6 grudnia 2020

Od Słonecznego Pyska

Choć dzień był wyjątkowo ponury, a pora nagich drzew nie cieszyła się dobrą sławą wśród psów, Słoneczny Pysk maszerowała radośnie po zaśnieżonej ziemi. Patrol dobiegał końca, a po nim mogła zaszyć się gdzieś sama na chwilę. Normalnie próbowałaby znaleźć sobie jakieś zajęcie, pomogła w sprzątaniu legowisk czy upolowała coś dla klanu. Dzisiaj jednak był inny dzień. Jeden z tych, w których trzeba się usunąć i znaleźć chwilę ciszy.
Nad światem panował już mrok gdy odeszła od jedzenia. Nie potrzeba jej było dziś dużo, zadowoliła się paroma chapnięciami. Przez myśli Słonecznego Pyszczka przebiegały różne kryjówki, z których mogłaby dziś skorzystać. Problem jednak stanowił fakt, iż większość wybiegała poza tereny klanu. Nie, żeby bała się oddalać od domu, ale nocne, samotne eskapady zbyt często kończyły się nieciekawie dla psów, by nie zastanowić się nad tym choć przez chwilę. Przemyślała więc sprawę trzy razy i zdecydowała, że uda się do parku. Ruszyła więc raźnym krokiem, pomerdując ogonem i zagłębiając w myślach.
Świat wyglądał porażająco pięknie i przerażająco. Kamienne drogi były mokre i brudne, ale można było korzystać z miękkich i ośnieżonych. Biały puch prószył niespiesznie z czarnego nieba, a światła miasta migały wraz z nim w powietrzu. Pora nagich drzew w świecie Dwunożnych wyglądała zupełnie inaczej niż w lesie. Nawet park, choć stanowiący namiastkę dawnego domu, nie przypominał go teraz. Biała ściółka była poszatkowana przez masę śladów, przez piaszczyste i kamienne drogi, przez ślady Potworów. Jednak to właśnie tu było też spokojniej, a o tej porze rzadko można było natknąć się na Dwunożnego.
Słoneczko zatrzymała się pod wielką wierzbą. Jej gałęzie otoczyły suczkę zapachem i wspomnieniami. Kiedyś jeszcze wrócimy do lasu i wszystko będzie jak dawniej. Suczka próbowała dodać sobie otuchy. Zaczęła wspominać dom, swoje życie jako szczeniaka, mamę. To była dobra suczka. Niestety z myśli Słonecznego Pyska nie wynikało, by samą siebie za taką uważała. Mimo iż matka od zawsze była wzorem dla psinki, to czuła, że jej nie przypomina i bardzo zawodzi. Ucieka od innych i chowa pod jakimś drzewem, zamiast rozmawiać ze starszymi z klanu czy w ogóle robić coś pożytecznego. Nie tak powinna postępować, ale jednak nie miała siły na inne zachowanie. Nie dzisiaj. Nie przy tym księżycu. I nie przy gwiazdach. Słoneczny Pysk przyglądała się niebu przez zachodzące na siebie gałązki. Nie wyglądało tak, jak w domu, choć dalej było piękne. Z jakiejś przyczyny Dwunożni popsuli niebo, ale to nic, przynajmniej dalej tu jest. Dzisiejszego wieczoru przybrało wyjątkowo ciemną barwę i poprzeszywane było ponurymi chmurami, z których śnieg zaczynał coraz mocniej padać. Na szczęście pod gałęziami było względnie sucho i bezpiecznie. Jeśli rozpęta się śnieżyca, po prostu przeczeka ją tu i wróci. A może to nawet lepiej gdyby się rozpętała? Spędziłaby tu noc i wróciła ze świtem, zupełnie jak słońce. Kolejny dzień przyniesie jej nową energię, na pewno. Któryś zawsze w końcu przynosi.
Dźwięki z parku dochodziły jakby przytłumione, gdyż otoczona była szeleszczącą z wolna kopułą, ale jednak docierały do suczki. Słyszała, jak para Dwunożnych przeszła obok jej kryjówki, wydając wyjątkowo głośne dźwięki, a chwilę potem szybko przebiegł trzeci. Może ich gonił, z nimi nic nigdy nie wiadomo. Wydawało się, że czas zwolnił, by Słoneczku pobyć samej ze sobą. Każdy szelest i każdy podmuch wiatru, który do niej docierał, wydawały się bardzo odległe. A może po prostu nie zauważała większości, zanurzona w myślach. Jej uwadze nie umknął jednak powolny krok, który, jak się wydawało, skierowany był w stronę jej kryjówki. Delikatne skrzypienie śniegu stawało się coraz głośniejsze, aż w końcu ogon suczki jak zwykle zareagował przed nią i zaczął energicznie pacać o twarde podłoże. Zbliżał się jakiś pies, w dodatku taki, którego zapach był Słonecznemu Pyskowi nieznany. Mimo że lekko się zmartwiła, to od razu nastawiła przyjacielsko i czekała, aż nieznajomy zajrzy do jej kryjówki. Przez chwilę poczuła frustrację, że tego jednego wyjątkowego dnia nie udaje się jej być samej, ale zaraz się opamiętała i skarciła za to szybko. Śnieg padał już naprawdę mocno, ktoś może szukał po prostu kryjówki, a ona pomyślała tylko o sobie.
Kiedy już myślała, że obcy pies do niej dołączy, ten ewidentnie zorientował się, że miejsce, do którego się kierował, nie jest opuszczone. Kroki ucichły tuż przed plątaniną gałęzi, przez które można było zauważyć jasne, rudawe przebłyski futra. Słoneczko postanowiła nieco ośmielić niespodziewanego gościa, przyjmując powitalną postawę.
— Witaj! — zawołała z możliwie wyważonym entuzjazmem. Czekając na odpowiedź, zauważyła, że w ziemi znajdowało się coś błyszczącego. Po pacnięciu łapą okazało się to bardzo przypominać kamień, więc zupełnie nie myśląc suczka, zaczęła starać się wydobyć to z zimnego podłoża. Wtedy właśnie gałęzie zaszeleściły, a przed nią stanął obcy.
<Nieistniejący jeszcze Płonący Konarze?>
[752 słowa: Słoneczny Pysk otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz