aparycja
Poznajcie Gniewnego Misia, definicję misiowatego wkurwienia na oddychające obok psy.
charakter
Złoty Sierp wykształciła w potomstwie swoiste wartości i spowodowała, iż ukształtował się w nich konkretny kodeks moralny oraz pogląd na świat rzeczywisty, na społeczeństwo i wspólnotę klanową. Rygorystyczność, w jakiej wychowywał się Gniewny Miś, sprawiła, iż przywykł nie do jedynej dyscypliny, ale również pokorności względem osób hierarchicznie wyżej postawionych niż on sam — jako jednostka potrzebował lidera i tę właśnie funkcję pierwotnie pełniła Złoty Sierp. Nauki młodej samicy obejmowały liczne wyjaśnianie niegrzecznym, nierzadko opryskliwym szczeniętom, że każdy pies, którego spotkają na swojej drodze, nawet jeśli różniący się fizycznie, jest tak samo psem, jak oni, także wymagał jednakowego szacunku, jakim sami chcieli być darzeni. Fundamentalne zasady, które zostały przekazane z pokolenia na pokolenie, jednoznacznie propagowały dzielenie się wszelkim dobrem, jakiego dane nam było doświadczyć — tłuste zające znosić do obozu, nie odpuszczać rutynowego polowania na rzecz przyjemności, wykonywać polecenia i wywiązywać z przydzielonych zadań. Większość tego, co wpoiła mu matka, podobnie, jak to się miało z Rzodkiewką, zostało wyparte przez nowe przyzwyczajenia i nowe, a jednocześnie starodawne podejście jojczącego emeryta.
Nie do końca wiadomo, jak podchodzi do kłamstw i jak wykreowany został kodeks moralny jego dorosłej wersji. Czy jest zdolny do oszustwa? Jest. Czy robi to często? Sporadycznie. Czy brzydzi się kłamstwem? Tak. Na światło dzienne wychodzi wylewająca się wręcz hipokryzja, która, na dobrą sprawę, definiuje większość jego zachowań. Gniewny Miś to stary, pospolity hipokryta, prosty pies niedbający o swoje otoczenie. Nie okazuje wdzięczności, nie uważa, żeby był cokolwiek komukolwiek winny.
Gniewny Miś lubi siedzieć. Zwyczajnie, w bezruchu, siedzieć i obserwować, komentować na głos lub w duchu; lubi słuchać plotek, ale rzadko kiedy dokłada do nich swoje trzy grosze, jeśli nie świerzbi go język. Kolejny paradoks, ponieważ Gniewny sam w sobie uwielbia się kłócić, sprzeczać, przegadywać i awanturować i gotowy jest nie odpuszczać do momentu, w którym oponent, z wyczerpania i znużenia jego ślepą zawziętością, odpuści, dla świętego spokoju odchodząc albo, ku satysfakcji samca, niechętnie przyznając mu rację. Nie lubi dramatyzujących i najpewniej zabrzmi to optymistycznie, chociaż krzty optymizmu w nim nie ma, ale powtarza, że zawsze mogło być bardziej do dupy (czasami dodaje, iż poniektórzy, smarkaczu, mają gorzej).
Oceniając Gniewnego Misia w skali od zera do jedenastu, wystawiamy trzy z serduszkiem z uszami.
umiejętności
SZYBKOŚĆ
20
SIŁA
29
POZIOM MEDYCZNY
10
WITALNOŚĆ
34
ZRĘCZNOŚĆ
20
TRENING
zakończony
relacje
RODZINA
Kiedyś, Gniewny Miś, zapytany o swoją, spuściłby łeb w wyrazie poszanowania i pokory wobec siły, która zabrała jego syna do Coelum. „To nie w mojej gestii” — powtarzał uparcie. „Nie mnie decydować, które dusze odejdą wcześniej, a czyj czas nadejdzie później”. Pomimo burzliwych emocji kotłujących się gdzieś w głębi puchacza, zdawał sobie sprawę z przemijalności i godził z sądem istot wyższych niż on sam; był wówczas szczególnie wierzący, tak więc każdy poranek witał zapewnieniem, iż najdroższa mu mama ma się wspaniale tam, gdzie nie sięga jego wzrok — a mimo to nieustannie zadzierał go ku górze, jakby w nadziei, że między chmurami dojrzy pogodny pyszczek Złotego Sierpa. Jego rodzicielka odeszła w wieku względnie młodym, mając raptem sześćdziesiąt siedem księżyców, na równe trzydzieści po wydaniu na świat pierwszego miotu. Obszernie wyjaśniono już, jakie zasługi można przypisać matce Gniewnego Misia, toteż zgrabnie przeskoczmy do następnego członka, co jest znacznym niedopowiedzeniem, Gniewnej rodziny. Większość swojej aparycji miot zawdzięcza ojcowskim genom. Jabłoniowy Wschód zniknął równie prędko, co się pojawił i ledwo Złoty Sierp zaszła w ciążę, winowajcy nie było. Jedynym, co wiadomo na temat krnąbrnego samca, jest garstka informacji na temat jego osobowości, poglądów na świat, przynależności i identyfikacji; korzenie jego przodków są ściśle powiązane z Tenebris, niemniej jednak Jabłoniowa matka, chcąc wyrazić swoją niezachwianą niezależność i możliwość podejmowania samodzielnych, niekoniecznie dojrzałych decyzji, zupełnie niepostrzeżenie postawiła na szali swoją własną godność, wymieniając klan Ciemnych na Flumine — dokładnie tak, jak Dwunożni zmieniają skarpety (o ile zmieniają, bo spotyka się i takie ewenementy, które chodzą w jednych przez całe tygodnie). Wodni i ich konserwatywność sprawiła, iż dzieci Jabłoniowego i Złotej, nie dość, że domagające się aż fanatycznej równości, z pieczołowitością strzegły kodeksu wojownika, nie pozwalając nikomu na żadne obelgi kierowane ku Gwiezdnym. Miot przedziwnej, międzyklanowej mieszanki przypominał nieco niezdrową fuzję Stalina i Jana Pawła II, a Gniewny Miś wpasował się w ten schemat perfekcyjnie, w każdym calu przypominając matce odwagę jej ukochanego, którego kochała nieprzerwanie aż do końca swojego życia i chociaż przepadł jak wata cukrowa w kałuży, był dla niej bohaterem.
Na owy miot składał się komplet sześcioro puchatych szczeniąt o przenikliwym, oceniającym wzroku i dziedzicznie oschłym tonie. Byli to kolejno, odpowiednio do kolejności narodzin: rozsądny Roztropne Spojrzenie, idylliczna Sielskie Łapa, porywcza Burzowa Chmura, dobroduszny Słoneczna Struga, zdeterminowany Ośla Łapa i zrzędliwy Gniewny Niedźwiedź o imionach trafnie odwzorowujących ich charaktery (co, swoją drogą, uznano za błogosławieństwo Gwiezdnych). Miot zdawał się czymś w rodzaju igrzysk śmierci — chociaż mianowania dożyły wszystkie szczenięta, dwojgu nie udało się dokończyć treningu, a trzeci spośród rodzeństwa, Słoneczna Struga, zginął prędko po uzyskaniu wojowniczego imienia. Tragiczne wydarzenia przedzieliła następna śmierć — choroba Złotego Sierpa, którą zaraził się jej najstarszy spośród zmarłych syn. Gniewnego Misia nic nie trzymało w Tenebris, więc prędko pożegnał się z pozostałą częścią rodzeństwa i wybył w świat z nadzieją, że Gwiezdni choć raz spojrzą na niego z litością i wykrzeszą z siebie choć trochę więcej empatii.
MENTOR
Kurze Udko
UCZNIOWIE
—
PARTNER
Opuszczając obóz Tenebris, zabrał ze sobą jedną z tamtejszych suk. Rzodkiewkowa Rzodkiewka, wojowniczka piętnaście księżyców młodsza od Gniewnego Misia, nie wahała się ani chwili, kiedy samiec przyszedł do niej z propozycją pozostawienia dotychczasowego życia za plecami i rozpoczęcia nowego, z dala od wszelkich zobowiązań i ciążącego obowiązku dbania o ogół (ponieważ wówczas samiec zaczął dostrzegać fundamentalne wady kodeksu wpajanego mu przez matkę, mimo wciąż utrzymującej się wdzięczności za trudy włożone w odchowanie szóstki, na dobrą sprawę czwórki dzieciaków).
„— Czy to nie zdrada? — zapytała gdzieś wpół drogi do lasu, kiedy otrząsnęła się nieco z szoku i uspokoiła emocje. Podekscytowanie wciąż wybrzmiewało w jej głosie, co dla Gniewnego Misia było na swój sposób urocze. — Wiesz, klan traci dwóch wojowników.
Puchacz zadarł łeb ku górze, chociaż niebo było jeszcze jasne i pochmurne i nie widział na nim żadnych gwiazd. Bezgłośnie zwrócił się do swojej matki z prośbą o błogosławieństwo. I tą o litość. I z obietnicą. Wiedział, że Złoty Sierp nie pochwaliłaby pomysłu pozostawienia wspólnoty, najpewniej do ostatniej chwili zatrzymywałaby swojego syna, przeklinając go i wyklinając w imię Gwiezdnych. Ale zrozumiałaby — prędzej czy później.
— Nie, nie wydaje mi się — odpowiedział z nieznacznym zawahaniem, czując na sobie jej zmartwione spojrzenie. — W końcu zawsze mogliśmy uprowadzić szczenięta, my tylko…
— Uciekliśmy?
— Tak, jeśli chcesz to określać w ten sposób. — Parsknął”.
Od tamtej pory Gniewny Miś nie przejmował się więcej swoim klanem, oczarowany urokami wolności i niezależności. Samodzielnie polował na zwierzynę, a wszystko, co wpadło między jego łapy, trafiało do ich żołądków — nikt nie myślał nad podziałem, tylko jadł to, co upolował. Bez wyręczania się wzajemnie, bez wysługiwania najsprawniejszymi. Para żyła w swojej własnej idylli, utopijnej, sielankowej rzeczywistości, która zaczynała się na nowo z każdym wschodem słońca i kończyła w czasie zanikania gwiazdy za horyzontem. W czasie Pory Nowych Liści budowali zwierzętom legowiska i sporadycznie porywali ich młoda, Porą Zielonych Liści kąpali się w strumykach, w trakcie Pory Opadających Liści kolekcjonowali rdzawo-czerwone liście i żegnali zasypiającą przyrodę, a kiedy nadchodziła Pora Nagich Liści — wskakiwali prosto między zaspy, żeby odkopywać wspólnie wejście prowadzące do ich wspólnego, nieco prowizorycznego domostwa. Żyli skromnie, ale szczęśliwie.
„— Nie myślałeś nigdy o dzieciach?
Gniewny Miś zmrużył oczy i przechylił delikatnie głowę. Rzodkiewka nigdy wcześniej nie upominała się o potomstwo i samiec sądził, iż najzwyczajniej w świecie nie chciała go posiadać — nigdy by jej za to nie winił, ponieważ doskonale rozumiał, że ciąża to nie są przelewki, a odchowanie dzieci w ich warunkach, w szczególności zimą, stanowiłoby niemały kłopot. Jego partnerka nie wykluczała jednak ewentualności posiadania potomstwa.
— A chciałabyś, żebym myślał? — zapytał przekornie. Zadała najoczywistsze pytanie na świecie. Chciał mieć szczenięta, odkąd tylko pamiętał. Samica pokiwała łbem. — Jako uczeń często pomagałem w żłobku, uwielbiałem maluchy, zawsze marzyłem o swoich. Ale nie byłem pewny, czy podzielasz moje… pragnienia.
Rzodkiewkowa wydawała się zastanawiać, rozpatrywać coś w zaciszu własnych myśli.
— Zbyt długo zwlekamy. — Spojrzała ku strumykowi. — Minęło przeszło trzydzieści księżyców odkąd pozostawiliśmy Tenerbis. Czas na zmiany.
— Zmiany?
Gniewny Miś lubił powtarzać cudze słowa.
— Tak, Gniewny, zmiany — zaśmiała się jego ukochana. — Poradzimy sobie. Wzorowo. Teraz usiądźmy. — Wskazała łbem na najbliższy pień przewróconego drzewa. — Z czym kojarzą ci się dzieci?
Samiec nie zrozumiał, dlaczego zadano mu tego rodzaju pytanie.
— Szczenięta? Z ciepłem — odpowiedział prędko, wyrzucając z siebie pierwszą odpowiedź, która przyszła mu do głowy. — Z uczuciami, sielskością, trochę z chaosem. I z mamą”.
Niespełna dwa i pół księżyca później, kosztem zdrowia fizycznego Rzodkiewkowej, na świat przyszła niewielkich rozmiarów popiskująca kulka. Wymagający poród i liczne komplikacje wywołały niepożądaną reakcję u wycieńczonego organizmu młodej samicy. Odeszła w nocy pierwszego dnia Pory Nowych Liści w akompaniamencie żałosnego stukania kropel deszczu o podmokłą ziemię i szlochu swojego partnera.
POTOMSTWO
To wcale nie tak, że życie Gniewnego Misia było szczególnie nieudane. Można powiedzieć, iż się urodził i to wystarczająco wiele nieszczęścia jak na jednego psa, a jakby tego było mało, on nawet nie zaprzeczy, bo nie jest szczególnym fanem oddychania — ale nie jest aż tak źle. Fortuna kołem się toczy, raz bywa gorzej, raz, sporadycznie, trochę lepiej; nawet Gniewny Miś uświadczył miłości i zaznał szczęścia. Owo szczęście skończyło się pochowaniem Kurzego Udka.
Niezwykły Kamień był jedynym dzieckiem Gniewnego Misia i ostatnią pamiątką, która pozostała mu po ukochanej. Szczenię przyszło na świat w momencie, kiedy samiec był w wieku pięćdziesięciu trzech księżyców, prędko żegnając się z osłabioną porodem matką.
„Nienachalne promienie słońca smagały pyszczek szarobrązowego szczenięcia, wywołując donośną falę pomruków sprzeciwiających się oślepiającym smugom światła. Wyciągnął się na długość całego swojego leżyska, obrócił na plecach na jedną i drugą stronę, żeby finalnie unieść się prosto na zdrętwiałe łapki i rozejrzeć po pustym schronieniu. Gniewny Miś przyprowadził go tu dwa księżyce temu, kiedy powódź zalała ich dotychczasowy dobytek. Niezwykły Kamień odnajdywał problemy w określeniu, jakim ojcem był przypominający niedźwiedzia pies.
Pachniał polnymi kwiatami i zgniłym zającem, ale na to drugie przymykał oko.
— Niezwykły Kamień? — zwykł wołać u progu jego ojciec. Jego głos niósł się donośnie po całej norze, odbijając się echem od podmokłych ścian jaskini. Mówił, że przed zimą się stąd wyniosą, żeby nie zamarznąć na śmierć. Ironicznie, zważając na to, co miało nadejść. — Niezwykły Kamień! — ponawiał, nie słysząc odpowiedzi.
Nawoływany ziewnął przeciągle, zanim pozbierał myśli i wymruczał niepodobne do niczego słowa potwierdzenia.
— Gdzie byłeś, tato? — zagaił do wysokiego, puchatego kształtu. — Zniknąłeś na całe księżyce!
Gniewny Miś parsknął cicho.
— Całe księżyce — powtórzył, kiwając łbem z politowaniem w spojrzeniu. — Minął jeden poranek, a ja byłem na rybach, synu, i przyniosłem ci jedzenie, potrzebujesz masy na chłodne dni. Łap. — Z tymi słowami rzucił ku szczeniakowi dwa płocie. Niezwykły Kamień nie pochyliło się jednak, aby złapać w zęby ofiarę, ani w ogóle nie drgnęło. Widząc to, Gniewny Miś zapytał: — Dlaczego nie jesz? To twoje.
— Nie chcę, żebyś polował za nas dwóch — wydukało młode. — Chcę być taki jak ty! — dodał nieco śmielej.
Starszy samiec nigdy tego nie rozumiał. I Gwiezdni nie dali mu czasu na zrozumienie.”
Niezwykły Kamień całą swoją butę odziedziczył po Sójczym Świergocie i w ciągu następnych księżyców wyraźnie dawał we znaki, jak duże potrzeby samowystarczalności i chęci udowodnienia własnej wartości posiada w tym niewielkim ciałku. Był zawiedziony podejściem Gniewnego Misia, który nieustannie utrzymywał, iż kiedy tylko ostatnie śniegi stopnieją, zacznie go szkolić w dziedzinie polowania i rozprawiania się z nieżyjącą ofiarą. Gorączkowość dziecka puchatego niegdyś wojownika sprawiała, że czas oczekiwania na Porę Nowych Liści dłużył się w nieskończoność, wywołując u młodziaka przedziwne poczucie marnowania czasu, który mógł spędzić na kształceniu się — nie przemawiały do malucha usilne próby wytłumaczenia, iż część zwierząt wciąż hibernuje, a zaśnieżony las nie stanowi atrakcyjnego miejsca na urządzanie sobie próbnych polowań; Niezwykły Kamień, tak czy inaczej, chciał tego tu i teraz, bez względu na środki.
„Gniewny Miś nie mógł stracić następnego członka rodziny, pożegnawszy ich tak wielu. Raz za razem odmawiał synowi rozpoczęcia treningów i chociaż nie wywoływało to u niego znacznych wyrzutów sumienia, leżał mu na sercu zawód Kurzego, który ujawniał się zawsze, kiedy słyszał odmowę. Stał na rozdrożu — mógł albo zadbać o bezpieczeństwo dziecka, albo uczynić je jeszcze szczęśliwszym, niż wówczas było. Nijak nie dało się tego połączyć, a każda decyzja owocowała odwrotnymi sobie wzajemnie skutkami.
Wszyscy wiemy jednak, jak krnąbrne mogą być szczenięta i gdyby nieposłuszeństwo było dyscypliną olimpijską, Niezwykły Kamień zgarnęłoby wszystkie laury.
Zimowe popołudnie początkowo jawiło się w barwach szarej codzienności — zgodnie z rutyną, Gniewny Miś wyszedł na polowanie, jako że zapasy powoli stawały się coraz to szczuplejsze i marniejsze. Nigdy nie mówił, dokąd dokładnie idzie, więc nawet nie sądził, że jego dziecko będzie wiedziało, w którą stronę się pokierował. Niezwykły Kamień nie był jednak tak głupi, za jakiego mógł je brać ojciec. O brzasku, kiedy śnieg mienił się pomarańczowo-żółtymi barwami niebędącymi efektami obsikania go, maluch obserwował dźwigającego się na łapy Gniewnego, uprzednio czatując całą noc świadomy tego, iż był to jedyny sposób na przebudzenie się wcześniej od taty. Wydreptane w puchu ślady prowadziły je do ojca, nawet kiedy znikał z pola widzenia niewysokiego, pulchnego szczenięcia. Finalnie trafili nad potok, gdzie przez przeszło dwie godziny Gniewny Miś wyłapywał ryby, jedynym cudem unikając zamarznięcia. W międzyczasie wymrukiwał ciche słowa modlitwy, a Niezwykły Kamień z trudem powstrzymywał zbyt głośne oddechy. Mróz szczypał je w delikatne poduszki łapek.
Niedługo później, idąc wzdłuż rzeczki, dotarli do małego, na pierwszy rzut oka zupełnie zamarzniętego jeziorka otoczonego wysokimi zaspami dookoła. Gniewny Miś nie ośmielił się wejść dalej niż na oblodzony brzeg — ważył dużo i nie miał pewności, czy nie skąpie się w mroźnej wodzie, pozostawiając tym samym jedyne dziecko samemu sobie. Łowił ryby niczym najbardziej wprawiony rybak, chwytając w ostre kły te, które płynęły razem z prądem do stawu. Odkładał je na lód obok, więc szybko utworzyła się obok niego pokaźna kupka mięsa.
Poślizgnęła mu się łapa i wpadł w śnieg, uprzednio popychając swoje zdobycze na sam środek jeziora. Podniósł się ociężale już jako miś polarny, a nie brunatny. Wtem zorientował się, co wyrosło spod lodu i co stoi tuż obok jego ryb.
Gdyby był to drapieżnik, już pół biedy, bo pokrywa złamałaby się pod nim przy pierwszym lepszym kroku. Zresztą, Gniewny, chociaż żałowałby własnej pomyłki, nie pchałby się tam w celu odebrania swojej własności. «Umiejętność dzielenia się jest cnotą», wspominałby słowa matki. Drapieżnik jednak nie był drapieżnikiem, tylko jego dzieckiem.
— Niezwykły Kamieniu. — Zadrżał mu głos. — Nie ruszaj się.
Szczenię jednak nie zdawało się świadome niebezpieczeństwa czyhającego za rogiem. Wystarczył jeden ruch.
— Uratuję nasze ryby! — cieszył się. — Mówiłem ci, że dam radę, to nie była długa droga!
Gniewny Miś nie dbał o to, jak dziecko się tu znalazło. Nie mógł się ruszyć.
— Nie ruszaj się — powtórzył nieco głośniej, dla pewności. — Żadnych gwałtownych ruchów.
Malec złapał w zęby leżącą najbliżej rybę.
— Idę do ciebie! Mam nadzieję, że uda mi się zmieścić je wszystkie!
— Niezwykły Kamieniu!
Jedynym, co usłyszał, było skrzypnięcie załamującego się lodu i donośny plusk. Niezwykły Kamień nie wydał z siebie najcichszego pisku.”
ciekawostki
Jego ulubione powiedzenia licznie zawierają w sobie mocno niecenzuralne słowa i nierzadko uwzględniają pogardę wobec tych czasów.
Boi się kaczek i, ku ironii, kur, ponieważ za dzieciaka wtargnął na posesję hodującego owe ptaki Dwunożnego i chociaż uszedł z życiem, skończył porządnie poturbowany. Odtąd jego mentor wzbudzał w nim jeszcze większą obawę niż dotąd.
Ma problemy ze snem.
Orientacja seksualna Gniewnego Misia nie jest określona, ponieważ niedźwiedź uważa takie rzeczy za wymysły nowszych czasów. Swojego czasu słyszał tezę, jako że może być skrytym gejem, skoro nie ma partnerki ani potomstwa — plotka nie przypadła mu do gustu i cały następny księżyc tupał łapą i fukał na wszystkich.
Jednym z jego nawyków jest wystawianie języka w chwilach, kiedy ktoś się z nim przegaduje. Pozostałości po dzieciństwie.
Gdyby był człowiekiem, rozwiązywałby zbyt wiele krzyżówek, miał zbyt wiele koszul i pił zbyt wiele herbaty, poza tym skrycie oglądałby teleturnieje i opery mydlane, przełączając je na mecze za każdym razem, kiedy ktoś wchodziłby do pokoju.
Nie lubi swojego odbicia w jeziorze, więc stara się w nie nie patrzeć. Uważa, że wygląda zbyt niemęsko, chociaż nigdy nie powiedział tego na głos.
Imię jego dziecka jest właściwie bezzasadne i nikt do końca nie wie, dlaczego, po pierwsze, brzmiało tak absurdalnie, ani, po drugie, już na starcie, bez ceregieli, nadano mu dwuczłonowe miano. Nikt z Tenebris nie wie o istnieniu (właściwie już nieistnieniu) Kurzego Udka i Gniewny Miś nie uwzględnia w swoich planach dzielenia się tą historią.
Mimo swojego powrotu do Tenebris nie utrzymuje kontaktu z rodzeństwem — na dobrą sprawę Gniewny nie wie, gdzie podziewają się przez większość dnia. Nie rozmawiają ze sobą, jedynie mierzą wolnymi od emocji spojrzeniami.
dodatkowe informacje
AUTOR CYTATU
Frank Gallagher [„Shameless”]
KONTO DISCORD
Brak, NPC. Autor: arve#1887
ŹRÓDŁO ZDJĘCIA
OSTRZEŻENIA
0/3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz