16 lipca 2020

Od Białej Zamieci

Przysiadłam pod większym drzewem, nie odrywając wzroku od potencjalnej ofiary. Mały zając skubał trawę, nie zwracając uwagi na to, co działo się dookoła niego. Mój ogon spokojnie latał z lewa na prawo. Odczuwałam ekscytację. Wizja pogoni za zwierzęciem, które nie grzeszyło szybkością, napełniało mnie przyjemnym uczuciem. Rozlewało się ono po całym ciele, wnikało w mięśnie, sprawiając, że te zaczynały się spinać. Moje ciało powoli zaczynało wychodzić spod mojej kontroli. Przestawało być czymś, co do mnie należy.
Zając wciąż był zajęty skubaniem trawy. Jeszcze chwila. Jeszcze tylko chwila. Czekam na odpowiedni moment, choć łapy rwą mi się do biegu. Wbiłam pazury w ziemię. Jeszcze nie teraz, jeszcze nie. Obserwuj.
I kiedy zając podniósł mały łebek do góry, by się rozejrzeć, wyrwałam ze swojego dotychczasowego miejsca obserwacyjnego. Przez sierść przechodził delikatny wietrzyk. Ofiara ruszyła biegiem w wyższą trawę, co parę kroków skacząc, aby nie dać się złapać. Pędziłam za zającem, omijając przeszkody, leżące na ziemi i skacząc równie zwinnie, jak zwierzę, które goniłam. W uszach słyszałam pulsującą krew. Adrenalina mnie wypełniała.
Nie traciłam celu z oczu. Śledziłam go, skupiając się jednocześnie na tym, by nie zwalniać. Być może biegłabym dalej, przecinając rześkie powietrze, lecz coś sprawiło, że gwałtownie zahamowałam. Wbiłam pazury w ziemię, pozostawiając po sobie długie wyrwy. Otrzepałam się i rozejrzałam. Czułam na sobie czyjś wzrok. Baczny i czujny. Ktoś mnie obserwował. I teraz, jak pozostawiłam gonitwę za celem, który miał służyć mi za chwilę rozrywki, zniknął. Nie czułam natrętnego spojrzenia czyichś oczu.
Rozejrzałam się, nie będąc usatysfakcjonowania faktem, iż ktoś mógł tak szybko odpuścić. Skoro mnie obserwował, to czegoś ode mnie chciał. Prześlizgnęłam się między dwoma krzakami. Właśnie w tamtym kierunku odczuwałam obecność kogoś obcego. Przystanęłam. Zamknęłam oczy i zaczęłam wsłuchiwać się w odgłosy natury. Śpiew ptaków, szumiące drzewa, uginające się pod wiatrem, ale też... charakterystyczne szuranie.
Wystawiłam łeb i się rozejrzałam. Nie widziałam niczego, prócz drzew i mniejszych krzewów. Czułam tym razem zapach. Mój węch jeszcze mnie nie zawiódł, więc postanowiłam ruszyć za dziwną wonią. Idąc tym tropem, trafiłam w końcu na innego psa. Nie zdążyłam mu się jednak przyjrzeć. Widziałam tylko kawałek ucha oraz ogona. Wyczuł mnie i się schował.
— Kim jesteś?! — zawołałam. — Jak nie wyjdziesz, to cię dorwę! — warknęłam udawanym, groźnym tonem.
Chciałam zobaczyć, czy stchórzy na te słowa i wyjdzie z ukrycia.
Żadnej reakcji. Pies, którego widziałam, nawet się nie ruszył. Byłam pewna, że kogoś tam widziałam, nie mogło mi się przewidzieć. Na dodatek wciąż czułam nieznany mi zapach.
— Podejdę tam! — warknęłam znów.
Wcale nie miałam zamiaru tam podchodzić. Chciałam, by obcy sam do mnie wyszedł.
<Ktoś?>
[420 słów: Biała Zamieć otrzymuje 4 Punkty Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz