29 listopada 2020

Od Szramy

Przez ostatni dzień niebo było porośnięte grubą pierzyną ciemnego, gęsiego pierza, a wieczór przyniósł deszcz. Ciężkie krople opadały na pręgowany łeb Szramy, gdy tylko postanowiła go wystawić ze swojej tymczasowej kryjówki pod jakimś miejscem, gdzie Dwunożni lubili siadać. Chłód przedzierał się pod krótki podszerstek suki, powodując jej drżenie. Nie mogła jednak czekać, aż przestanie padać. Kto wie kiedy ta pogoda minie?
Polegając na światłach z Gwiazd Wskazujących Drogę, Szrama przemykała sprężystym truchtem wzdłuż zieleńszej części Miasta. Czuła jak igiełki rozbijają się na jej sierści, jedynie wzmacniając pręgowanie. A Dwunożni? Zdaje się, że mieli więcej rozumu, chowając się przed ulewą. Jedynie ich Potwory mknęły drogą grzmotu, nic nie robiąc sobie z rozbryzgiwania brudnych kałuż. Może właśnie dlatego bezgwiezdna trzymała się przeciwległej strony twardej drogi Dwunożnych...
Zapachy wydawały jej się zatarte, jak zeszłoroczny śnieg, gdy wszystkie klany mieszkały jeszcze w Lesie. Ach, cichy las, pełen zwierzyny i jodłowego zapachu. Nawet tam było więcej przestrzeni do rozprostowania łap, a biedne poduszeczki nie krwawiły tak często jak na tej twardej ziemi. Szrama delikatnie zeszła ze swojego toru, by nie ścierać pazurów, tym samym brudząc je błotnistą ziemią. Biedna, otumaniona chwilą spokoju zbliżyła się do drogi grzmotu, gdy omijała kolejną kałużę.
Wtem zza zakrętu wyłonił się wyjący, biały potwór. Rzucał to niebieskie, to czerwone światła tworząc wokół siebie długie cienie. Sunia momentalnie skuliła się od tego przeraźliwego wrzasku. Co gorsze to było coraz bliżej. Nie wiedząc co zrobić, Pręgowana obróciła się wokół własnej osi i pognała ile sił w łapach gdzieś na przekór swojemu zmysłowi, prosto przez drogę grzmotu. Słyszała kolejne ryki potworów, które z piskiem zatrzymywały się, tak jak wtedy, gdy zaatakowały jej brata.
Gdy zwolniła była już daleko. Powoli przestawało padać. Gdyby nie światło Miasta zapewne mogłaby dostrzec gwiazdy. Ale gdzie była? Tego nie wiedziała.
Teren przybrał zieleń jej dawnego domu, jednak trawa była tu dużo krótsza. Każdy kolejny krok Szramy stawał się coraz krótszy, aż w końcu stanęła, dysząc ciężko z wywieszonym językiem. Potrzebowała tylko chwilę odpoczynku, ale na próżno go szukać w obcym miejscu.
— Niech to — szepnęła pod nosem.
Zaczęła się rozglądać po tym rozległym terenie. Nie było tu śladu po Dwunożnych poza jakimiś pozostałościami szeleszczących elementów. Gdy bezgwiezdna podeszła je powąchać poczuła zwietrzały zapach czegoś, co mogło być teoretycznie jadalne. Różowym językiem liznęła szeleszczące coś, zaraz się odsuwając. Słone. Cóż, ale to odkrycie w niczym nie pomogło jej określić, gdzie jest.
Węsząc po błocie i pojedynczych źdźbłach trawy, krążyła po polanie, aż wreszcie do jej nozdrzy dotarła znana woń. By lepiej ją poczuć, otworzyła pyszczek. Tak, to była Industria. Położyła po sobie uszy. Była w dość słabym położeniu, zgubiona i do tego co najmniej blisko wrogiego klanu, wrogiego dawniej, bo przecież już nie była w Ventus. Powinna liczyć na niezauważenie, czy też szukać wymówki? Na pewno walka nie wchodziła w grę.
Choć Szrama była wysoka to kompletnie bezsilna wobec innych psów. Przecież opuściła klan, gdy jeszcze się szkoliła. Poza tym przemoc nie zawsze była dobrym rozwiązaniem. Zawsze jest inne wyjście, nawet jeśli miałaby to być ucieczka, a akurat w tym była świetna. Przecież zgubiła Wyjącego Potwora, prawda?
[507 słów: Szrama otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz