Gorąc bił od chodnika na tyle, że biały samiec miał już dość tej wędrówki. Kroki swe kierował do parku, jednak tenże obiekt znajdował się on kilka póz słońca od ich chwilowego obozowiska w opuszczonym budynku — a on nie był dalej niż w połowie drogi. Zerknął na słońce, górowało w zenicie. Zmęczony kilkugodzinną wędrówką, wszedł w rozwidlenie głównej ulicy i od razu poczuł woń gryzonia.
— Nic się nie stanie, jak się posilę... — wymamrotał pod nosem — I tak mam zamiar wrócić z czymś lepszym niż zatęchły i żylasty szczur.
Od razu dostrzegł czające się w kącie szczura, który niewinnie zjadał jakieś resztki. Już był gotowy do skoku, kiedy ogromna skrzynia Dwunożnych zaszumiała mu za uszami. Posłała chwilowy, ale ogromny podmuch wiatru, który spłoszył zwierzaka, posyłając w jego stronę zapach czającego się samca. Pies cicho warknął i ruszył w głąb ulicy, do momentu, kiedy nie usłyszał szczeknięcia obcego psa. Na ten głos zatrzymał się na pięcie i zmrużył ślepia, doszukując się ewentualnego przeciwnika. W momencie, kiedy wyraźniej usłyszał głos i dojrzał postać, rozluźnił mięśnie. Miedziano futra suka wydawała się zmęczona, dokładnie tak samo, jak on. Czuł to w jej głosie i widział w ruchach — dzięki czemu nie zaklasyfikował jej do bezpośredniego niebezpieczeństwa.
— Mój szczur — upomniała się zachłannie i ruszyła w jego kierunku, dobrze go jeszcze zapewne nie widząc. Sam w tej odległości ledwie dostrzegł jej pysk.
— Co? — warknął głośniej, by ta na pewno go usłyszała.
— Mój szczur — po chwili jednak dodała zdenerwowanym głosem — Spłoszyłeś go.
Samiec ocenił jej możliwości bojowe i gdy samica zdała je pozytywnie, zaczął iść wolnym krokiem w jej stronę. Suka nerwowo zerknęła w jego stronę, najwidoczniej nadal pewna swych słów. Altere westchnął i spojrzał się za siebie, wodząc nozdrzami za ulatniającą się wonią ohydnego zwierzęcia.
— Wybacz, najwidoczniej pobiegliśmy za tym samym szczurem.
Gdy przez niemałą chwilę trwała cisza, pies westchnął, zerknąwszy wcześniej na coś, co mignęło mu przed oczyma za krępą sylwetką suki. Może jakiś gryzoń.
— Miastowa...? — zapytał, chcąc się dowiedzieć czy gdzieś przynależy i od razu wręcz uciął swą wypowiedź — A zresztą, czy to ważne? Żyjąc choćby chwilę w mieście i jedząc, te ochłapy, już mamy w sobie cząstkę włóczęgów.
— Zapewne coś w tych słowach jest — odparła, zadzierając nieufnie wzrok. Altere czuł, jak samica jest do niego zdystansowana i z podziwem zauważył, że są jeszcze normalne psy, zachowujące zasady życia w lesie. W pewnym momencie uniosła tylną łapę, a ciężar przeniosła na trzy pozostałe. Nie wiedział, czy było to spowodowane brakiem czarnego pazura u podniesionej łapy, czy po prostu zmęczeniem jakie jawiło się na jej obliczu. — Jestem Alter — przedstawił się dość grzecznie jak na swe zwyczajne maniery i poczekał na reakcje samicy. Jeszcze długa droga przed nim i nie miał nic przeciwko dodatkowemu towarzystwu, w szczególności, że pies przed nim może znać miasto i pomóc mu w szukaniu lokalizacji pod nowy teren jego sfory.
<Rysa?>
[590 słów: Altere otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz