— Nie mam — odparła.
Mała Kropla wpatrywała się w nią jeszcze chwilę. Słoneczko wiedziała, że powinna coś wymyślić, w końcu to ona zaproponowała, żeby tu przyszły i zapolowały. Niestety Dwunożni nie zapowiadali współpracy w pozyskiwaniu zdobyczy; spacerowali tylko, nie przyciągając do siebie żadnych wiewiór. I co teraz? Jaki ma plan? Żaden. Może w innej części parku będą mieć więcej szczęścia.
— Spróbujmy porozglądać się tu trochę, może gdzie indziej nam się poszczęści — zaproponowała Słoneczny Pysk. Kropla przystała na to bez słowa i czekała, by ruszyć za towarzyszką.
Słonko czuła się dziwnie, nie podobało jej się to niespodziewane przejęcie sterów w misji. Nie, żeby była to jakaś poważna sprawa — choć polowanie jest przecież bardzo ważne dla klanu — ale jednak czuła jakąś niewyobrażalnie wielką presję. Mała Kropla była, jak można wywnioskować z imienia, mała. Nie należała do najszybszych czy najsilniejszych wojów, przez co wiele psów traktowało ją ulgowo czy z pobłażaniem. Słoneczku bardzo się to nie podobało, uważała, że każdy wojownik jest wart tyle samo, nieważne czy duży, czy mały, słabszy czy silniejszy. Zresztą, sama nie należała do najlepszych…
Te rozmyślania sprawiły, iż przez myśl przemknęło jej, że o niej samej w klanie też przecież pewnie tak myślą. Szybko jednak przegoniła to zmartwienie i zastąpiła determinacją. Nie będą mieli powodów, by tak myśleć jeśli będą przydatne. A bycie przydatnym oznacza, że upolują te wiewiórki, choćby miały polować do nocy. Z tym postanowieniem Słoneczko ruszyła pewniej przed siebie. Za sobą słyszała ciche stąpanie Kropli. Musiała stawiać łapy w jej śladach, bo praktycznie nie było jej słychać.
Z początku skierowały się w stronę jeziora. Minęły rząd wierzb, których witki były teraz całe białe i lodowe. Wyglądały, jakby niezliczona ilość bardzo cienkich sopli postanowiła uformować drzewa. Wszystkie drzewa w parku wyglądały tak nienaturalnie. Rosły daleko od siebie, nie można się było dobrze ukryć, cały czas czuło na widoku. Rosły też w dziwacznych formacjach, jak półkole przy tym dziwnym domu dwunożnych, tym, od którego zawsze czuć było okropny odór. Albo jak ten rząd wierzb, a obok rząd klonów. Klony. Kiedy suczki obok nich przechodziły, by ominąć odsłoniętą ścieżkę Dwunożnych i zakraść się za staw, Słoneczko wspominała swoją mentorkę. Klonowe Ucho była dobrą, choć trochę surową nauczycielką. Ciekawe co by powiedziała, gdyby wiedziała, jak zagubiona jest jej ostatnia uczennica, mimo że przecież umiała polować. Pewnie jak zwykle wyglądałaby na bardzo zmartwioną. Najgorsze, że Słoneczko powoli zaczynała rozumieć, czemu mentorka zawsze wyglądała na tak zmartwioną jej losem.
— Tu chyba nam się nie poszczęści — burknęła Mała Kropla. Faktycznie, nie wyglądało to najlepiej. Po drodze nie minęły żywego stworzenia, a tutaj też nie było po nich śladu. Wszystko było spokojne, przykryte śniegiem i zamrożone.
— To chodźmy w inną część parku! — Słoneczko nie traciła entuzjazmu. W końcu muszą coś upolować. Może gdzieś dalej natkną się na grupę gołębi? A może im się poszczęści i trafi się mysz? Nic nie poradzą, stojąc tu. Nawet żadnych porządnych tropów nie dało się zwęszyć. Suczka ruszyła więc, a za nią ponownie podążyła jej towarzyszka.
W końcu kiedy znalazły się w pobliżu miejsca, w którym Dwunożni często się zatrzymywali (z zupełnie niezrozumiałych dla Słoneczka przyczyn — wszystko było zupełnie odsłonięte) nadarzyła się dogodna okazja. Ukryte za lichymi zaroślami najlepiej jak mogły, suczki obserwowały proces darowania orzechów wiewiórkom. Słoneczko dojrzała aż trzy rude kity, co w parku było prawdziwą rzadkością. Teraz pozostawało czekać na odpowiedni moment. Nie były daleko, ale i tak trzeba było wszystko rozplanować. Wiewiórki są szybkie i nawet jeśli dorwą tylko jedną, to będzie sukces.
Czas mijał, ale psiny nie spieszyły się nigdzie. Uważnie obserwowały ofiary. Kiedy w końcu Dwunożni odwrócili się i ruszyli swoją ścieżką, pojawił się odpowiedni moment. Podkradły się cicho (na tyle, jak bardzo pozwalał na to śnieg) od dwóch stron krzaków. Ruszyły na wiewiórki, starając się biec tak, by odciąć im ewentualną drogę ucieczki na najbliższe drzewa. Słoneczko czuła jak łapy ją palą od ciągłego przyspieszania. Ofiary przez moment nie wiedziały gdzie uciekać i to przypieczętowało ich los. Choć suczki omal się nie zderzyły, udało im się dopaść dwie wiewiórki. Co prawda jedną z nich tylko dlatego, że Mała Kropla uderzyła w nią łapą, hamując, ale w końcu liczyła się zdobycz. Przy tak szybkich stworzeniach można było powiedzieć, że naprawdę miały szczęście.
Zadowolone ruszyły, by przejrzeć kolejną część parku, ale do nosa Słonecznego Pyska dotarł kuszący zapach. Spojrzała na towarzyszącą jej członkinię klanu i dała znak, by ruszyły za wonią. Po krótkim czasie okazało się, że zapach zaprowadził je do Dwunogów, a wydzielało go jakieś zawiniątko w torbie, leżące na twardej ścieżce obok nich. Suczki, ukryte za wielkim dębem, wymieniły spojrzenia. To mogło być coś warte przechwycenia.
<Mała Kroplo?>
[754 słowa: Słoneczny Pysk otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz