Akcja się dzieje, przed: zostaniem uczniem przez Ciepłka, zabraniem przez dwunożnych Żabki, dojściem Szarej Skały do klanu (oraz śmiercią Sroczej Łapy) i partnerstwem Rzepakowej Gwiazdy i Sowiego Pazura.
To komplikuje sprawę… a nawet bardzo. Dla Rzepakowej Gwiazdy przecież szczeniaki to są jej ukochane skarby, a tym bardziej że są one jedyną pamiątką po już nieżyjącym partnerze, Oszronionej Gwieździe. Co daje problem, na pewno nie chciałaby, aby okazało się, że jej syn Meszek nie żyje. Kocha ich wszystkich. Nawet jak to tylko liderka klanu, nie przeżyłaby tego. Co prawda, ma jeszcze ma tę Żabkę i tego Ciepłka, jednak no kurde, sam by nie chciał, aby jego dziecko uciekło i zginęło po drodze. No, chyba że byłoby tak denerwujące, jak Meszek, wtedy to inna rozmowa. Tak czy siak, na pewno suczka musi kochać swoje szczeniaki, zdziwiłby się, gdyby nie przejmowała się nimi. Byłby to wielki szok. Nawet bardzo wielki, przecież to matka. Gorzej teraz będzie z wytłumaczeniem jej, jak do tego doszło. Nie powie jej przecież, że nie dopilnował jej dziecka, bo to nawet nieprawda. Wszyscy pamiętają, jak to się zaczęło, a przynajmniej powinni. Kurwa! Sowi Pazurze myśl, co mógłby zrobić taki wspaniały, mądry i szanowany zastępca zrobić… myślał i myślał. Jest! Ha! Może przecież udawać, że nic się nie stało, może nie zauważy, że zniknął, a wtedy nie będzie na niego. Nie no, idealny plan Sowi Pazurze.
— Znajdziemy zastępcę dla Meszka — powiedział poważnym tonem Ciepłek.
Sowi Pazur spojrzał na niego zdziwiony. Zaraz co? Jednak nie to go bardziej zastanawiało. Ciepłek starał się być silny, z tego, co widział. Jednak przecież przed chwilą był załamany. A teraz próbował wziąć się w garść. Nie trudno było stwierdzić, że taka poważna mina szczeniaka była bezcenna. Jednak… co prawda, nie z jego przyczyny, jednak szczeniak próbował być twardy. Ach! To przecież z niego bierze przykład. Nie można zaprzeczyć, że lekka duma go wtedy wzięła. Jednak nie pokazywał tego po swoim pysku.
— Jak? — zapytał w końcu równie poważnym tonem Sowi Pazur.
Ciepłek w tej chwili trochę zwątpił? Tak pokazywała jego mimika pyska, jednak wziął parę wdechów i zaczął mówić. Prawdziwy wojownik z niego się robi!
— Pójdziemy na tereny Flumine i weźmiemy podobiznę Meszka — powiedział już pewniej szczeniak.
Sowi Pazur kilka razy zamrugał oczami. Słucham? Na tereny Flumine? Czy on nie zna się na kodeksie?! A no tak, to szczeniak. Ale oni tak po prostu nie mogą iść na tereny obcego klanu i bum, sobie wrócić. To nierealne. Naprawdę, dobry pomysł, ale Sowiego Pazura jest lepszy, czemu? Bo jego. Chyba logiczne, no w końcu, Sowiego Pazura pomysły są najlepsze.
Zanim zdążył się obejrzeć, już zobaczył, jak szczeniak zaczął człapać do opuszczonego domku. Wojownik ruszył za szczeniakiem. Cieszył się, że potrafi podjąć decyzję, gorszą czy lepszą, jednak… no taką? Musiał?
— Jesteś pewny mały? — powiedział, a raczej burknął cicho pod nosem Sowi Pazur.
Szczeniak, który prawdopodobnie nie zrozumiał, jego burknięcia szedł dalej. Dorosły kompletnie już zirytowany tym, że teraz będzie wrobiony w szukanie zabawki podobnej do Meszka, przewrócił oczami. Na Gwiezdnych… teoretycznie, mógł zaprzeczyć, Ciepłek nie byłby chyba na niego „zły” prawda? Racja, on z niego bierze przykład. Jednak uczenie się na błędach jest bardzo dobrym sposobem. W takim razie zadanie jest proste, potakiwać i danie mu samemu decydować o podróży. Najwyżej zginą. Będzie miał wyrzuty sumienia ten zafajdany szczeniak do usranej śmierci, jak nagle Sowi Pazur zginie bohatersko, broniąc go przed dwunożnymi lub wojownikami z Flumine.
Droga może i wydawała się krótka, jednak z krótkimi jeszcze łapami Ciepłka była cięższa. W tym pojawiał się problem. Musiał co chwilę zwalniać, a ten piesek robił się coraz bardziej zmęczony, ale człapał dzielnie tymi łapkami.
— Chcesz dalej iść? — zapytał w końcu Sowi Pazur, dając mu jeszcze drogę odwrotu.
— To jest wyjątkowa sytuacja, Sowi Pazurze — zaczął szczeniak. — Wiem, że to nie według kodeksu, jednak musimy tam iść. Rzepakowa Gwiazda się załamie… a oboje tego nie chcemy. Nie powinniśmy, jednak dla mamy, warto.
Jednak Ciepłek nie skorzystał z tej sytuacji, jak widać. Tak nie powinno być… tak nie powinno być. Już miał ochotę się na niego wydrzeć, że tak nie powinno się robić. Jednak nie… musiał się powstrzymać. Zasada, jaką sobie postawił, musi być spełniona, tak czy siak, przemyślał lekko słowa szczeniaka. Wygląda na to, że czasami też nawet taki wspaniały wojownik jak Sowi Pazur się uczy czegoś. Rzepakowa Gwiazda też nie byłaby zadowolona, prawda. Schylił pysk do karku szczeniaka i podnosi go. Na Gwiezdnych! Co on przytył?! Kiedy się urodził, jeszcze nie był taki ciężki. A no tak, dorasta. Jak to szczeniaki. Sam już co prawda nie pamięta tych księżyców, jednak… on też wtedy był taki brzydki? Nie no, to niemożliwe. On zawsze był przystojny… o ile można szczeniaka nazwać przystojnym. Nie no, raczej… chyba? Według niego tak i koniec kropka. Niemożliwe, aby on też kiedyś był taką grubą kupką sierści.
Idzie, idzie i idzie z tym Ciepłkiem w pysku, a coraz bardziej ma wrażenie, że ten mały już śpi. Taki rozluźniony jest… dziwne. Ty! A może on też już nie żyje? Nie! Przecież on nie może zostać tylko z tą Żabką! Przecież on z nią nie wytrzyma. Ona jest taka wredna! A za to on jest taki milutki, no i oczywiście idealny! Przecież to logiczne, ona mu zazdrości jego perfekcyjności pod każdym względem. Nawet w takim młodym wieku to już zauważyła. Dosyć bystra jest w takim razie. Jego myśli, na temat jego idealności przerwało ziewnięcie Ciepłka. On zaraz naprawdę mu tu uśnie! Czego mógł się spodziewać po szczeniaku? No ale dobrze, niech zaśnie. Dojdzie z nim do tego miasta i wstanie tak? Miał przynajmniej taką nadzieję.
Sowi Pazur nie jest aż taki głupi, aby przejść konkretnie obok opuszczonego domku, czyli obozu Flumine, a przynajmniej tam na logikę mają obóz. Przynajmniej nie są chyba aż tacy głupi, aby wybrać sobie miejsce w gnieździe dwunożnych. A przynajmniej miał taką nadzieję, dlatego truchtem, oczywiście trucht z gracją a co, ominął prawdopodobny obóz Flumine. Chociaż i tak najprawdopodobniej wyczują jego zapach na patrolu, to i tak tylko po to, aby pokazać szczeniakowi, że nie ma racji, idzie dalej. Ruszał się między różnymi gniazdami. Jednak to była bardziej okolica, gdzie większość z nich była brązowa, czy też po prostu szara. Również większość z nich nie wyróżniała się spośród innych. Każdy miał taki sam kształt, a na samym dole tych „obozowisk” wejścia do nich. Gdy dwunożny wchodził do nich jakiś wysoki oraz denerwujący dźwięk się wytwarzał ze złotego kwadratu. Niestety, Sowi Pazur nie wiedział co to i za bardzo nie chciał wiedzieć co to. Bardziej go interesowało, czemu dwunożni nie zwracają na niego uwagi. Po długich przemyśleniach doszedł do wniosku, że to chodzi o to, że wojownicy z Flumine już ich nauczyli, że oni tu przebywają. Gratulację dla tych wojowników. Jednak gdyby nagle tak dużo z nich szło grupą… na pewno ich by to zaniepokoiło. Na szczęście, gdy jest tylko on i śpiący szczeniak nie jest to chyba aż takim zagrożeniem… Hycel. Tak, trzeba uważać. Widział też jakieś dziecko, pokazujące czymś różowym na syna Rzepakowej Gwiazdy, odruchowo Sowi Pazur zmarszczył nos i przyspieszył trochę kroku. Jednak racja, już go też zaczęły boleć łapy.
Po dosyć długiej drodze, w końcu dochodzą na rynek, a gdy już Sowi Pazur położył szczeniaka, obok fontanny usłyszał jego ziewnięcie. Oho! Obudził się królewicz. Spojrzał na niego. Tylko proszę, aby nie wpadł do wody, będzie jeszcze gorzej.
— Wypocząłeś? — powiedział, jednak niechcący wyszło to tak, jakby Sowi Pazur miał mu to za złe.
Ciepłek powoli otworzył oczy, oczywiście, jeszcze musiał się rozbudzić mały.
— Mhmm… — szczeknął cicho.
Zastępca już myślał, że zaraz powie, że jest głodny. No pewnie, że będzie. Psy są prawie zawsze głodne. Jednak gdy już miał myśleć o tym, jaki to on wspaniały, że nie jest głodny, aż mu skręciło żołądek. Tak, też był głodny. Kto by się spodziewał… w takim razie, wypadałoby coś upolować. A no tak, nie są przy magazynie lub w nim. Nie znajdzie myszy przynajmniej. Rozejrzał się po rynku, na Gwiezdnych czy on będzie musiał żebrać od dwunożnych? Cóż za upokorzenie… Spojrzał jeszcze raz na Ciepłka… nie będzie mógł wykorzystać jego zmęczonej mordy. Wziął głęboki wdech. Najwyżej zginie lub zostanie złapany, a Ciepłek zostanie pieszczochem, idealny plan, czyż nie?
A więc ruszył ojc- zastępca na polowanie na pizzę dwunożnych. Oczywiście sam nie wiedział, co to jest, jednak pachnie… dosyć smacznie? Trudno, najwyżej odwiedzi umierającego medyka, czyli Sroczą Łapę. Spojrzał na jakąś… chyba rodzinę dwunożnych i cicho jak mysz pod miotłą podchodzi do najmłodszego ich członka, który jeszcze z pieluch korzysta. Usiadł przed nim. Uhhh… cóż za upokorzenie — pomyślał tylko jeszcze, przewracając oczami. Spojrzał po chwili swoimi brązowymi oczami na młodego, skomląc cicho, aby dorośli nie usłyszeli. Dziecko tylko się zaśmiało i uderzyło czymś małym i metalowym w łeb Sowiego Pazura… coś na wzór wideł, ale małych. Ałł! O nie! Wiedział, że tak się skończy, podniósł się i zabrał coś szybko ze stołu i spieprzył. Zatrzymał się jeszcze w połowie drogi. Położył na chwilę na ziemi pizzę, po czym spojrzał jeszcze na rodzinę.
— Pierdol się! — warknął na tego dzieciaka, który pewnie nawet zapomniał już o zastępcy, a ten odwrócił się na pizzę, którą już próbowały jeść gołębie. — Hej! Wy ku... — nie dokończył i już chciał przygnieść do ziemi jednego z gołębi, jednak nie zdążył. Wziął znowu pizzę w pysk i wrócił do szczeniaka.
Spojrzał na niego, który już chyba gotowy do drogi był. Położył przed nim jedzenie, a ten spojrzał na zastępcę zdziwiony.
— Dla mnie? — powiedział, mrugając kilka razy oczami. — Co to?
Sowi Pazur nie za bardzo też wiedział co to, jednak… mięsko jest? Jest. Tylko te żółte… nie wiedział co to. Jednak wyglądało i pachniało… jak jedzenie, więc czemu nie? I tak już są na terenie wroga.
— Jedzenie dwunożnych — odpowiedział po zastanowieniu Sowi Pazur. — Czasami trzeba im je ukraść, jeśli nie ma nic innego do jedzenia.
Mądry szczeniak kiwnął raz głową, schylił głowę do owego jedzenia i wziął kęs, Sowi Pazur też wziął, jednak oczywiście nie chciał zabrać wszystkiego, to wziął może z trzy małe.
Zjedli… odpoczęli parę chwil, więc mogli ruszać dalej. W końcu postanowili, że to pora ruszyć dalej. Sowi Pazur wstał leniwie i rozejrzał się po rynku. Myślał, że jak będzie już słońce się chowało, będzie mniej dwunożnych. Mylił się, było ich coraz więcej. Spojrzał w końcu na szczeniaka.
— Idziemy? — zapytał.
Chociaż i tak nie czekał na odpowiedź, tylko ruszył już w stronę targu. Przynajmniej teraz byli najedzeni, jednak dalej ta podróż się ciągnęła… No przynajmniej teraz Ciepłek nie będzie narzekał, że jest zmęczony. Chyba… miał taką nadzieję. Chociaż ten dzieciak nigdy nie narzeka, są plusy, jakieś. Będą też, jeśli się Ciepłek nauczy na swoim błędzie, że to był zły pomysł, że tutaj przyszli.
W końcu zastępca wraz ze szczeniakiem chyba dochodzą na targ, był tu mniejszy tłok, o dziwo, jednak spojrzał na szczeniaka. Droga też już go nawet męczyła, nawet po odpoczynku krótkim. Jego małym marzeniem teraz było po prostu położenie się na legowisku. Jednak nie, musiał tutaj być ze szczeniakiem, bo ten sobie podjął misję… co prawda, misje są dobre, to prawda… jednak aż taka odważna? Rozejrzał się, czy znajdzie tutaj jakiegoś psa, zobaczył. Co prawda, był to pieszczoch podpięty jakimś sznurkiem do łapy dwunożnego, do tego strasznie mały był ten pies. Jednak we wzroście Ciepłka był… walki! Tak, idealna walka. Ciepłek VS Pieszczoch. Będą mieli może szanse między sobą. Jednak nie teraz, może potem. Odwrócił wzrok na szczeniaka.
— Jak nas ktoś złapie, to pamiętaj — mówimy, że mi uciekłeś, jasne? — warknął cicho na szczeniaka, dając do zrozumienia, że nie chce, jego odmowy.
<Ciepła Łapo?>
[1861 słów: Sowi Pazur otrzymuje 18 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz