24 marca 2020

Od Rysy CD Onyksa

- Co ty na to, żebyśmy najpierw spróbowali porozmawiać z innymi psami? Wiem, że już wcześniej szukałeś matki, ale może teraz, bliżej wieczora, będzie tu więcej psów? - zasugerowała miedzianowłosa. Nie napotkała sprzeciwu ze strony lidera, więc ruszyła rozglądać się po rynku. Dwunożnych było już mniej niż koło południa. Kilku przechadzało się powoli wzdłuż sklepów, inni siedzieli w restauracjach, brak było jednak tłumów. Liczyła, że ci wszyscy włóczędzy ruszą teraz na poszukiwanie ludzkich odpadków pozostawionych na placu.
Chodzili w te i we wte, zaglądając w różne alejki i skrytki, ale nie napotykali prawie nikogo. Młody samiec, który się z nimi zetknął, warknął wściekle i nie odpowiedział nawet na zadanie mu pytanie, całkowicie koncentrując się na swojej imitacji prawdziwego pożywienia, czyli połówce hotdoga leżącej na chodniku. Starsza suczka uśmiechnęła się do nich przepraszająco i stwierdziła, że nie wie, czyje to dziecko, ale maluch jest absolutnie uroczy, po czym odeszła w swoją stronę. To byli wszyscy.
Porozmawiali z dwoma psami i wciąż byli w martwym punkcie. Rysa westchnęła i oblizała łapę. Cały dzień zszedł im... na czym właściwie? Mieli szukać nowego miejsca na obóz Flumine. Skończyli szukając mamy czekoladowej kulki.
- Może chodźmy napić się wody z fontanny? Mały po tym posiłku pewnie też jest spragniony. Zbierzemy myśli i zdecydujemy, co dalej.
Onyks przytaknął. Torebka ze szczeniakiem musiała już ciążyć mu w pysku, mimo wszystko nie chciał przekazać jej Iris. Niósł dzieciaka wszędzie, gdzie szli, bez narzekania. Widziała, że zaangażował się w całą sprawę.
Oboje napili się wody. Suczka nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo chciało jej się pić. Pomogła białowłosemu podsadzić malucha i przytrzymała go, żeby nie wpadł do wody. Gdyby się przemoczył, mógłby się rozchorować. Była Pora Zielonych Liści, ale wieczory nadal bywały chłodne. Zimny wiatr przeczesujący mokrą sierść to nic przyjemnego, a kiedy jest się szczenięciem, odporność organizmu wcale nie jest oczywistością.
Nagle na skraju fontanny zauważyła kanapkę pozostawioną przez małego Dwunoga. Powiedziała Onyksowi, żeby pilnował dziecka, a sama pobiegła szybko zabrać pożywienie. Nie pachniało jak najlepszy posiłek w jej życiu, jednak teraz liczył się każdy kęs. Postanowiła zabrać je do klanu, bo nie wiedziała, ile przyniosła reszta wojowników.
Wróciła do przywódcy, a ten nosem wskazał jej uliczkę. Nigdy wcześniej jej tam nie zauważyła, podejrzewała, że ma to jakiś związek z nową restauracją Dwunożnych. Pewnego dnia zaczęli remontować budynek, a jakiś czas później zaczęła z niego dobiegać smakowita woń. Logika podpowiadała sama.
- Idziemy? W sumie nie zaszkodzi spróbować.
Uliczka w rzeczywistości okazała się być ślepym zaułkiem. Onyks z Rysą i szczeniakiem stali naprzeciwko ściany, o którą oparty był duży pojemnik na odpady. Po prawej stronie znajdowały się tylne drzwi restauracji, zza których wyczuć można było mnóstwo zachęcających zapachów.
Z kosza dobiegł dziwny odgłos, a chwilę później wynurzył się z niego wychudzony kocur. Syknął i nastroszył sierść, omiatając wzrokiem wojowników.
- Wynoście się stąd, sierściuchy! To moje jedzenie... Jeśli zaraz stąd nie pójdziecie, sam was przegonię. - wysunął pazur i syknął, próbując ich odstraszyć. Nie wychodziło mu to zbyt dobrze, nawet jeśli tak bardzo chciał zgrywać odważnego.
- Założymy się? - miedzianowłosa położyła kanapkę na ziemi i wyszczerzyła kły. Była już zmęczona i sfrustrowała poszukiwaniami bez efektów, a ten kot musiał się tu napatoczyć. - Daj spokój, pchlarzu, nie dasz rady z nami dwoma.
- Czekaj, Rysa. Może on coś wie. - szepnął pies, po czym zwrócił się do kota. - Nie szukamy jedzenia, mamy swoje. Chcemy tylko informacji. Znasz może matkę tego szczeniaka?
- Nie zadaję się z takimi kundlami jak wy! - urwał na chwilę i łakomym wzrokiem spojrzał na bułkę leżącą u stóp suki. - Zresztą, dlaczego miałbym wam mówić?
- Bo jeśli nie powiesz, to zaraz nie będziesz miał już jak. - mruknęła pod nosem, tym razem na tyle cicho, żeby nie wcinać się w rozmowę. Skoro lider wolał załatwić to pokojowo, nie miała nic do gadania. Miała tylko nadzieję, że ten szaleniec nie rzuci się na nich z pazurami.
- Nie jesteśmy sprzymierzeńcami, wiem to. Ale ten maluch był sam w domu, wygłodzony i samotny. Nie chcemy go tam zostawiać. Możemy się dogadać. - lider przesunął w swoją stronę bułkę z szynką. - Jedzenie za informacje? W tym twoim koszu i tak nie ma za wiele jedzenia.
- Skąd wiesz? - fuknął, jednak po chwili otrzepał się i nieco rozluźnił mięśnie. Chyba głód wygrał wreszcie w nim nierówną walkę ze sceptycyzmem. - Umowa stoi, ale niech twoja koleżanka przestanie szczerzyć na mnie kły. Nie ufam wam.
- Lepiej? - Rysa westchnęła i posłała kocurowi wymuszony uśmiech.
Kot zeskoczył zgrabnie z pojemnika na śmieci, lądując wygodnie na czterech patykowatych łapach.
- Jak mówiłem, nie trzymam się z pchlarzami. - obwąchał szczeniaka, a ten skulił się przestraszony. - Za to o jego matce wiem sporo. Kto nie wie? Tylko samotnicy. Część psich włóczęgów trzyma się razem. A kiedy oni paplają, słyszy całe miasto. Wystarczy posłuchać. Gdzie go znaleźliście?
- W starym domu niedaleko sklepu z mięsem. Wiesz, gdzie możemy znaleźć jego matkę?
- Prędzej jej truchło. - prychnął i rozejrzał się dookoła. - Na co jej to było, tego nawet Dwunogi nie mogą wiedzieć. Łaziła pod las raz i drugi, w końcu przyszła z brzuchem. Potem urodził się młody, a ona... trzeba było siedzieć w mieście, nawet wśród tych potworów jest bezpieczniej niż tam.
- Chodziła do lasu? Skąd wiesz, że... nie żyje?
- Potwierdzenia nie mam, kości nie widziałem, ale każdy w tym mieście wie jedno: jeśli ktoś nie wraca z lasu, to raczej nie z własnej woli. Gorzka prawda. - przeciągnął się i zaczął wylizywać swoją sierść. - No, miło się rozmawiało, ale na darmo tyle nie gadałem. Dawaj. - porwał kanapkę sprzed łap Onyksa i zaczął się nią zajadać.
<Onyks?>
[900 słów: Rysa otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz