Nie podobało mi się to, że tereny Tenebris są takie małe. W porównaniu do miejsc zajmowanych przez inne klany wydawało się, że jesteśmy mało uwzględniani przez innych. Tak jak byśmy nie znaczyli wiele. Ale to były tylko moje myśli, może inni uważają całkowicie inaczej. Część psów na pewno kojarzy mnie, jak byłem szczeniakiem. Tak wtedy żyłem beztrosko, ale już od początku niczym się nie przejmowałem. Ojciec zawsze był surowy, mama zaś była łagodniejsza. Jednak w moich oczach to zawsze on był głową rodziny. Jego marzeniem było, zostanie liderem klanu. Gdy wyruszali na bitwę, pamiętam jak dzisiaj, gdy po raz pierwszy w życiu mnie przytulił. Zawsze był obojętny, nie szukał kontaktu z synem. Moja matka była w nim ślepo zakochana, to była bardziej jednostronna relacja. Zawsze starała się, aby jej partner był zadowolony, zaś ona nie miała z tego nic. Chociaż okazywała mi jakieś uczucia, to nie byłem w stanie określić, co do mnie czuje. Odnosiłem często wrażenie, że psuję wszystko, czego tylko dotknę, że nie powinienem istnieć na tym świecie. Inni rodzice inaczej traktowali swoje pociechy. Nadszedł ten dzień gdy oboje wyruszyli. Nie przejmowałem się tym, wiedziałem, że mogą nie wrócić. Po kilku miesiącach czułem, że reszta klanu zachowuje się inaczej wobec mnie. Patrzyli na mnie dziwnym wzrokiem, ale nie wiedziałem, o co im chodzi. W końcu nie wytrzymałem, poszedłem do lidera i spytałem wprost, czy oni żyją, czy nie. On też miał ten dziwny wyraz pyska, jak reszta gdy patrzył na mnie. Jego odpowiedź mnie nie zaskoczyła. Mówił coś o współczuciu, a ja nie wiedziałem, po jakiemu to jest. Bez słowa wróciłem wtedy do ruin. Nie zaprzątałem już sobie więcej głowy tym, że mnie osierocono. Irytowała mnie litość innych, ja jej nie potrzebowałem i ze wszystkich sił chciałem, aby przestali. Uczyłem się pilnie, trenowałem pod okiem swojego nauczyciela. Kiedy stałem się już dorosłym wojownikiem, zamknąłem kolejny rozdział swojego życia. Mój nauczyciel stał się dla mnie nikim ważny, po prostu w tamtym okresie był mi potrzebny, a gdy przestał, po prostu stał się nikim w moich oczach.
Wędrowałem po granicach Tenebris patrolując, czy nikt dzisiaj nie nadzieje się na moje ostre kły, które z chęcią zatopiłbym w czyimś ciele. Niestety to był zbyt spokojny dzień, a gdy schodziłem ze zmiany, napotkałem na swojej drodze Płomienny Krzew. Chyba nigdy mi nic nie zrobił, złego, ale miał pecha, napatoczył się na mnie.
— Dokąd idziesz? — Spojrzałem na niego.
Jego mina wskazywała na to, że nie powinienem zadawać mu ani jednego pytania. Usiłował mnie wyminąć bez słowa, ale stanąłem na jego drodze. Wiedziałem, że on tak jak i ja, potrzebuje iskry, aby wzniecić ogień i właśnie ja byłem tą iskierką.
<Płomienny Krzewie?>
[436 słów: Krwawy Zew otrzymuje 4 Punkty Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz