Pisk wybudził Wilczego ze zmęczenia, którym był spętany od rana. Człapiące dotąd leniwie łapy zastygły w bezruchu a uszy psa ruszyły się mimowolnie, jakby szukając potwierdzenia usłyszanego dźwięku. Pies rzucił się z miejsca w kierunku płaczliwego odgłosu, który łudząco przypominał ten szczenięcy - przebiegł całą przecznicę na ukos i skręcił w wąską uliczkę, która zanurzona była w cieniu głośnych straganów Dwunogich.
Wpierw ujrzał martwego psa, leżącego niemalże na końcu ulicy. Doszedł do truchła, krzywiąc przy tym swe zazwyczaj chłodne oblicze - smród był nie do zniesienia i wchodził w nozdrza, szczypiąc je. Muchy lepiły się do ciemnych i zamglonych ślepi samicy a jej białawe futro było niekiedy naznaczone czerwonymi, dość świeżymi szramami.
Wpierw ujrzał martwego psa, leżącego niemalże na końcu ulicy. Doszedł do truchła, krzywiąc przy tym swe zazwyczaj chłodne oblicze - smród był nie do zniesienia i wchodził w nozdrza, szczypiąc je. Muchy lepiły się do ciemnych i zamglonych ślepi samicy a jej białawe futro było niekiedy naznaczone czerwonymi, dość świeżymi szramami.
— Na gwiezdnych... — wymamrotał samiec, czując jak wzbiera w nim obrzydzenie i zniżył łeb, chcąc okazać trochę szacunku ciału — Biegaj wraz z Gwiezdnymi, Nieznajoma.
Tylko czy martwi mogą piszczeć? Basior rozejrzał się wokoło i odskoczył wystraszony, kiedy suka się poruszyła. A raczej jej mała część, która w ciągu jednej chwili odlepiła się od jej klatki piersiowej.
Tylko czy martwi mogą piszczeć? Basior rozejrzał się wokoło i odskoczył wystraszony, kiedy suka się poruszyła. A raczej jej mała część, która w ciągu jednej chwili odlepiła się od jej klatki piersiowej.
— Moja mama nie ma tak na imię. Nazywa się Lily. — cichy głosik przebił się przez szum miasta i trafił prosto do uszu przerażonego sytuacją psa — Kim są Gwiezdni?
— Co ty tu robisz? — samiec zbliżył się o krok do leżącego szczeniaka, u którego widać było żebra.
— Czekam, aż mama się obudzi i pójdziemy w końcu coś zjeść — odpowiedział i posłał psu słaby uśmiech — Nie budź jej, bo wczoraj walczyła z kundlem, który chciał mnie zjeść. Może dzisiaj dłużej pospać i odpocząć.
Wilczy czuje, jak łapy pod nim drżą. Jak z łba umykają wszystkie znane słowa i jak wszystko wokół niego traci zwyczajowe barwy. Przez chwilę nie rusza się, aby potem podnieść wysoko łeb do góry i z cichym jękiem podejść do pieska.
Wilczy czuje, jak łapy pod nim drżą. Jak z łba umykają wszystkie znane słowa i jak wszystko wokół niego traci zwyczajowe barwy. Przez chwilę nie rusza się, aby potem podnieść wysoko łeb do góry i z cichym jękiem podejść do pieska.
— Ona nie żyje — powiedział twardo i bez chwili zastanowienia chwycił szczenię za skórę na karku — A ja cię tutaj samemu, na kolejną śmierć, nie zostawię.
Droga do dziwnie pachnącego człowieka wyjątkowo mu się dłużyła - zabrałby go do medyczki Flumine, ale nie mógł. W klanie za dużo psów głodowało, aby teraz samiec bez słowa przyprowadził bezdomnego samczyka. Szczeniak przestał się wiercić i płakać w momencie, kiedy zabrakło mu już na to sił. Wilczy nigdy by nie pomyślał, że szukając ziół dla Różanej, odnajdzie matkę, która broniła swego szczeniaka do ostatniego wdechu. Modlił się do Gwiezdnych, o ile w ogóle go słuchają, aby obdarowali go taką samą odwagą i zawziętością jaką miała rodzicielka szczeniaka. Gdy dotarł, przeszedł pod witrynę z zielonym krzyżem i niewyraźnym konturem kilku zwierząt, kładąc pakunek pod chłodną ścianą.
Droga do dziwnie pachnącego człowieka wyjątkowo mu się dłużyła - zabrałby go do medyczki Flumine, ale nie mógł. W klanie za dużo psów głodowało, aby teraz samiec bez słowa przyprowadził bezdomnego samczyka. Szczeniak przestał się wiercić i płakać w momencie, kiedy zabrakło mu już na to sił. Wilczy nigdy by nie pomyślał, że szukając ziół dla Różanej, odnajdzie matkę, która broniła swego szczeniaka do ostatniego wdechu. Modlił się do Gwiezdnych, o ile w ogóle go słuchają, aby obdarowali go taką samą odwagą i zawziętością jaką miała rodzicielka szczeniaka. Gdy dotarł, przeszedł pod witrynę z zielonym krzyżem i niewyraźnym konturem kilku zwierząt, kładąc pakunek pod chłodną ścianą.
— Przepraszam — wyszeptał i pozwolił, aby szczenię przez kilka sekund siedziało nieruchomo tuż pod jego gardłem — Nie chcę cię tu zostawiać, ale nie mogę cię wziąć ze sobą.
— Czemu? Jesteś taki ciepły.
— Jestem psem żyjącym w klanie, wiesz? Nie jestem sługą Dwunogich — samiec przejechał swym grubym jęzorem po szczenięcej twarzyczce — Wziąłbym cię do siebie, nauczył polować i pokazałbym ci, jak żyć dziko i bez zobowiązań wobec Bezwłosych. Gdyby członkowie mojej sfory mieliby z tobą jakikolwiek problem, powiedziałbym, że jesteś moim synem. Ale nie mogę tego zrobić, choć bym bardzo chciał.
— Bo jestem za słaby?
— Bo my umieramy z głodu, piesku — gdy Wilczy wypowiedział te słowa, głos mu zachrypł — I nie chcę, abyś ty też umarł, jeśli nam się nie uda przetrwać. U ludzi masz szansę zdobyć swojego człowieka, który otoczy cię troskliwą opieką. Przynajmniej przez pewien czas.
Wilczy nie chciał mu mówić, jak okrutni bywają ludzie. Jak porzucają w lesie stare psy, które służyły im latami - patrole łowieckie wiele razy napotykały cuchnące szkielety, pokryte cienką warstwą gnijącej skóry i sznurów spod łap Dwunogich. Najgorsze jednak były chwile, w których ich młodziaki zaczynały dręczyć czy ścigać psy - ciężko było uciec od ich krzyków straszących zwierzynę i dziwnych przedmiotów, wielokrotnie rzucanych w czworonogi i czyniących rany. Przez chwilę pies siedział pod ścianą nieruchomo z mglistym spojrzeniem i dopiero mały gest szczeniaka wybudził go z niemego letargu. Psiak stanął na czterech łapach i podniósł łebek w górę, chcąc spojrzeć mu w ślepia. Wilczy był w stanie dostrzec, jak ciałko małego drży.
Wilczy nie chciał mu mówić, jak okrutni bywają ludzie. Jak porzucają w lesie stare psy, które służyły im latami - patrole łowieckie wiele razy napotykały cuchnące szkielety, pokryte cienką warstwą gnijącej skóry i sznurów spod łap Dwunogich. Najgorsze jednak były chwile, w których ich młodziaki zaczynały dręczyć czy ścigać psy - ciężko było uciec od ich krzyków straszących zwierzynę i dziwnych przedmiotów, wielokrotnie rzucanych w czworonogi i czyniących rany. Przez chwilę pies siedział pod ścianą nieruchomo z mglistym spojrzeniem i dopiero mały gest szczeniaka wybudził go z niemego letargu. Psiak stanął na czterech łapach i podniósł łebek w górę, chcąc spojrzeć mu w ślepia. Wilczy był w stanie dostrzec, jak ciałko małego drży.
— Gdy będę duży, to dołączę do klanu — powiedział z pewnością, którą pokazał w swych jasnych i dziwnie błyszczących się oczętach — Przyjmiesz mnie wtedy?
— Oczywiście — wymamrotał, starając się utrzymać kontakt wzrokowy z psiakiem i zachować przy tym neutralny wyraz pyska — Na mnie już pora.
Wilczy wstał, przeciągnął się i dotknął nosem ciepławego już Cienia.
Wilczy wstał, przeciągnął się i dotknął nosem ciepławego już Cienia.
— Czekaj!
Małe ciałko zerwało się spod ściany w ciągu kilku sekund
Małe ciałko zerwało się spod ściany w ciągu kilku sekund
— O co chodzi?
— Jak masz na imię? Skoro mam dołączyć do twojego klanu, muszę wiedzieć, jak masz na imię!
— Nazywam się Wilczy Pysk — odpowiedział, czując gule w gardle i uśmiechnął się blado — Do zobaczenia, Cieniu.
Odszedł w stronę parku, nie odwracając się za szczenięciem ani razu. Nie potrafił tego uczynić, choć ze wszystkich sił chciał choć jeszcze raz spojrzeć na małego, który zdążył poniekąd zdobyć jego sympatię. Gorący asfalt drażnił jego łapy, jakby próbując jeszcze bardziej pogorszyć obecną sytuację. Miał wrażenie, że zostawiając go u Dwunogich, wydał na niego nieodwracalny wyrok.
Odszedł w stronę parku, nie odwracając się za szczenięciem ani razu. Nie potrafił tego uczynić, choć ze wszystkich sił chciał choć jeszcze raz spojrzeć na małego, który zdążył poniekąd zdobyć jego sympatię. Gorący asfalt drażnił jego łapy, jakby próbując jeszcze bardziej pogorszyć obecną sytuację. Miał wrażenie, że zostawiając go u Dwunogich, wydał na niego nieodwracalny wyrok.
[Wilczy Pysk otrzymuje 30 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz