- Nieźle się urządziłeś – skomentował, kiedy zaczął przeglądać swój magazyn z ziołami. Ja tylko siedziałem i starałem się nie zwracać uwagę na pieczenie. Przy okazji dalej się zastanawiałem, czemu musiałem być takim idiotą. Co sprawiło, że to zrobiłem. - Nawłoć ci powinna pomóc – powiedział, wyciągając żółty kwiat, który bardziej przypominał cienkie łodyżki oblepione jakimś żółtym mchem. Leonis zaczął ją żuć, a następnie wtarł ją w mój pysk. Dziwnie pachniała, ale nie miałem zamiaru narzekać. W dalszym ciągu byłem okropnie zażenowany cała tą sytuacją, więc kiedy skończył nakładać okład, położyłem się. - Właśnie, lepiej się prześpij. Za kilka dni wszystko ci zejdzie – powiedział odsuwając się ode mnie. Mruknąłem coś niezrozumiałego, po czym wstałem i podszedłem pod ścianę. Tam się położyłem i zamknąłem oczy.
Obudziło mnie dziwny hałas, który na początku chciałem zignorować, ale stawał się coraz bardziej denerwujący, a do tego doszedł dziwny zapach. W końcu zmusiłem się do otworzenia oczu. Przejechałem językiem po pysku, spałem na tyle długo, że wysypka mi zeszła, za co byłem wdzięczny Leonisowi. Gdy usłyszałem czyjeś kroki, nastroszyłem uszy. Powoli się podniosłem i rozejrzałem po jaskini. Było ciemno, ale dostrzegłem błyszczące się ślepia drugiego psa, leżące przy drugiej ścianie. Medyk także słyszał dziwny hałas, podniósł się i spojrzał w stronę wyjścia. Odgłos kroków był coraz bliżej, do tego doszedł czyjś oddech. Ktoś się zbliżał, czyżby drugi pies? Jeśli to ktoś z klanu Qiuntus? Nastawiłem się do ataku, ale kompletnie nie spodziewałem się tego, co mnie zaatakuje. Chociaż było ciemno, rozpoznałem kocie oczy i te spiczaste uszy. To był ryś, który właśnie wpadł do jaskini i zaatakował pierwszego z brzegu, czyli mnie. Zaczęliśmy się gryźć i taczać po ziemi. Wróg zaczął mnie gryźć po szyi, zacząłem go kopać i drapać w brzuch, gryząc w pysk. Na pomoc przyszedł drugi mieszkaniec tej jaskini. Leonis dziabnął jego krótki ogon, na co ten mnie puścił i skoczył na niego. Nasza dwójka walczyła z rysiem, który był bardziej przygotowany do walki. Gryzł nas głównie po szyjach, czasem próbował łapać za łapy, by za to atakowaliśmy go we wszystko, co się dało. Nie chciał odpuścić. Rzucał się na mnie, na medyka i na odwrót. W końcu rzucił Leonisem w stronę wyjścia. Stanąłem między nim, a rysiem. Zacząłem na niego warczeć. Wróg był mojej wielkości, ale wydawał się, jakby czekał na tę walkę kilkanaście tygodni i nie marnował tego czasu na siedzenie. Zacząłem się cofać, ponieważ poprzednia zaczęła mi okropnie doskwierać, nie chciałem nawet przechylać głowy i sprawdzić, czy na nowo nie jest otwarta. Lekko kulejąc odsuwałem się do tyłu, aż nie natrafiłem na podnoszącego się medyka. Samiec nie chciał się poddać i oddać swojej jaskini, a widocznie na tym zależało na rysiu, ponieważ zaczął nas z niej wyganiać. Leonis ponownie skoczył na wroga, udając mu się przedostać na jego grzbiet i wgryzając się w jego kark. Podbiegłem do nich i przewaliłem wroga na ziemie, gryząc mu łapy.
W końcu ranny i poniżony ryś wybiegł z jaskini, zostawiając nas rannych. Dyszeliśmy zmęczeni. Usiadłem na drugim boku, aby nie ruszać nogi. Spojrzałem na towarzysza, który wyglądał nie lepiej niż ja.
<Leonis?>
[665 słów: Onyks otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz