7 marca 2021

Od Cienia do Chabra

Czuję... zapach. Piękny, pyszny zapach. Wiedziałem, co to jest. Mleko. Życiodajny pokarm, zapewniający przetrwanie. Musiałem go zdobyć. Pełzłem w kierunku cudownego zapachu, kiedy się o coś otarłem. I znowu. I ponownie. Nie mogłem dostać się do tej niesamowitej substancji, którą mój umysł podświadomie nazywał mlekiem. Za duży tłum. Ale, chwileczkę. Niuch, niuch. Znów czuję mleko, ale z innego źródła. Może tamto będzie bardziej przystępne? Odwróciłem się, czołgając przed siebie, kiedy... znalazłem. Znalazłem cudowne źródełko istnienia. Mleczko było pyszne. Dużo smaczniejsze, niż to, które piłem ostatnio. Coś mokrego spadło mi na głowę. Otrzepałem się. Nie było przyjemne, ale to niewielka cena w zamian za pokarm.
— Pij pij, malutki — usłyszałem delikatny głos, lecz nie mogłem zrozumieć słów.
Zresztą, czy to ważne? 
* * *
Wreszcie. Osiągnąłem swój cel. Wytrwałem. Byłem już dość duży, aby móc wyjść ze żłobka zobaczyć obóz. Wcześniej jednak musiałem wypytać o wszystko mamę, aby wiedzieć, czego się spodziewać.
— Jakie są inne psy? — spytałem z zadowoleniem.
— Bardzo miłe, na pewno je polubisz — powiedziała moja mama, lecz ja wyczułem w jej głosie pewien dystans. — Ikra jest dość... specyficzna, ale nie przejmuj się nią. I nie przeszkadzaj Miękkiej ani Dymowi.
— Naturalnie. — Skinąłem głową. Za kogo ona mnie ma? Przecież ja to wiem. — A co się dzieje z psem po śmierci?
— Co? — ton mojej matki sugerował szok. — Nie rozumiem.
— Co istnieje poza życiem? — postanowiłem być dokładniejszy. — Podobno psy czasem umierają. Co się z nimi wtedy dzieje? Pytałem cię o to już wiele razy.
— Cóż, mówiłam ci już, że trudno powiedzieć — wyraźne wahanie w jej głosie. — Inne klany wierzą, że po śmierci psy idą do Gwiezdnych. Kraina wiecznej szczęśliwości, gdzie wszyscy są radośni i nigdy nie cierpią. Ale to bzdury, w które my nie wierzymy.
— To w co my wierzymy? — niezupełnie to rozumiałem.
— Właściwie, w co chcemy — odparła ostrożnie moja mama. — No, już, nie zadawaj więcej pytań. Idź się pobawić.
Niechętnie wyszedłem, rozmyślając o tym, czego się dowiedziałem. Więc mój klan nie wierzy w tych tzw. Gwiezdnych, tak? No i słusznie. Jeśli za życia nie jesteśmy szczęśliwi, to po śmierci też nie powinniśmy być. To jakaś głupota.
Jednak, z drugiej strony, dlaczego mój klan ma mi niby narzucać, w co ja mam wierzyć? Może ja właśnie chcę wierzyć w Gwiezdnych? Stłumiłem parsknięcie rozbawienia, na samą tę myśl. Nie, nie mógłbym, choćbym chciał. To niemądre. Mama mówiła, że my, Bezgwiezdni, możemy właściwie wierzyć, w co chcemy.
Dlaczego by więc nie stworzyć nowej wiary? Taką, którą narzuciłbym całemu klanowi, ale sensowniejsza. Tak, to jest myśl. Dlaczego na przykład ja nie miałbym być obiektem kultu moich pobratymców? Tak, odnalazłem swój cel w życiu. Stworzę nową wiarę. Nazwę to... cieniastwo.
Najpierw muszę jeszcze znaleźć pierwszych wyznawców. Najlepiej będzie zacząć od mojego rodzeństwa. Tak, oni będą najlojalniejsi. Kogo zwerbować najpierw. Drzazgę? Nie, ona mogłaby być najbardziej sceptyczna. Chwast? To mój przybrany brat, ale... nie wiem, czy zniósłby presję pierwszego wyznawcy mojej wiary.
Chaber? Tak, Chaber będzie dobry. Tworzy wrażenie psa, któremu można zaufać. To on będzie moim pierwszym wyznawcą. Z zadowoleniem podbiegłem do brata.
— Chaber — zawołałem do niego. — Mam sprawę. Słyszałeś może o wierze Bezgwiezdnych.
— Próbowałem o to wypytać mamę — powiedział Chaber. — Ale dowiedziałem się tylko tego, że możemy wierzyć, w co chcemy.
— Zgadza się. — Zamerdałem wesoło ogonem. — Dlatego ja zamierzam wierzyć w siebie. I tobie też radzę.
— W jakim sensie? — Chaber nie do końca to rozumiał.
— Wiesz, moi wyznawcy będą mnie czcić, a ja w zamian zapewnię im opiekę — szczeknąłem, choć sam sobie jeszcze tego nie do końca przemyślałem. — Po śmierci będę odprowadzać psy do mojej domeny. — Niezbyt wiedziałem, jak miałbym to zrobić, ale gdy umrze pierwszy pies, to się zobaczy. — A gdy jakiś pies mnie naprawdę zdenerwuje, wywołam huragan, potop i Koniec Świata, jaki znacie.
— Byłbyś w stanie to zrobić? — Chaber zrobił wielkie oczy.
Skinąłem głową. Cóż, Gwiezdni mogą chyba coś takiego robić (jak nie, to muszą być słabi), a gdy moja wiara się rozrośnie, na pewno też będę w stanie wywołać huragan. Kto wie, może już teraz to potrafię? Nie, nie chcę tego sprawdzać.
— Ale jeśli zostaniesz moim wyznawcą, nic nie będzie ci grozić — uspokoiłem go. — Doceniam swoich wiernych. To jak? Nawracasz się na moją wiarę?
— Jasne. — Chaber pomachał ogonkiem. — Będzie fajnie. Podoba mi się nasza wiara.
— Moja wiara — warknąłem, jakby dla podkreślenia, że to ja tu jestem obiektem kultu.
Jednak zawahałem się. Słyszałem od starszyzny, która czasem odwiedzała żłobek, że Gwiezdni potrzebują medyków, aby kontaktować się przez nich z klanem. Prorokują przyszłość. Prorocy. Tak, mam już wyznawców, ale potrzebuję jeszcze proroka, aby stać się pełnoprawnym obiektem kultu. A kto byłby lepszym prorokiem, jak nie pierwszy wyznawca.
— Wiesz co, nie musisz być tylko moim wyznawcą — powiedziałem konspiracyjnie Chabrowi. — Okazałeś mi lojalność, przyłączając się do mnie, więc możesz zostać moim prorokiem. To bardzo ważna rola.
— Naprawdę! — ożywił się Chaber. — Wspaniale! Chcę być kimś istotnym w tej wierze. Co ma robić taki prorok?
— Oj, jak ty mało wiesz, młody — powiedziałem, trącając go przyjacielsko w ucho. — Będziesz moim łącznikiem ze zwykłymi psami. Twoim zadaniem będzie głoszenie im mojego słowa.
— Możesz na mnie liczyć. — Uśmiechnął się Chaber. — Jakie jest moje pierwsze zadanie?
— Zacznij szerzyć w obozie naszą wiarę — powiedziałem, specjalnie używając słowa „naszą”, aby zachęcić Chabra. — Wybierz jakiegoś psa w obozie i przekaż mu ode mnie... — zawahałem się, zastanawiając nad odpowiednią wypowiedzią — „Zbawiciel przybył”.
<Chabrze?>
[862 słowa: Cień otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz