tw krew
Łasiczka urodziła się w domu dwunożnych. Bardzo kochała bawić się ze swoim rodzeństwem. W końcu nadszedł czas oddania, trafiła do swoich ludzi! Bardzo się cieszyła, skakała, kręciła się w kółko. Na początku było bardzo dobrze, ale później było coś, co jej się nie podobało. By jej dwunożni zaczęli się nią interesować, zaczęła robić rzeczy fizjologiczne w domu. Dostawała za to lanie, niestety. W końcu po paru tygodniach życia z nimi wzięli ją do samochodu! Była to wielka frajda, myślała, że wzięli ją na spacer! Gdy byli już dalej zauważyła, że nie zna tego miejsca, dwunożni otworzyli drzwi, a Łasiczka wyszła i czekała na nich, ale oni nie wyszli, tylko odjechali. Łasiczka chciała ich dogonić, ale niestety była za małą na to i szybko się zmęczyła. Ze skulonym ogonkiem odeszła na nieznane jej jak dotąd tereny.
Wędrowała bardzo niezdarnie. Potykała się o rzeczy i przedmioty. Gałązka, która wydawała się być daleko, nagle uderzyła ją w nos albo i w żebra. Istniały też nierówności terenu. Czasami mierzyła za wysoko i narażała się na ukłucie w nos. Równie często mierzyła za nisko i boleśnie kuła się w łapy. Trafiały się przedmioty, które usuwały się pod nią, gdy na nie nadepnęła. Im dłużej szła, tym lepiej szła. Sama się przystosowywała. Uczyła się oceniać ruchy własnych mięśni, poznawać swoje fizyczne ograniczenia, oceniać odległości między przedmiotami i między przedmiotami a nim samym. Miała szczęście, które sprzyjało początkującym. Urodzona jako łowczyni (choć sama o tym nie wiedziała), niespodziewanie natchnęła się na zdobycz tuż przy wejściu do jakieś nory, podczas swojej wyprawy w świat. Czysty przypadek pokierował ją do sprytnie ukrytego gniazda pardwy. Wpadła do niego, mimo że próbowała iść wzdłuż pnia powalonej sosny. Spróchniała kora usunęła się spod jej łap i szczeniak z rozpaczliwym piskiem stoczył się z okrągłego pnia przez listowe krzaka prosto pomiędzy siedmioro piskląt pardwy. Narobiły zgiełku i najpierw Łasiczka się przestraszyła, ale potem dostrzegła, że są bardzo małe, i nabrała odwagi. Pisklęta poruszały się z piskiem. Położyła łapę na jednym z nich i doznała radości. Powąchała je i wzięła do pyska. Dziobnęło ją w jęzor w obronie własnej, a ona raptem doznała uczucia głodu. Zawarła szczęki i poczuła trzask kruchych kosteczek. Ciepła krew spłynęła jej do gardła. Miało dobry smak. To było mięso - inne niż dawali jej dwunożni, ale żywe i dlatego lepsze. Tak więc zjadła małą parawdę, a potem następną, aż pożarła cały wylęg. Na koniec oblizała wargi w taki sposób jak to robiła matka gdy była mała, zaczęła wyczołgiwać się z krzaka. Trafiła na upierzony wir powietrza. Oślepił ją impet rozjuszonych skrzydeł. Zalękła się, wsadziła łeb między łapy i skomlała. Ciosy przybierały na sile. Matka pardwa wpadła w taką furię, że Łasiczka się zezłościła. Wstała, warcząc i zaczęła bić łapami. Zatopiła zęby w jednym ze skrzydeł, ciągnęła ją mocno i szarpała, a pardwa odpowiadała jej potokiem uderzeń ze swojego wolnego skrzydła. To była jej pierwsza walka. Czuła podniecanie. Zapomniała o nieznanym. Nie bała się już niczego. Walczyła i szarpała żywą rzecz, która ją biła. W dodatku ta żywa rzecz okazała się mięsem. Owładnęła nią żądza zabijania. Właśnie zniszczyła małą żywą rzecz. Mogłaby teraz zniszczyć dużą żywą rzecz. Nie uświadomiła sobie szczęścia, ponieważ była zajęta i zadowolona. Drżała i triumfowała z radości na sposób dotąd nieznany, który przewyższał wszystko to, czego dotychczas zaznała.
[540 słów: Łasiczka otrzymuje 5PD]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz