Mogę z tym żyć. Tylko trochę szczypie.
— Na razie to nic wielkiego, ale w przyszłości nie może z tego wyjść nic dobrego — stwierdził Leonis. — Chyba się nie boisz?
Spojrzałem na Chabra, skaczącego znowu ze swoimi błyszczącymi oczkami. Widocznie zioła Leonisa mu pomogły. Z kolei ja nie mogłem zachować się przy bracie jak boimyszka. Wierzył we mnie.
— Zostanę — powiedziałem, po czym zwróciłem się do Chabra. — Wracaj do mamy. Niedługo do was dołączę.
— Słuszny wybór. — Uśmiechnął się złośliwie Leonis.
<Chabrze?>
[519 słów: Cień otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]

27 marca 2021

Od Chabra CD Cienia

Szczeniak przeciągnął się leniwie, trącając przy tym łapą rodzeństwo, smacznie śpiące obok. Chaber nie czuł jeszcze potrzeby, by wstawać, nawet Szałwia wciąż leżała w objęciach Morfeusza, więc miał jeszcze okazję, by skorzystać z ostatnich chwil spokoju. Jednak nie zapowiadało się na to, by jego oczy chciały zamknąć się ponownie do snu. Szczeniak leżał spokojnie, z powoli unoszącym się brzuchem w oddechu. Może i leżałby tak jeszcze sporo czasu, gdyby nie fakt, że nagle skulił się z bólu, zaciskając ząbki, by nie pobudzić wszystkich żałosnym jękiem bólu. Nogi same zaczęły kopać i przebierać nerwowo, jakby miało to jakkolwiek pomóc na ból. Szary czuł, jak dziwne i nieprzyjemne uczucie powoli słabnie i daje szczeniakowi odetchnąć i zastanowić się nad powodem tego niespodziewanego ataku bólu. Zatrucie? Nie, nie jadł nic, co by mogło mu zaszkodzić. Cóż, cokolwiek by to nie było, będzie trzeba zgłosić to matce i udać się do medyka. Skrzywił się na myśl o przyjmowaniu niesmacznych leków, których smak sprawia, że na pysku pojawia się grymas i z trudem połyka się medykamenty. Co prawda, sam nigdy u medyka nie był, najzwyczajniej w świecie nie było takiej potrzeby, aczkolwiek słyszał od innych, że taka jest bolesna prawda. Co, jeśli... Umrę? Parsknął cicho, chowając łebek pod łapami. Głupku, przecież nie umrzesz od byle bólu brzucha! Mimo próby odgonienia od siebie tych pesymistycznych myśli i wizji, coraz bardziej się zamartwiał. Miał już wielką ochotę wystawić nosa poza żłobek i skupić swoją uwagę na rodzeństwie. Zawsze mógł przecież nie mówić o tym Szałwii, racja? Zawsze jest możliwość, że to było tylko takie jednorazowe, a ból już więcej nie będzie mu przeszkadzać. Racja?
Powłóczył nogami za Cieniem, kręcąc się przy bracie jak ostatni kurdupel i kleszcz na zadzie. Nie wiedział za wiele co z sobą począć. Ból, który co chwila się nasilał i słabł, nie pozwalał mu na bieganie i inne aktywności ruchowe. Najedzenie się również nie pomogło, więc na pewno nie było to tylko dziwne burczenie w brzuchu z głodu. Chodził zmartwiony i jakby zaraz miał paść omdlały, co można było zauważyć po nim od razu.
— Wszystko z tobą w porządku? — zagadnął Cień, spoglądając na brata z nutą pogardy i niezadowolenia w oczach. Niebieskooki lekko się zmieszał, unosząc zmęczony wzrok na czarnego.
— Tak, nie musisz się martwić — uśmiechnął się słabo.
Tak, nikt nie musi się nim martwić. Jest tylko kolejnym uciążliwym pyskiem do wykarmienia, a klanowi dobrze zrobi, gdyby padł w męczarniach, nawet nie marnując na niego ziół. Może i była to prawda, ale Chaber trochę bardziej wolał żyć w przekonaniu, że zaraz mu przejdzie i tylko niepotrzebnie się sobą zamartwia.
Reszta dnia minęła na zasadzie „rób co w twojej mocy i nie wadź innym". Cóż, ów mocy za wiele nie było, Chaber wręcz się nadwyrężał, chodząc jak najszybciej ze swoim bólem brzucha, tylko po to, by inni nie zauważyli, że coś mu dolega. Chodził wciąż za Cieniem lub Szyszką, co jakiś czas sprawdzając, czy siostra nie odniosła żadnych obrażeń w potyczce, czy wychwalając wspaniałość Cienia. Prawdziwe piekło zaczęło się, gdy już słońce zaszło. Nie dosyć, że ten wieczór z powodu świeżo przybyłej Pory Opadających Liści był szczególnie chłodny, to w dodatku Chabra ponownie zaatakował ból brzucha, jednak ze zdwojoną siłą. Teraz gdy już usiłował zasnąć i nie miał na czym skupić swojej uwagi, ból wydawał się jeszcze silniejszy i bardziej uciążliwy. W końcu nie mógł dłużej hamować nasilającej się chęci rozpłakania i wrzaśnięcia. Z jego niebieskich oczu od razu poleciały łzy, które wytarł o futro matki. Piszczał przy tym, niczym noworodek, usiłujący dostać się do matki, jedynej osoby, która uśmierzy jego ból. Rzecz jasna, pobudził przy tym całe rodzeństwo, które zdążyło już zasnąć, a Szałwia zaczęła wypytywać o powód tych jęków i łez. Chabrowi nie pozostało nic innego jak powiedzieć o swoim problemie, który dręczył go od rana. Oczywiście, skończyło się na tym, że matulka od razu nakazała udać się do medyka, jednak nim jej życzenie się spełniło, szary zwrócił się do czarnego brata:
— Cieniu, pójdziesz ze mną do legowiska medyka i będziesz mi towarzyszyć?
<Cieniu?>
[661 słów: Chaber otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]

7 marca 2021

Od Cienia do Chabra

Czuję... zapach. Piękny, pyszny zapach. Wiedziałem, co to jest. Mleko. Życiodajny pokarm, zapewniający przetrwanie. Musiałem go zdobyć. Pełzłem w kierunku cudownego zapachu, kiedy się o coś otarłem. I znowu. I ponownie. Nie mogłem dostać się do tej niesamowitej substancji, którą mój umysł podświadomie nazywał mlekiem. Za duży tłum. Ale, chwileczkę. Niuch, niuch. Znów czuję mleko, ale z innego źródła. Może tamto będzie bardziej przystępne? Odwróciłem się, czołgając przed siebie, kiedy... znalazłem. Znalazłem cudowne źródełko istnienia. Mleczko było pyszne. Dużo smaczniejsze, niż to, które piłem ostatnio. Coś mokrego spadło mi na głowę. Otrzepałem się. Nie było przyjemne, ale to niewielka cena w zamian za pokarm.
— Pij pij, malutki — usłyszałem delikatny głos, lecz nie mogłem zrozumieć słów.
Zresztą, czy to ważne? 
* * *
Wreszcie. Osiągnąłem swój cel. Wytrwałem. Byłem już dość duży, aby móc wyjść ze żłobka zobaczyć obóz. Wcześniej jednak musiałem wypytać o wszystko mamę, aby wiedzieć, czego się spodziewać.
— Jakie są inne psy? — spytałem z zadowoleniem.
— Bardzo miłe, na pewno je polubisz — powiedziała moja mama, lecz ja wyczułem w jej głosie pewien dystans. — Ikra jest dość... specyficzna, ale nie przejmuj się nią. I nie przeszkadzaj Miękkiej ani Dymowi.
— Naturalnie. — Skinąłem głową. Za kogo ona mnie ma? Przecież ja to wiem. — A co się dzieje z psem po śmierci?
— Co? — ton mojej matki sugerował szok. — Nie rozumiem.
— Co istnieje poza życiem? — postanowiłem być dokładniejszy. — Podobno psy czasem umierają. Co się z nimi wtedy dzieje? Pytałem cię o to już wiele razy.
— Cóż, mówiłam ci już, że trudno powiedzieć — wyraźne wahanie w jej głosie. — Inne klany wierzą, że po śmierci psy idą do Gwiezdnych. Kraina wiecznej szczęśliwości, gdzie wszyscy są radośni i nigdy nie cierpią. Ale to bzdury, w które my nie wierzymy.
— To w co my wierzymy? — niezupełnie to rozumiałem.
— Właściwie, w co chcemy — odparła ostrożnie moja mama. — No, już, nie zadawaj więcej pytań. Idź się pobawić.
Niechętnie wyszedłem, rozmyślając o tym, czego się dowiedziałem. Więc mój klan nie wierzy w tych tzw. Gwiezdnych, tak? No i słusznie. Jeśli za życia nie jesteśmy szczęśliwi, to po śmierci też nie powinniśmy być. To jakaś głupota.
Jednak, z drugiej strony, dlaczego mój klan ma mi niby narzucać, w co ja mam wierzyć? Może ja właśnie chcę wierzyć w Gwiezdnych? Stłumiłem parsknięcie rozbawienia, na samą tę myśl. Nie, nie mógłbym, choćbym chciał. To niemądre. Mama mówiła, że my, Bezgwiezdni, możemy właściwie wierzyć, w co chcemy.
Dlaczego by więc nie stworzyć nowej wiary? Taką, którą narzuciłbym całemu klanowi, ale sensowniejsza. Tak, to jest myśl. Dlaczego na przykład ja nie miałbym być obiektem kultu moich pobratymców? Tak, odnalazłem swój cel w życiu. Stworzę nową wiarę. Nazwę to... cieniastwo.
Najpierw muszę jeszcze znaleźć pierwszych wyznawców. Najlepiej będzie zacząć od mojego rodzeństwa. Tak, oni będą najlojalniejsi. Kogo zwerbować najpierw. Drzazgę? Nie, ona mogłaby być najbardziej sceptyczna. Chwast? To mój przybrany brat, ale... nie wiem, czy zniósłby presję pierwszego wyznawcy mojej wiary.
Chaber? Tak, Chaber będzie dobry. Tworzy wrażenie psa, któremu można zaufać. To on będzie moim pierwszym wyznawcą. Z zadowoleniem podbiegłem do brata.
— Chaber — zawołałem do niego. — Mam sprawę. Słyszałeś może o wierze Bezgwiezdnych.
— Próbowałem o to wypytać mamę — powiedział Chaber. — Ale dowiedziałem się tylko tego, że możemy wierzyć, w co chcemy.
— Zgadza się. — Zamerdałem wesoło ogonem. — Dlatego ja zamierzam wierzyć w siebie. I tobie też radzę.
— W jakim sensie? — Chaber nie do końca to rozumiał.
— Wiesz, moi wyznawcy będą mnie czcić, a ja w zamian zapewnię im opiekę — szczeknąłem, choć sam sobie jeszcze tego nie do końca przemyślałem. — Po śmierci będę odprowadzać psy do mojej domeny. — Niezbyt wiedziałem, jak miałbym to zrobić, ale gdy umrze pierwszy pies, to się zobaczy. — A gdy jakiś pies mnie naprawdę zdenerwuje, wywołam huragan, potop i Koniec Świata, jaki znacie.
— Byłbyś w stanie to zrobić? — Chaber zrobił wielkie oczy.
Skinąłem głową. Cóż, Gwiezdni mogą chyba coś takiego robić (jak nie, to muszą być słabi), a gdy moja wiara się rozrośnie, na pewno też będę w stanie wywołać huragan. Kto wie, może już teraz to potrafię? Nie, nie chcę tego sprawdzać.
— Ale jeśli zostaniesz moim wyznawcą, nic nie będzie ci grozić — uspokoiłem go. — Doceniam swoich wiernych. To jak? Nawracasz się na moją wiarę?
— Jasne. — Chaber pomachał ogonkiem. — Będzie fajnie. Podoba mi się nasza wiara.
— Moja wiara — warknąłem, jakby dla podkreślenia, że to ja tu jestem obiektem kultu.
Jednak zawahałem się. Słyszałem od starszyzny, która czasem odwiedzała żłobek, że Gwiezdni potrzebują medyków, aby kontaktować się przez nich z klanem. Prorokują przyszłość. Prorocy. Tak, mam już wyznawców, ale potrzebuję jeszcze proroka, aby stać się pełnoprawnym obiektem kultu. A kto byłby lepszym prorokiem, jak nie pierwszy wyznawca.
— Wiesz co, nie musisz być tylko moim wyznawcą — powiedziałem konspiracyjnie Chabrowi. — Okazałeś mi lojalność, przyłączając się do mnie, więc możesz zostać moim prorokiem. To bardzo ważna rola.
— Naprawdę! — ożywił się Chaber. — Wspaniale! Chcę być kimś istotnym w tej wierze. Co ma robić taki prorok?
— Oj, jak ty mało wiesz, młody — powiedziałem, trącając go przyjacielsko w ucho. — Będziesz moim łącznikiem ze zwykłymi psami. Twoim zadaniem będzie głoszenie im mojego słowa.
— Możesz na mnie liczyć. — Uśmiechnął się Chaber. — Jakie jest moje pierwsze zadanie?
— Zacznij szerzyć w obozie naszą wiarę — powiedziałem, specjalnie używając słowa „naszą”, aby zachęcić Chabra. — Wybierz jakiegoś psa w obozie i przekaż mu ode mnie... — zawahałem się, zastanawiając nad odpowiednią wypowiedzią — „Zbawiciel przybył”.
<Chabrze?>
[862 słowa: Cień otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]