5 stycznia 2020

Od Onyksa CD Leonisa

Głód w zimę jest najgorszy. Ciężej znaleźć jakikolwiek posiłek, gdy postanowisz zapolować na coś w lesie, przypadkiem możesz natknąć się na kogoś agresywnego albo trafić na czyjeś tereny i zostać wziętym za wroga. W mieście nie jest bezpieczniej, bezpańskie psy jak ja często trafiają do ciasnych klatek, za samo istnienie, a szukamy tylko jedzenia, czy coś w tym złego?
Poszedłem do miasta, gdy tylko wstałem. Wałęsałem się po ulicach zaśnieżonego miasta, jak zawsze ci Duzi nie zwracali na mnie uwagi, a ci Mali uważnie mi się przyglądali. Kiedyś któryś chciał mnie pogłaskać, odsuwałem się na bok, a jego ręka szybko zostaje zabrana przez Dużego. Starałem się wyczuć coś do jedzenia, jednak w takich chłodnych dniach nikt nie je na zewnątrz i wszyscy chowają się w budynkach, gdzie zima ich nie sięga, a ja niestety nie potrafię przechodzić przez ściany. Szedłem przed siebie bardzo długo, w nadziei, że zaraz coś wyczuje i stało się to, gdy słońce było świeciło wysoko na niebie. Wyczułem mięso, ruszyłem w stronę ciemnej uliczki, w której śmierdziało szczurami, ale nie na tyle mocno, by zatuszować zapach jedzenia. Starając się nie zgubić woni, wszedłem do jakiegoś starego budynku bez drzwi. W środku śmierdziało odchodami i stęchlizną, ale dalej wyczuwałem jedzenie. Kiedy wszedłem do pomieszczenia, w którym zapach unosił się najmocniej, zobaczyłem pod ścianą leżącego człowieka. Wokół niego leżała masa butelek, papierków i innych śmieci, a przed sobą miał talerz z niedojedzonym jedzeniem. Mężczyzna spał, dlatego bardzo powoli kroczyłem w jego stronę. Nie chciałem go obudzić, dlatego wydawało mi się, że idę do jedzenia przez wieczność. Kiedy wreszcie przyczołgałem się na tyle blisko, że mogłem chapnąć mięso, człowiek się obudził. W ostatniej chwili złapałem całą zawartość miski i się wycofałem. Usłyszałem z tyłu krzyk, potem hałas rozbijanej butelki i po chwili coś mnie ukuło w bok. Tylko na moment odwróciłem łeb, aby zobaczyć, że Dwunożny nie wstał, tylko rzucił butelką, która rozbiła się o ścianę, a jej kawałek mnie drasnął.
Wybiegłem z budynku i zatrzymałem się na ulicy. Rozejrzałem się, nikt mnie nie gonił, jednak wolałem pójść gdzieś dalej. W końcu zatrzymałem się przy moście, gdzie spożyłem mięso. Był to kawałek wieprzowiny, prawie surowej, ale nie zepsutej. Nie chciałem wiedzieć skąd ten człowiek to miał, przez chwilę nawet myślałem, by tego nie jeść, z tego względu, gdzie to znalazłem, ale głód był silniejszy.
Po posileniu się, przeszedłem się wzdłuż miasta, by wrócić na most i przejść do lasu. Miałem zamiar się tylko przejść, aby mój nos odpoczął od tego ohydnego zapachu miasta, nie sądziłem, że na zwykłym spacerze ktoś postanowi na mnie wpaść.
Zmierzyłem obcego, kolorowego psa od łap do łeb i uważnie mu się przyjrzałem. Nie wyglądał na takiego, który cię w każdej chwili może zaatakować, chociaż pozory mogą mylić. Na wspomnienie o ranie, poczułem lekkie pieczenie na boku. Mógłbym to zignorować, ale czy powinienem? Wątpiłem, by butelka, którą dostałem, była czysta, tym bardziej, że śmierdziało w tym pomieszczeniu dość intensywnie. W sumie to nawet byłem zmuszony skorzystać z jego usługi, ponieważ w moim klanie chwilowo nie było żadnego medyka, a chodzenie po innych terenach w poszukiwaniu takowego, nie wydaje się dobrym pomysłem, a do Dwunożnych nawet nie pomyślę zajść.
- Zgoda – powiedziałem po krótkiej chwili.
- Potrzebuje rumianku, jest w mojej norze, chodź – pies się odwrócił i zaczął się kierować do swojego lokum. Po chwili ruszyłem zanim, ciągle się zastanawiając, czy nie lepiej ranę obłożyć śniegiem i poczekać, aż sama się zagoi. Miałem ochotę zapytać się, z jakiego jest klanu, ale zrezygnowałem. Lepiej myśleć, że ktoś obcy ci pomógł, niż wiedzieć, że pomógł ci twój wróg.
Drogę przeszliśmy w ciszy. Oboje nie spuszczaliśmy z siebie wzroku. Jego nora nie była daleko, zaprosił mnie do środka i zaraz zaczął szukać potrzebnej mu rośliny. Ja zostałem bardziej przy wejście, tak na wypadek. W końcu samiec wrócił, trzymając w pyskach rumianek. Zaczął go mielić w pysku, siedziałem i cierpliwie czekałem, aż w końcu przygotowaną "maść" rozłożył na mojej ranie. Trochę piekło, ale nic po sobie nie dałem znać.
- Tak właściwie, jak się nazywasz? - zapytałem z ciekawości.
<Leonis?>
[665 słów: Onyks otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz