W porządku. Ze względu na to, że Brązowa Blizna zapewne prędko jeszcze nie wróci, Bryzowa Gwiazda wyznaczyła mi nowego mentora. Z trudem stłumiłem rozbawienie, dowiadując się, że ma nim być jej zastępca — Berberysowe Wzgórze.
Strachliwy, skromny piesek powiedziałby, że to stresująca sytuacja. W końcu nie byłoby dobrze narazić się psu, który może być niebawem przywódcą mojego klanu. Wyszczerzyłem się z zadowoleniem. Tylko tyle, że ja nie jestem strachliwym skromnym pieskiem. A Berberysowe Wzgórze rychło się o tym przekona. Na swoje nieszczęście.
— Krzemienna Łapo! — usłyszałem głos mojego nowego mentora. — Chodź, Chodź, idziemy na patrol z Migoczącym Światłem i Aksamitkową Chmurą.
— Już idę — szczeknąłem z udawanym entuzjazmem, jednak wewnętrznie, czułem irytację.
Ja miałbym iść na patrol z Migoczącym Światłem? Tym uzurpatorem? To ja powinienem być teraz wojownikiem i potencjalnym partnerem dla Dmuchawcowego Lotu. Gdyby nie choroba Białej Zamieci... To mój brat musiał za tym stać. Nie wiem, czy chorował, przed Białą Zamiecią, ale i tak musiał mieć z tym coś wspólnego. Tak, tylko on mógł sabotować moją drogę do sławy. Że też jego żądza władzy jest tak wielka, że nie zawaha się skrzywdzić członka własnego klanu.
Wziąłem głęboki wdech. Nie, to nie czas wdawać się w konflikty z Migoczącym Światłem. Postaram się go trzymać na dystans od Dmuchawcowego Lotu i będę uważać, aby nowa przywódczyni i jej zastępca nie umarli tak szybko, jak ich poprzedniczki. Jednak, póki co, jestem uczniem i niewiele mogę zrobić.
— Krzemienna Łapo! — po raz kolejny zawołał mnie Berberysowe Wzgórze, a ja nie chcąc go denerwować tak szybko, wybiegłem z legowiska, nie tracąc czasu na dalsze dywagacje. — Jesteś wreszcie.
— Cześć, Krzemienna Łapo. — Obok mojego mentora stanął Migoczące Światło.
— Witaj bracie. — Zmierzyłem go sceptycznie wzrokiem.
Błysk w jego oczach i jego dumna postawa — widać było, że dobrze się czuje na stopniu wojownika. Egoistyczny głupiec.
Brat wyglądał na bardzo zadowolonego. Czułem złość, ale zdecydowałem się nie zwracać na niego uwagi. Potrafię tłumić emocje. I bardzo lubię tę umiejętność. Jest... bardzo użyteczna.
Wyszliśmy z obozu, a ja zacząłem się powoli zastanawiać, w jaki sposób mógłbym wykorzystać fakt, że moim mentorem jest zastępca przywódcy. Potrafię manipulować innymi psami, a gdyby udało mi się podporządkować sobie Berberysowe Wzgórze, to trochę tak, jakbym sam był zastępcą przywódcy. Dlaczego nigdy wcześniej o tym nie pomyślałem? Musiałem tylko obmyślić sprytny plan. Najpierw muszę zrobić coś, aby móc pozostać na chwilę z Berberysowym Wzgórzem sam na sam.
Usłyszałem świergot i zobaczyłem jaskółkę. Zawahałem się. Z jednej strony, to okazja, z drugiej, nie chciałem się skompromitować. Chociaż, chyba będzie warto. Znając Berberysowe Wzgórze, on nie przepuści takiej okazji.
Natychmiast pobiegłem za jaskółką, głośno przy tym szczekając. Pewnie większość psów uznałaby to za marnotrawstwo i bezczeszczenie honoru mojej byłej mentorki. Jednak... moim celem nie jest tylko dobre polowanie i zostanie dobrym wojownikiem. Moje ambicje sięgają znacznie dalej. Władza, zemsta, siła...
Owszem. Nie jestem wzorowym psem i zapewne pójdę za tego typu wybryki do Infernum. Mówi się trudno. Ważne jest to co tu i teraz i to, aby przeżyć swoje życie najlepiej, jak się potrafi. Coelum i Infernum będę się martwił po śmierci. Chyba że w międzyczasie zostanę przywódcą i zmuszę swojego medyka, aby nie przejmował się chorymi, tylko próbował (ba, próbował. W czasie próby można polec. Ja nie przyjmę porażki) stworzyć dla mnie eliksir nieśmiertelności. Tak, to by było dobre.
Wróćmy do rzeczywistości. Jak pewnie zgadliście, nie złapałem ptaka. Berberysowe Wzgórze spojrzał na mnie z dezaprobatą. No już przyjacielu, chwyć przynętę.
— Nie tak się poluje, młody — warknął.
— Przepraszam. — Spuściłem ze skruchą głowę. — Dawno nie polowałem. Mógłbyś mi przypomnieć tą technikę?
Berberysowe Wzgórze westchnął ze zniecierpliwieniem, ale ruchem głowy dał znać reszcie patrolu, aby poszli przodem, a my zaraz do nich dołączymy.
Zastępca zaczął demonstrować, jak należy podchodzić do ptaka. Ja z kolei obserwowałem go, kiwając głową. Potem, Berberysowe Wzgórze zauważył wróbla i kazał mi go upolować. Złapałem go bez większych przeszkód. Mój mentor już chciał iść, dogonić pozostałych, ale go zatrzymałem.
— Zauważyłeś, że Migoczące Światło jest jakiś nieswój? — spytałem.
— Tak? — Berberysowe Wzgórze był szczerze zaskoczony. — Nie, nie zauważyłem.
— Zaufaj mi, on jest moim bratem — powiedziałem, starając się przybrać smutny wyraz pyska. — Naprawdę zżył się z Brązową Blizną. Po jego odejściu... Nie był już taki jak dawniej.
— Wszystkim nam jest ciężko — stwierdził Berberysowe Wzgórze.
— Owszem, ale Migoczące Światło, mimo że jest najstarszym z naszego miotu, jest również najwrażliwszym — stwierdziłem. — A teraz jeszcze śmierć naszych matek... — głos mi się załamał, a wewnętrznie z trudem tłumiłem śmiech — to dla niego naprawdę trudne.
— Rozumiem. — Berberysowe Wzgórze skinął ze zrozumieniem głową. — Co sugerujesz? Co według ciebie powinienem zrobić?
— Nie pozwól mu o tym myśleć. — Uśmiechnąłem się. — Wysyłaj go na możliwie największą liczbę patroli. Każ mu polować do upadłego. Niech nie ma czasu się zamartwiać.
I jednocześnie ciągle uganiać się za Dmuchawcowym Lotem — dodałem w myślach. Musicie mi przynajmniej przyznać, że jestem w tym dobry. Każdy inny pies na moim miejscu już dawny by się wydał, kiedy targałyby nim takie fale uczuć. Ekscytacja, pewność, złość, ambicja... Niewielu jest w stanie to znieść.
Berberysowe Wzgórze zmrużył oczy i zmierzył mnie wzrokiem. Dopiero teraz zacząłem się niepokoić.
— Złapałbyś tę jaskółkę — zgadł Berberysowe Wzgórze. — Chciałeś porozmawiać ze mną na osobności.
— Dla dobra mojego brata — udałem skruchę.
— Kierowały tobą dobre pobudki — stwierdził Berberysowe Wzgórze. — Jednak podstęp nigdy nie jest dobry. A kiedy dodatkowo połączy się go z nadmierną ambicją... to nigdy do niczego dobrego nie prowadzi.
— Rozumiem, Berberysowe Wzgórze. — Pilnowałem, aby do mojego głosu nie wkradła się ironia.
— Chwila... — zawahał się Berberysowe Wzgórze. — No tak, jak ja mogłem być taki ślepy.
— Co? — Ton mojego mentora mi się nie spodobał.
— To oczywiste. — Berberysowe Wzgórze spuścił głowę. — Przepraszam, Krzemienna Łapo, że tego nie zauważałem. Nie mówiłeś tylko o Migoczącym Świetle, prawda?
A o kim innym? — spytałem, nie kryjąc już nawet paniki w głosie.
Wiedziałem, o co mu chodzi. Gdy ktoś mówi „Nie mówiłeś tylko o nim”, zapewne myśli o tym, że rozmówca mówi o...
— O sobie — powiedział Berberysowe Wzgórze. — Mówiłeś o sobie.
— Nonsens — warknąłem.
— Też straciłeś obie matki — zauważył Berberysowe Wzgórze — i również miałeś za mentora Brązową Bliznę.
— Kiedy dostałem go za mentora, jego nawet nie było w klanie — sprzeciwiłem się.
— Rozumiem cię, młody. — Popchnął mnie lekko Berberysowe Wzgórze. — Rozumiem, co czujesz. Jutro znów pójdziemy na dzienny patrol. Nie pozwolę ci się zadręczać myślą i śmierci twoich matek.
Patrzyłem na niego oszołomiony. Nie tak to sobie zaplanowałem. Berberysowe Wzgórze był już w drodze w kierunku ścieżki, którym poszli Migoczące Światło i Aksamitkowa Chmura. Próbując wkopać mojego brata, sam się wkopałem. Właściwie, to sprawiedliwe, ale...
— Podobno życie nie jest sprawiedliwe — poskarżyłem się wszechświatowi.
[1070 słów: Krzemienna Łapa otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia i 3 Punkty Treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz