27 marca 2022

Od Rumiankowego Ziela

Chociaż irysy i gałązki pieczołowicie wplecione w jejgo miedziano rudą sierść ważyły tyle, co nic, Rumiankowe Ziele miało wrażenie, że jeszcze jedna strata, i futro zacznie ciążyć jejmu tak bardzo, jak wydające się ważyć tonę obolałe serce. Nie chciało — nie mogło — tęsknić za kolejną osobą.
Od śmierci siostry, gdy jeszcze było małym, rudym smrodem, życie ponownie stało się łaskawe — głowę Rumianku zaprzątały błahostki, jak zbieranie ziół dla Podgrzybkowej Sierści i niezamierzone budzenie swoim wrzaskiem połowy obozu, gdy chciało przywitać się z matką. Prędzej czy później jednak ten limit dobrych chwil musiał zostać wyczerpany; pewnego dnia wszystko zaczęło się sypać niczym zamki z piasku budowane przez dzieci dwunogów na plaży. Piękną, wypolerowaną, piaskową budowlę Rumiankowego Ziela podmywały kolejne fale i nieważne, jak szybko zagarniało łapami kolejne garście piasku, woda była szybsza. Zanim miało czas odbudować pierwsze zniszczenia, już pojawiały się kolejne.
Gdyby Rumianek miało określić, kiedy dokładnie świat po raz pierwszy pokazał jejmu wielki, środkowy palec i z uśmiechem poinformował, że wykorzystało już swój życiowy limit szczęścia, pewnie westchnęłoby tylko i poprawiło fioletowe kwiaty wplecione w futro na piersi.
Kiedy dokładnie Irysowe Serce została wyrzucona z klanu? Nie miało pojęcia — raz wydawało się, że minął ledwo dzień, i już za chwilę matka na nowo stanie na granicy klanu, a ono mimo swojego wieku wtuli się w jej kojąco ciepłą sierść najmocniej, jak tylko umie; w innych chwilach było pewne, że minęła już wieczność, a ono samo dawno przeżyło całe swoje życie i teraz niczym duch pałętało się po obozie Wodnych, wciąż bez Irysowego Serca przy sobie.
Z początku wszyscy wierzyli, że Irysowe Serce wróci. Była przecież zastępczynią, a cały klan traktowała jak najbliższą rodzinę. Nakrapiana Gwiazda nie mogła wiecznie odmawiać jej tam miejsca! Na pewno prędzej czy później na nowo obdarzyłaby ją zaufaniem i pozwoliła, chociażby spać pod mostem niedaleko rzeki.
Problem w tym, że Irysowe Serce nie wróciła.
Kiedy liderka kazała jej opuścić terytorium klanu, miedzianowłosa nie powiedziała ani słowa. Nie prosiła, nie płakała, nie krzyczała. Stała na sztywnych łapach w błotnistej od deszczu ziemi i kierowała swój wzrok w nicość. Ostatecznie posłała swoim dzieciom i Klematisowi zbolałe spojrzenie i wyszła, na oczach całego klanu, który stał bez ruchu i cicho, niczym zaczarowany.
Ten wzrok miał chyba nawiedzać Rumiankowe Ziele już do końca życia.
Przez pierwsze dni cały klan funkcjonował tak, jak zwykle, nie licząc ukradkowych szeptów wymienianych za plecami Nakrapianej Gwiazdy.
Z każdym tygodniem jednak Rumianek widziało, jak oczy ojca powoli gasną wraz z gasnącą w jego sercu nadzieją.
Nikt nigdy nie powiedział Rumiankowi wprost twoja matka nie żyje, ale Rumianek nie było takie głupie, za jakie niektórzy je brali. Czuło na sobie palące spojrzenia i słyszało głosy współklanowiczów. I jak mogło ich winić? Po tylu księżycach, gdy Irysowego Serca nikt nie spotkał nawet na patrolu, wszyscy uznali, że była zastępczyni była martwa. Nikt nie znalazł ciała, ale jakie mogło być inne wyjaśnienie? Może Dwunożni zabrali ją do schroniska, albo zaatakował ją jeden z potworów; może rozszarpał samotny niedźwiedź albo wilk. To było nieważne — niezależnie od tego, Irysowego Serca już nie było.
Tak właśnie Rumianek znienawidziło swoje wizje.
Kiedyś były jejgo największym marzeniem, symbolem zaufania Gwiezdnych i bycia wybranym na następnego medyka Flumine. Gdy jako uczeń przeżyło swój pierwszy proroczy sen na Płyciźnie, wydawało jejmu się, że w jejgo ciele buzuje rój pszczół, niepozwalający usiedzieć spokojnie ani na chwilę. Ze szczęścia i dumy miało ochotę gonić własny ogon niczym nieświadome swojego ciała szczenię.
Od zniknięcia Irysowego Serca, wizje przynosiły jedynie lęk.
Jedyną rzeczą, której Rumiankowe Ziele bało się bardziej, niż nie zobaczenia matki już nigdy w życiu, było to, że zobaczy ją we śnie. Nie chciało słyszeć jej uspokajającego głosu, mówiącego, że już wszystko dobrze, nie chciało czuć znanego od urodzenia zapachu. To wszystko byłoby dowodem na to, że matki już nie było, a jej ciało rozłożyło się pewnie gdzieś w rowie, przemoczone od deszczu i krwi.
Traktowane przez niągo do tej pory wyłącznie rekreacyjnie psychodeliczne zioła stały się jedyną ucieczką przed obrazami zsyłanymi przez Gwiezdnych, pseudo-terapią, choć na chwilę uśmierzającą przytłaczającą Rumianek panikę, gdy tylko zdawało jejmu się, że w kącie pola widzenia majaczy mu ruda sierść.
Odpowiednio łączone zioła i grzyby na jakiś czas zapewniały całkowitą wolność umysłu od wizji i pozwalały przejść do krainy spokoju. Niestety, nie pozbawiały Rumianku ciężaru poczucia winy za dobrowolne odmawianie kontaktowania się z Coelum. By pozbyć się go, chociaż w małym stopniu i nie pozostawiać Flumine bez tak ważnej jak medyk osoby, rzucało się w wir pracy, wszystkie wolne chwile poświęcając na zbieranie ziół i leczenie rannych oraz chorych. Podgrzybkowa Sierść mógłby praktycznie zrezygnować ze stanowiska, tak bardzo Rumiankowe Ziele rwało się do każdego czekającego na niągo zadania, nieważne czy było to odebranie porodu, czy pozbywanie się kleszczy za pomocą mysiej żółci.
A potem umarł Krzaczasty Cień.
Rumiankowe Ziele nigdy nie nazwałoby swojej relacji z Krzakiem szczególnie bliską — różnica charakterów i wartości między rodzeństwem wcale tego nie ułatwiała. A mimo to, oboje darzyli się pewnego rodzaju szacunkiem (nazwanie tej specyficznej bliskości podziwem byłoby już nadinterpretacją).
Tego dnia leżało w trawie, spokojnie. Wszyscy chorzy we Flumine byli już zaopatrzeni, a magazynek na zioła wręcz uginał się od obfitości całego tego zielstwa — Rumianek miało chwilę, by zrobić sobie reset i schować się przed własnymi histerycznymi myślami. Kilka liści sałaty jadowitej spoczywało pod jejgo łapą, mocząc ją ostatnimi kroplami białego mleczka.
Gdy zaczynało dopiero czuć pierwsze efekty działania rośliny, do jejgo uszu dobiegł przytłumiony wrzask. I zanim umysł zdążył przetworzyć zasłyszane słowa, ciało już porwało się do biegu, jakby podświadomie czuło, że brat jest w niebezpieczeństwie.
Rumiankowe Ziele gnało, potykając się o własne łapy, byle jak najszybciej dotrzeć na miejsce. Ostre powietrze paliło jejmu płuca, a łapy pędziły po kamieniach szybciej, niż powinny, mimo że z poduszek powoli zaczynała sączyć się krew.
Ale nieważne, jak szybko Rumianek by nie biegło, wszystko i tak stałoby się tak samo.
Ciało Krzaka leżące między liśćmi, wygięte w nienaturalny kąt po upadku. Strużka krwi spływająca po jego pysku wzdłuż szyi. I uśmiech, ten cholerny uśmiech, który posłał Rumiankowemu Zielu zaraz przed tym, jak nie zakrztusił się krwią w próbie wypowiedzenia ostatnich słów.
Rumiankowe Ziele mogło odmawiać tysiąc modlitw na raz, błagać Krzaczasty Cień, by poczekał choć chwilę, poczekał na niągo, poczekał na pomoc… Mogło w histerycznym szale wyrywać pobliskie rośliny, próbując choć trochę ulżyć bratu i zwiększyć jego szanse na przeżycie. To wszystko działo się na marne, co Rumianek w środku dobrze wiedziało już w momencie, gdy jeszcze przed chwilą błyszczące oczy Krzaka zmętniały i zszarzały.
A mimo to jeszcze kilkanaście minut biegało nad jego martwym ciałem, próbując przekonać się, że jeszcze nie jest za późno.
Znienawidzone już po zniknięciu matki wizje teraz sprawiały jejmu fizyczny ból. Jak Irysowe Serce nie zjawiła mu się jeszcze ani razu, utrzymując tym samym nadzieję, tak Krzaczasty Cień nie miał podobnych obaw. Rumianek czuło jego zapach za swoimi plecami i nieustannie odwracało się, by nie widzieć wlepionych w nie bursztynowych oczu. Za każdym razem czuło, jak całe jego ciało płonie żywym ogniem. Miało ochotę rzucić sobą o ścianę z wściekłości, gdy tylko jejgo nos znowu lokalizował tak dobrze znany zapach. Brak było jejmu sił, by krzyczeć, więc wrzeszczało tylko we własnej głowie.
Dlaczego znowu tu jesteś?
Ucieczki w narkotyczny ciąg stały się elementem, bez którego nie mogło już funkcjonować, choć od śmierci Krzaka poczucie winy za to wzrosło do maksimum. Nieważne, jaką decyzję by podjęło, i tak było skazane na porażkę.
Los najwidoczniej uznał jednak, że rzucanie kłód pod nogi samego Rumianku było zbyt nudne i niesatysfakcjonujące. Zamiast się rozdrabniać, tym razem zesłał nieszczęście na całe Flumine. Nieszczęście owo miało zaśmierdniętą zapachem Industrii rudą sierść i prawie o połowę mniej księżyców niż Rumianek, a mimo to z powodzeniem przejęło władzę w Flumine, zabiło ich poprzednią liderkę i wygnało Klematisa.
Piaskowa Gwiazda się nie certoliła, nie ma co.
Jedynym, co ratowało Rumianek z tej beznadziei, był fakt, że tym razem wygnany rodzic utrzymywał z niąnim jakikolwiek kontakt. Wiedziało, że Klematisowy Korzeń żyje i jakoś sobie radzi, co więcej — że planuje wyzwolić Flumine spod rządów tej rudej psychopatki.
Następne księżyce spędzało, próbując nie wzbudzić podejrzeń samomianowanej liderki, która coraz bardziej panoszyła się na terytorium Wodnych, i wraz ze swoim mentorem niosąc pomoc konspirantom. Wymykali się wspólnie lub osobno pod pretekstem treningów oraz zbierania ziół. Regularnie odwiedzali nadmorską grotę, gdzie leczyli zbiegłych z klanu i wymieniali informacje.
Potem zawsze tarzali się w szczególnie intensywnie pachnących ziołach, które przyprawiały Rumianek o ataki niekontrolowanego kichania, ale to było lepsze, niż ryzykowanie gniewu Piaskowej Gwiazdy. Trzeba było działać cicho; tylko to mogło ich uratować.
Gorzej zaczęło iść, gdy rzekoma przywódczyni mianowała Rumiankowe Ziele na medyka.
Ileż razy wyobrażało sobie tę chwilę! Miało stać na Płyciźnie obok już starego i jeszcze bardziej, niż teraz posiwiałego Podgrzybka, który łamiącym się głosem wygłaszał przed pozostałymi medykami znaną im wszystkim formułkę. Miało dzielić z Gwiezdnymi sen, już nie jako Rumiankowa Łapa, lecz…
— Rumiankowe Ziele… — wymruczało cicho.
Nie tak to miało wyglądać, na Gwiezdnych, nie tak! To, co robiła, było sprzeczne z wszelkim prawem ustanowionym przez Coelum — jedynym, na które Rumianek zwracało jakąkolwiek uwagę. Choć widziało wszystkie okrutne rzeczy, które robiła Piaskowa, nigdy nie spodziewało się, że odwoła ze stanowiska Podgrzybkową Sierść. Mimo że medyk lata młodości miał już dawno za sobą, nadal znakomicie radził sobie w swojej roli, a tytuł medyka dałoby sobie wyrwać chyba tylko spod martwych łap, do czego zresztą Rumianek wcale się nie paliło. Już teraz było traktowane niczym po prostu drugi medyk, mianowanie było tylko formalnością, o którą ani trochę nie prosiło, bo samo życzyło Podgrzybkowi jak najdłuższej pracy.
A teraz Piaskowa najzwyczajniej w świecie mu to odebrała.
Po całej irracjonalnej sytuacji mentor powiedział tylko, że dobrze wie, że Flumine może polegać na Rumianku i nigdy nie w niągo nie zwątpił, ale świeżo mianowane medyk dobrze widziało w oczach Podgrzybkowej Sierści głęboki ból. Nie zasłużył na to, nie po latach, które spędził, służąc Wodnym najlepiej, jak tylko mógł.
Ale cierpienie Podgrzybka śpiącego samotnie w legowisku starszyzny nie trwało długo i już po paru dniach Rumianek musiało wpleść kolejną roślinę w ubłoconą sierść.

[1655 słów: Rumiankowe Ziele otrzymuje 16PD]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz