16 stycznia 2021

Od Podgrzybkowej Sierści CD Brunatnej Łapy

— Gdzie o gdzie ta kocimiętka? — podśpiewywał wesoło beżowy, psi szczur, grzebiąc czarnym nosem w śniegu, starając się znaleźć zielsko.
To nie było zbyt dobre posunięcie, bo wpadł on (śnieg, nie zioło oczywiście) do Podgrzybkowego nosa, powodując dyskomfort i łaskocząc.
— Na Gwiezdnych! — pisnął medyk, potrząsając łebkiem, cofając się kilka kroków w tył.
Kichnął kilka razy i upewniwszy się, że każda część jego ciała jest na swoim miejscu (a nuż coś mu podczas tego otrzepywania się odpadło?!) wycofał kilka kroków w tył.
— No nic. To chyba będę musiał przyjść tu innym razem — mruknął zrezygnowany, po czym odwrócił swój pysk do tyłu, z zamiarem zawrócenia do obozu.
Ale nie tak prędko, Potter! — zachichotał los. — Zachciało się spacerków po nocach, co? A wiesz, że nie jesteś na swoim terenie, ty szczuro-psio-baranie? Teraz poniesiesz konsekwencje, drogi kolego!
— Witaj, medyku Flumine. Co cię sprowadza na tereny Ventusu? — usłyszał za sobą głos należący do młodej uczennicy.
Jej pojawienie się było tak niespodziewane, że Podgrzybkowa Sierść aż zamarł ze strachu.
Tereny Ventusu? Ale jak to? Przecież trzymam się swojej strony torów! Tak? Trzymam się swojej stro--!... — tutaj zielarz aż obrócił się wokół własnej osi.
Aha. Oczywiście. Nie trzymam się swojej strony torów.
Odkaszlnął, po czym spojrzał na Brunatną Łapę. Była ona niewiele mniejsza od niego, ale nie wątpił, że suczka nawet przy takich rozmiarach dałaby radę go zagryźć.
Ucieczką bez słowa niewiele zdziałam, zresztą to pewnie wyglądałoby komicznie — pomyślał, wyobrażając sobie swój klan przypatrujący się, jak ucieka przed jakimś szczeniakiem...
Dopiero po kilkudziesięciu sekundach zdał sobie sprawę z tego, że nie odpowiedział na pytanie uczennicy.
— Ja… Zbieram zioła — wybełkotał zmieszany. — Ta-tak! Zbieram zioła. I niechcący przekroczyłem granicę — dodał szybko, czekając na reakcję suczki.
Nagle zniknięcie jej sprzed oczu przestało być takim złym pomysłem.
— Ale już zamierzam wracać! Dokładnie teraz mam zamiar to zrobić! To ten… To pa! Niech Gwiezdni mają cię w opiece! — pisnął po chwili ciszy, złapał leżące obok, starannie pozrywane zioła, zrobił w tył zwrot i czym prędzej ulotnił się z miejsca przestępstwa.
Młoda coś do niego krzyknęła, ale za nim nie podążyła.
Natomiast medyk pruł do przodu przez śnieg, na łeb na szyję, teraz już przez swoje tereny.
Autorka tego opowiadania w tym momencie zaczęła zazdrościć Brunatnej Łapie widoku uciekającego przed nią Podgrzybka. Chociaż to uciekanie wyglądało bardziej jak pływanie przez śnieg.
Medyk zatrzymał się kilka metrów dalej, dysząc ze zmęczenia.
Na myśl, jak długa droga go jeszcze czeka, aż zrobiło mu się niedobrze.
Ale czy chciał, czy nie chciał — musiał wrócić do obozu, zanim prawdziwa noc się zacznie.
Kilka płatków śniegu opadło mu na nos, pobudzając go odrobinę do dalszego marszu.
— Raz, dwa, trzy! Raz, dwa, trzy! — krzyczał, podskakując przed siebie.
 
Po dobrych kilkudziesięciu minutach jego brązowym oczom ukazał się opuszczony domek.
Cały zmarznięty i oblepiony śniegiem, ledwo trzymając się na chuderlawych łapach, wkroczył do obozu, prawie wywracając się na schodach. Otrzepał się, przeszedł przez korytarz, tym razem nie mijając nikogo po drodze.
Wszyscy już spali.
Zielarz otrzepał się, znalazł swój zimny, ale przytulny kącik i położył w nim, wtulając się w swoją ukochaną, różową szmatkę.
— Pieprzyć kocimiętkę — przeklął, po czym przeniósł się do krainy snów.
Koniec wątku Podgrzybkowej Sierści i Brunatnej Łapy.
[515 słów: Podgrzybkowa Sierść otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz