9 maja 2021

Od Dymu CD Pumy

Odpoczywałem, po zgromadzeniu klanów. Sam na własnej skórze przekonałem się, dlaczego Bezgwiezdni nie uczestniczą w tym wydarzeniu. Psy z innych klanów wydawały mi się takie nierozgarnięte. Ile można zbierać się na jedno spotkanie, spokojnie mogło trwać ono zaledwie kilka chwil, a ciągnęło się wieki. Do tej pory nie miałem tak silnej świadomości jak bardzo klany są do nas uprzedzone. Do tej pory w uszach wybrzmiewał mi głos Malwowego Ogona, jak zaczyna nas obrażać przy wszystkich. Może niepotrzebny był tej mój wybuch złości. Położyłem głowę na łapach i zamknąłem oczy. Odgoniłem wszystkie negatywne myśli, poczułem, jak powoli tracę kontakt z rzeczywistością wszystkim, co mnie otacza. Sen jest jak przygotowanie do śmierci, każdego wieczoru umieramy a rankiem, budzimy się na nowo. Tym razem nie obudził mnie promień słońca, ani śpiew ptaków tych, które nie odleciały na ziemię gdzieś do ciepłych krajów. Moja pobudka była o wiele mniej przyjemna. Poczułem, jak ktoś szturcha mnie łapą po głowie. Ledwo przytomny, zaspany leniwie otworzyłem jedno oko. Obraz był nieco zamglony, ale była to sylwetka jakiegoś małego szkraba. Nie przypominam sobie, abym miał dzieci, więc nieco poddenerwowany podniosłem głowę. Ta puszysta brązowa kulka. W sumie już nie taka mała brązowa kulka. Zaciągnąłem kilkukrotnie nosem. Dopiero po zapachu, gdzieś w czeluściach umysłu przypomniałem sobie imię szczeniaka, który skutecznie mnie obudził. W sumie nic mnie nie ominie.
— Bóbr co się stało, czemu nie jesteś z Ikrą, tylko mnie budzisz?
— Bo mama poszła do Miękkiej i słyszałem, jak mówiły, że masz przyjść tam, ale nie wiem po co. Tego już nie usłyszałem.
— Bóbr! Miałeś zostać z resztą rodzeństwa, a nie się za mną wymykasz — to był głos poirytowanej Ikry. Dobiegał z zaledwie kilku metrów. Mały szczeniak od razu puścił się biegiem do ucieczki przed rozzłoszczoną mamuśką.
Dobra to już był ten moment. Podniosłem się, przeciągnąłem i otrzepałem. Udałem się prosto do liderki, ciekawe co tym razem dla mnie przygotowała. Przecież ostatnio już zebrałem wszystkie informacje od medyka. Przedstawiłem jej nowy plan patrolów. Czyżbym o czymś zapomniał coś mi, umknęło. Faktycznie nie przekazałem jej, co się działo na zgromadzeniu. Czy naprawdę Miękką by interesowało, co tam się działo skoro do tej pory i tak bezgwiezdni nie zjawiali się tam?
— Podobno mnie wzywasz — westchnąłem, przekraczając nieśmiało próg jej legowiska.
— Jak wrażenia po zgromadzeniu? — Lekko przekrzywiła głowę, wyglądała na naprawdę szczerze zainteresowaną, czego się przecież po niej nie spodziewałem kompletnie, myślałem, że akurat ten temat zostanie olany, a tutaj proszę.
— Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się takiego chaosu, nie było głównego prowadzącego. Wszyscy powtarzali tylko, że jest dobrze, radzą sobie, że jakieś straty ponieśli podczas epidemii, ale dadzą radę. Oczywiście co do włóczęgów każdy chwalili się, jak to bez problemu ich zabijają. To jest granie i udawanie, że jest dobrze. Nikt nie ma jaj tam się przyznać, ma problem. Jedna wielka przepychanka komu wiedzie się lepiej bez sensu strata czasu.
— Cieszę się, że sam się o tym przekonałeś, wiem, że jesteś młody pełen zapału, ale jak widzisz mamy powody, by się tam nie zjawiać.
— Jedyne co to omal nie złapałem się z kilkoma psami, gdy zaczęli nas lekceważyć.
— Co się stało Dymie, zawsze byłeś taki opanowany, od jakiegoś czasu jesteś wiecznie spięty.
— Ta epidemia mnie wykończyła.
— Dymie, ona się skończyła, ubył ci jeden wielki ciężar. Nie rozpamiętuj tego, zajmij się tym, co tu i teraz a tamto już nie istnieje. Wiem, że to był trudny okres dla Ciebie i nie miałeś czasu na odpoczynek. Ale teraz można powiedzieć, masz troszkę więcej luzu.
— Czy to znaczy, że dzisiaj mam nie robić nic? — Spojrzałem, przekrzywiając lekko głowę z nadzieją.
To rozbawiło Miękką, aż zasłoniła łapą pyszczek, niestety zaprzeczyła, machając głową. Mój entuzjazm w sekundzie zgasł. Myślałem, że wrócę do swojego legowiska i odeśpię, ale niestety nie, bo Miękka miała inny plan i zadanie dla mnie, już się bałem, gdy zaczęła mówić.
— Jeden z patrolujących, przy cmentarzu wyczuł coś niepokojącego, sprawdźcie to proszę z Miętą.
— Dobrze, w takim razie od razu ruszam.
— Nie! Zaczekaj, idź najpierw coś zjeść, bo schudłeś.
— Ale — chciałem od razu zabrać się za wykonanie powiężonego mi zadania.
— Bez dyskusji Dymie to rozkaz! — mruknęła.
Przytaknąłem i opuściłem jej legowisko, udałem się na posiłek. Łowcy się postarali i dzisiaj mogliśmy skosztować całkiem dorodnego dzika. Biedaczek musiał się zgubić, skoro dotarł aż tutaj. Być może szukał jakichś resztek jedzenia na wysypisku. Wraz z napełnieniem żołądka dopadła mnie senność. Jednak szybko przegnałem to uczucie, udając się po Miętę. Na szczęście nie musiałem jej długo szukać.
— Cześć Mięta!
— O to znowu ty, jak miło Cię widzieć — westchnęła ironicznie.
— Mnie Ciebie również, Miękka prosi, abyśmy sprawdzili jakieś dziwne zapachy, unoszą się przy cmentarzu.
— Może zapach śmierci? Przecież ostatnio jacyś dwunodzy tam się kręcili.
— Wolałbym to jednak sprawdzić.
— Oj, niech Ci będzie, chodźmy i miejmy to już za sobą.
Wraz z Miętą żwawym krokiem wybraliśmy się na cmentarz, obeszliśmy go wzdłuż i wszerz kilkakrotnie dookoła.
— Poza nowymi kamieniami i większą ilością światełek nic tutaj nie ma. — Mięta spojrzała na mnie, czy abym ja niczego innego nie zauważył. Chciałem powiedzieć to samo.
— Zróbmy jeszcze jedną rundkę, tak dla pewności.
Niechętnie, z zerowym entuzjazmem Mięta przystała na ten pomysł. Na szczęście Mięta miała rację, dwunogi pożegnali po prostu tam swoich bliskich, stąd te nowe kamienie się pojawiły. Ten dziwny zapach okazał się być zapachem dużej ilości kwiatów, które powoli zaczynały więdnąć.
— Misja zakończona, zagadka rozwiązana. — Zamerdałem ogonem.
Wraz z Miętą uzgodniliśmy, że to ona przekaże wieści Miękkiej, zaś ja udam się na odpoczynek. Gdy kierowałem swoje kroki w stronę blokowiska, natknąłem się na Pumę. Suczka zaproponowała wspólny spacer. W sumie czemu nie, co prawda miałem w planie odpoczynek, jednak wizja wspólnego spędzenia czasu podobała mi się o wiele bardziej, niż samotne wylegiwanie w legowisku.
— Jasne, z przyjemnością, masz jakiś pomysł?
— No nie wiem... myślałam, aby udać się na jakieś neutralne grunty. Nudzą mnie tereny bezgwiezdnych, ile można chodzić w koło po tych samych wydeptanych ścieżkach? — Lekko zmrużyła oczy, czekając na moją reakcję.
— W porządku, to co byś powiedziała na spacer po plaży? Moglibyśmy potem udać się na gwiezdny szczyt? Chyba że wolisz jakieś inne miejsce?
Puma spojrzała na mnie, lekko zamerdała ogonem. Chyba ten pomysł przepadł jej do gustu. Jednak czekałem na odpowiedź.
— Wiesz, czytasz mi w myślach Dymie — jej głos był pełen entuzjazmu i radości. Co sprawiło, że sam zacząłem merdać ogonem.
— Nie ma czasu w takim razie do stracenia. — Ruszyłem spokojnym krokiem, przecież miał być to rodzaj odpoczynku, a nie wyścigi. Nigdzie nam się z resztą nie śpieszyło. Z tego co się orientowałem, Pumy zmiana była dopiero o świcie, więc nie gonił nas czas.
Kierowałem się dobrze znanymi mi już wydeptanymi ścieżkami. Nie chciałem przekraczać granic innych klanów, zwłaszcza po wczorajszym spotkaniu. Droga minie nam o wiele szybciej jeśli zostanie podtrzymana, jakaś rozmowa — pomyślałem. W sumie to świetna okazja, abyśmy lepiej się poznali. Zastanawiałem się, o co mogę ją zapytać, jednak suczka wyprzedziła mnie.
— Jak było na zgromadzeniu?
— Przyjemne doświadczenie to raczej nie było. Moja i Jazgotu obecność, wywołała spore poruszenie. Nikt nie był zadowolony. To spotkanie przypominało wyścig szczurów, kto lepiej sobie radził w trudnych czasach. Inne klany bardzo bagatelizują problem włóczęgów. Dla mnie to poważny problem, a po nich to spływa. Nie udało mi się zbyt wiele wyciągnąć od reszty. Muszę skupić się na naszym klanie, aby jak najlepiej przygotować się na atak.
— Jesteś pewny tego, że on na pewno nastąpi?
— Tak, bardzo się uparli na nasz teren. Zamiast coraz mniej napotykam ich coraz więcej. Nawet ostatnio z Miętą spotkaliśmy dójkę. Są różnej wielkości, nie można ich lekceważyć.
— Rozumiem.
— Damy radę, a jak tobie podoba się bycie wojowniczką?
— W porządku, mam spory obszar do patrolowania, ale też dużo czasu wolnego. Nie narzekam.
— Ja też, jak sama wiesz, byłem szarym wojownikiem, niewyróżniającym się za bardzo od reszty gdy się poznaliśmy.
— Racja, ale spadła na ciebie ogromna odpowiedzialność. Jeśli kiedyś zostaniesz liderem, będzie ona jeszcze większa.
— Spokojnie, jeszcze dużo czasu, Miękka nie jest taka stara z resztą, nie zależy mi jakoś bardzo na tym, ledwo radzę sobie z presją bycia zastępcą a mowa o zostaniu liderem.
— Myślę, że dałbyś radę. Widać jak bardzo się starasz.
Powoli pod naszymi łapami dało się wyczuć piasek, a szum fal stawał się coraz bardziej słyszalny. Wiatr coraz mocniej wiał od strony morza.
— Koniec tematu pracy, zaraz będziemy na miejscu. Zmieńmy temat.
— Jasne, masz rację praca to zły kierunek, jeśli ma się chwilę, wolnego, nie można nią cały czas żyć. W takim razie może opowiesz mi swoją historię?
— Pewnie, dawno temu nosiłem nazwę Pachnący Wrzos. Moi rodzice byli starszymi psami, można powiedzieć, że byłem dla nich cudem, nie nacieszyłem się nimi długo, po ich śmierci coś we mnie pękło, stwierdziłem, że nie wierzę w gwiezdnych, że są niesprawiedliwi, o ile istnieją. Wszystko, co o nich głoszą to bujda. Nie mogłem znieść towarzystwa tych wszystkich, którzy do nich wzdychali. Dołączyłem do Bezgwiezdnych, zmieniając imię na Dym.
— Czemu akurat Dym?
— Dym to symbol połączenia ziemi i nieba. Jest bezkształtny dlatego określa to co trudne do uchwycenia, opisania i określenia. Od wieków jest kojarzony z odchodzeniem i przemijaniem, dym potrafi otumanić, odebrać rozum, również to zwiastun nieszczęść podkreślający grozę wojny. To imię po prostu do mnie pasuje. Jestem, gdzieś pomiędzy nie jestem wierzący, więc wiszę między niebem a ziemią. Sam z resztą wiem jak, że dziś jesteśmy, jutro nas nie ma.
— Nie spodziewałam się, że to imię ma dla Ciebie tak głębokie znaczenie.
Szliśmy po plaży, fale rozbijały się o brzeg, podmywając piasek. Wiatr nadal hulał, ale przyjemnie spędzało mi się czas. Nie spodziewałem się, aż tak bardzo rozgadam.
— Czemu nosisz imię Puma?
— Na jej pysku, dostrzegłem grymas.
— Rodzice mnie nazwali Skoczna Puma, a po odejściu i przystąpieniu do bezgwiezdnych zostało mi tylko Puma.
— Musieli mieć powód, widzisz, puma kojarzy mi się z niezwykle inteligentnym, samotnym doskonałym łowcą trudnym do wytropienia, siłą i władzą. Z tego co pamiętam już, na pierwszym spotkaniu naszym wtedy za wszelką cenę chciałaś mi udowodnić swoją odwagę.
— No tak idąc na wysypisko — zaśmiała się.
— Dokładnie.
Łapy poniosły nas na wzgórze, gdzie oboje pod pięknym drzewem na chwilę się położyliśmy.
— Masz jakieś marzenia? — Spojrzała na mnie.
— Chciałbym, aby Bezgwiezdnym wiodło się jak najlepiej.
— A jakieś własne marzenia? — Skrzywiła się.
— Nie mam pojęcia, może gdybym był wojownikiem nadal, to chciałbym się kiedyś zakochać, ale teraz wiem, że nie mogę. A ty masz jakieś marzenia? — Zerknąłem na nią, zaś potem ponownie wlepiłem wzrok w morze.
<Pumo?>
[1700 słów: Dym otrzymuje 17 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz