27 marca 2022

Od Jaszczurczego Ogona

— Mysie łajno — warknąłem, tracąc z łap drozda.
Normalnie, nie przejąłbym się tym i poszedł polować dalej. Ale tym razem przeszło mnie zwątpienie. Drozd był wielki, soczysty i powolny, a mnie spostrzegł stosunkowo późno. Powinienem był go złapać. Każdy dobry wojownik powinien był go złapać.
Zauważając, że nie ma tu nikogo poza mną, usiadłem i położyłem głowę na łapach. Może to wszystko dlatego, że w połowie jestem pieszczochem? Może krew psa domowego zawsze przeważy, jakkolwiek bym się nie starał? Może mój ojciec miał rację?
— Może powinienem odejść z klanu?
— Witaj, Jaszczurczy Ogonie — Usłyszałem za sobą nieznajomy głos.
Wstałem i odwróciłem się, szczerze zaskoczony i spotkałem się oko w oko z niewielkim, czarno-białym psem.
— Kim jestem? — spytałem wyzywająco, szczerząc kły. — Co robisz na terenie Tenebris? I skąd znasz moje imię?
— Spokojnie, przyjacielu, nie kradnę wam zwierzyny — uśmiechnął się smutno nieznajomy. — Nie jestem nawet psem klanowym. Nie mniej, wiem o was co nieco. Od dawna was obserwuję. 
— Od jak dawna? — spytałem, choć węch podpowiadał mi, że rzeczywiście nie należał do klanów i nie kradł nam zwierzyny. — Jak się nazywasz?
Czarno-biały pies prychnął z irytacji i zamachał ogonem.
— Nigdy się nie zmienicie, prawda? — warknął. — Przywiązujecie większą wagę do imion i rang niż do tego, jaki pies naprawdę jest w środku. Ale niech ci już będzie. Nienawidzę tego imienia, ale nazywam się Bierny. — Dopiero teraz zdałem sobie, że obcy pies nie ma jednej łapy. Od tego właśnie musiało pochodzić jego imię. Nie potrafiłem jednak zrozumieć, jak jakikolwiek pies mógłby nadać dziecku imię, przypominające mu o jego kalectwie.
— Skąd tyle wiesz o naszych klanach, skoro do żadnego nie należysz? — Spytałem.
Bierny ziewnął, rozciągnął się, po czym stanął obok mnie, patrząc mi w oczy. Dostrzegłem w jego spojrzeniu odwagę i inteligencję, ale również głęboko skrywany żal i cierpienie. Przeszył mnie dreszcz.
— To było w zasadzie do przewidzenia — powiedział leniwie. — Mogłem się spodziewać tego typu przesłuchania, kiedy tylko zdecydowałem się porozmawiać z którymś z was. Niech ci jednak wystarczy, że mam w sobie klanową krew. — Spojrzałem na niego ze zdziwieniem, już mając go zapytać, do jakiego klanu należał jego przodek, ale jego jego spojrzenie nakazywało mi milczenie. Szacunek, który zaczęłam odczuwać dla tego dzielnego włóczęgi sprawił, że go posłuchałem. — Wiedz jednak, że nie jestem dumny z tego dziedzictwa. Wolę być niezależnym włóczęgą, niż pyszałkowatym wojownikiem. Oczywiście, bez urazy — dodał bez cienia skruchy. — Ale… Cóż, wiem o tobie dość, by wiedzieć, że kto jak kto, ale ty chyba najlepiej mnie zrozumiesz.
Zawahałem się, po czym skinąłem głową. Rozumiałem go doskonale. Mało tego, miałem wrażenie, że jesteśmy do siebie bardzo podobni. Ja też gardzę życiem, jakie prowadzi mój ojciec i nie chcę mieć z nim nic wspólnego.
— Przykro mi, że też cię to spotkało — Polizałem go za uchem. — Dla mnie nie istnieje nic wspanialszego, niż służba mojemu klanowi. No, może za wyjątkiem kontrolowania go — dodałem, czując, że Bierny jest właśnie tym psem, przed którym mogę się otworzyć i który nie skrytykuje mnie za moje ambicje. — Ale nie zamierzam cię nakłaniać, byś też tego spróbował. Każdy powinien odnaleźć własną drogę. I nie musi to być wcale droga, przez którą wędrowali jego przodkowie. Bierny położył się na ziemi, wpatrując się w przestrzeń, jakby czegoś wypatrywał. Przez kilka uderzeń serca w ogóle się nie odzywał. Uszanowałem to. Też potrzebowałem czasem kilka chwil w ciszy, by pomyśleć.
— Nienawidziłem was — mruknął w końcu czarno-biały pies. — Chciałem, byście wy wszyscy cierpieli, tak jak ja. Abyście zrozumieli, jak wielką krzywdę mi uczyniliście. Spuściłem głowę. Nie miałem Biernemu za złe, jego uczuć wobec mojego klanu, ale wstydziłem się za psa, który kiedyś mieszkał na terenach klanów i który uczynił tak wielką krzywdę niewinnemu szczeniakowi.
— Teraz jednak… sam nie wiem — zawahał się Bierny. — Może nie wszyscy jesteście tacy, jak on — zmierzył mnie wzrokiem. — Zdajesz się być w porządku.
— Dzięki — uśmiechnąłem się, po czym dodałem żartobliwie. — W każdym razie, jeśli zdecydujesz się jednak zaatakować klany, pytaj o Jaszczurczego Ogona. Chętnie stanę po twojej stronie.
— Zapamiętam — powiedział włóczęga, nieco zbyt poważnie jak na mój gust. Przeszedł mnie dreszcz. Czy ja właśnie nie obiecałem mu wsparcia w podboju klanów. — Trzymaj się, Jaszczurczy Ogonie. Jestem pewien, że jeszcze się spotkamy — odbiegł, nie czekając na moją odpowiedź.
Patrzyłem za nim z zaintrygowaniem. Prawda, że jest to tylko włóczęga. W dodatku chowający głęboką urazę do klanów. I chyba szczerze zastanawiający się, czy nas nie zniszczyć. Ale mimo to, porządny z niego pies. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś go spotkam.
— Jaszczurczy Ogonie! — Z klanów wybiegł właśnie Borsuczy Upadek. — Ja… Przepraszam, że ci przeszkadzam, ale długo nie wracałeś i Jasna Gwiazda poprosił mnie, bym cię poszukał.
— Już idę, Borsuczy Upadku — powiedziałem, nie odwracając się do pobratymca, a wciąż wbijając wzrok w ścieżkę, którą pobiegł Bierny. — Już idę.


[773 słów, niewpisane]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz