Choroba zaczynała go coraz mocniej dotykać. Starał się tego specjalnie nie okazywać. Mieli dużo zakażonych i zero ziół. Czuł, jak jego słabe łapy się pod nim uginają i że niedługo będzie musiał prosić o zwolnienie z patroli.
Miał wrażenie, jakby wszelkie zioła zostały już zabrane. Zastanawiał się, jak jego brat się trzyma. Czy u nich wszystko rozprzestrzeniło się równie paskudnie? Gdy ostatnio go widział, dobrze się trzymał.
Oddychanie było irytująco ciężkie. Zatrzymał się, dysząc, gdy jego poszukiwania dotarły do wschodnich krańców terenów. Nic. Zero roślin. A to wszystko na dodatek było tak męczące...
— Hej? — Uniósł łeb, by zobaczyć samca, stojącego tuż przy granicy.
Czuć było od niego zapach Bezgwiezdnych. Jasne Serce spróbował się wyprostować i pokonać napad kaszlu.
— Cześć. Nie przejmuj się, jest mi dobrze po mojej stronie granicy — zażartował. Pies nadal patrzył na niego zaniepokojony.
— Choroba cię męczy?
— Niestety tak się zdarzyło. Ale nie martw się, z tej odległości się nie zakażesz.
— Czemu się po prostu nie wyleczysz? — zapytał pies niewinnie.
Zabrzmiało to tak zabawnie dla Jasnego Serca, że aż się zaśmiał.
— Nie mamy ziół. Tereny Tenebrisu jakoś w nie nie obfitują.
Pies miał wyraźnie skonfliktowaną twarz, a Jasnemu Sercu nie śpieszyło się specjalnie, więc czekał. W końcu sięgnął po coś skrytego za kamieniem i podszedł bliżej. Nie przechodząc przez granice, wyznaczoną zapachem, położył to na ziemi.
— Chyba tyle powinno ci starczyć — powiedział, odsuwając się do tyłu. Dopiero wtedy samiec podszedł i mógł dokładnie zobaczyć, co tu leżało.
— Zioła? — Spojrzał na niego zaskoczony.
— Mhm. Mamy dobrą sytuację, a wy złą. Wyleczysz się, a nam to bardzo nie zaszkodzi.
— Ja… nie mogę tego przecież przyjąć — powiedział, potrząsając łbem.
— Nie są trujące.
— Nie o to mi chodziło…
— Wiem, że nie mamy najlepszej opinii wśród klanów — zaczął pies i widać było, że myślał nad swoimi słowami. — Chciałbym jednak, byś zapomniał o tym i potraktował to jako podarek od psa do psa. W końcu niezależnie od wszystkiego, co nas dzieli, przede wszystkim jesteśmy psami. I jako jeden rodzaj, powinniśmy pomagać i szanować siebie nawzajem. Ale nie zaszkodzi wspomnieć, że dostałeś je od Bezgwiezdnego. — Jasne Serce zaśmiał się.
— Dobrze, powiem. I dziękuję, spłacę wam to jakoś.
— Nie musisz. — Pies uśmiechnął się.
— Jazgot! — rozległ się nagle krzyk i obaj odwróciły się w jego stronę.
— Już idę — zawołał pies i pobiegł w stronę znajomego.
Jasne Serce kiwnął mu łbem na pożegnanie, chociaż tamten tego nie widział. Przyjrzał się ziołom, ale wziął je w pysk i starał się nie zaślinić szczególnie. Zatrzymał się przed pokojem medyczki, ale ostatecznie łapy powiodły go gdzie indziej. Potrzebował tylko chwili, by znaleźć Białą Gwiazdę. Jego węch był jednym z powodów do dumy. Znalazł ją w jednym z pomieszczeń ich legowiska. Poczekał, aż skończy rozmawiać i dopiero wtedy podszedł do samicy.
— Liderko. — Spojrzała na niego. — Dostałem zioła.
— Jak to dostałeś?
— Od Bezgwiezdnego na granicy. Pomyślałem, że powinnaś zdecydować, kto ma je dostać. Wiem, że twoje dzieciaki się zaraziły… — Biała Gwiazda patrzyła na niego z miną, której nie potrafił rozpoznać. Starał się uśmiechać i merdał delikatnie ogonem.
— A czy ty nie jesteś chory?
— Trochę...
— Dostałeś je bezpośrednio do swoich łap. Poza tym ty i Drewniany Pazur jesteście w najgorszym stanie.
— Liderko… - zawahał się. — Dobra, dziękuje ci bardzo. — Uśmiechnął się. — Zbierzemy więcej, by starczyło dla wszystkich. Nikt nam nie umrze.
Biała mu nie odpowiedziała, ale nie potrzebował tego. Skierował się do Ciemnej, która nie kwestionowała, skąd nagle udało mu się wziąć tyle ziół. Wymamrotała coś tylko i zaczęła szykować mieszankę.
Dziecko, wracaj z tym lekarstwem szybciej, pomyślał, my tu nie dajemy już rady.
[579 słów: Jasne Serce otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia i zostaje wyleczony z choroby]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz