- Onyks – z namysłu wyrwał mnie głos Rysy. Spojrzałem na nią, a na zwróciła uwagę na szczeniaka, który wyszedł z torby i małymi kroczkami szedł przed siebie. Przez krótki moment biegł i wylądował na pysku, zaraz się jednak podniósł i powtórzył naukę chodzenia. Łapki śmiesznie plątały się pod nim, a jego brzuszek praktycznie dotykał ziemi. Ciekawe, czy my wyglądaliśmy podobnie, jako szczenięta. Rysa po chwili wstała i podeszła do malucha, trącając go nosem, aby zawrócił, kiedy oddalił się na dość dużą odległość.
- Bardzo ładnie – pochwaliłem małego, kiedy ten położył się tuż przede mną. Popatrzył na mnie swoimi małymi czarnymi oczkami i przewrócił się na plecy.
- Więc co teraz z nim zrobimy, jeśli stracił matkę? - zapytała suczka, siadając obok mnie. Znowu przez chwilę milczałem, zastanawiając się. Informacja nie była pewna, była tylko punktem zaczepienia, wskazówką, od której mogliśmy zacząć (nie sądziłem, że jako lider klanu będę miał taki problem ze szczeniakiem). Najpierw należało się upewnić, że matka nie żyła, jeśli tak, odnaleźć ojca lub innego krewnego, a jeśli i to nie pomoże, należało się nim zająć.
- Robi się późno. Zabierzmy małego do domu i prześpijmy się z tym – zaproponowałem. Rysa zgodziła się, nachyliła się nad szczeniakiem i delikatnie go chwyciła za kark, wsadzając do torebki. Ugryzłem rączkę torby i ją podniosłem. Wróciliśmy do opuszczonego budynku, który prawdopodobnie będzie należał już do nas. Tam Rysa zrobiła wygodne posłanie dla malucha, który usnął po kilku minutach. Rysa posiedziała z nim chwilę, a kiedy miała już pewność, że maluch śpi, zostawiła go samego i zeszła na dół. Leżałem przy misce z wodą, zastanawiając się nad jutrzejszym dniem.
- Myślisz, że w tym lesie jest jego ojciec? - usłyszałem pytanie samicy, gdy ta weszła do pokoju. Podniosłem łeb, by na nią spojrzeć. Ta podeszła do zbiornika z wodą i napiła się.
- Mam nadzieję, jeśli szczeniak nie ma żadnych krewnych, będziemy musieli się nim zająć – przyznałem, chociaż miałem nadzieję, że nie będę musiał tego robić. Co innego bronić takiego członka klanu, a co innego wychować jak własne szczenie.
- Ja się nim zajmę, lubię szczenięta – przyznała siadając obok. Delikatnie się uśmiechnąłem, czyli jak coś, wyjście awaryjne mamy. Teraz tylko znaleźć te główne.
- Jutro pójdę do lasu – poinformowałem ją, na co ta spojrzała na mnie lekko zdziwiona.
- A jeśli spotkasz wroga?
- Sam nie wiem. Z jednej strony sam bym sobie nie uwierzył w te historię, z drugiej gdybym wziął małego, może by ktoś go rozpoznał, albo był by w niebezpieczeństwie – zacząłem wymieniać potencjalne scenariusze jutrzejszego dnia. - Wtedy ty być z nim została, a ja bym poszedł do lasu. Może miałbym szczęście.
- Albo wróciłbyś z masą ran – przytaknąłem jej, nie wiadomo co mnie tam spotka.
- No cóż, w mieście już raczej niczego nie znajdziemy – wstałem. - Pójdziemy jutro nad rzekę, może ktoś inny będzie miał lepszy pomysł – przyznałem. Chciałbym już teraz pójść w nasze bezpieczne miejsce, jednak nie miałem pewności, czy takiemu maluchowi nie będzie przeszkadzać chłód i twarda ziemia.
<Rysa?>
[617 słów: Onyks otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz