13 października 2019

Od Altera "Pomocna łapa" [przygoda #2]

O ile otwarcie oczu nie stanowiło dla Altere problemu, to już rozpoznanie swojego położenia, jak i stojącego nad nim zwierzęcia już tak. Nie miał ochoty i siły wykonać jakiegokolwiek ruchu, nie mówiąc już o wstawaniu z dość wygodnej pozy. Wczoraj zapuścił się dalej niż zwykle a przez dziwne zachowanie Dwunogich, próbujących go złapać, stracił orientacje, gdzie się znajduje. Miał nadzieję, że jego towarzysze nie zaczną się martwić o niego, bo prędzej czy później znajdzie drogę powrotną.
- Rusz się, pchlarzu - miauknął, dzięki czemu owczarek rozpoznał w nieznajomej istocie kota - Tu lepiej nie zostawać.
Pręgowane zwierzę wpatrywało się w niego zielonymi oczami, w których samiec nie mógł dostrzec żadnych uczuć nie będących smutkiem. Altere przewrócił oczyma, kpiąc po cichu z kocura, który nie wydawał się przestraszony tym, że zaczepia cztery razy większego od siebie psa. Gdy nie wykonał żadnego ruchu, ów nieznajomy wyciągnął łapę i lekko, lecz skutecznie, pacnął zastępce lidera w nos. Pies automatycznie odsunął łeb po uderzeniu a wargi lekko się podniosły, ukazując szereg białych zębów.
- Wstawaj, pokażę ci coś.
Zaskoczony zawziętością kota jak i jego brakiem strachu, otworzył lekko pysk i zmieszany od razu spróbował wstać. Coś musiało być na rzeczy, że ten ledwo ruszający się szkielet ryzykował swoje życie, chcąc coś od niego. Gdy stanął na czterech łapach, wychudzona kupa futra kiwnęła łbem z aprobatą.
- Jesteś silniejszy niż myślałem - stwierdził po chwili zadowolony i rzucił szybko w stronę Altere - Chodź za mną, proszę.
- Powiesz mi, o co chodzi? - zapytał trochę zaciekawiony całą tą sytuacją.
- Jeszcze nie teraz. Ale podążaj za mną, błagam.
Pies westchnął wyraźnie niezadowolony i ruszył za kotem, włócząc łapami. Podniósł wzrok i dokładniej przyjrzał się zwierzęciu, którego szare, pręgowane futro rzuciło mu się wpierw w oczy. Dość szybkimi krokami przebywał każdy odcinek drogi, chcąc zapewne jak najszybciej doprowadzić psa do miejsca docelowego. Oprócz zielonych ślepi posiadał jeszcze dość długi lecz cienki ogon, którym wywijał w powietrzu słabe kółka.
Oboje z każdą chwilą coraz bardziej zagłębiali się w tętniące życiem miasto, aż w końcu stanęli przed ulicą skręcającą prostopadle do głównej drogi. Kot spojrzał się wpierw na trochę znudzonego Altere a potem skierował swe spojrzenie ku owej drodze.
- Przepędzisz tamtego psa?
Owczarek zmrużył oczy, by choćby dostrzec w oddali zarys siedzącego wilczura.
- Po co? - jęknął zmęczony paradoksem całej tej sytuacji.
Nie dość, że tracił czas, który mógłby przeznaczyć na szukanie drogi powrotnej, to musiał jeszcze się wysilać.
- Idź, a się przekonasz - powiedział z nadzieją w głosie - Błagam, zrób to, bo ja nie mam żadnych szans.
Altere zmarszczył brwi w zdziwieniu pomieszanej ze złością i ruszył leniwym krokiem w stronę ulicy pełnej kontenerów na odpady Dwunogich. Objął wszystko czujnym wzrokiem i dopiero gdy jego łapa wdepnęła w coś lepkiego, zdał sobie sprawę, co tu się tak naprawdę stało. Zaskoczony kałużą krwi jak i martwym truchłem jakiegoś kota w rogu sprawiło, że aż odwrócił z obrzydzenia wzrok. Głowa istoty ledwo trzymała się przy kręgosłupie, nie mówiąc już o stanie reszty ciała które wręcz ociekało osoczem zwierzęcia. Zdziwiony podszedł bliżej do psa, który okazał się być nikim innym jak miastowym kundlem jakich wielu.
- Co robisz? - zapytał z udawaną ciekawością.
Samiec obrócił się w jego stronę i uśmiechnął się cierpko, ukazując szereg żółtych kłów.
- Czekam na obiad.
- Gdzie on jest? Dają tu jakieś resztki?
- Nie. Stań na tylnych łapach i sam zobacz.
Coś w tym psie nie pasowało Altere. I jego liczne blizny i ton głosu budził wątpliwości co do ogólnej oceny wilczura. Wykonał w końcu to, co polecił mu wilczur i gdy tylko dojrzał to, co znajdowało się na klapie metalowego pudła, jego serce zadrżało kilkakrotnie. Dopiero teraz skojarzył fakty, dopasował kilka rzeczy i szybko zdecydował, co zrobi za kilka sekund.
- Co, masz ochotę na jednego? Pomóż mi, to się podzielę. Jest ich czwórka, to starczy po równo dla mnie i dla ciebie - powiedział chrapliwym głosem i wydał z siebie jakby charknięcie.
Altere przeniósł na niego wzrok pełen zimnej nienawiści.
- Co, wiek już ci nie dopisuje?
- Aż tak stary nie jestem... Umierać jeszcze nie planuje - powiedział i otrząsnął łeb - No, do roboty. Jestem głodny.
- Naprawdę...? - warknął biały owczarek ze narastającą złością i rzucił się na nic nieświadomego psa.
Nie miał żadnych oporów w zabiciu samca, stare kości zaatakowanego zwierzęcia nie zdążyły odpowiednio szybko zareagować, co spowodowało natychmiastową śmierć psa. Altere stał jeszcze przez chwilę nad zwłokami, z których jeszcze czuć było ciepło ale napawał się nimi z nieukrywaną radością. W końcu obrócił się w stronę kontenera i wspiął się na jego klapę.
- Nie bójcie się, dobrze? Zaniosę was do tatusia... - powiedział cicho w stronę czwórki wpatrujących się w niego zielonych ślepi.
- A gdzie jest nasza mama? - zapytał najbardziej odważny z rodzeństwa, wychodząc krok w przód w stronę zastępcy lidera Bezgwiezdnych.
- Mama? Wiecie... - samiec machnął lekko ogonem, czując jak ten zaczyna mimowolnie drżeć - Tata wam powie. A teraz chodźcie, nie mam dużo czasu. Nie bójcie się mnie...
Nie wiedział, czy kocięta można brać za skórę na karku tak jak i psie szczenięta, ale postanowił zaryzykować. Podszedł w stronę jednego, jednak tamto wręcz wbiło się w chropowatą ścianę.
- Jesteś... psem! Tamten chciał nas zabić! A ty mówisz nam nieprawdę! Myślisz, że nie widziałem, co się stało z tatusiem?! Kłamiesz nas! Nasz tata nie żyje! - wręcz wypłakał te słowa rudy kociak a reszta pokiwała łebkami, cicho coś mamrocząc.
Altere zdał sobie sprawę, że to musiała być nie ich matka, lecz rodziciel. Ale kim w takim razie był tamten kot, który go zawołał by mu pomóc, ryzykując własne życie?
- Mam jednak zawołać tamtego kota...?
Kocięta zgodnie pokiwały łebkami a Altere czuł drżenie ich małych ciałek.
- Dobrze, zrobię jak mówicie... Jeśli poczujecie się lepiej.
Obrócił się ostatni raz w ich stronę, po czym zeskoczył z kontenera i puścił się biegiem na koniec ulicy. Co ten pies chciał z nimi zrobić? Jak odważny musiał być kot, chcąc uratować nieswoje dzieci?
- Kocięta są na zielonym kontenerze - rzucił mijając zwierzaka i nie zatrzymując się obok niego, biegł dalej i po chwili, słysząc wołania, znacznie przyśpieszył.
Zmęczony podniósł wzrok i rozpoznał tereny, którymi kilka dni temu przebiegał. Uśmiechnął się, pocieszony dzisiejszymi wydarzeniami i ruszył w stronę swego klanu, z nadzieją na lepsze jutro.
[Altere otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia i 4 Punkty Umiejętności do szybkości]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz