10 czerwca 2021

Od Pumy CD Dymu

Byłam bardzo zmęczona po wczorajszym treningu, Dym dał nam wycisk, najchętniej położyłabym się na swoim legowisku i już z niego nie wstawała. Musiałam się ogarnąć, nie mogłam przecież zawieść swojego klanu i Dymu, wiedziałam, że jednak na mnie liczył. Postanowiłam czym prędzej podnieść się z posłania i tak też zrobiłam. Udałam się na wyznaczone miejsce, trening wyglądał prawie identycznie jak wczoraj, tylko tym razem zaraz czterech kółek trzeba było wykonać ich pięć. Po zakończonym treningu wszyscy udali się na przerwę, aby trochę odpocząć i się posilić, przecież nie możemy pracować bez energii na wykonywanie zadań. Po ukończeniu drugiego treningu rozeszliśmy się patrolować wyznaczone przez zastępcę strefy. Na moje nieszczęście wypadł mi najgorszy z możliwych terenów, czyli cmentarz, co prawda była tam cisza i spokój, ale uciążliwy zapach śmierci i dym wypalonych świec psuł całokształt tego miejsca. Miałam zamiar już niechętnie ruszać na moją cmentarną strefę i niespodziewanie ktoś mnie zatrzymał.
— Cześć, mogę Ci potowarzyszyć? — Pies uśmiechnął się w moją stronę.
— Cześć, pewnie, że możesz. — Oczywiście się zgodziłam. Nawet nikt nie ma pojęcia, jak się w tym momencie ucieszyłam. Po prostu wszystkie moje zmartwienia zniknęły. Nie przejmowałam się już tym, że idę w najgorsze dla mnie przynajmniej, możliwe miejsce do patrolowania, nawet odpychające zapachy nie będą już mi przeszkadzać. Czułam, że ten dzień będzie jednym z najgorszych, a w tej właśnie chwili okazuję się, że może być jednym z najlepszych.
Ruszyliśmy spokojnym krokiem w stronę cmentarza. Panowała niezręczna cisza, jednak czuję, że on tak samo jak ja chciał mi powiedzieć o wielu rzeczach, tylko nie wiedział jak się do tego zabrać. Nagle poczułam niemiły zapach, jednak to nie był zapach cmentarny, ponieważ byliśmy zbyt daleko, aby poczuć tamtą niemiłą woń. Schyliłam pysk ku ziemi, zaczęłam węszyć.
— Czego szukasz? — zapytał zaniepokojony Dym.
Szukałam dalej, nie odpowiadając mu na wcześniej zadane pytanie. Nie chciałam się rozproszyć i stracić tropu. W wysokiej trawie leżało zakrwawione ciało bez głowy, była odgryziona, więc ciężko było stwierdzić co to za zwierzę. Odwróciłam się w stronę mojego towarzysza, który od razu podbiegł do mnie, jakby wiedział, że go wołałam. Gdy ujrzał martwą istotę, zamarł na chwilę.
— Myślisz, że czyje to ciało? — Spojrzałam się na psa z nadzieją, że mi odpowie. Musiałam jednak sobie chwilkę poczekać, aż ochłonie.
— Miejmy nadzieję, że to nie jest żadne ze szczeniąt. Śmierć Szyszki nie daje mi spokoju, ten widok niewinnego rozszarpanego szczeniaka, był naprawdę przerażający — odpowiedział z załamaniem w oczach. Widać było, że nie jest mu łatwo zaakceptować zaistniałej sytuacji. Wiedziałam, że jest dobrym psem jak i zastępcą.
Podeszłam, aby obwąchać dokładnie ciało. Zapach był słaby, nie mogłam rozpoznać zabójcy, jednak wiedziałam, że jest to pies z naszego klanu. Wiedziałam, już do kogo należą te szczątki.
— Dym, uspokój się to tylko królik. — Spojrzałam się na niego. Widać było ulgę w jego oczach. Jednak nie zamierzał się do mnie odezwać, podszedł do ciała, ale nie z tego powodu, że mi nie ufał, tylko chciał sam to poczuć.
— To nie jest królik, tylko zając. Mają bardzo podobny zapach, ale jednak się czymś różni. Widać, że dałem wam za mały wycisk na treningu — zażartował w dosyć chamski sposób. Nie wiedział, jak to odbiorę, jednak myślał, że mam dystans do siebie i będę się z tego śmiać i tak też było. Dym postanowił, że musimy iść patrolować teren, a nie się obijać. Udaliśmy się we wcześniej wspomniane miejsce.
— Czujesz to? — zapytałam, próbując wstrzymać oddech, co nie zbyt mi wychodziło. W sumie wolałam już wdychać ten odór niż co jakiś czas łapać oddech, przecież głowa by mnie rozbolała i co wtedy? Może i ta woń jest nieprzyjemna, ale nie wywołuje czegoś typu migreny i osłabienia.
— Czy da się tego nie poczuć? — odpowiedział zniesmaczony. Odczuwał dokładnie to samo co ja, obydwoje byliśmy zdania, że nie warto narzekać, tylko trzeba to zaakceptować i wypełnić swoje obowiązki. Przyzwyczailiśmy się do zapachu po krótkim czasie i nie przeszkadzał nam tak bardzo jak na początku.
— Może się rozdzielimy? — zaproponowałam. Nie chciałam się wcale z nim rozstawać, jednak uznałam, że tak będzie rozsądniej i bezpieczniej. W końcu sama miałam patrolować, ale skoro Dym się przyłączy, to moglibyśmy to dobrze wykorzystać.
— Dobry pomysł, ale wolałbym, abyśmy się nie rozchodzili. W końcu zabrałem się z tobą, więc chcę, abyśmy spędzili razem ten czas. — Odrzucił moją propozycję. W sumie bardzo się cieszę, że właśnie tak postanowił. Dzięki temu lepiej się poznamy.
Stawialiśmy równe uważne kroki, bardzo dobrze spędzało się nam wspólnie czas. Chociaż tak naprawdę nie znamy się za dobrze, to czuję, jakbym znała go całe życie i myślę, że on odczuwał dokładnie to samo co ja, przynajmniej tak mi się zdaje.
Podczas patrolowania terenu nie wydarzyło się nic ciekawego. Prowadziliśmy rozmowy, mogliśmy porozmawiać praktycznie na każdy możliwy temat, jaki nam przyszedł do głowy.
Po skończonym patrolowaniu terenu planowaliśmy udać się w stronę obozu, aby odpocząć od obowiązków, chociaż na chwilę. Uważam i tak, że ten patrol był najlepszy w moim życiu, nie nudziłam się, a czas mi zleciał tak szybko.
Postanowiliśmy jednak przedłużyć sobie drogę powrotną i zahaczyć o plażę. Po pewnym czasie czuliśmy już piasek pod łapami i było czuć świeże powietrze. Miałam ochotę wskoczyć do wody i już z niej nie wychodzić i tak też zrobiłam.
Dym został na lądzie, tylko obserwując, co robię. Nagle coś dziwnego przyczepiło się do mojej tylnej łapy, zgaduje, że była to jakaś reklamówka, albo coś w tym stylu. Początkowo próbowałam to po prostu zignorować i wypłynąć na brzeg, ale nie mogłam. Łapa była nie sprawna, a przynajmniej nie tak jak powinna. Zaczęłam lecieć na dno, byłam wściekła, że nie mogę po prostu podpłynąć do góry, stanąć na własne łapy i poczuć pod nimi jakikolwiek grunt.
Czułam, że to będzie mój koniec, nawet nie mogłam wydać żadnego dźwięku, nawet najmniejszego pisku, aby zawołać o pomoc. Nagle poczułam czyiś dotyk, jednak nie miałam siły, sprawdzić nawet kto to był, usłyszałam tylko to zdanie.
— Nie zasypiaj, nie możesz zasnąć, słyszysz mnie!?
Po trochę długiej chwili przebudziłam się i ujrzałam Dyma. Stał i czuwał nade mną i to pewnie też on mnie uratował. Naprawdę cieszyłam się, że żyję i że mogę odetchnąć świeżym powietrzem.
— Puma! Żyjesz? — Uniósł się poddenerwowany, widział, że moje powieki się zaczynały otwierać i klatka się unosiła, więc logiczne, że żyję. Nie miałam siły się jednak odezwać.
<Dymie?>
[1028 słów: Puma otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia i zostaje wyleczona]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz