21 stycznia 2021

Od Złotego Popiołu (Złotej Gwiazdy)

TW: samobójstwo
Z niewiadomych przyczyn, ostatnie dni były bardzo stresujące, a członkowie klanu spięci. Atmosfera wokół wpływała na Złoty Popiół — traciła energię i czuła się niezmotywowana. W końcu i ona poczuła napięcie. Nigdy nie pozwalała innym wpływać na siebie, nie pozwalała też, aby jakiekolwiek wydarzenia wpędzały ją w niemoc. Starała się zachowywać swe myśli i odczucia w stabilnym stanie i im nie ulegać, tworząc wokół siebie nieprzepuszczalną powłokę. Ta powłoka jednak chyba tym razem została rozbita. Zastępczyni żmudnie, ze zwiększoną ostrożnością patrolowała granice Ventusu. Konflikt z Industrią, jakieś pogłoski o gangach i osobiste sprawy — miała wrażenie, że wszystko wali się jej na głowę. Nie miała przecież nigdy żadnych problemów z wykonywaniem obowiązków! Obowiązków, które nie są nawet energochłonne. A jednak czuła, że nie czuje się tak pewna wszystkiego, jak kiedyś.
Spędziła ostatni dzień samotnie, nie odzywając się do nikogo, czując, że potrzebuje się wyciszyć. Niestety, jej myśli wciąż chaotycznie krążyły w czaszce Złotego Popiołu, oadbijając się o jej ściany i siebie wzajemnie, a one same pozbawione były konkretnego kształtu. Może naprawdę jej nieco zbyt towarzyska strona osobowości się wyczerpała i zaczęła dominować ta zmęczona wszystkim i wszystkimi. Może po prostu potrzebowała chwili dla samej siebie, bez innych, irytujących osobników?
Zastępczyni liczyła na to, że dworzec o tej później porze będzie pusty. Oczywiście nie widziano już tu żadnych dwunożnych, więc szybko znalazła cichsze miejsce, gdzieś na tyłach budynku. Zawsze zastanawiała się, dokąd ludzie jeździli tymi wielkimi maszynami, które budziły przerażenie w niektórych psach. Planowała nawet wtargnięcie do środka, lecz po pierwsze — nie wiadomo, gdzie trafi. Po drugie, nie wie, co się może dziać w środku. Po trzecie, Dwunożni z pewnością by ją zauważyli i niezbyt chętnie przyjęli. Złoty Popiół nie była na tyle odważna, by się do tego posunąć, choć widziała też pieszczochów, wchodzących do pociągu ze swoimi właścicielami. Często myślała o ludziach i posłusznych im psach, które nawet robiły dziwne sztuczki bądź siadały, gdy ich Dwunożni im kazali — z jednej strony prawdopodobnie miały bezpieczny dom, a z drugiej w oczach zastępczyni były naiwnymi, leniwymi niewolnikami.
Spostrzegła, że jednak ten pusty zakątek nie jest aż taki pusty. Na całe szczęście, nie był to żaden pies z innego klanu, a dobrze jej znana liderka Ventusu. Złoty Popiół niechętnie podeszła do niej, nie mając ochoty już przemierzać terenów w poszukiwaniu innego miejsca.
— Och, hej, Orzechowa — powiedziała, udając zaskoczenie. — Szukałam cię ostatnio, bo chciałam porozmawiać z tobą o paru rzeczach. To trochę dziwne, że... spotykam cię akurat tutaj.
Przysiadła bez pytania obok przełożonej, która nawet nie odpowiedziała Złotej. W ogóle nie zwróciła na nią uwagi, wpatrzona w jakiś punkt na ciemnym niebie. Nie było wystarczająco późno, aby pojawiło się dużo gwiazd — miejskie oświetlenie utrudniało im przebicie się przez chmury — jednak nad liderem i zastępcą wisiał duży księżyc, emanujący światłem intensywniej niż kiedykolwiek.
— Nie tylko ja miałam sprawy do ciebie — powiedziała z wyrzutem. — Wiesz w ogóle, co się dzieje w t w o i m klanie? Cóż... zgaduję, że jesteś zbyt tym zainteresowania, więc mogę ci wszystko opowiedzieć. Ktoś na naszym klanie podrzucił szczyle, przy granicy kręcą się dziwne przybłędy, które chyba nawet nie są z Industrii, ostatnio nawet kilka psów z klanu zapolowało na zwierzynę hodowlaną, czego zakazaliśmy robić, przez co przyjechali ludzie i o mało byśmy nie mieli kłopotów, są duże problemy z zapasami, Płomienny Wschód ciągle na coś narzeka, nawet nie słuchałam już na co, gołębie srają w stadninie i chcą przejąć klan...
Potok słów zastępczyni przesiąknięty był ogromną irytacją i obarczeniami, przez co Orzechowa Gwiazda mogła się poczuć, jakby właśnie nad głową wygłaszał jej wykład profesor mówiący, że nic nie umie i wszystko zrobiła źle na ostatnim teście, a na dodatek, że nie poradzi sobie w życiu. Jednak, podczas gdy ktoś inny od razu poczułby zirytowanie i rzucił krzywy wzrok, którego złości nie byłoby możliwości ukryć przed profesorem, liderka wciąż skupiona była na ciemności.
— Słuchasz mnie w ogóle? — burknęła.
— Ah, tak, wybacz. — Delikatny uśmiech wstąpił na pysk jej towarzyszki, kiedy w końcu na nią spojrzała. — Zamyśliłam się. Co mówiłaś?
Skrzywiła się i westchnęła, ukazując swoją irytację. Nie lubiła, właściwie tak jak każdy na świecie, kiedy ktoś jej nie słucha. Zmarnowała na cholerną Orzechową całe swoje resztki energii, a miała odpoczywać!
— Rany, rany... Co tu robisz?
— Pewnie to samo, co ty, prawda? — Wciąż delikatnie się uśmiechała.
Złota nie rozumiała usposobienia niektórych psów, szczególnie takich, jak Orzechowa Gwiazda. W każdym razie nie powinno jej obchodzić, co robiła.
— Nad czym takim myślałaś?
— O wielu rzeczach — odparła krótko, jakby chcąc uniknąć rzetelnej odpowiedzi.
To prawdopodobnie była jedna z najdłuższych, dość osobistych rozmów pomiędzy tymi dwiema osobowościami. Z perspektywy kogoś innego zapewne nie trwała ona jeszcze ani zbyt długo, ani nie dotyczyła szczególnie osobistych. Złoty Popiół nigdy nie przepadała za swą towarzyszką, co ta zapewne mogła wyczuć przez samo spojrzenie zastępczyni. Przez jej niepełną odpowiedź znowu zaczęła myśleć, że zapewne Orzechowa Gwiazda ma głęboko gdzieś klan — i pewnie nie myślała o sprawach ważnych dla Ventusu. Doskonale to wiedziała. Westchnęła i przeszła do pozycji leżącej, jednym okiem patrząc cały czas na przełożoną. Czy cokolwiek zrobiła o tej Porze Nagich Liści? Uparcie wierzyła, że nie. Podobno była wcześniej pieszczochem. Jak ci się żyło jako kanapowiec, Orzechowa? Zero obowiązków, zero walki o przetrwanie i zero problemów. Może psy o takim pochodzeniu nie powinny być w klanie. Co to za pomysł, by przyjmować przypadkowe kundle, którym zachciało się upragnionej wolności?
— Nie lepiej żyło ci się, będąc w obróżce i chodząc na spacerki ze smyczą?
Spytała o to. Nie miała powodu, by się przed tym powstrzymywać. Orzechowa Gwiazda znowu zwróciła na nią swoją uwagę. Kąciki pyska, które przed chwilą były uniesione, ponuro opadły. Patrzyły na siebie z powagą, w swe brązowe oczy. Odcień tęczówek Złotego Popiołu był ciemniejszy od tych liderki, jednak w tamtej chwili wydawało się, że to jej ślepia zasłonięte są wszystkimi burzowymi chmurami.
— O co ci chodzi?
— Ktoś taki jak ty nie powinien być liderem — odparła wprost.
— Od kiedy przejmują cię takie rzeczy, Złoty Popiele?
Złoty Popiół poczuła rosnącą w niej złość przez cyniczny (zupełnie do niej niepasujący), lekceważący ton swej przełożonej. Nawet jeśli sama doskonale wiedziała, że ma naturalną skłonność do bagatelizowania wszystkiego, co będzie zdawać się dla niej w danej chwili nieistotne, nienawidziła, kiedy ktoś jej to wypominał. Przez te napływające do niej emocje musiała aż wstać z chłodnego, wilgotnego podłoża i zbliżyć się do pyska Orzechowej z uśmieszkiem na pysku.
— Nawet jeśli takie rzeczy mnie przejmują, jest coś, czego nienawidzę. Psów pokroju ciebie, pieszczoszków, nadających się tylko do leżenia na kanapie, a nie prowadzenia klanu.
— Rodzina nie byłaby z ciebie dumna — odparła krótko.
Uśmiech zniknął powoli z pyska Popiołu. Zmieniała ekspresje na nim co sekundę, raz ukazując swoją złośliwość, drugim razem przemieniając się w obrażonego ponuraka, a trzecim sprawiając wrażenie, że za moment kogoś brutalnie zamorduje.
— Skoro już wypominamy przeszłość, to może przypomnę ci, co robiła twoja matka — dodała.
— Każdy doskonale wie, co robiła moja matka.
Każdy zna jej matkę. Złoty Popiół nie lubiła wspominania o niej. Myśl o jej zachowaniach, zdradach i przekrętach sprawiała, że czuła nienawiść do swej własnej rodzicielki. Jej imię wisiało już nie raz na pyskach psów z klanu, a tym samym także imię jej potomstwa, w tym oczywiście Złotego Popiołu. Z czasem ten temat znacznie się uciszył i mało kto już myślał o Kwitnącej Malinie, zdrajczyni klanu i nie tylko, znajdując sobie ciekawsze tematy do plotek.
— Nie odpowiadam za moją rodzinę. Nie odpowiadam za nią — warknęła cicho.
— Skoro pieszczochy według ciebie nie nadają się do klanu, to dzieci zdrajców też nie.
Nie odpowiedziała. Otworzyła pysk, ale nie wiedziała, co może powiedzieć, jakby ktoś odebrał jej głos. Orzechowa Gwiazda raczej nie powiedziałaby czegoś takiego, tym bardziej nie do niej, prawda? Spuściła wzrok, co najwidoczniej liderka odebrała jako swoją wygraną i odsunęła się o parę kroków, siadając naprzeciw zakłopotanej Złotej.
— Słuchaj... w takim razie, pomożesz mi?
W takim razie? Spojrzała na nią niepewnie — orzechowe oczy liderki mieniły się dziwnym połyskiem.
— Wystarczy, że zaciśniesz kły na mojej szyi. Tylko musisz to zrobić bardzo mocno.
Musiała przetworzyć jej słowa, nie rozumiejąc, co suczka ma na myśli. Zmarszczyła brwi.
— Że co?
Czy dobrze usłyszała? Może ma słuchowe omamy?
Orzechowa Gwiazda westchnęła przez zdezorientowane spojrzenie swej zastępczyni. Nie przesłyszała się. Już doskonale rozumiała (a może nie?), o czym mówi liderka, lecz wciąż te słowa wydawały się dla niej być abstrakcją.
— Skoro nie chcesz tego zrobić, sama cię do tego zmuszę.
Sekunda. Bądź nawet jej połowa. Liderka znalazła się przy Złotym Popiele i pchnęła ją na podłoże — zastępca miała nagłe wrażenie, że w porównaniu do suki, nie ma w ogóle siły. Odepchnęła od siebie suczkę, co jednak jej nie zniechęciło. Rzuciła się na kark zastępczyni i zaczęła nim szarpać. Złoty Popiół, niepewna, czy powinna się bronić, próbowała wyrwać się z uścisku mocnych kłów, nie mając zamiaru robić krzywdy przełożonej. Krople szkarłatnej krwi coraz bardziej brudziły futro Złotej. Nie mogła wytrzymać dalszego bólu. Z całych sił wydostała się na wolność i rzuciła się na łapę Orzechowej, mając nadzieję jedynie na zniechęcenie jej do dalszych ataków. Wydała z siebie zdziwiony skowyt, znowu próbując znaleźć słabe punkty Popiołu i się do nich dostać, co jednak przewidziała jej zastępczyni. Odepchnęła Orzechową z całej siły — gdy liderka podniosła się na równe łapy, ogarnął ją nagły spokój. Złota, dysząc, rzuciła jej rozgniewany wzrok.
— Już się uspokoiłaś? Pójdziemy do medyka i da ci ziółka na uspokojenie, okej? — prychnęła z cynicznym uśmiechem, który jednak po chwili zniknął, im dłużej wpatrywała się w jej oczy. — Orzechowa Gwiazdo, wracaj do klanu.
Nie wyglądała ona jednak, jakby była do tego skłonna. Dopiero po chwili zorientowała się, że w ich stronę nadjeżdża pociąg, a liderka z diabelskim spokojem siedzi na torach. Och. Nie, nie... Złoty Popiół poczuła bezsilność, nie wierząc w to, co się dzieje. Może to się tak naprawdę nie dzieje? Nie czuła, jakby to było rzeczywiste i wszystko, co obserwowała, było jak świadomy sen. Nigdy nie miała świadomych snów.
Podczas niego osoba zdaje sobie sprawę, że śni.
Szok wywołany napływem wielu chaotycznych i negatywnych emocji sprawił, że nagłe zawroty głowy Złotej zamgliły jej obraz, dokładnie w chwili, w której Orzechowa przepadła.
Przez długi czas słyszała szum przejeżdżającej maszyny.
Gdy chciała ruszyć się z miejsca, poczuła, że uginają się pod nią łapy. Z trudem utrzymała się na drżących kończynach. Rana na jej karku wrzeszczała piekącym bólem, gdy podchodziła do leżącego dalej ciała, odrzuconego przez maszynę.
— Orzechowa Gwiazdo? Na Gwiezdnych. Orzechowa Gwiazdo. Jesteś w tej chwili poważna?
Wpadła w panikę.
Złoty Popiół nigdy nikogo (czyli innego psa) w swej karierze nie zabiła, więc nie wiedziała, co powinna uczynić. Co robi morderca? Chowa ciało? Gdzie może schować ciało? Ile będzie kopać tak dużą dziurę, by zmieścić cielsko Orzechowej? A może powinna je spalić? Skąd weźmie ogień? Gdyby ciało znaleźli Dwunożni, od razu by się nim zajęli, jednak musi coś z tym zrobić jak najszybciej! Trafi do Infernum? Od kiedy przejmuje się, gdzie trafi po śmierci? Trafiłaby do niego nawet gdyby nikogo nie zabiła. Czy w kodeksie jest coś o zabijaniu własnej liderki? Moment, to też nie należy do zakresu rzeczy, które ją przejmują. Nie doznała żadnego szoku czy tym bardziej nie żalu, jednak zaczęła myśleć o konsekwencjach swego niegodnego czynu (oczywiście, dopiero po całym zdarzeniu).
Na Gwiezdnych, co ma teraz zrobić?! Nie zostawi tak po prostu jej ciała.
Pieprzona Orzechowa Gwiazda. Pieprzone Ventus.
Odsunęła się o krok od zwłok i usiadła, mając wrażenie, że nie da rady ustać ani chwili dłużej. Ciało samo z siebie reagowało na wydarzenie, nie dając siebie kontrolować i zupełnie ignorując zdrowy rozsądek.
— Co... co tu się dzieje?
Gwałtownie zwróciła pysk w stronę głosu i poczuła jeszcze intensywniejszy chłód.
— Nie... nie, to nie tak! Nie tak, jak myślisz! — wyrwało się z jej gardła.
Pożałowała tych żałosnych słów. Przez nie wyglądało to, jakby rzeczywiście to zrobiła. Bo zrobiła, prawda? To była jej wina. Bo kogo innego?
Pojawienie się Bryzowego Szeptu wyprowadziło ją z resztek równowagi i spokoju. Czuła, jakby coś przepadło. 
— Bryzowy Szepcie... wysłuchaj mnie. — Podeszła do niej, lecz zszokowana suczka odsunęła się o parę kroków. — Hej, chyba nie myślisz, że to ja, co? Po co miałabym to zrobić?
— W takim razie, co tu się stało? — pytając o to, wyglądała, jakby szykowała się do ucieczki.
Złoty Popiół sama tego nie widziała. Jak miała wyjaśnić jej, co tu się zadziało? Jak miała niby powiedzieć o zamiarach Orzechowej Gwiazdy? Nikt nie spodziewałby się czegoś takiego po liderce. Głos co chwilę zanikał jej w gardle, ilekroć starała się powiedzieć coś sensownego. Wzięła dwa głębokie wdechy. Poddała się i z bezsilności wypowiedziała słowa, które były wielkim błędem.
— Nie mów nikomu o tym. Zrobię wszystko, tylko o tym nie mów. Nikt nie może o tym wiedzieć.
Krew na pysku zastępczyni i tak nie skusiłby Bryzowej do uwierzenia w żadne jej słowa.
***
Odbijający się w wodzie księżyc odwracał całą uwagę przyszłej Złotej Gwiazdy. Wyglądał dokładnie tak samo, jak tamtego dnia, choć tym razem towarzyszyły mu nieliczne gwiazdy. Słyszała tylko delikatny szum lśniącej, przejrzystej wody (choć na futrze nie czuła żadnych podmuchów wiatru). Przymknęła oczy i odetchnęła cicho. Powietrze miało wyjątkowo odświeżający zapach. Coś ją zachęcało do zostania w tym miejscu jak najdłużej.
— Witaj, Złoty Popiele. Jesteś gotowa, aby zostać nowym liderem?
Choć zimno zdawało się przyklejać do skóry suki, jakby było szronem, od Płycizny dało się czuć przyjemne ciepło. Czuła dzięki niemu zadziwiający spokój, który zapewne ją opuści wraz z opuszczeniem płycizny.
— Tak.
Czy na pewno powinna właśnie to odpowiedzieć? Wyszło z niej to słowo automatycznie, jakby szykowała się na tę chwilę od dłuższego czasu. Czy naprawdę jest na to gotowa i czy w ogóle na to zasługuje? Nawiedziło ją ogromne zwątpienie. Gwiezdni muszą być na mnie cholernie źli, pomyślała, uśmiechając się z kpiną pod nosem. Och, że w ogóle ma jeszcze czelność się uśmiechać! — Witaj, Złoty Popiele, mój zastępco.
Och. Znajomy głos. Spuściła wzrok. Czy to w gwiazdy zamieniają się psy po śmierci i obserwują swych potomków? Czemu chciałaś zostać gwiazdą, Orzechowa?
— Wołam cię twym nowym imieniem, Złotą Gwiazdą. Twoje dawne życie się kończy. Gwiezdni dają ci opiekę nad Ventusem. Broń go dobrze — opiekuj się starymi i młodymi, czcij swoich przodków i tradycje kodeksu wojownika. Żyj z dumą i godnością.
Gdy opuszczała płyciznę, przysięgłaby, że zobaczyła jakby rozpuszczający się w wodzie i mieszający z nią szkarłat.
Może to właśnie on wydzielał to ciepło.
***
Zwołała spotkanie klanu przy stadninie. Dowiedziano się, że Orzechowa Gwiazda została znaleziona martwa. Powiadomiła o tym, nie okazując żadnych wylewnych emocji oraz nie rozglądając się nawet chwili po tłumie zgromadzonych, nie mając najmniejszej ochoty spoglądać nikomu w oczy, szczególnie Białej Zamieci. Z jakiegoś powodu, pomyślała, że gdy nawiążą kontakt wzrokowy, w ślepiach wojowniczki ujrzy zawiedzenie. Mimo to doskonale wiedziała, jak wyglądają spojrzenia psów. Doskonale wiedziała, jak wiele plotek o zupełnie innych scenariuszach zostanie rozprowadzonych. Doskonale wiedziała, że z tej śmierci nie może wyniknąć nic dobrego. Z niczyjej śmierci nie może wyniknąć nic dobrego.
— Moją zastępczynią zostanie Bryzowy Szept — powiedziała krótko Złota Gwiazda.
Raczej nie przyszły nikomu do głowy żadne podstawy, przez które miałaby właśnie tę osobowość uczynić swą prawą ręką. Możliwe, że niektórzy z nich zaczęli się nad tym zastanawiać, drudzy — opuścili jakiekolwiek myśli w nicość. Nie było jednak szansy na uniknięcie ewentualnych podejrzeń. Liderka czuła się jak przestępczyni.
Wszyscy zebrani rozeszli się w swe strony, zaskoczeni przez nagłe, nieprzewidziane zdarzenie. Żyjąc w klanie, trzeba pogodzić się z możliwymi stratami — jednak wciąż trudno jest tak po prostu przyzwyczaić siebie do śmierci innych. W końcu to nie jedyny pies, który umarł niespodziewanie. Złota postanowiła resztę dnia spędzić samotnie na polu. Przysiadła pod rosnącym samotnie drzewem, mając nadzieję, że pozwoli ono suczce na przerwanie jemu odpoczynku. Zachodzące słońce zabarwiło niebo na żółto-pomarańczową poświatę. Usłyszała czyjeś łapy zanurzające się w śniegu. Od razu ostrzegawczo zerwała się z miejsca, lecz okazało się, że niepotrzebnie.
— Berberysowe Wzgórze.
Była zaskoczona. Jej brat nie przychodził do niej tak po prostu. Nawet często się nie widywali, choć przecież wychowali się w tym samym klanie.
— Słyszałem, że cię tu znajdę — odparł, siadając przy niej. — Słyszałem też, co się wydarzyło.
— Ciężko o to, żebyś nie słyszał — warknęła na jego głupotę i przewróciła oczami, czując nagłe zirytowanie (tak jakby jej brat przywrócił na nowo Złoty Popiół).
— Nie sądziłem, że moja siostra kiedykolwiek zostałaby liderką. — Uśmiechnął się, lecz ten grymas szybko zszedł z jego pyska. — Coś ty zrobiła, Złotko?
Zacisnęła kły, patrząc na Berberysa z niepokojem i jednocześnie wściekłością. Miała wrażenie, że za moment rzuci się na wojownika i go rozszarpie, lecz jakiś wewnętrzny impuls powstrzymał ją od jakichkolwiek dalszych, ryzykownych czynów.
— Liczyłem, że czegoś się nauczysz. Jednak się na tobie zawiodłem. Jest mi z tym... dość przykro.
Jej brązowe oczy zaszły mgłą — Berberysowe Wzgórze, spoglądając w nie ze skrytą troską poczuł, że tym razem stracił Złotko na zawsze.
[2737 słów: Złoty Popiół otrzymuje 27 Punktów Doświadczenia i zostaje liderką; Orzechowa Gwiazda umiera]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz