7 marca 2021

Od Jazgotu CD Szałwii

Nie chciał rozmawiać z Mleczem, bo próbował zadawać nieprzyjemne pytania. Nie chciał rozmawiać z Kasztanem, bo jeszcze by się rozpłakał. Nie chciał rozmawiać z Dymem, bo wtedy jego myśli szły w stronę włóczęgów. Jego dzień polegał na unikaniu całej trójki. Zastanawiał się nawet nad pójściem do żłobka i ponownym próbowaniu wykradnięcia szczeniąt Ikry, ale wyczuł tam zapach Mlecza. Nie wiedział, co siedziało mu w głowie i nie chciał nawet wiedzieć. Tylko, gdy bardzo starasz się o czymś nie myśleć, oczywiście zaczynasz o tym myśleć.
Kręcił się po tych bardziej odległych rejonów blokowiska, gdzie sam rzadko krążył. Nie potrzebowali tych wszystkich budynków, więc zdecydowana większość była nieużywana. Czasem zdarzało się, że śmierdzące dwunogi się po nich kręciły, ale rzadko. Poza tym zwykle później znikali i ich nie męczyli.
Czuł zapach jednego z nich i postanowił to sprawdzić. Dzięki temu przynajmniej nie będzie musiał myśleć. Mógł skupić się na tropieniu i szukaniu.
Przy okazji znalazł zioła, które wcześniej schroniły się przed jego wzrokiem. Kryły się przy fundamentach. Próbował dosięgnąć do nich łapą, ale był za krótkie. Spróbował wyrwać stary, zardzewiały kawałek barierki, by mieć lepszy dostęp. Można było szybko odnieść je do medyka, zanim wróci do tropienia dwunoga.
Zanim doszedł do odpowiedniego miejsca, musiał minąć gołębie. Zignorował je i chciał przebiec obok, gdy zaraz został powalony.
Morderca tu jest, było jego pierwszą myślą. W szoku i strachu nawet nie pomyślał. Uderzył psa z całej siły tylną łapą. Skulił się, by bronić swój miękki brzuch i gardło. Szarpanina na szczęście nie trwała długo. Udało mu się zepchnąć z siebie przeciwnika i stanąć na łapy, gdy usłyszał znajomy głos.
— Jazgot?
— Szałwia? — zapytał zaskoczony.
— Czemu się na mnie rzuciłaś? — zapytał, starając się nie okazywać niepokoju w swoim głosie.
— Przepraszam, byłeś na drodze, a ja próbowałam upolować gołębia — powiedziała, machając radośnie ogonem. — Już nieistotne. Odleciały.
— Wyglądasz na zmęczoną — powiedział. Przyjrzał jej się uważnie. Czyżby znowu zachorowała? Miał nadzieję, że nie. Wydawało mu się, że niemal zaczęli wychodzić z epidemii. Prawie nie mieli chorych, zapas ziół, ale to nie znaczyło, że nie powinien więcej zbierać. Będzie mu przykro, gdy nie będzie już do tego potrzebny.
— Nie, wszystko w porządku. — Uśmiechnęła się do niego ciepło. — Co robisz?
— Bezsensownie krążę — zaśmiał się, ale nie brzmiało to przekonywująco nawet w jego własnych uszach. — Chcesz się może przejść? — zapytał. Nie będzie przynajmniej sam. Suka zawsze była do niego przyjaźnie nastawiona. Zresztą, do kogo nie była? Bezgwiezdni składali się w dużej mierze z połamanych psów, ale Szałwia wydawała się z nich najbardziej cała.
— Pewnie, czemu nie — powiedziała. Pokiwał nazbyt entuzjastycznie głową i skierował ich w stronę morza. Chętnie by na nie popatrzył. Nie chciał jej prowadzić do swojego specjalnego miejsca, ale plaża była duża i szeroka.
Przez chwilę szli w komfortowym myśleniu, aż nagle Szałwia zapytała:
— Co ci się wczoraj stało? — Był tak zaszokowany tym pytaniem, że potknął się o własne łapy. Szybko postarał się ogarnąć i udawać, że nic się nie stało.
— Nie rozumiem, o co ci chodzi.
— Wczoraj na posiłku…
— Nic się nie stało — skłamał szybko. Nie chciał o tym myśleć. Jeszcze bardziej nie chciał o tym mówić. A najbardziej, nie chciał mówić o tym z jakimiś niezbyt bliskimi znajomymi.
— Jazgot…
— Z całym szacunkiem, ale to nie jest twoja sprawa Szałwio.
Wiedział jak zepsuć nastrój. Suka popatrzyła na niego zaskoczona, ale nic nie odpowiedziała. Trochę go to zabolało. Nie zasługiwała na to syczenie, ale nie chciał, by znów zaczęła drążyć temat. Na szczęście ona chyba długo nie chowała urazy.
— Czemu właściwie idziemy aż tak daleko? — zapytała, gdy wyszli już poza tereny klanu, a on stał się nieco bardziej uważny.
— Używam mojego przywileju. — Uśmiechnął się, tym razem szczerze. Miękka poinformowała go, że póki nie włazi na tereny innych klanów, nie będzie wyciągać konsekwencji z opuszczania legowiska przez uczniaka. Musiał w końcu zdać ten egzamin, ale to również była rzecz, o jakiej nie chciał myśleć. Jeżeli nie znałby Miękkiej lepiej, pomyślałby, że chciała go jakoś pocieszyć po zeszłonocnym paskudnym humorze. Zapewne miała już dość udawania, że te wypady ją denerwują.
— Mówiłaś, że jesteś głodna — powiedział, zatrzymując się przy dobrze znanej uliczce. — Tutaj dwunogi zostawiają często dobre resztki.
Nie czekając na nią, podbiegł do śmietnika. Jednym ruchem, oparł się o pojemnik i przewrócił go na ziemię.
— Często to robisz? — zapytała, grzebiąc już nosem w śmieciach. Jazgot stanął sobie obok, jego żołądek i tak był już zaciśnięty od wczoraj.
— Czasem. Nie oceniaj, wcale nie uciekam z terenów tak często — zaśmiał się. Jego dobry humor szybko minął, gdy usłyszał hałas za sobą. Odwrócił się szybko i zmrużył oczy. Uliczka skręcała w lewo i wychodziła na jedną z pobocznych ulic. Obniżył ogon i zmrużył oczy. Chyba się nie przesłyszał?
<Szałwia?>
[763 słowa: Jazgot otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz