Podczas pory spadających liści.
Ze spokojem wpatrywałem się w nią — wijącą się z nerwów na wszystkie strony wojowniczkę, która sprawiała wrażenie, jak gdyby byle silniejszy podmuch wiatru mógł zrzucić ją z nóg. Tym dłużej na nią patrzyłem, tym bardziej przypominała mi kruchą, białą różę, tańczącą na tle jesiennej scenerii.
Uśmiechnąłem się do niej ciepło, gdzieś w środku czując niepokój — mimo upływających sekund Stokrotka wyglądała cały czas tak samo przerażająco niepewnie, a równocześnie tak samo rozkosznie. Miałem wrażenie, że czas stanął w miejscu. Otaczał mnie ten sam niezmienny zapach liści, te ciepłe, brązowe ślepia wpatrzone wprost we mnie. Powiedz coś, powiedz coś. Przerwij tę ciszę. Poczułem, jak moje serce przyśpiesza.
Kocham Cię, Cytrynowy Liściu…
Łapy się pode mną ugięły, a słowa Stokrotki zawisły w powietrzu niczym spadające, złote liście. Rozbrzmiewały w mojej głowie słodkim echem, tym jej zmysłowym głosem, jak gdyby stworzonym do szeptania prosto w ucho. Czułem ciepło na sercu, które rosło wraz z niepewnością.
Nie potrafiłem wydusić z siebie z żadnego słowa. Nie potrafiłem zebrać upojonych tą chwilą myśli, wydobyć z pyska odpowiedzi. Tym dłużej o tym myślałem, tym większą suchość czułem w gardle.
Błogą ciszę przerwał cichy szelest liści. Od wojowniczki dzieliły mnie trzy bardzo małe kroki, które pokonałem jak w zwolnionym tempie, mając wrażenie, że w rzeczywistości nie istniejąca, słodkawa mgiełka spowalnia moje ruchy.
Oparłem pysk o jej bark, wdychając zapach jej szyi. Biło od niej kojące ciepło. Zamknąłem na chwilę oczy, na co natychmiast odtworzyły się w mojej głowie nasze wspólne wspomnienia.
— Cytrynowy Liściu... Ja... Znaczy...
Stokrotka zamknęła swoje piękne ślepia, marszcząc w zamyśleniu czoło. Śnieg zaczął padać gęściej, a wiatr szeptał niezrozumiałe słowa w koronach nagich drzew.
— Naprawdę bardzo cię lubię, wiesz? Możesz na mnie liczyć.
Polizała mnie w czoło. Chociaż zrobiło mi się ciepło w środku, jedynie skinąłem głową. Ból po utraceniu Bolesnego nie zniknął, a wręcz przeciwnie; jawne okazywanie sympatii ze strony Stokrotkowej sprawiło, że przed oczami stanęły mi wspomnienia. Przysunęła się bliżej mnie. Jej ciepły oddech roztapiał śnieżynki na moim futrze, gdy zatopiła w nim swój pysk. Gdy przemyślała swój ruch, speszona, skromnie wbiła wzrok w ziemię. Uśmiechnąłem się delikatnie.
— Dziękuję — powiedziałem, a po chwili wahania dodałem: — Myślę, że... powinienem iść dalej. To były piękne czasy, ale się skończyły. Mam jeszcze własne życie do przeżycia, prawda? — spytałem, szukając poparcia.
Stokrotka uniosła pysk.
— Prawda — odparła ze spokojem.
Siedzieliśmy w ciszy; obserwowaliśmy przystrojony, migający światełkami magazyn, jezioro okute lodem i gwiazdy, rozsiane po calutkim, zimowym niebie.
Otworzyłem oczy i cofnąłem się o krok do tyłu, chcąc spojrzeć Stokrotce prosto w twarz.
— Przepraszam… — wyszeptała tak cicho, że gdybym stał o parę kroków dalej, wziąłbym jej słowa za szept wiatru. Wyglądała tak krucho i niepewnie, jak gdyby cisza z mojej strony uderzyła ją prosto w nos.
Uśmiechnąłem się do niej ciepło, czując napływającą wilgoć do oczu.
— Nie masz za co — odparłem spokojnie, patrząc jej prosto w oczy. — Dziękuję ci za wszystko, co dla mnie zrobiłaś i… — przerwałem, na co jej ślepia zamigotały z nadzieją oraz przerażeniem.
Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej, wzruszony odwracając od niej wzrok. Poczułem wielką kluchę w gardle.
Stokrotkowy Płatek nie czekała na kolejne słowa. Podeszła do mnie, czule mnie liżąc po pysku. Rozluźniłem się. Jej słodki zapach otoczył mnie jeszcze ciaśniej, gdy odwzajemniałem czuły gest.
I tak to było.
Byliśmy razem.
<Stokrotkowy Płatku?>
[535 słów: Cytrynowy Liść otrzymuje 5 PD]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz