Członkowie Ventusu wierzą, że silny wiatr niesie słowa psów z Coelum. Dlaczego? Być może ma to związek z ich miejscem spoczywania — w górze, z której także pochodzi wicher. Prawdopodobnie kiedy ten wystarczająco przybierze na sile, jest w stanie echem odbić dialogi przodków klanowych psów. Tak przynajmniej ona sobie to wyobrażała.
Milczący Pysk po raz ostatni nastawiła uszu, bezcelowo jednak. I tego dnia nic się nie zmieniło. Wciągnęła więc do nosa ze znużeniem świeże, wiosenne i orzeźwiające zapachy, po czym wyniośle zeszła ze zniesienia. Chociaż i tym razem nie doświadczyła niczego nadzwyczajnego, pocieszała się myślą, że to wiatr jest po prostu za słaby. Albo też ona powinna słuchać uważniej.
Następnym razem się uda — postanowiła, wiedząc, że chociaż nie wróci do obozu z nową przepowiednią, to chociaż z paroma kawałkami świeżej wędliny, którą udało się jej zwędzić od nieuważnych dwunożnych. Z przekąsem chwyciła je w zęby, mimowolnie czując niedosyt z powodu bycia niewysłuchanym, gdy do jej umysłu zakradło się pytanie: "A co jeśli problemem jest moje pochodzenie?".
Wzruszyła ramionami, czy też wykonała inny odpowiednik ludzkiego gestu (jakkolwiek istnieje takowy dla czworonogów). Trudno. Nawet jeżeli problem siedzi w tym, to i tak nie może zmienić tego, kim byli jej rodzice. Zresztą, w takim wypadku ona mogłaby być gorszą wersją siebie, która odeszłaby z klanu, nie poznawszy dobrych stron życia w grupie. Albo też wcale nie spotkałaby Wietrznych i umarła podczas tamtej zimy.
Czasem podczas Pory Nagich Drzew wciąż czuła ten przejmujący chłód, zalewający jej ciało i wdzierający się do jej umysłu. Może gdyby odezwali się do niej Gwiezdni, Milczący Pysk znalazłaby sposób, by móc odwdzięczyć się Wietrznym w jakiś sposób za to, co dla niej zrobili.
Gdy zaszła kawałek dalej, jej oczom ukazało się mnóstwo białych kwiatków. Jeden z nich, niesiony z wiatrem, wylądował tuż przy jej łapach. Spokojna wojowniczka poczuła nutkę podekscytowania, kiedy wzięła go w zęby i podeszła do pozostałych. W kępie roślin nie zauważyła nic nadzwyczajnego, jednak mimo to szybko utwierdziła się w przekonaniu, że jest to znak od Gwiezdnych. Powinna coś zrobić z tymi kwiatami.
Być może za nimi podążyć? — zastanowiła się w myślach, obserwując rozłożenie roślin. Przekrzywiła łeb w zadumie. Faktycznie, przypominają one coś na kształt drogi. I chociaż wizja ta była trochę naciągana, to Milczący Pysk faktycznie szła za nimi całkiem spory kawałek — raz je gubiąc, potem odnajdując kolejne, mniejsze skupiska. Na końcu jednak i tych zabrakło, a suczka pozostała sama sobie.
Podrapała się po uchu, w zamyśleniu rozglądając na boki. Nie objawił się jej jednak żaden przodek, ani też nie spostrzegła niczego innego, co byłoby godne uwagi. Westchnęła, usiadłszy na ziemi. To prawda, jej poczynania nie miały większego sensu. W końcu jeżeli Gwiezdni chcieliby coś przekazać Ventusowi, zrobiliby to poprzez medyka, czyż nie?
A jednak naprawdę chciałaby zostać przez nich doceniona. Taki akt już ostatecznie sprawiłby, że Milcząca stałaby się najprawdziwszym członkiem klanu. I być może, być może nawet Stracony Pazur zauważyłby-
Przerwała sama sobie ten tok myślenia, karcąc srogo. Żałosne i dziecinne. Co w jej głowie robi Stracony Pazur? Jego miejsce jest tam, gdzie miejsce innych psów, czyli w jej dupie. Jedyne, co się liczy, to Gwiezdni.
Skarciła się podobnie, że przecież Gwiezdni też są psami, a zmarłymi. Jeżeli będzie dla kogoś chamska, to ten może zdechnąć wcześniej — na złość — i zesłać na nią jakiś meteoryt, akurat w chwili łamania kodeksu wojownika. I trafi do Infernum.
Zanim zdążyła skarcić siebie za to, że takie myślenie jest niezdrowe, jej oczom ukazała się samica cuchnąca Ciemnymi o dziwnym kolorze sierści, czy to czarnym, szarym lub białym. Zaraz też dojrzała na jej sylwetce parę brązowych łat, co całkowicie zniszczyło jej zamiar stwierdzenia koloru szaty suki i ewentualnego rodzinnego połączenia ją ze znanymi jej psami z Tenebris. Ta patrzyła się na nią groźnie, mówiąc:
— Kim jesteś i dlaczego wtargnęłaś na nasz teren?
O ile do tej chwili Milcząca rozważała, czy nieznajoma nie jest wysłannikiem Gwiezdnych, prędko się przeliczyła. Nie mówiła wierszowanych przepowiedni i nie zamierzała być słodkim gnojkiem.
— Nie wtargnęłam, granica jest do tamtego drzewa — sprostowała, wskazując nosem gigantyczne i prawie walące się drzewo.
— Oznaczenia zapachowe doskonale pokazują, że do tego, obok którego stoisz — podwójnie sprostowała członkini Tenebrisu.
— Jakoś ich nie czuję — krótko żachnęła się Milczący Pysk, z oburzeniem robiąc parę kroków w przód i będąc gotowa do przywalenia nieznajomej.
— Tak czy siak i tak teraz przekroczyłaś granicę — usłyszała wojowniczka Wietrznych, jednocześnie odskakując w tył. Faktycznie, możliwe było, że jej „parę kroków w przód” trafiło trochę zbyt daleko.
Zbita z tropu wojowniczka milczała przez chwilę, zanim znowu odważyła się odezwać.
— Koleżanko, chyba nie będziemy robić problemu, że zaszłam parę centymetrów za daleko, nie? To tylko parę kroków, he, he…
Skrzywiła się. Zjebała.
<Solna Ścieżko?>
[763 słów: Milczący Pysk otrzymuje 7 PD]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz