Przysiadł po prawej stronie. Wiedział, że nie od razu go dostrzeże. Wiedział też, jak bardzo tego nienawidzi. I właśnie dlatego to robił. Podchodził z prawej, zawsze z prawej i obserwował siatkę blizn. Na chwilę zawieszał wzrok na szarym, niesprawnym oku i czekał, aż dotrze do niej obca woń. Miał przy tym chłodny, obojętny wyraz pyska. Przypadkowy świadek tej sceny mógł pomyśleć, że obserwuje samicę bez zainteresowania, ewentualnie przypadkiem zawiesił na niej wzrok, ale wcale tak nie było. Czekał, aż sama go dostrzeże. Czasem orientowała się szybciej, czasem wolniej. Był cierpliwy w tym przypadku. Wiedział, że bardziej ją to zirytuje.
— Czego chcesz — warknęła, obracając się tak, by widział lewą stronę.
Podniósł się i z bezczelnym uśmieszkiem okrążał samicę, zmuszając ją do ciągłego ruchu, jeśli chciała zatrzymać go z dala od oparzonej połowy, co robiła. Bawiło go to.
— Ruszaj swój bezużyteczny zad. Dzisiaj to ja zostałem niańką niesprawnej karykatury wojownika, jaką sobą reprezentujesz. Mamy wspólny patrol. — Przeciągnął się.
— Moje ślepe oko jest bardziej użyteczne niż każda część ciebie razem wzięta — syknęła.
Parsknął tylko. Lubił ją drażnić. Czerpał satysfakcję z jej złości i śmiał się z jej wściekłego powarkiwania. Przestał zaganiać ją, chwilowo przystając po lewej stronie i ruszył naprzód.
— Tylko się nie ociągaj. Nie chce mi się oglądać za ślepą sierotą, która ledwo może za mną nadążyć — rzucił, nawet na nią nie patrząc.
— Dupek.
Uśmiechnął się pod nosem. Miał tego dnia wyjątkowo dobry humor, a więc i jego dokazywanie było znacznie weselsze. Przynajmniej z jego punktu widzenia. Złośliwy uśmieszek utrzymywał się na jego pysku, kiedy spokojnym krokiem przemierzali zaśnieżone okolice. Więcej uwagi przywiązywał do przeczesywania wzrokiem prawej strony, której jego towarzyszka widzieć nie mogła z przyczyn wiadomych. Starał się zachowywać przy tym pewną dyskrecję, ale kiedy już to zauważała, przybierał bezczelny uśmiech numer osiem i rzucał komentarz w stylu: „ktoś musi obserwować też drugą stronę, nie?”. Zawsze fukała przy tym, że poradziłaby sobie i bez niego, ale zlewał ją krótkim, sarkastycznym potakiwaniem. Prowokowanie Mlecznego Oka było chyba jego ulubioną rozrywką.
Pora Nagich Drzew tego roku była mroźniejsza, niż każda, którą dotychczas poznał. Śnieg padał niemal bezustannie. Jeżeli jednego dnia przestawał, przez kolejnych kilka nocy nie pozwalał zapomnieć o swoim istnieniu. Przedzieranie się przez puch było o tyle trudne, że sięgał im mniej więcej do brzuchów. Droga ta męczyła dużo bardziej, aniżeli gdyby pokonywali ją wiosną, latem czy jesienią. Miało to swoje plusy, chociażby przy polowaniu, ale także minusy, właśnie przy patrolach. W niektórych miejscach niemożliwym było zwyczajnie przejście, musieli przeskakiwać niczym zające.
— Widziałeś to? — spytała w pewnej chwili, zatrzymując się.
— Drzewo? Owszem. W odróżnieniu od ciebie mam sprawny wzrok. Nie chciałbym ostudzić twojego zapału, ale rośnie tu od pokoleń. — Mimo wszystko także przystanął i spojrzał w kierunku czegoś, co zaniepokoiło Mleczną.
— Jesteś nieznośnym bucem!
— Oj już się tak nie denerwuj. Złość piękności szkodzi, a jak oboje wiemy, niewiele ci jej zostało — odparł niemalże automatycznie, w międzyczasie wypatrując potencjalnego zagrożenia.
To ją zawsze ruszało najbardziej i doskonale o tym wiedział. Spodziewał się tego, że ruszy na niego z zamiarem przepchnięcia go w zaspę, ewentualnie zamordowania za wszystko, czego się od niego nasłuchała. Z początku udawał, że nie widzi, że leci w jego kierunku, ale kiedy była wystarczająco blisko, odskoczył. Był zwinniejszy od niej. Suka nie wyhamowała i z impetem wpadła w śnieżną górkę, która zaczęła się na nią zawalać. Parsknął śmiechem.
<Mleczne Oko? Hi darling>
[548 słów: Nocna Furia otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz