13 kwietnia 2021

Od Aronii

Szłam właśnie za Sikorką. Rozemocjonowana suczka prowadziła mnie w stronę niewinnie wyglądającej sterty kamieni i patyków, a ja musiała za nią pójść, mimo iż prawdopodobieństwo, że nie zakończy się to tragedią, było nikłe. Jeżeli jednak ma się tylko jedną przyjaciółkę, o ile przyjaźnią można było naszą relację nazwać, to nie powinno się ją zbywać, a przynajmniej nie zbyt często. Popatrzyłam się proszącym wzrokiem po siostrach, lecz Fiołek zbyt zajęta zabawą ze Słodyczą nie zauważyła mojej niemej prośby. Pomocy nie otrzymałam też od Konwalii, samotnej siedzącej i obserwującej żuki. Odwzajemniła spojrzenie, a jej spojrzenie było pełne wyrzutu. „Dlaczego mi przeszkadzasz?” zdawała się mówić.
Ostatni pomysł Sikorki w postaci katapulty nie wypalił, mimo iż dosłownie — tak. Nie chciałam znaleźć się na honorowej liście odstrzału Krwawego Zewu. Pies nie wyglądał na zbyt zadowolonego, kiedy legowisko wojowników zostało pozbawione części dachu. Dodatkowo zaczął padać deszcz, a dziura była wprost nad nim. Planowałam przeżyć długo i szczęśliwie, więc nie chciałam zrazić do siebie wszystkich psów w klanie. No dobrze, chociaż Sikorki nie zrażę…
Z Sikorką problem był taki, że jej się nie dało zrazić. Postanowiła wziąć mnie na celownik i przykleiła się do mnie jak rzep, a chociaż próbowałam, nie dało się jej odczepić. Jak żałuję, że nie wybrała Fiołka! Moja siostra z radością zrobiłaby to, co teraz robię, a oznacza to wszystko, co Sikorka sobie życzyła i czego potrzebowała. Nie chciałam pozwolić, aby rozsadzanie legowisk wojowników i niszczenie mojej, już i tak marnej reputacji weszło mi w nawyk, dlatego przyrzekłam sobie w duchu, że robię to po raz ostatni.
Doszłam do jednej z sali, w której leżała tajemniczo wyglądająca kupa różnych, częściowo pokrytych ziemią przedmiotów. Przedstawiona została przez Sikorkę jako ulepszona katapulta.
— Znowu? — spytałam się, patrząc powątpiewającym wzrokiem po przyjaciółce. Nie miałam ochoty na powtórne wrażenia, a była to chyba dziesiąta wykonana ze śmieci katapulta z rzędu. Zresztą opowiadała, co planuje zrobić, toteż sądziłam, że będzie to łódź. — Wiesz, że trawa nie utrzyma kamienia? Co z tą łodzią?
— Jak to znowu? To nowa i ulepszona katapulta! Nazwałam ją Sikorka, po moim imieniu… Ale jak chcesz to może być Aroniowa Sikorka — zaczęła się śmiać i tarzać. Jej nieumiejętność radzenia sobie z nerwami naprawdę mnie denerwowała, ale wypadało się z tym pogodzić. Tak naprawdę lubiłam ją, chociaż była jaka była. — Łódź wyszła za mała, aby mnie pomieścić, więc zrobię kamienne płetwy z silnikiem. A co do trawy to zastąpiłam ją liśćmi — powiedziała, co wywołało u niej kolejny napad chichotu.
— Co tym razem obrócisz w pył? Białą Gwiazdę? — Przemilczałam to, że łatwiej byłoby jej zabić dwunożnego niż pływać z kamieniem przymocowanym do łap.
Wizja rozsadzonej na czynniki pierwsze Białej Gwiazdy tak ją rozbawiła, że kręcąc się, niechcący zniszczyła swoje nowe dzieło. Mnie osobiście śmierć przywódczyni nie bawiła, a raczej martwiła. Sprawiała ona dobre i miłe wrażenie. Nie uważałam zabicie jej w żadnym wypadku za śmieszne, chociaż wątpiłam, żeby moja przyjaciółka zdawała sobie w ogóle sprawę, z czego się śmieje. Kiedy Sikorka zobaczyła zniszczenia, jakie sprawiła, podskoczyła i odbiegła przestraszona. Obejrzałam się za nią znudzonym i ponaglającym wzrokiem. Suczka zaczęła wyć, a ja liczyłam sekundy. Każda z nich przybliżała nas do karnego zamknięcia w żłobku.
— Naprawdę, jeżeli przyprowadziłaś mnie, aby pokazać, jak niszczysz … — Sikorka jednak, jak to ona, przerwała mi. Jestem jej za to serdecznie wdzięczna, bo pójście w ślady mojego nieżyjącego już rodzeństwa nie było jednym z moich licznych marzeń.
— CHOWAĆ SIĘ! — krzyknęła i idąc za swoją własną radą, pobiegła w znaleźć kryjówkę.
Odwróciłam się w stronę katapulty, a następnie padłam na ziemię. Bardzo bym chciała, aby zniszczyła przedmiot. Zrozumiałam jednak, że sprzęt został nastawiony — zaraz wystrzeli w kierunku wejścia do sali. Na nieszczęście usłyszałam kroki psa, przywołanego wyciem Sikorki. Nie rozumiałam, i nadal nie rozumiem, dlaczego ta sterta przypadkowych rzeczy miałaby wystrzelić tak gigantyczny kamień? Czy powinno było to się stać, czy nie, kamień poleciał w stronę psa stojącego w przejściu. Modliłam się do Gwiezdnych, aby zrobił unik bądź zareagował na wrzask mojej przyjaciółki. Po wystrzale wstałam, i otrzepałam się, bo chociaż czułam skruchę, zamierzałam przyjąć następne wydarzenia z godnością wojownika. Po co ja się w to wplątałam? Sikorko, nigdy więcej!
<Do psa, który chce ryzykować oberwaniem kamieniem>
[675 słów: Aronia otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz