9 lipca 2021

Od Rumiankowej Łapy do Omszonej Łapy

Rumiankową Łapę obudził chłód. Rozpaczliwe zimno dmuchające wiatrem prosto w nos przez niezamknięte okno. Rudy uczeń medyka głębiej zagrzebał się w miękkich materiałach Dwunożnych, chowając się przed nagłą zmianą temperatury. Po chwili jednak puchata łapa Rumianku niechętnie wyjrzała z ciepłego schronienia. Zadrżała, dotykając zimnej, drewnianej podłogi, ale pozostała na niej niewzruszona. Rumiankowa Łapa nie miało najmniejszej ochoty wstawać, ale ustaliło już plany na dziś, i nie zamierzało ich odpuścić. Poza tym śnieg na zewnątrz był naprawdę ładny!
Najpierw zapytało jednak zaspanego Podgrzybka, czy ten potrzebował dziś jejgo do czegoś. Gdyby tak było, Rumianek musiałoby nieco przesunąć w czasie wyznaczone przez siebie samo zadania i zająć się obowiązkami ucznia. Nie, żeby Podgrzybkowa Sierść specjalnie ich przestrzegał. Mentor świetnie uczył i przekazywał całą swą wiedzę rudemu potomkowi zastępczyni, ale nigdy nie miał parcia na to, by wszystko robić od razu. Jeśli Rumianek chciało gdzieś iść, zazwyczaj mogło to zrobić, a w segregowaniu ziół pomóc nieco później. Irysowe Serce patrzyłaby na takiego mentora dla swojego dziecka z dezaprobatą, gdyby nie jej świadomość, że Rumiankowa Łapa i tak nie wykorzysta tej szansy do żadnych niecnych celów (jak jejgo, nie przymierzając, bracia), a poza tym samo wystarczająco chętnie wybierało spędzanie czasu w legowisku medyka.
No, chyba że za niecny cel uważalibyśmy dzisiejsze plany Rumianku; ono zdecydowanie stroniło od tej opinii, a głównym tego powodem był fakt, że Podgrzybkowa Sierść równie chętnie, co ono, korzystał z wszelkich zalet ziół. Słowa, że mentor przekazał jejmu całą swoją wiedzę, nie mogły być bliższe prawdy: z tego powodu Rumiankowa Łapa posiadało niezwykłą wiedzę w kwestii nie tylko leczniczych, ale także psychoaktywnych ziół.
Czy matka Rumiankowej Łapy o tym wiedziała? Cóż, możliwości był dwie: albo pozostawała w stanie błogiej niewiedzy, albo zwyczajnie postanowiła się nie wtrącać. W gruncie rzeczy miała ważniejsze sprawy na głowie, niż jej najmniej problematyczne dziecko rekreacyjnie korzystające z narkotyków (o ile można tak było nazwać banalnie dostępne w okolicy rośliny).
— Nie, Rumiankowa Łapo. Ale pamiętaj, że jutro idziemy zbierać zapas ziół, zanim Pora Nagich Drzew rozwinie się na dobre. — odpowiedział w końcu na pytanie bury, szczurowaty pies i na nowo zakopał się w kocyku. Ziewnął przeciągle, jeszcze raz obracając się w stronę swojego ucznia. — Dobranoc.
— Dobranoc, Podgrzybkowa Sierści! — zawołało Rumianek i popędziło po schodach w stronę wyjścia z obozowiska.
Wściekle tupotało po schodach, nie zaprzątając sobie głowy aktualną porą, przez co spotkał się ze zmęczonym (i nieco zirytowanym, choć wciąż pełnym miłości) spojrzeniem wujka Burzowego.
— Na Gwiezdnych, trochę ciszej! — Syknął. — A myślałem, że to ja tu najwcześniej wstaję i budzę tych wszystkich śpiochów.
Rumiankowa Łapa gwałtownie wyhamowało, aż stara, drewniana podłoga jęknęła pod jejgo pazurami. Jak mogło zapomnieć… nie pożegnało się z mamą!
Czym prędzej władowało się do legowiska wojowników, pilnując, by nie przydepnąć niczyjego ogona — z mizernym skutkiem, bo ruda kita ojca nieco oberwała — i wylądowało tuż przed nosem Irysowego Serca, która leniwie otworzyła oczy.
— Cześć, mamo! — Rumianek dotknęło nosem jej nosa, nie zwracając uwagi na otaczających ich wojowników. Czy miało już ponad dwadzieścia księżyców? Tak. Czy mimo to każdego dnia czule witało i żegnało się z matką? Być może. Wiek nic nie znaczył, jedynie to, jak długo Rumiankowa Łapa dało radę nie umrzeć gdzieś w krzakach, dlatego rudy uczeń nie przejmował się ani nie wstydził, za to tak samo chętnie, jak za szczeniaka, okazywał czułość.
Mama spojrzała na niągo zaspana.
— Jutro trochę później, błagam. — Rumianek zaśmiało się i przytuliło do jej miękkiego futra.
— Postaram się, ale nic nie obiecuję! — Krzyknęło, co skwitowało dziesięć spojrzeń zirytowanych wojowników, więc obniżyło głośność o pół tonu. — Jutro zbieram zioła z Podgrzybkiem, pa, mamo!
— Podgrzybkową Sierścią. — Uśmiechnęła się ciepło i wróciła do snu.
— Pa, tato! — Wrzasnęło Rumianek, na nowo zapominając o stwarzanym przez siebie hałasie, i niemal wywróciło się o grzbiet Klematisowego Korzenia, po czym pędem wybiegło z domu.
W legowisku wojowników dwójka rodziców rudej kulki futra gnającej właśnie przez śnieg rzucała skruszone spojrzenia i ciche przeprosiny współtowarzyszom.
***
W teorii wyprawa z opuszczonego domu w okolice plaży nie powinna była zająć wiele czasu, ale czas działał nieco inaczej, gdy było się Rumiankową Łapą. Na ten przykład, dodatkowe pół godziny zajmowało ci obserwowanie okrytych białym puchem listków leżących na ziemi i pełne zachwytu łapanie śnieżynek na własny język. Po drodze zdarzały się też pokryte lodem kałuże, nie można więc było zmarnować okazji i nie poślizgać się na nich choć przez chwilę (a także nie przylepić do lodu języka na dłużej, niż chciałoby się przyznać).
Po wielu zaobserwowanych ptakach, otrzepaniach się od wszechobecnego śniegu i złapanych do pyska ładnych kamieniach Rumiankowa Łapa w końcu dotarło do celu.
Okolice plaży miały do siebie to, że były dobrym środowiskiem dla wszelkich roślin. Było tam wilgotno i zazwyczaj dość ciepło, choć teraz ta temperatura ustąpiła typowym dla Pory Nagich Drzew mrozom. A poza tym, bardzo łatwo było tu znaleźć jedno z ulubionych ziół Rumianku.
Mentor i uczeń w kwestii zaspokajania swoich narkotycznych upodobań różnili się nieco bardziej, niż można by się spodziewać. Podgrzybkowa Sierść zgodnie z imieniem preferował grzybki, a Rumiankowa Łapa również niesprzecznie ze swoim mianem zazwyczaj wybierało roślinki. Dlatego też głównym celem rudego szybko stała się plaża, a raczej jej otoczenie: tam jejmu ich nie brakowało. Z zazdrością spoglądało na wielkie jezioro znajdujące się na terenach Industrii, obrośnięte potężnymi chaszczami. Oni nawet z nich nie korzystali!
Ale Rumianek po matce przejęło niezrozumiałą miłość do zasad kodeksu, więc nie przekraczało granicy Industrii choćby o milimetr i ograniczało się do terenów neutralnych — bo obszary należące do Flumine zdecydowanie roślinnością nie grzeszyły. Że też wybrali to przeklęte miasto! Rumiankowa Łapa zdecydowanie wolało obcowanie z naturą niż deptanie po szorstkim asfalcie.
W końcu uczeń medyka wpadł wprost w wielką kępę roślin o długich łodygach i wąskich liściach. Z błogością przyjął ich znany już dobrze zapach i zabrał się do ostrożnego zrywania. Nie chciał uszkodzić korzeni ani reszty roślin; i tak miały już wystarczająco ciężko w tym zimnie.
Obserwowało małą biedronkę powoli wspinającą się po jednym z liści, gdy usłyszało szelest. Obróciło się szybko, by sprawdzić, co chciało przeszkodzić jejmu w planowanej od dłuższego czasu wyprawie — nie, żeby było przeciwko niespodziewanym gościom — i zauważyło psa.
Nie byłoby w tym nic niezwykłego (biorąc pod uwagę, ile psów poza Rumiankiem żyło w mieście), poza faktem, że w pysku psa znajdował się potężny pęk tej samej rośliny, którą przyszedł zebrać przyszły medyk. Do tej pory Rumiankowa Łapa nie widziało nikogo, poza swoim mentorem, kto zbierałby zioła inne, niż lecznicze. A tym bardziej nie widział nikogo, kto robiłby to, jednocześnie śmierdząc Industrią.
Oczywiście Rumiankowa Łapa szanowało wszystkie klany! Ale Industria zawsze wydawała mu się dość nieprzyjemna, większość jej członków sprawiała wrażenie, jakby połknęła olbrzymi patyk, który później zatrzymał się gdzieś pod koniec przewodu pokarmowego. W skrócie: jeśli myśleliście, że Flumine jest nudne i konserwatywne, nigdy nie widzieliście Industrii. Według Rumianku, ma się rozumieć.
Ten nieznajomy tymczasem mimo typowego dla Ognistych zapachu targał właśnie za sobą sporawy zapas narko– znaczy się, ziółek. Dlatego Rumiankowa Łapa przestało zajmować się tym, co wcześniej, i posłało nieznajomemu szeroki uśmiech. W jakim on mógł być wieku? Oszacowało go na niewiele mniejszy od własnego, może z dwadzieścia księżyców. Nie było pewności, a niższy wzrost obcego psa wcale nie pomagał: w końcu Podgrzybkowa Sierść był o wiele mniejszy, a jednak zdecydowanie przewyższał Rumiankową Łapę w spędzonych na świecie księżycach.
Niezależnie od wieku, mieli ze sobą minimum jedną cechę wspólną: było nią ćpanie. I właśnie dlatego Rumianek postanowiło, że doradzi nowemu (jeszcze nie)koledze. W końcu nie każdy ma w swoim życiu takie szczęście, żeby otrzymać od losu medyka-mentora, który nauczy go wszystkiego o psychoaktywnych ziołach. Co więcej, z pełną pewnością mogę założyć, że aktualnie Rumiankowa Łapa było jedyną osobą w takiej sytuacji ze wszystkich psów rozsypanych po pięciu mieszkających w mieście klanach.
— Hej! — krzyknęło do psa, merdając ogonem, i wskazało pyskiem na rosnące niedaleko niewielkie kwiatki. — Weź też trochę tego! Będziesz się czuł lepiej już po.
<Omszona Łapo?>
[1288 słów: Rumiankowa Łapa otrzymuje 12 Punktów Doświadczenia i 3 Punkty Treningu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz