Od pamiętnej ceremonii minęło już trochę czasu, a wciąż chodziłem zestresowany, jakbym za chwilę miał zostać mianowany. A przecież już zostałem pełnoprawnym wojownikiem. Świadomość ta nie dochodziła do mnie, omijała mnie szerokim łukiem, pozostawiając jedynie uczucie, iż to wszystko nie jest realne. Irysowe Serce była ze mnie dumna; po ceremonii wysłuchiwałem jej pochwał oraz ważnych uwag, przydatnych mi do dalszego życia. Czułem się jak szczeniak, jak nowo narodzony szczeniak, który stawiała pierwsze kroki w nieznanym świecie.
Moim pierwszym zadaniem, jako wojownika, było sprawdzenie granic i oznaczenie ich ponownie. Nie sprawiło mi to żadnego problemu — bardzo lubiłem to zajęcie. Było o wiele lepsze od polowań, przy których musiałeś się dużo na siłować, by złapać coś wystarczającego dla klanu. Tak to mogłem pozwolić sobie na przemyślenia dotyczących mojego dzieciństwa oraz późniejszego życia. Na samą myśl o przyszłości przeszedł mnie dreszcz.
Na pierwszy cel obrałem okolice parku, ponieważ z mojego położenia najszybciej można było się tam dostać. I mówiąc szczerze, było to również jedno z moich ulubionych miejsc ze względu na panującą tam atmosferę. Teraz gdy biały puch sypał w oczy, a widoczność była ograniczona, pojawiało się tam znacznie mniej Dwunożnych. Westchnąłem na samą myśl o tym, iż może nadarzyć się okazja na samotne spacerowanie po parku.
Przeszedłem między drzewami, chcąc ominąć miejsca najczęściej zajmowane przez Dwunogów i znalazłem się w zaśnieżonym parku. Pod moimi łapami słychać było tylko głośne chrupanie — podobny odgłos do tego, gdy gryzie się kości.
Obejrzałem się uważnie, aby sprawdzić, czy w pobliżu nie znajduje się obcy pies i kiedy stwierdziłem, że jestem tutaj całkiem sam z gołębiami oraz innym ptactwem, zająłem się oznaczaniem granic na nowo. Nie wiem, kto ostatnio był na zwiadach, ale nie odwalił porządnej roboty — miałem wrażenie, iż nie było tutaj nikogo od długiego czasu, a przecież granice oznacza się stosunkowo często.
— Och, cześć — przywitałem się z małym ptaszkiem, którego do tej pory nie zauważałem, a najwidoczniej obserwował mnie od jakiegoś czasu. — Zgubiłeś się? — Uśmiechnąłem się delikatnie i zrobiłem krok w stronę ptaszka. Nawet nie drgnął. — Jest całkiem zimno, wracaj do mamy.
Spróbowałem podejść do zwierzątka jeszcze bliżej, lecz wtedy ktoś mi przerwał, wyskakując zza drzewa. Ptaszek wystraszony wbił się w powietrze i zniknął w chmurze białego puchu. Uniosłem wzrok smutny, bojąc się, że małe stworzonko nie nauczyło się jeszcze dostatecznie latać.
— Oj, to ty. — Pies zamachnął się ogonem i usiadł w śniegu tuż przede mną.
Zaskoczony odskoczyłem do tyłu, mając wrażenie, że pierwszy raz widzę tego osobnika. Suczkę jednak widziałem już wcześnie, wprawdzie przelotnie, ale widziałem. Była z mojego klanu.
— Przepraszam, wystraszyłam cię? — Przekrzywiła głowę, a jej oczy zdawały się zabłysnąć.
— Nie, nie! — Potrząsnąłem nerwowo głową. — Nie, nie! Nic się nie stało! — Jeszcze chwila, a serce wyskoczy mi na zewnątrz. — Przepraszam, ale znam cię tylko z widzenia, mogłabyś się przedstawić? — zapytałem ciszej.
Suczka uśmiechnęła się do mnie ciepło, podobnie, jak robiła to Irysowe Serce. Poczułem się odrobinę spokojniejszy.
— Słoneczny Pysk. — Wstała i zbliżyła się do mnie. Miałem wrażenie, że zbyt blisko, jednak powstrzymałem się przed chęcią ucieczki. — Ja natomiast ciebie kojarzę troszkę bardziej. Ty jesteś tym psem, który ostatnio przeszedł ceremonię?
Nie powinienem być zaskoczony, w końcu podczas mojej ceremonii zgromadził się cały klan.
— Tak, tak. — Pokiwałem łbem. — Opalowy Promyk, miło mi cię poznać. — Uśmiechnąłem się krzywo, co pewnie było wynikiem stresu oraz mojej wrodzonej niezręczności.
Patrzyliśmy się na siebie dłuższą chwilę; ja nie wiedziałem, jak zacząć rozmowę, więc grzebałem łapą w śniegu, a Słoneczko uśmiechała się i przyglądała gołębiom.
— Wiesz... — miałem zamiar rozpocząć jakiś temat, jednak przerwało mi coś małego, przebiegającego mi pomiędzy łapami. Zaskoczony cofnąłem się i rozglądnąłem, jednak niczego nie dostrzegłem. Przewidziało mi się?
— Spokojnie. — Słoneczko chyba zauważyła moją niepewność. — Też to zauważyłam.
Odetchnąłem z ulgi w duchu. Nie wyszedłem na niedorobionego przy nowo poznanym psie.
— Myślisz, że był to gryzoń? — zapytałem, zaczynając węszyć w powietrzu. Nie czułem jednak niczego innego, oprócz łagodnego zapachu suczki oraz znajdującego się niedaleko ptactwa.
— Za duże. — Pokręciła łbem. — Wydaje mi się, że...
Nie zdążyła dokończyć, ponieważ nieznane zwierzę, które okazało się małym szczeniakiem, wskoczyło mi ponownie pod nogi, powodując tym samym, że się potknąłem. Próbując się uratować przed upadkiem, wykonałem bardzo dziwny ruch tylną łapą oraz ogonem, zgarniając znajdujący się przy mnie śnieg prosto na Słoneczny Pysk.
— Przepraszam! — krzyknąłem, widząc, że jej złote futro zmieniło barwę na biały. — To ten szczeniak! Wskoczył mi pod łapy i się potknąłem! Nie chciałem!
Suczka zachichotała, patrząc na mnie spod białego puchu, który zaległ na jej nosie.
— Nie musisz przepraszać.
Otworzyłem pysk, aby powiedzieć coś jeszcze, ponieważ wziąć wydawało mi się, że nie przeprosiłem wystarczająco, a Słoneczny Pysk jest na mnie zła. Nie wypowiedziałem znów ani jednego słowa, ponieważ rozbiegany szczeniak do nas wrócił.
— Panie Opal, pobaw się pan ze mną! — wykrzyczał, skacząc w miejscu, jak zając. — Straaasznie mi się nudzi!
Zamrugałem oczyma, wpatrując się w czarniutkiego szczeniaka.
— Przepraszam, ale... jak się nazywasz? — Schyliłem się.
— Chmielek! — zawołał, machając ogonem we wszystkie strony świata. — Pobaw się ze mną! — Skakał między moimi nogami i poszczekiwał. — Ty też! — zwrócił się do Słonecznego Pyska, która zdążyła pozbyć się śniegu z nosa. — Pobawcie się ze mną!
<Słoneczko?>
[832 słowa: Opalowy Promyk otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz