To zawsze wyglądało tak samo. Gdzieś w głębi, zapewne czuła, że to nie dzieje się naprawdę. Ta świadomość nigdy nie dawała rady wyjść na powierzchnię.
Najpierw jest scena. Zawsze bezdźwięczna. Słońce razi ją, musi zmrużyć oczy, by coś dostrzec. Czas powoli przyśpiesza. On wychodzi na ulicę, taki spokojny i pewny, że nic mu nie może się stać. Jej łapy działają szybciej, niż głowa.
Z całym impetem w niego wbiega, przepycha, a sama upada. Dopiero wtedy, pojawiają się dźwięki. Ma zamknięte oczy, teraz żałowała, że je zamknęła. Słyszy huk i pisk, ale nic jej nie uderza. Wstaje i widzi jak dym z dwóch zderzonych bestii. Chce odejść, bo w koszmarach zawsze ma nadzieję. I wtedy ostatni potwór próbuje zwolnić. Jest ślisko, myśli, co ty robisz? Nie dasz rady, jest ślisko. Daje radę wstać, zanim coś nie spadnie z grzbietu potwora. Jest tak głośno.
A potem czuje szczypanie. Bo na początku to było szczypanie. A potem, nagle, ból. Jakby wsadziła pysk w ogień. Próbuje nie krzyczeć, ale nie udaje jej się zagryźć języka. Gdzieś tam pojawia się myśl, że może łzy ugaszą ten ogień, ale to się nie dzieje. Wszystko staje się tylko gorsze. Czuje wszystko. Nie jest w stanie myśleć. Niech przestanie. Błaga, niech tylko przestanie bolec.
Iskra! Iskra! Ktoś wołał jej imię.
— Iskra. — Podskoczyła, czując łapę na swoim karku. — To ja.
— Jasne Serce — westchnęła. Tyle razy prosiła go, żeby nie mówił do niej starym imieniem. Nie była już Iskrzącą Duszą, tylko Mlecznym Okiem. Powinna je doceniać, wiedziała o tym W tym samym czasie, on wiedział, że nie znosiła go całym sercem. Szanował jej prośbę i przy innych nigdy nie zdarzyło mu się przejęzyczyć. Jednak, gdy przebywali w swoim małym gronie, trzymał się Iskry.
— Znowu miałaś ten koszmar? — zapytał, chociaż doskonale znał odpowiedź.
— Nie koszmar, wspomnienie — poprawiła go, wstając i otrzepując futro. Chociaż sama nazywała to koszmarem, nie lubiła, gdy on to robił. Zadrżała, czując zimny podmuch powietrza na odsłoniętej skórze. Niegdyś zima jej tak nie przeszkadzała. Miała swoje plusy, jak również minusy. Teraz drżała, gdy śnieg spadł na jej pysk, czując dokładnie każdy z nich.
— Koszmarne wspomnienie. — To miał być żart, ale wyszedł płasko. Mimo to uśmiechnęła się, by nie psuć mu humoru. — Coś się dzieje?
— Posiłek by cię ominął.
— Dzięki — powiedziała, przeciągając się szybko.
— Pamiętaj, że Ciemny Kieł prosiła, żebyś przyszła dziś do niej na kontrolę.
— Czy ty ominąłeś moment, gdy przestałam być szczeniakiem? — zapytała, z kpiną w jej głosie.
— Przyzwyczajenie. — Uśmiechnął się i przepuścił ją w drzwiach.
Oczywiście, że pamiętała o wizycie u Medyka. Miała zamiar pójść po zachodzie słońca. Nie potrafiła zapomnieć, nieważne jak bardzo chciała. Jej pół pyska paliło, gdy uderzał zbyt chłodny podmuch. Ponoć wszystko zagoiło się w porządku. Nie była w stanie potwierdzić prawdziwości słów Ciemnego Kła — dla niej wszystko było tak samo bolesne jak wczoraj, jeśli przypadkiem dotknęła skóry.
Nie chciała pić ziół po wybudzeniu, ale wytrzymała bez nich dzień. Na tyle długo, by przeżyć świadomie zmianę imienia. Wtedy wszystko paliło. Każdy oddech, każda chwila sprawiała, że miała ochotę wydrapać sobie skórę, bo wtedy może by przestało.
Przez dziewięć dni niemal się nie ruszała, wiecznie otumaniona i ciężka na łapach. W jakimś cudownym momencie świadomości zdecydowała, że wystarczy. Minęło kolejne dziewięć i była w stanie wstawać, oddychać i żyć. I każdego dnia czuła się dokładnie tak samo.
Udało jej się ominąć niezręcznych konwersacji przez cały posiłek, mając Jasne Serce po swojej prawej stronie. Czuła jego zapach tuż obok i słyszała głos, gdy śmiał się z innymi członkami.
— Kochaniutka — zwrócił się do niej, więc odwróciła łeb, by znalazł się w jej polu widzenia. Ciągle musiała o tym pamiętać. — Porozmawiaj dziś z babcią.
— Tak wiem, wiem. — Machnęła na niego łapą. Złoty Kwiat. Spały w jednym pomieszczeniu, a jednak od czasu… wypadku, prawie jej nie widywała.
Jasne Serce uśmiechnął się do niej i wstał. Zaraz zapewne ruszy do zadania, które mu przydzielono i nie zobaczy go do zmroku, może dłużej.
— Myślałam, żeby niedługo pójść do miasta — powiedziała szeptem, jakby to miało coś dać. Jakby te wszystkie psy naprawdę nie mogły jej usłyszeć.
— Naprawdę? — Nie potrafiła czytać jego ekspresji tak dobrze, jakby chciała. — Uważaj na siebie. — Pokiwała łbem.
Kiedy jej prawa strona stała się odsłonięta, straciła apetyt. Wymusiła w siebie parę gryzów przed odejściem. Tym razem naprawdę to zrobi. Pójdzie, zobaczy bestie i nie ucieknie od ich krzyków. Nie udało jej się okłamać nawet samej siebie.
Wiedziała, że Złoty Kwiat powinna siedzieć w ruinach, dlatego właśnie jak najszybciej z nich wyszła. Jeżeli będą jej potrzebować, znajdą ją. Liczyła, że będą.
Oczywiście, znalazł ją on. Przeklęła samą siebie, że nie wyczuła go wcześniej. Zawsze śmierdział tak samo. Czuła ten zapach w koszmarach, zaraz przed tym jak słyszała dźwięk hamującej bestii.
Powstrzymywała się, mniej więcej, przed głupimi odzywkami. Jasne Oko lepiej ją przecież wychował. Bądź spokojna, bądź honorowa, bądź odważna. Nie nazywaj psów kurwami, nawet jeśli na to zasługują. Każda sekunda przebywania przy Nocnej Furii była sekundą, gdzie walczyła ze sobą, by nie nazwać go skurwiałym chujem.
A mimo to, gdy zobaczyła coś niepokojącego, stara się go zatrzymać. Zawsze to robił. Popychał. Ciągał. Robił wszystko, byle tylko doprowadzić ją do stanu wkurzenia. Nie mogła z nim walczyć, był w końcu członkiem jej klanu, ale czasem miała po ochotę zedrzeć ten uśmieszek z pyska. Debil. Zresztą ona nie lepsza, że dała się głupio podejść.
— Przestań być bezmyślnym durniem i użyj tych swoich spaczonych mięśni do czegoś — warknęła. Nic by się nie stało, jakby wbiła pazury w jego nos, aż poleje się krew, prawda? — Sprawdź, co tam jest.
— To chyba niezbyt honorowe, co? — zapytał, kiedy ona otrzepywała się ze śniegu. Pysk znowu ją palił, ale zagryzła język, by nie syknąć.
— Coś się poruszyło pomiędzy drzewami. Ale skoro ty jesteś zbyt wielkim tchórzem, by chociaż ruszyć swój zapchany zad, to chociaż pilnuj tyłów.
— Zdecydowanie lepsza opcja niż patrzenie na twój pysk.
Nie można mordować członków klanu, nie można mordować członków klanu, nie można mor…
— Ślady — powiedziała do siebie.
— Co? — Niemal podskoczyła. Jej słuch powinien chyba się polepszyć, ale tak nie było. Przyczepi mu dzwonek, by nie mógł tak jej podchodzić.
— Miałeś czekać — syknęła. Przepchnęła się obok niego, by znów znalazł się po jej lewej stronie. Zanim zdążył być głupim sobą i znowu zacząć ją męczyć, wskazała na śnieg.
— Nie nasze — stwierdził, po przystawieniu nosa do ziemi.
— Brawo. — Przewróciła oczami. — Rusz się, idziemy to sprawdzić.
<Nocna Furio? Gnoju?>
[1042 słowa: Mleczne Oko otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz