Możliwość spędzania czasu z Pumą sprawiała mi ogromną radość. To było dziwne uczucie, dlaczego tak bardzo chciałem, aby była blisko mnie. Lubiłem ją obserwować, rozmawiać z nią, wymieniać się doświadczeniami życiowymi. Im bardziej poznawałem jej świat, tym bardziej byłem spragniony jej towarzystwa. Po zakończonym patrolu udaliśmy się na plażę. Postanowiłem jednak zostać na brzegu. Przez dłuższą chwilę patrzyłem się na nią jak głupek, po prostu się zagapiłem. Dostrzegłem jej atuty fizyczne, to jak pięknie się porusza. Jak słodko wyglądała gdy woda zmoczyła jej sierść, była naprawdę urocza. Jednak w ułamku sekundy woda zakryła ją całą. Podniosłem się i wpatrywałem w wodę. Serce skoczyło mi do gardła. Ruszyłem biegiem i wskoczyłem do wody. Nerwowo rozglądałem się, wziąłem głęboki wdech, wstrzymałem oddech i zanurkowałem. Otworzyłem oczy pod wodą, jednak na nic mi się to nie zdało. Widoczność była zerowa, do tego słona woda od razu podrażniła moje oczy. Nerwowo machałem łapami, schodząc coraz niżej, wyczułem ją pod moimi przednimi łapami. Na oślep, otworzyłem pysk, łapiąc ją za skórę. Mocno odepchnąłem się od dna tylnymi łapami. Wynurzając się na powierzchnię, otworzyłem oczy. Ile sił w łapach wiosłowałem w stronę brzegu, gdy poczułem grunt wraz z nieprzytomną Pumą, wyszedłem na brzeg.
— Nie zasypiaj, nie możesz zasnąć, słyszysz mnie!?
Bylem zdenerwowany, martwiłem się o nią naprawdę.
— Puma! Żyjesz? — Uniosłem się poddenerwowany, zobaczyłem, że jej powieki zaczynały się otwierać, a klatka się unosiła.
Gdy jej oczy się otworzyły, poczułem ulgę, w przypływie emocji nachyliłem się lekko i otarłem swoim pyszczkiem o jej pyszczek.
— Nie strasz mnie tak. Błagam Cię! — westchnąłem.
Puma lekko zamerdała ogonem, wzięła kilka głębokich oddechów.
— Nic mi nie jest. — Powoli zaczęła się podnosić.
— Musi Cię zobaczyć Leonis.
— Naprawdę, już jest dobrze, nic mi nie jest — uparła się.
Pokiwałem przecząco głową. Nie podobało mi się to. Naprawdę ta sytuacja wyglądała bardzo niebezpiecznie, tym bardziej nie zmierzałem jej odpuścić. Nie zgodzę się na to, aby ot, tak sobie po prostu olała sprawę i wróciła do normalnego funkcjonowania. Powoli ruszyłem w stronę obozu, cały czas bacznie obserwując Pumę, szedłem powoli, nie chciałem narzucać szybkiego tempa. Martwiłem się, aby nie okazało się, że woda dostała się do płuc. Po powrocie do obozu złapałem lekko Pumę za ucho i zacząłem iść w stronę medyka.
— Ałaaaa! Dym co ty robisz? — warknęła.
— Idziemy — powiedziałem przez zęby.
Gdy Leonis nas zobaczył, przewrócił oczami. Nie był zachwycony. Puma zaś stawiała opory, ale przejąłem inicjatywę.
— Proszę, zbadaj ją, podtopiła się lekko — wyjaśniłem.
Leonis niechętnie obejrzał moją towarzyszkę. Zadał jej kilka pytań, po czym na chwilę zniknął. Gdy wrócił, przyniósł jakiś dziwny proszek.
— Dodawaj to przez trzy dni do jedzenia. Będzie dobrze.
Zadowolony z siebie wyszedłem wraz z Pumą od medyka, suczka wydawała się być na mnie obrażona, ale co ja poradzę, że się o nią martwię to silniejsze ode mnie.
— Nie musiałeś, mnie tak ciągać.
— Przepraszam Cię, ale martwiłem się o Ciebie.
— Jasne, ale dzięki za ratunek. — Uśmiechnęła się lekko.
— Nie masz, za co to mój obowiązek. — Zamerdałem ogonem.
— Tak jasne rozumiem.
Odprowadziłem Pumę do jej legowiska.
— Odpocznij, masz trzy dni wolne od patrolu i treningu.
— Nie, przyjdę na trening, nie chcę mieć zaległości — zaprotestowała.
— Proszę Cię, odpuść sobie jutrzejszy trening. Chociaż zrób sobie wolne.
— Kto za mnie pójdzie na patrole przez ten czas?
— Spokojnie znajdę zastępstwo, albo sam pójdę, a ty się oszczędzaj.
Poszedłem na miejsce posiłku, wyrwałem spory kawałek mięsa z dzika i zabrałem do Pumy.
Położyłem przed jej legowiskiem, tak aby nie zauważyła mnie i wróciłem do swoich zajęć.
Następnego dnia było dziwnie bez Pumy na treningu, czułem tęsknotę, czegoś mi brakowało. Szczerze nie mogłem się doczekać do czasu wolnego. Po obowiązkach, spotkaniu z Jazgotem i Miętą udałem się sprawdzić, jak się miewa Puma.
— Cześć, jak się dzisiaj czujesz?
— O wiele lepiej! — Zamerdała ogonem.
— Jadłaś coś dzisiaj?
— Jeszcze nie.
— To może skoczymy razem, dzisiaj mamy jakieś ptaszydło, ale starczy dla każdego po jednym.
— Jasne, chętnie w sumie to umieram z głodu.
Ruszyliśmy więc na nasz pierwszy posiłek tego dnia. Znowu czułem, że ten dzień ma sens. Po dotarciu na miejsce sięgnąłem po jednego gołębia, zacząłem starannie oskubywać go z piór. Zerkałem co jakiś czas, jak radzi sobie moja towarzyszka. Ptasie pióra łaskotały mój nos, to sprawiało, że niemal co chwilę wydawałem z siebie prześmieszne dźwięki. Puma nie mogła się powstrzymać i zaczęła się śmiać ze mnie. Był to dość uroczy dźwięk dla moich uszu.
— To nie jest zabawne — mruknąłem lekko poirytowany.
— Oj daj spokój — zaśmiała się.
Złapałem piórko w pysk i skoczyłem na nią. Suczka wylądowała na grzbiecie, a ja dość skutecznie zacząłem łaskotać ją po nosie. To wywołało bardzo podobną reakcję do mojej. Teraz to ja miałem się z czego śmiać. Nagle poczułem czyjś wzrok na sobie. Od razu się opamiętałem, wypuszczając Pumę z uścisku i nerwowo obejrzałem się za siebie. Moim oczom ukazała się niezadowolona, zażenowana, obrażona, Mięta. Czym prędzej odwróciła głowę, aby na nas nie patrzeć, udając, że jej to nie interesuje.
— Coś się stało — w głosie Pumy usłyszałem troskę i lekki smutek.
— Nie nic, nie wiem czemu? Mięta się ostatnio na mnie obraża, kłócimy się o wszystko, mam wrażenie, że zaczęła mnie niemal unikać celowo.
— Może powinieneś z nią szczerze porozmawiać? — zaproponowała.
— Próbowałem, ale jedyne co słyszę to, że nie podoba jej się, moja relacja z tobą.
— Może jest zazdrosna, do tej pory byliście nierozłączni, spędzaliście ze sobą wolny czas, teraz dzielisz go też ze mną. Przyzwyczaiła się do Ciebie, może to ją irytuje? — zasugerowała.
— Możesz mieć rację, ale co mam zrobić? Zrezygnować z naszej relacji tylko dlatego, że Mięcie się ona nie podoba, przecież to by było całkiem bez sensu.
— Nie wiem, chciałabym Ci pomóc, ale ciężko jest mi tobie doradzić. Przecież, jej nie olewasz, widzę, że się dwoisz i troisz, aby dla każdego znaleźć czas. Masz też masę obowiązków. Wojna wisi w powietrzu, trenujesz wojowników, patrolujesz z Miętą i ze mną. Wraz z Jazgotem szukasz zabójcy Szyszki i tak jestem pełna podziwu, że znajdujesz czas na to wszytko.
— Jazgot! — niemal krzyknąłem.
Puma spojrzała na mnie zaskoczona.
— Przepraszam Puma, zapomniałem, muszę jak najszybciej go znaleźć. — Złapałem gołębia między przednie łapy, po czym zacząłem go oskubywać z mięsa. Zostawiłem same kosteczki, następnie rzuciłem się biegiem w poszukiwaniu Jazgotu.
Gdy go znalazłem, odetchnąłem z ulgą. Musieliśmy przeprowadzić długą poważną rozmowę, sam na sam. Gdy wszytko było już jasne, wróciłem na teren obozu. Udałem się na patrol w zastępstwie za Pumę. Chodząc samotnie, miałem czas na własne przemyślenia.
Od dawna gryzło mnie, to dziwne uczucie, którym darzyłem Pumę, nie była to zwykła sympatia. Czułem, że to coś więcej, dlaczego tak bardzo chce spędzać z nią czas? Czemu sprawia mi to tyle radości? Dlaczego zaczynam się czasami przy niej denerwować? Nad wyraz martwiłem się o jej zdrowie gdy się podtopiła. Dlaczego tak bardzo serce waliło mi jak ją przytuliłem? Gdy jej nie widziałem dłużej niż kilka godzin, czułem tęsknotę. Jednak czy Ona czuła to samo do mnie? Chciałem się tego dowiedzieć. Jednak co jeśli nie? I mnie wyśmieje, albo odrzuci?
Czy to przekreśli wtedy nasza całą przyjaźń i długo budowaną relację? Co jeżeli jednak czuje to samo co ja? Ale jeśli zaniedbam ją przez nadmiar obowiązków? Lub zbyt emocjonalnie podejdę do niej, przez co spapram wojnę? Jak będę umieć rozdzielić uczucie od obowiązków, aby traktować ją na równi z resztą? Przecież nie mógłbym dawać jej fory lub faworyzować tylko dlatego, że bylibyśmy razem. To było tak bardzo skomplikowane.
Musiałem się ogarnąć, teraz był czas na patrolowanie okolic wysypiska, a nie rozwiązywanie swoich emocjonalno-uczuciowych problemów i życiowych rozterek. Przyłożyłem nos do ziemi, łapiąc wszystkie zapachy. Jeden z nich nie zgadzał się, nie kojarzyłem go z nikim znajomym. Udało mi się odseparować tę woń od reszty i ruszyłem jego tropem. Trop zaprowadził mnie do jednej z dziur w ogrodzeniu wysypiska, przecisnąłem się przez nią. Gdy trop się urwał nerwowo rozejrzałem się.
W pierwszej chwili przyszło mi na myśl. Jakiś pies z innego klanu wdarł się na nasze terytorium. Druga opcja, jaka przyszła mi do głowy to, że włóczędzy musieli wedrzeć się na wysypisko w poszukiwaniu jedzenia albo materiałów, tylko po co? Zastanawiało mnie tylko dlaczego jego zapach rozmył się i zniknął. Dla bezpieczeństwa obszedłem jeszcze wielki obszar, być może uda mi się jeszcze złapać trop. Niestety, tak jak się obawiałem, wyparował. Byłem lekko sfrustrowany. Krążenie bez sensu, było strata czasu. Wróciłem więc na wysypisko i dokończyłem patrol. Po powrocie udałem się do Pumy. Przemyślałem sprawę, chciałem jej wyznać to co czuję. Gdy tylko ją ujrzałem, znowu ogarnęła mnie radość. Nie byłem jednak pewny jak mam zacząć tę rozmowę.
— Cześć, jak się czujesz? — spytałem, naprawdę zainteresowany.
— Wszystko dobrze. Jak było na patrolu?
— Jakiś włóczęga wdarł się na wysypisko, najgorzej, że gdy poszedłem za jego tropem, nagle wyparował, obszedłem jeszcze spory teren, ale już nie odzyskałem go. Dziwne, czyżby miały jakieś metody na kamuflowanie swojego zapachu.
— Słyszałam, że podobno są rośliny, które jak się w nich wytarzasz, neutralizują twój zapach.
— Znasz może, jak się nazywają? — Spojrzałem na nią pytająco.
— Nie, słyszałam tylko, że takie są.
— Chciałbym z tobą porozmawiać, ale na osobności.
— Jasne coś się stało?
— Nie spokojnie, ale dasz się zabrać na spacer?
— Tak. Dokąd idziemy?
— Może na opuszczony dworzec kolejowy?
— No okey. — Lekko się skrzywiła.
Ruszyliśmy spokojnym krokiem, zależało mi, aby mieć pewność, że będziemy sami. Nikt nie będzie, słyszał mojego żałosnego wyznania. Im bliżej byliśmy celu, tym bardziej się stresowałem, serce biło mi jak dzwon. Totalny mętlik w głowie, niemal zapomniałem wszystkiego co miałem jej powiedzieć. Nerwowo zacząłem oblizywać wargi.
— Coś się stało Dymie? — Puma spojrzała na mnie lekko.
— Nie spoko nic mi nie jest.
Gdy dotrawiliśmy na miejsce, nie było już odwrotu. Usiadłem, a Puma zajęła miejsce naprzeciwko mnie. Zaciekawiona wlepiła we mnie swoje spojrzenie.
— To, co chciałeś mi powiedzieć?
— Nie wyśmiejesz mnie?
— No nie, dlaczego miałabym to zrobić?
Zebrałem się w sobie, kumulując całą swoją odwagę. Wziąłem głęboki oddech.
— Chciałem, abyś wiedziała, to dziwne dla mnie, ale jak jesteś przy mnie, to czuję się szczęśliwy. Tylko nie przerywaj mi, proszę. Czuję, że żyję, lubię z tobą rozmawiać, i spędzać czas, jak Cię nie ma obok, to zaczynam tęsknić. Potrzebuje spędzać z tobą czas, bo to daje mi siłę. Nie wiem jak to nazwać albo podobasz mi się, ja chyba się zakochałem w Tobie. Nie musisz odwzajemniać tego, nie chcę Cię zmuszać do niczego, chciałbym, abyś to wiedziała. — Odetchnąłem z ulgą gdy w końcu to z siebie wyrzuciłem. Nie spodziewałem się żadnej odpowiedzi, nie wiedziałem, jak Puma zareaguje. Jednak naprawdę kamień spadł mi z serca.
<Puma?>
[1717 słów: Dym otrzymuje 17 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz