Niezbyt miły powiew wiatru powitał Brunatną Łapę w dzisiejszym dniu. Patrzyła, jak inne psy już kręciły się po obozie. To była głupia sytuacja, przegranie z tymi, co się osiedlili w lesie i przede wszystkim przeniesienie się do tego miasta! Głupota. Uczennica rozpoczęła wędrówkę po nowym obozie. Nie lubiła go. Była zdania, takiego jak wiele innych psów, czyli że tamten obóz był lepszy. Z chęcią rzuciłaby się na ten cały głupi Quintus, rozszarpała każdego z nich do ostatniej kępki futra, po czym wrzuciła do wody, żeby zamarzli na śmierć! Nie zamierzała nawet być chociażby w jednym stopniu miła dla tych psów. Dla psów, które przecież zabrały jej dom. To nie jest normalne, to wręcz absurdalne, że dzikie psy mają sobie poradzić w siedlisku dwunożnych! Wojownicy owszem, poradzą sobie jakoś, chociaż jeżeli choroby miałyby być jeszcze gorsze, a w okolicy nie było dobrych na nie ziół, zwłaszcza takich na choroby nowe to już by było gorzej, ale małe szczeniaczki? Młodzi uczniowie? Quintus… jak mógłby ktoś mieć do nich szacunek? Takiego kogoś, od razu by rozszarpała na strzępy! Nie zostawiłaby chociażby kłębka futra takiej pokrace losu.
Brunatna Łapa postanowiła wyjść z obozu na polowanie. Jej mentorka powinna być z niej zadowolona, chociaż troszkę. A może nie będzie? Tak czy siak, podróż przez obóz nie była taka zła. Co prawda śnieg może i pokrył całą powierzchnię, jaką miał, w końcu zimna pora roku to nadal pora roku, a wszystkie się charakteryzują inaczej. Brunatka szła zwyczajnie przed siebie, gdyż chciała zapolować na granicy. Nie wiedziała, gdzie jest, ale trudno. Szła w stronę, w którą myślała, że jest jakaś granica.
Przez całą drogę jedynym tematem, jaki jej towarzyszył był temat o… Bryzowym Szepcie, która ostatnio pochmurniała i na jej, i na oczach Klanu Ventus. Dlaczego, rozmyślała suczka, jest tak smutna, co mogłoby być jej powodem do smutku a może powodem, dla którego tak szczęście ukrywała, czy okazywała. Nie wiedziała nawet, co mogą znaczyć te emocje, bo to było ponad jej siły. Chciałaby zawrócić, porozmawiać, ale przecież Ventus i tak powie, że musi coś złapać, ewentualnie ona sobie nie odpuści braku tej zwierzyny. Także szła więc przed siebie, ciągle za czymś węsząc.
Patrząc przed siebie, rozglądając się, zauważała wiele dwunożnych. Byli różni, widziała nawet pieszczochy, które na polecenie chodziły za dwunogami. Każde ich futro było dziwne, jedni byli bardziej, innym w ogóle futro odpadało, a jeszcze inni futra nie mieli, sama ich różana skóra była dziwna. Gdyby kiedyś była pieszczochem, raczej by szła do tych, którzy by w ogóle to futro mieli. Ale ona nigdy pieszczochem chcieć by nie chciała. Złamanie kodeksu byłoby rzeczą najgorszą, zwłaszcza przez nią, i dla niej. Widziała też koty, ale zamiast za nimi ganiać, dzielnie szła przez ustalony teren uliczkami. Nic jej nie mogło zatrzymać w takim stanie, jakim jest. Dumnie prężyła swoją pierś, idąc przed siebie. Samicy nawet nie było dane myśleć o zaprzestaniu podróży. Ta podróż pokazywała, jak bardzo jest odważna. Chociaż, w dzisiejszym świecie, inne psy nawet by na to uwagi nie zwróciły.
Widziała psy-włóczęgi, psy-pieszczochy, koty także, chociaż akurat te koty rzadziej. Widziała mnóstwo różnych roślin, miłych w zapachu, czasem dochodziła, by się przypatrzeć. Patrzenie na te piękne kwiaty często prowadziło do terenów dwunogów, do których wchodziła i natychmiast była wyganiana. Czemuż to tak? Może ona chciała pomóc medykowi i klanowi Ventus? Ona nie wiedziała, że dwunożni o tym nie wiedzą, że to jej teren. To było dla niej dziwne, że oni jej zrozumieć nie mogą, ale ona już trochę tak. Gdy już się jej to znudziło, zaczęła po prostu chodzić po swoich terenach, aż dotarła do torów, co prawda nie wiedziała, co to jest tor, ale trudno! Podczas wędrówki naprawdę się namęczyła. Podróż nie była miła, zwłaszcza gdy dwunożni czymś w nią rzucali. Pamiętała ten dziwny uśmiech szczeniaka dwunogów oraz jego bieg w jej stronę. Dobrze, że szczeniak jej nie zamknął, bo mogłoby być już po niej! To byłoby straszne, zwłaszcza w dzisiejszych czasach. Klan Ventus straciłby potencjalną wojowniczkę do walk z Quintus, jeżeli w ogóle do lasu wrócą. Jest wdzięczna Gwiezdnym, ale za warunki, w których żyją już niezbyt. Oby chociaż ich nowy dom nie był tym domem długo. Wyszarpie śmiesznemu przywódcy Quintus oczy, łapy, nos i kości to jedyne, co pozostawi.
W międzyczasie usłyszała szum pociągu będącego wręcz zbyt hałaśliwy. Cała okolica była pokryta w śniegu, a Pora Nagich Drzew dopiero się rozpoczęła, uczennica mogła nawet przez nią zginąć. Brunatna Łapa próbowała coś złapać w tym głupim siedlisku. Nawet nie wiedziała, gdzie jest, jedyne co wiedziała, to to, że znajdowała się na terenach swojego klanu. Chyba gdzieś na granicy, przynajmniej według niej. Wkurzyła się, bo nic nie mogła wytropić. Próbowała cokolwiek chociaż zauważyć, ale... Wtem do jej nosa dotarł jeden zapach. Zapach Flumine... czekaj, zapach Flumine?
Suczka przekręciła głowę i wyczuła jakiegoś psa. Och, to Podgrzybkowa Sierść. Pewnie zbiera zioła, uczennica nie powinna nawet myśleć o atakowaniu go. Mimo wszystko powoli zaczęła podchodzić do Podgrzybka. Gdy znalazła się wystarczająco blisko, chociażby na to, by zaatakować. Czekała aż pies się obróci, by się mu ukazać. Patrząc na samca, mogła jedynie ocenić, że na pewno jest zestresowany.
— Witaj, medyku Flumine. Co cię sprowadza na tereny Venusu? — zapytała się niby miło, niby nie.
Ciekawiło ją właściwie, jak się sprawy mają u Flumine. Podczas przysłuchiwania się tego szumu, w oczekiwaniu na odpowiedź, rozmyślała o nie tylko tym medyku. Także swojej mentorce. Nigdy nie śmiała porównywać jej do morderczyni, chociaż plotki w mieście mówiły, że to ktoś z Ventusu. Była także ciekawa, czemu chodzi lekko przygnębiona. Nie chciałaby, by Bryzowy Szept zatrzymała jej trening przez słabe samopoczucie. Jedynie się przyglądała jej poczynaniom — czego takiego może żałowała? Przez co tak bardzo psychicznie cierpiała? Co do Podgrzybkowej Sierści, zawsze ciekawiło ją czemuż to zawsze psy-medycy muszą tak pachnieć. Tak dziwnie, takimi ziołami, co było dla niej dość zaskakującym zjawiskiem. Nie wiedziała też, jak odkryto sposób działania ziół. O co z nimi chodziło? Dlaczego akurat tak? Pierwsi medycy mieli naprawdę trudne życie. Ciekawiła ją też sytuacja psychiczna medyka. O czym mógłby rozmyślać całymi dniami? Czemu wybrał taką rolę, nie inną? Ile razy odebrał jakiś znak od Gwiezdnych? O nim można było rozmyślać całymi księżycami. Oraz ogólnie o medykach. Jednakże nie mogła za dużo rozmyślać, w końcu… w końcu musi porozmawiać, w ewentualności dać nauczkę Podgrzybkowi.
<Podgrzybkowa Sierści?>
[1035 słów: Brunatna Łapa otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz