17 stycznia 2021

Od Rzepakowego Słońca do Szkarłatnego Bluszczu

„Gdy wszystkie liście już opadły, a ziemię spowiła śnieżna powłoka, narodziła się jakby na nowo, a z każdym dniem stawała się silniejsza. Pragnęła oddać się bez sprzeciwu, pragnęła przekazać całe swe uczucie. Bez niedomówień, żeby wiedzieli, żeby słyszeli, że każdy szczegół to piękno — a szczegółów było wiele”.
Słońce starało przebić się przez ciemne chmury, zwiastujące niepogodę. Kilku promykom udało się powitać psią osadę, w której przebudzało się życie. Nie trzeba było długo czekać aż pierwsi ruszą do swoich codziennych obowiązków. Z nowym dniem powrócił zwyczajny, poranny rytm, a wraz z nim gwara spowodowana napływem energii wśród młodych członków klanu. Właśnie dzięki temu z posłania zerwała się Rzepakowa.
Nie miała większych planów na tamten dzień. Po wyrwaniu się ze smacznego snu postanowiła jedynie sprawdzać, czy ktoś przypadkiem nie potrzebuje jej pomocy, dlatego też zaczęła przechadzać się po obozie. Z nieba zaczęło spływać przyjemne ciepło, które pomagało z wczesnym przymrozkiem. To właśnie wtedy suka znalazła ciekawy punkt obserwacji — bawiące się niedaleko szczeniaki. Były tak małe, że uroczo zapadały się w śniegu. Drążyły kręte korytarze, a gdy jedno wpadało przypadkiem na drugiego, zaczynało wzajemnie na siebie skakać. Biła od nich beztroska i ta dziecięca niewinność, którą samica kocha. Słysząc ich głośne piski, można było wyczuć tylko czystą radość. Rzepakową natychmiast objął chłód. Spojrzała na swoje lekko umorusane w śniegu łapy. Jak długo jeszcze będzie musiała to znosić? Zacisnęła powieki, nie chcąc wpaść w wir smutku. Nie mogła przecież pozwolić zepsuć sobie tak przyjemnego ranka. Potrząsnęła energicznie głową, przez co poczuła się lekko oszołomiona. Po chwili otworzyła oczy, spostrzegając zbiorowisko. Wśród krzątającej się gromady wyłapała najważniejszego psa w Industrii. Jego wzorzysta sierść przykuwała zaciekawione ślepia suki. Wiejący z północy wiatr lekko nią powiewał, a sam lider stał dumnie na skale, pochylając się lekko do przodu. Skupiał uwagę na położonym przed nim magazynem, w którym przechowywane są zapasy. Ogon trzymał w dole, a głowę podniesioną ku górze. Jego wzrok podążał za kundlami rozmawiającymi pod budynkiem. Nie wyglądał na zadowolonego, chociaż nie było to dziwne. Panuje najcięższa pora roku, dlatego zmartwienia są zrozumiałe. Jednakże każdy pracował ciężko, aby zapewnić pożywienie dla klanu na ten czas. Czy Oszronionego niepokoi stan zapasów? Jeśli tak, w jaki sposób chce uchronić społeczność przed głodem?
Wzięła głęboki oddech, aby wypełnić swe płuca świeżym powietrzem. Serce Rzepakowej zabiło szybciej na myśl, która przyszła do jej głowy. Żałośnie obejrzała się za siebie, aby nabrać choć trochę odwagi. Cicho westchnęła sama do siebie, jednak musiała się przemóc.
„Rzepakowa, nie zamulaj. Dasz radę, przecież to tylko krótka rozmowa” — powiedziała do siebie szybko w duchu na zachętę. Westchnęła raz jeszcze, zbierając się do ruszenia swojego przestraszonego zada.
Postawiła pierwsze kilka kroków, na szczęście każdy następny z większą pewnością siebie. Uśmiechnęła się lekko pod nosem, po czym żwawo podbiegła do przywódcy. Zatrzymała się tuż obok wzniesienia, na co kundel odwrócił głowę w jej stronę. Gdy podniosła swoją, ich spojrzenia się spotkały. Na jej pysku pojawił się delikatny grymas, a speszona suka nagle znalazła coś niezwykle interesującego w białym puchu. W odpowiedzi na jej zachowanie usłyszała cichy chichot lidera.
— Nie uważasz, że tegoroczna śnieżna pora jest cięższa? — Oszroniony nagle spoważniał, co lekko zmartwiło Rzepakową. Powoli podniosła swój łeb ku górze. Okazało się, że samiec dalej na nią patrzył. Tym razem nie uciekła, a spojrzała mu głębiej w oczy, których barwa ją zaintrygowała. Po chwili pies chrząknął cicho, prawdopodobnie ze zniecierpliwienia.
— Aaaah, masz rację! — Uśmiechnęła się nerwowo, zastanawiając się równocześnie nad następną kwestią. — Może i zaspy są większe, ale zapasów raczej starczy?
Zmęczone oczy przywódcy powędrowały na dół, tak samo jak jego głowa.
— Nie jestem pewien czy… — kundel szybko urwał zdanie, słysząc przeraźliwie głośny huk. Rzepakowa podskoczyła ze strachu, odwracając się w stronę, z której dobiegł do nich hałas. Wystraszyła się nie na żarty, co tylko zmotywowało ją do działania. Skinęła głową do Oszronionego, po czym oboje udali się szybkim pędem w głąb obozu.
 
Wokół leżącego na ziemi drzewa zebrało się parę zaciekawionych psów. Panował dość duży rozgardiasz; wokół głośny szmer, przez który trudniej było się skupić, porozrzucane gałęzie, dodatkowo z wcześniej zbierających się chmur zaczęły spadać na ziemię błyszczące płatki. Kilku wojowników widząc psy wygrzebujące się spod śnieżnej pokrywy, ruszyło na pomoc. Rzepakowa rozglądnęła się dookoła i zauważyła coś poruszającego się w głębi puchu. Zerwała w tę stronę, co było głupim pomysłem. Samica dostała zastrzyku adrenaliny, który doprowadził do poślizgnięcia się na zamarzniętym śniegu. Zanim zdążyła zderzyć się z biedakiem, który dopiero co uniknął prawdopodobnej śmierci, ujrzała jego brązową, kręcącą się sierść. I wtedy dotarło do niej, na kogo trafiła.
Odchyliła powoli swój łeb, mocno zaciskając powieki. Gdy odsunęła się na bezpieczną odległość od pyska Szkarłatnego, otworzyła swoje ślepia. Jej wzrok uwiesił się na niewzruszonym medyku, który leżał w jeszcze większym dole niż ten, z którego próbował się wydostać. Posłała mu niemrawy uśmiech, jednak nie został odwzajemniony. „Widać, że jest bardzo skory do rozmowy” — zaśmiała się w głowie, nadal siedząc na brzuchu Bluszcza. Nie zważając na to, chciała zebrać się do krótkiego pytania w stylu „Czy wszystko okej?”, jednak samiec jako pierwszy cicho wzdychnął. Zepchnął ją z siebie niezbyt delikatnie, podnosząc się do góry. Samica fuknęła w odpowiedzi na jego zachowanie, mimo że nie była zła — ba, wręcz przeciwnie! Pies musiał odnieść jakieś obrażenia już po upadku drzewa, a co dopiero po wjeździe suki. Ten natomiast odszedł od niej jak gdyby nigdy nic, udając się do poszkodowanych, którzy zdążyli zostać przeniesieni w inne miejsce. Po chwili sama wstała na równe nogi, ówcześnie strzepując z głowy pozostałości śniegu. Podniosła głowę z zamiarem udania się do Szkarłatnego po upewnienie się, czy aby wszystko z nim w porządku, jednak zatrzymał ją głos lidera.
— Na szczęście nikomu nie stała się większa krzywda, jedynie pojedyncze rany — odetchnął z ulgą, jednocześnie zjeżdżając wzrokiem na futro suki oraz na dół przypominający rodzinny grobowiec. — Widzę, że nie czekałaś i sama zabawiłaś się w dom pogrzebowy.
Do uszu Rzepakowej dobiegał dźwięczny śmiech samca. Patrzyła na niego kątem oka z poirytowaniem, nie wiedząc co mu odpowiedzieć. Zastanawiała się krótką chwilę, wpadając na olśniewający pomysł. Sama dostała szyderczego banana, a po chwili Oszroniony lekko się wzdrygnął. Melodia jego chichotu ucichła poprzez zaskoczenie uderzeniem zimną śnieżką.
 
Wiatr wiał coraz silniej, przez co wszystkie ciemne chmury się rozeszły. Niebo się rozpogodziło — słońce świeciło coraz mocniej, co wprawiało Rzepakową w dobry nastrój. Suka spojrzała w stronę krzątającego się przy małym szczeniaku Szkarłatnego Bluszcza.
Uznała, że to dobra okazja, by podpytać się o jego samopoczucie oraz ewentualne obrażenia.
Mała Owieczka siedziała spokojnie obok medyka. Prawdopodobnie podał jej jakieś ziółka na uspokojenie — mimo swojego spokojnego charakteru mogła się zdenerwować wydarzeniem tego dnia. Gdy Rzepakowa podeszła jeszcze bliżej samiec odwrócił się na chwilę w jej stronę, jednak niespecjalnie zwrócił na nią uwagę. Wrócił do opatrywania psiaka, a na pysku suki od razu pojawił się niezadowolony grymas.
— Szkarłatny, wszystko z tobą dobrze? Nie zraniłeś się? — odezwała się pierwsza, widząc, że samiec raczej nie ma tego w zamiarze.
— Nie, wszystko dobrze — szepnął niegłośno, kończąc opatrywać szczeniaka. Skinął jej głową, że może już iść, na co podreptała do swoich przyjaciół. Odwrócił się do niej powoli, spoglądając z wysoka. Przyjrzała mu się uważnie, po czym wiedziała już, że skłamał.
— Jesteś pewny? Przecież widzę zaschniętą krew na twoim czole! — krzyknęła poirytowana. Jej mały móżdżek nie potrafił zrozumieć, dlaczego Szkarłatny nie chciał poświęcić sobie choć trochę uwagi. Opatrzył każdego, kto tego wymagał, a sobie zapomniał? Niestety na słowa Rzepakowej samiec jedynie odwrócił się do niej tyłem. Położył się na włochatym materiale, który prawdopodobnie służył mu jako posłanie. Westchnęła cicho, jednocześnie do niego podchodząc. Usiadła tuż przed jego nosem, na co medyk zabrał głos.
— Nic mi nie jest przecież — wymamrotał cicho pod nosem, przewracając oczami. — Czemu się tak uczepiłaś mojego ogona?
— Po prostu się martwię! A poza tym… — odwróciła na chwilę wzrok. — głupio wyszło, bo na ciebie wpadłam.
Medyk spojrzał się na nią z politowaniem, ale się nie odezwał. Rzepakowa nie chciała się bez sensu kłócić, dlatego postanowiła wziąć sprawy w swoje łapy. Wstała z siadu, aby wziąć w swój pysk potrzebne przybory do opatrywania ran. Pochyliła się lekko nad nim, ciągle czując jego skupiony wzrok na sobie. Zabrała się do pracy, na co Szkarłatny coś szepnął. Nie usłyszała co; zebrał się silny, ogłuszający wiatr.
[1343 słowa: Rzepakowe Słońce otrzymuje 13 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz