Na wyjście z pachnącego mlekiem siana czekał niemalże od narodzin. Rodzeństwo raz było irytujące, raz wręcz przeciwne. Może kilkoro z nich takie już miało pozostać. Jak Obdarta Łapa, który nie przyznawał się do reszty w każdej możliwej chwili. A przecież stanowili rodzinę, której się nie wybiera. Właśnie te próby bycia w zgodzie, a nie przeszkodzie sprawiały, że stawaliśmy się silniejsi. Czasem pies musi robić to co musi nie jojcząc nad każdą malutką drzazgą. Powinien być czujny, nie bierny, no i pełen sił, żeby móc w każdej chwili stanąć w obronie tej „rodziny”. Pies musiał stać się wojownikiem, nawet jeśli nie przypominał klanowego. Musiał stać się rodziną i pozostać nią aż do końca.
Klematisowa Łapa łudził się, że takie są właśnie prawa Ventusu. A przynajmniej tak dodawał sobie otuchy, targając niepełne, zimne naczynie z wodą. Bryzowa Gwiazda zleciła to Bananowej Skórce, jednak gdy tylko pręgowany szczeniak zobaczył wojowniczkę trudzącą się z naczyniem, które nazwała wiadrem, od razu zaproponował pomoc. Mimo że niedawno został uczniem, już przewyższał brązową sunię o głowę.
Klematisowa Łapa odłożył wiadro w miejscu o zapachu tysiącu ziół, jabłek (o które inni wojownicy uprzedzali nie pytać Manaciego Olbrzyma) oraz... Sarnią Łapę. Musiała niedawno opuścić medyków, bo uczeń nie zauważył swojej siostry mimo dobrego oświetlenia. Przeciągnął się, oblizał nos, ale było tu cicho. Nie zauważył Cynamonowej Pestki — drugiej medyczki Ventusu.
— Wyszła dosłownie chwilę temu. — Rozległ się skrzekliwy głos, sprawiając, że kopia Szramy podskoczyła w miejscu. — Oj, nie chciałam cię przestraszyć Klematisowa Łapo. Coś się stało? — spytała zaraz, zabierając się znów do porządkowania lekarstw.
Szczeniak popatrzył na nią wielkimi oczyma, zaraz merdając jakby przepraszająco za swoją reakcję.
— Nic się nie stało. Przyniosłem trochę wody.
— Nie powinieneś być teraz z Żałobną Pieśnią?
— Nie widziałem jej od jakiegoś czasu.
A dokładnie odkąd zajął się Bananową Skórką i wiadrem. Szybka dedukcja, analiza. Klematisowa Łapa obejrzał się na miejsce, skąd woń siostrzyczki była najsilniejsza.
— Myślę, że poszła gdzieś z Sarnią Łapą — przyznał — Żałobna Pieśń nie zabiera naszej dwójki razem poza obóz. Skoro jej nie ma, mam jeszcze chwilę.
Cynamonowa Pestka spojrzała na psa nieco zdziwiona. Wierzyła, że jej siostra dobrze wyszkoli uczniów, ale powinna sobie trochę zaufać. No i szczeniakom. Klematisowa Łapa zdawał się szybko uczyć. Zresztą nie tylko on. Mieli w tym roku wiele utalentowanych szczeniaków.
— Mogę zadać ci pytanie? — spytał zaraz pręgowany uczeń.
— Właśnie to zrobiłeś — odparła wesoło, nie przestając porządkować.
— No to, czy mogę zadać drugie? — spytał zuchwale malec.
— Znów to zrobiłeś — zaśmiała się, układając stosik. Ogon kołysał się jej wesoło.
Klematisowa Łapa aż poczuł się głupio, że daje się tak nabierać. Naprężył umysł i ogon.
— Mogę zadać ci kilka pytań? — słysząc tylko „mhm”, ciągnął dalej — Dlaczego w klanie jest tyle uczniów, a tak mało matek?
Jasna sunia aż upuściła patyk. Widziała, że młody uczeń trochę zmieszał się przez jej zaskoczenie. Już miała mu tłumaczyć, gdy nad jego uszami dostrzegła Żałobną Pieśń.
— ŻAŁOBNA PIEŚŃ! — zawyła donośnie, zaraz radośnie dodając — Myślę, że Żałobna Pieśń chętnie ci odpowie na to pytanie, prawda Żałobna? — Kiwała energicznie, jakby porozumiewawczo łbem. — To super. Powodzenia w przyswajaniu wojowniczej wiedzy. — Pośpiesznie popchnęła nosem brązową kulkę i wróciła do porządkowania. Przez bark rzuciła jeszcze pożegnanie.
Klematisowa Łapa siedział tak chwilę, nie do końca wiedząc, co właśnie się odgwieździło. Zaraz jednak zaskoczenie przekuł w nieśmiałą radość.
— Cześć, Żałobna Pieśni. Znaczy. Dzień dobry. — poprawił się, otrzepując, aż tylne łapki oderwały się od ziemi. W milczeniu czekał na jakieś nowe zadanie. Aż łapy paliły go do działania.
< Żałobna Pieśni?>
[564 słów, Klemantisowa Łapa otrzymuje 5 punktów doświadczenia i 2 punkty treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz